36 Grawer
Oliver podszedł do mnie, a ja cofnęłam się i okrążyłam stół. Nie chciałam stać blisko niego. Zauważył, że spoglądam nieufnie, ale tego nie skomentował. Odsunął krzesło i usiadł. Gestem wskazał, żebym zrobiła to samo, ale nie chciałam. Wolałam stać.
- Proszę, usiądź. To będzie długa rozmowa – powiedział zdecydowanym głosem, ale byłam uparta.
- Tak mi dobrze. Skąd to masz? - od razu przeszłam do rzeczy.
Niestety on też był uparty. Wychylił się tak szybko, że nie zdążyłam odskoczyć. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, po czym posadził na swoich kolanach i objął ramieniem tak, żebym mu nie uciekła.
- Puść mnie.
- Nie.
- Dlaczego?
- Chcę żebyś była blisko.
Spojrzałam na niego ze złością.
- A może ja nie chcę.
- Uwierz mi, lepiej żebyś siedziała.
W dalszym ciągu byłam na niego zła i nie miałam ochoty siedzieć mu na kolanach. Wyczuł, że jestem spięta, gdyż jedną ręką zaczął gładzić mnie po plecach. Drugą w dalszym ciągu przytrzymywał, żebym się nie wyrwała.
- Skąd to masz? Wiesz, że to należało do mojej mamy? - zapytałam ponownie.
- Domyśliłem się, że to twoje. W końcu co innego mógł sprzedać twój brat, jak nie biżuterię po matce? - zmroziły mnie jego słowa. Że Michael? Mój Michael?
- Pewnie chciał zapłacić dług... - powiedziałam cicho. Byłam niezadowolona, że wykorzystał w tym celu moją jedyną pamiątkę, ale z drugiej strony, próbował mi pomóc. Musiałam to docenić.
- W zasadzie to chciał kupić działkę i biżuteria miała być zapłatą – Oliver uważnie przyglądał się mojej twarzy – Nie myślał o tobie, ani o długu. Myślał o naćpaniu się, tak jak i w tamtym tygodniu, gdy próbował okraść jednego z dealerów.
Zacisnęłam ręce w pięści. Czułam, jak kamień z pierścionka wbija mi się w dłoń. Dobrze, że zmusił mnie do siedzenia. Takich rewelacji nie dało się słuchać na stojąco. Skuliłam się w sobie i miałam ochotę rozpłakać.
Mój brat... i takie rzeczy.
Gdyby nie to, że trzymałam w ręku dowód, to nigdy bym w to nie uwierzyła. Mój Michael taki nie był. To tylko młody, trochę zagubiony dzieciak. Dobry chłopak.
Oliver przyciągnął mnie bliżej, a ja już nie protestowałam. Oparłam się bokiem o jego tors, a głowę ułożyłam na ramieniu mężczyzny. Przytuliłam czoło do jego szyi.
- Skąd wiedziałeś? - chyba nie powinnam tak nerwowo reagować i uciekać od niego, ale w tym jednym momencie natworzyłam sobie w głowie tyle durnych teorii... W każdej to Oliver był tym złym. Nigdy nie pomyślałabym, że to Mike...
- Kazałem obserwować twojego brata. W tamtym tygodniu poleciałem do Maine i z nim rozmawiałem. Miał się uspokoić. W tym tygodniu mój pobyt przedłużył się o jeden dzień też z tego powodu. Po raz kolejny rozmawiałem z twoim bratem.
Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Nie zrobiłeś mu krzywdy? - musiałam o to zapytać. Oliver nie należał do wyrozumiałych osób, a mój brat podpadł mu już niejeden raz.
Mężczyzna odwzajemnił moje spojrzenie.
- Obiecałem ci, że nie skrzywdzę twojej rodziny, Amelio. Choć muszę szczerze przyznać, że miałem ochotę mu coś zrobić, bo to on po raz kolejny krzywdzi ciebie, a takie coś jest dla mnie niewybaczalne - odpowiedział poważnie.
- Nie rób mu nic, proszę! On potrzebuje pomocy. Gdy wrócę do domu, to się nim zajmę. Poświęcę mu więcej czasu. Teraz całymi dniami i wieczorami albo byłam na uczelni, albo w pracy. Może... jak zrezygnuję ze studiów... to będzie lepiej? Oddam niewykorzystaną część kredytu, wezmę więcej godzin w barze i... powinnam dać radę. Muszę mu pomóc.
Zagryzłam wargę, gdy pomyślałam sobie, że moje marzenie o pójściu w ślady taty właśnie się kończy. Widocznie, tak musiało być. Studia nie są dla każdego.
Oliver cały czas gładził mnie po plecach i przyglądał mi się z zagadkowym wyrazem twarzy.
- Brat ściągnął na ciebie to, co najgorsze, a ty nadal chcesz mu pomóc? Chcesz poświecić to, czego zawsze pragnęłaś tylko po to, żeby go pilnować? - chyba nie mógł uwierzyć w moje słowa, dlatego musiałam go przekonać.
- To w końcu brat. Mam tylko jego i babcię. Kiedyś zostaniemy tylko my. Musimy sobie pomagać. Chcę wierzyć, że nie robił tego z czystej złośliwości. Uzależnienie to uzależnienie. Muszę pomóc mu z tego wyjść. Ty pewnie też pomógłbyś bratu, bez względu na wszystko, prawda?
Nie wahał się ani chwili.
- Oczywiście.
- Więc powinieneś mnie zrozumieć.
Kiwnął lekko głową.
- Zasugerowałem twojemu bratu zmianę otoczenia. W tamtym tygodniu obiecał mi, że zadzwoni do jakiegoś znajomego z Europy i może do niego wyjedzie. Wiesz coś o tym?
Spuściłam wzrok na ręce i udałam, że przyglądam się biżuterii. To tak przedstawił tego „dziadka" Oliverowi... Jako znajomego.
- Nie znam jego znajomych z Europy, ale też myślę, że to dobry pomysł. Powinien zadzwonić i wyjechać. Może tam... byłoby mu lepiej – powiedziałam szczerze. W tej kwestii akurat nie kłamałam. Nigdy nie widziałam tego całego dziadka, a o jego istnieniu dowiedziałam się całkiem przypadkiem.
- Myślę, że teraz zadzwoni, bo naprawdę, nalegałem na to.
- Dobrze – spojrzałam na niego – to dobrze, że nalegałeś. Powinien zadzwonić i poprosić o pomoc.
Przez chwilę bawiłam się biżuterią – przekładałam z ręki do ręki, obracałam w palcach.
- A myślałam, że dobrze ją ukryłam – powiedziałam sama do siebie – musiał być naprawdę zdesperowany, żeby aż tak przekopać mój pokój.
- Gdzie ją schowałaś?
- Pod podłogą. Miałam taką poluzowaną deskę w szafie i tam właśnie to schowałam.
Oliver wyciągnął dłoń, jakby chciał, żebym podała mu moje skarby, więc przekazałam mu pierścionek.
- To bardzo ładna biżuteria. Diament w pierścionku wygląda na prawdziwy – powiedział cicho.
Przyjrzałam się uważniej błyskotce. Jakoś tak nigdy nie myślałam, że była cenna.
- Może powinnam go sprzedać? - zastanawiałam się na głos. To tylko rzecz, a pieniądze zawsze się przydadzą, chociażby na pomoc mojemu bratu.
- To twoja pamiątka, kochanie. Nie sprzedawaj go. Domyślam się, że to pierścionek zaręczynowy.
- Chyba nie – zaprzeczyłam od razu – pamiętam, że mama nosiła swój pierścionek i obrączkