Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38 Na dobry sen

Niechętnie opuściłam łazienkę. Skrzyżowałam ręce na piersi, żeby choć w ten sposób się osłonić. Czułam się fatalnie.

Wino to jednak nie moja bajka.

Mężczyzna czekał na mnie przed drzwiami. Spojrzał uważnie, gdy pojawiłam się przed nim. Od razu opuściłam wzrok na podłogę. Chyba jednak wolałam nie wiedzieć. Nic nie wiedzieć.

Nie zmuszał mnie, żebym cokolwiek mówiła. Nie zmuszał, żebym na niego patrzyła. Po prostu... podszedł i mnie przytulił.

- Chcesz się jeszcze położyć? Jest dość wcześnie... - zapytał. Przylgnęłam do niego mocno, a on zamknął mnie w swoich ramionach. Powoli przesuwał dłonie po moich plecach.

- Raczej już nie zasnę. Głowa mnie boli i... moja godność leży i nie może się podnieść.

Nie, żeby wcześniej stała, jednak od kiedy zamieszkałam w burdelu, to miałam wrażenie, że się staczała. Bardzo szybko.

- Kochanie – westchnął cicho – nic się nie stało. Miałaś stresujący wieczór i chciałaś odreagować. Domyślam się, że nie pijesz zbyt często – gdy tylko przytaknęłam, kontynuował – mogę poszukać czegoś na ból głowy. Myślę, że jak weźmiesz prysznic i zjesz śniadanie, to zrobi ci się trochę lepiej.

Zaproponował, abym odpuściła sobie wizytę u Madame, ale nie zgodziłam się na to. Pobyt w Nowym Jorku nie był dla przyjemności i nie mogłam go tak traktować. Miał być sposobem na spłatę zobowiązań i uwolnieniem się od Olivera. Musiałam o tym pamiętać.

Po kąpieli, przebraniu się w normalne ubrania i tabletce zrobiło mi się trochę lepiej, przynajmniej fizycznie. Emocjonalnie... tak jakoś to był dla mnie trudny dzień. Cały czas myślałam o Michaelu i bagnie, w którym tonął. Gdy miałam chwilę to szukałam nawet grup wsparcia w Auguście i czytałam fora dla osób dotkniętych problemem narkomanii w rodzinie. Niestety nie napawały mnie optymizmem.

Może po prostu trafiałam na te nieodpowiednie. Chociaż z drugiej strony – lepsza brutalna prawda, niż piękna półprawda, bo przecież półprawda to kłamstwo.

Oliver widział, że mam zły humor, a do tego staram się go unikać, więc nie naciskał i nie narzucał się mi.

Chociaż...

Często mówił do mnie „kochanie".

Po piątym razie moja czujność się wzmogła i zaczęłam zastanawiać się, o co mu chodzi?

- Dlaczego od rana mówisz do mnie „kochanie"? - zapytałam w drodze do Madame. Czy zaskoczyło mnie, że pierwsze, co zrobił po zajęciu miejsca w aucie, to chwycenie mnie za rękę? Już nie.

Spojrzał na mnie z diabelskim błyskiem w oku i wygiął usta w ironicznym uśmieszku.

- Bo mówiłaś, że tak lubisz.

- Ja tak mówiłam? - zdziwiłam się. Serio, ja? Do niego?

W zasadzie... to było miłe i czułam się tak jakoś... inaczej, gdy mnie określał tym słowem, ale, żeby aż tak bezpośrednio domagać się tego?

- Mnie też tak nazywałaś – uśmiechnął się szerzej na widok konsternacji wymalowanej na mojej twarzy.

- Zdecydowanie nigdy więcej wina – powiedziałam cicho do siebie i odwróciłam się w stronę okna. Co mi strzeliło do głowy, żeby aż tak się wygłupić?!

Mężczyzna nie zaczepiał mnie przez resztę drogi, czasami jedynie gładził moją rękę, którą przez całą drogę trzymał w swojej dłoni.

- Chciałabyś gdzieś wyjść? - zapytał nieoczekiwanie, gdy parkowaliśmy pod domem Monique.

- Gdzie? - spojrzałam na niego zaskoczona. Do tej pory zazwyczaj siedzieliśmy w apartamencie i nie miałam nic przeciwko temu. Lubiłam spokój, chociaż brakowało mi kontaktu z przyrodą.

- Gdziekolwiek: do teatru, opery, kina. Zależy, co lubisz.

Kusząca propozycja, jednak musiałam podziękować.

- Miło, że proponujesz, ale chyba wolę myśleć o pobycie u ciebie jako o obowiązku, a nie wakacjach.

- Mogę sprawić, żebyś myślała o nim jako o przyjemności – uśmiechnął się nieznacznie, a ja szybko go minęłam i podeszłam do drzwi. Wolałam, żeby nie widział iż oblałam się rumieńcem na te słowa.

Chyba ostatnio mam zbyt bujną fantazję.

Oliver odnalazł jakąś dziwną radość w zawstydzaniu mnie, bo gdy tylko przywitaliśmy się z Madame od razu do mnie podszedł i położył dłoń na moim policzku.

- Wymyślę coś na wieczór, żebyś była zadowolona i nie odbierała tego jako obowiązku, kochanie – z premedytacją podkreślił ostatnie słowo, a ja powtórnie zaróżowiłam się ze wstydu. Monique wszystko słyszała.

Po wyjściu pana Lee przez chwilę przyglądała mi się w milczeniu.

- Mam wrażenie, że przygotowuję ciebie nie dla jakiegoś obcego klienta, tylko dla tego jednego, konkretnego. Bardzo konkretnego – zaczęła delikatnie.

- To mylne wrażenie. Z mojej strony wszystko jest tak, jak to zostało ustalone. Nic się nie zmieni – zapewniłam ją szybko.

- Czy Oliver... nie zaproponował ci czegoś? - spojrzała na mnie uważnie, jakby próbowała wyłapać choć cień kłamstwa.

- Zaproponował, jednak nie przyjęłam jego propozycji.

Kobieta wydawała się szczerze zdziwiona.

- Dlaczego? Amelio... chyba nie przemyślałaś tego zbyt dobrze.

- Wręcz przeciwnie. Wszystko przemyślałam – odpowiedziałam pewnie – chcę zrobić to, co muszę i o tym zapomnieć. Przy Oliverze byłoby to trudne.

Nie dodałam, że namieszał mi w głowie i czasami miałam ochotę zostać z nim i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Nie dodałam też, że gdybym ostatecznie poszła z nim na układ i potem on by się skończył, to to mogłoby być dla mnie bardzo trudne, bo nie potrafiłabym nie zaangażować się emocjonalnie w znajomość z mężczyzną, a potem po prostu o wszystkim zapomnieć.

- Poza tym, może to głupie, ale chciałabym mieć kiedyś normalną rodzinę: męża, dzieci, może i psa – uśmiechnęłam się nieśmiało – i liczę, że jeśli wybiorę tylko jedną noc za pieniądze, to będzie to mniej drastyczne i mimo wszystko nie stanę się aż tak bardzo pogardzana za ten czyn, niż gdy miałabym spędzić nie wiadomo ile czasu z Oliverem w zamian za spłatę długu. Mam nadzieję, że kiedyś znajdę kogoś, kto będzie w stanie znieść to, co robiłam. Że wybaczy mi i nie będzie czuł do mnie awersji. Wystarczy, że sama będę ją czuła – dodałam cicho.

Monique podeszła i mnie przytuliła.

- I dlatego nie lubię, jak sprowadzają mi dziewczyny na siłę. Nie lubię zmuszać do tego, z czego potem trudno jest wyjść.

- Trudno wyjść? - zdziwiłam się – wydaje mi się, że łatwo. Po prostu tego nie robisz i tyle.

Madame zaśmiała się krótko, ale nie był to wesoły śmiech.

- Skarbie, prostytucja jest trochę tak, jak uzależnienie. Te, które nie chcą, rzeczywiście są w stanie z tego wyjść. Gorzej z tymi, które chcą, ale nie mogą przestać, bo bez tego czują się nikim. Potrzebują tych emocji, tego otoczenia, czasami i niepewności. Znałam wiele takich dziewczyn.

- Ale sama mówiłaś, że nie lubisz tych zmuszanych na siłę, bo potem ciężko z tego wyjść, a jednocześnie wskazałaś, że te, które chcą to dadzą radę – zauważyłam nieścisłość w jej słowach.

- Owszem, nie lubię, gdy dziewczyna robi coś wbrew własnej woli, a jeszcze bardziej nie lubię, gdy zarzeka się, że tego nie chce, a mimo wszystko chce. Nie powiem ci, ile z tych, które miały tu być tylko na chwilę, zostało prawie na zawsze. I to potem już z własnej woli. Gdy raz w to wejdziesz, to ciężko jest zrezygnować.

Byłam pewna, że ja taka nie będę. Że po tym jednym razie wyjdę z tego i puszczę w niepamięć cały ten Nowy Jork i jego mieszkańców. Że wszystko jakoś się ułoży. Dam radę.

Pół godziny później dołączyły do nas pozostałe dziewczyny i temat zszedł na jakiś zbliżający się bal w prokuraturze.

- Podobno nawet Stefan Castelli będzie. Wprawdzie sam, bo żona dopiero co urodziła i potrzebuje spokoju, ale on się wybiera – powiedziała Allie, a Monique pokiwała głową.

- Biedny ten Castelli, całe życie trwa w niewiedzy. Co z tą jego narzeczoną i córką? Jak to się stało, że nikt ich nie znalazł? - dopytywała Rachel, a ja dopiero teraz skojarzyłam, że mówią o tym dziecku, które miało być żoną dla Olivera.

- To musiała być jakaś grubsza akcja. Ogólnie ta jego narzeczona to też taka tajemnicza. Na pewno słyszałyście, że z jej rodziny była tylko matka? Nikt więcej nie przyjechał na ślub, a i ta kobieta zniknęła wtedy, gdy córka i wnuczka. Jechały razem do kościoła, gdy porywacze napadli na auto.

- Jakie stosunki ma teraz ten cały Castelli z Oliverem? Czy... to całe porwanie bardzo je zepsuło? - zapytałam. Wiedziałam, że mężczyzna wybiera się na tą imprezę i zastanawiałam się, czy to dobry pomysł.

- Raczej neutralne. Oczywiście lepsze by były, gdyby ich umowa doszła do skutku. Castelli zarządza okręgiem Wirginia, więc z chęcią zdobyłby wpływy nad Nowym Jorkiem, tak samo, jak Oliver nad tamtymi rejonami. Niestety, nie zawsze chcieć to móc – Madame wyglądała na zmartwioną.

- Może lepiej byłoby, gdyby Oliver nie szedł na ten bal? - zaproponowałam nieśmiało, ale Monique od razu powiedziała, ze co jak co, ale on musi być, w końcu to „na jego terenie" się wszystko odbywa.

- Z kim idzie? Podobno podziękował Weronice? - Rachel spojrzała na mnie poważnie – wiesz coś o tym?

Pokręciłam głową. Nie rozmawialiśmy o takich rzeczach.

- Oliver jest w gorącej wodzie kąpany. Zapewne dzień przed imprezą przypomni mu się, że nie ma z kim iść i wtedy poprosi mnie o pomoc. Przed Weronicą robił tak nagminnie. Wszystko na ostatnią chwilę – Madame nie wydawała się jednak zła z tego powodu. Chyba mimo wszystko ceniła współpracę z mężczyzną.

W pewnym momencie moje spojrzenie spotkało się z tym Monique. Kobieta uśmiechnęła się tajemniczo.

- Chyba że sam sobie znajdzie odpowiednią partnerkę i nie będzie potrzebował mojej pomocy.

Przygryzłam wargę, bo po raz kolejny zrobiło mi się głupio. Oliver nigdy by mnie nie wziął na taką imprezę. Jedyna, na której miałam się pojawić to ta cała „licytacja" mnie. Tak było lepiej. Nie umiałabym odnaleźć się na prawdziwym balu, wśród tych wszystkich bardziej i mniej podejrzanych typów. Wolałam nawet nie próbować wyobrażać sobie, jakby to było.

Mimo wszystko Madame uparła się, abym ćwiczyła dziś typowo „imprezowe" rzeczy – taniec, poruszanie się, prezentację, lekkie konwersacje, zachowanie przy stole.

- Być może przyda ci się to szybciej, niż myślisz moja droga – mrugnęła do mnie nad talerzem z późnym lunchem. Nie było Weronici, więc nie dostało mi się obiadem po głowie. Miła odmiana.

Gdy Oliver po mnie przyjechał nie pojechaliśmy prosto do mieszkania.

- Gdzie jedziemy? Jeśli do jakiegoś teatru, to nie jestem zbyt przygotowana – wskazałam ręką na siebie. Mój codzienny strój nie był za bardzo wyjściowy.

- Nie do teatru. Jedziemy w miejsce, które oglądasz codziennie z okien i kilka dni temu mówiłaś, że chciałabyś zobaczyć na żywo – uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń.

Poszliśmy na spacer do Central Parku.

Ucieszyłam się z tego bardziej, niż z jakiejkolwiek opery czy nawet najlepszego przedstawienia na Broadwayu. Tak bardzo tęskniłam za przestrzenią i wolnością, że z wielkim zafascynowaniem podziwiałam dosłownie wszystko.

- Ten most jest taki piękny! Jak się nazywa? - dopytywałam Olivera. Mężczyzna był bardzo wyrozumiały i cierpliwy i odpowiadał na każde moje pytanie (nawet czasem bzdurne).

- To Bow Bridge.

- Chyba dość popularne miejsce? Widzę, że jest tu dużo ludzi – w zasadzie widziałam same pary: przytulające się, całujące czy spacerujące pod rękę. Gdzie staruszki i rodziny z dziećmi? Nawet biegaczy nie było.

- Popularne wśród zakochanych.

Stanęliśmy na moście i przez chwilę podziwialiśmy widok. Podobał mi się wiosenny park. Było pięknie – różne odcienie zieleni mieszały się i tworzyły barwną plamę. Barwną w swojej prostocie, taki paradoks. Gdyby nie te tłumy za nami, to czułabym się prawie jak u siebie.

 W pewnym momencie poczułam, jak mężczyzna kładzie rękę na mojej talii. Chciałam być twarda i udawać, że mnie to nie rusza. W dalszym ciągu zdecydowanie spoglądać przed siebie i nawet nie drgnąć, mimo że aż rwałam się do przytulenia go.

Moja stanowczość nie trwała długo, gdyż sam mnie do siebie przyciągnął i złożył pocałunek na moich włosach, gdy tylko oparłam głowę o jego ramię.

- Rozumiem, dlaczego zakochani wybierają to miejsce. Jest naprawdę świetne – powiedziałam cicho. Nawet sama przez chwilę wczułam się w klimat parku i wyobraziłam, że jestem tu z kimś, komu zależy na mnie, a nie tylko na pieniądzach, jakie dzięki mnie odzyska – Wiele dziewczyn tu przyprowadzałeś? - uniosłam głowę i spojrzałam na niego, ale on nie widział tego. Wpatrywał się przed siebie.

- Jesteś pierwszą, którą tu przyprowadziłem. Pierwszą, z którą przyszedłem do parku. I pierwszą, którą będę całował na moście zakochanych – nachylił się tak niespodziewanie, że nie miałam kiedy uskoczyć przed jego pocałunkiem. Tak prawdę mówiąc: nawet nie chciałam się odsuwać.

Dopiero po chwili przypomniało mi się, że jesteśmy w miejscu publicznym. Pokręciłam lekko głową. Co ta cała „romantyczna" otoczka robi z ludzi...

Doceniłam to, że praktycznie wszędzie poruszało się za nami auto z kierowcą (a zapewne i oddział ochrony, ale dobrze wtapiali się w tło), bo po prawie dwóch godzinach spaceru miło było wsiąść w samochód i nie martwić się drogą powrotną.

Taki spacer przed snem to świetna sprawa. Na pewno teraz będzie mi się dobrze spało, a i Oliver odpocznie. Ostatnia noc chyba trochę go zmęczyła. Czas na powrót do starej rutyny i grzeczne spanie. 

Nigdy więcej wina.

***

Po kolacji, gdy położyłam się w łóżku, Oliver zainteresował się tym, czego nauczyłam się u Madame.

- Dziś w zasadzie niczego nowego: takie bardziej oficjalne rzeczy. O niczym intymnym mi nie opowiadała, bo i tak nie mogę tego ćwiczyć, więc na razie dała sobie spokój.

- Co chciałabyś wypróbować? Z chęcią służę pomocą – odparł szybko. Na jego ustach błądził sarkastyczny uśmieszek, dlatego też w pierwszej chwili zmieszałam się, ale potem odpowiedziałam pewnie:

- Nie trzeba. Zdam się na żywioł. Jak coś mi nie wyjdzie, to zawsze zrzucę na niedoświadczenie. Może zostanie mi to wybaczone, w końcu o to ma chodzić, prawda? Z tego, co wcześniej mi opowiadała, to wydaje mi się, że powinnam sobie poradzić.

Poczułam, że wsunął rękę pod moją bluzkę i zaczął kreślić kciukiem kółka na moim brzuchu.

- Nauczyła cię, jak sprawiać sobie przyjemność?

Spojrzałam w ciemne oczy Olivera i na chwilę wstrzymałam oddech. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że poczułam się naga pomimo ubrań.

- Moja przyjemność nie ma tu nic do rzeczy. Nie od tego jestem i nikt nie będzie się o to martwił.

Przesunął rękę wyżej, pod piersi. Błądził kciukiem po moim mostku.

- Wręcz przeciwnie, kochanie. Twoja przyjemność jest ważna. Bardzo ważna – przechylił głowę i gwałtownie złączył nasze usta. Tak bardzo wczułam się w ten pocałunek, że nie zauważyłam, iż jego dłoń znowu powędrowała wyżej. Objął moją pierś i nie przestając mnie całować, zaczął drażnić brodawkę palcem.

Miałam problemy ze skupieniem się – z jednej strony czułam takie dziwne napięcie w sobie i chciałam, żeby narastało. Jakoś tak podświadomie tego pragnęłam. Z drugiej: intensywny pocałunek Olivera sprawiał, że przestawałam myśleć o tym, czy wypada i czy powinnam. Chwilowo wszystko mi się podobało i nie chciałam przestawać.

Oderwał swoje usta ode mnie tylko po to, żeby podnieść mnie do pozycji siedzącej. Złapał za brzeg mojej bluzki i próbował ją zdjąć, ale go zatrzymałam.

- Chyba trochę się zagalopowaliśmy – zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć, gdyż znowu mnie całował. Tym razem dość chaotycznie błądził wargami po mojej twarzy i szyi, żeby co chwilę wracać do ust.

- Pozwól pokazać sobie, jak może być przyjemnie, Amelio – wyszeptał tuż przy moim uchu pomiędzy jednym pocałunkiem, a drugim.

- Nie mogę... licytacja... - wyszeptałam ciężko. Nawet nie zauważyłam, kiedy podwinął mi bluzkę tak, że wystarczyła chwila, a byłam w połowie naga.

I nawet nie wstydziłam się tego.

W zasadzie to myślałam o czymś innym, niż o pruderyjności i właściwym zachowaniu.

- Nie zrobię niczego, czego nie będziesz chciała, kochanie. Powiedz tylko, a przestanę – złożył na moich ustach jeszcze jeden, intensywny pocałunek, po czym położył mnie na materacu i zaczął... całować po piersiach.

O matko...

Zamknęłam oczy, a palce wplotłam we włosy mężczyzny.

Czegoś takiego to jeszcze nie czułam. Palce mężczyzny poruszały się po sutku jednej piersi, podczas gdy usta zajęły drugą.

W pewnym momencie nawet przycisnęłam głowę Olivera mocniej do siebie, bo zaczęłam odczuwać coś takiego, co chyba przejmowało nade mną władzę. Chciałam czuć tylko to.

Z lekkim niezadowoleniem przyjęłam fakt, iż mężczyzna przesunął wargi z mojej piersi na mostek, a następnie na żebra i brzuch.

Drgnęłam, gdy poczułam, jak objął mnie za biodra i zaczął zsuwać moje spodnie.

- Nie powinnam... - chciałam to jakoś wyjaśnić, ale gubiłam słowa. Czyny mężczyzny odbierały mi zdolność logicznego myślenia.

Jęknęłam, gdy poczułam, że usta Olivera znajdują się tam, gdzie nigdy bym się ich nie spodziewała.

- Mam przestać, kochanie? – zapytał ochrypłym głosem. Czułam, że na mnie patrzy, ale nie chciałam otwierać oczu. Było tak... przyjemnie.

Czy ja jeszcze kilka godzin temu zakładałam, że grzecznie pójdziemy spać?!?

Uniosłam delikatnie biodra. Nie chciałam przerwy. Chciałam... więcej.

- Nie przestawaj...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro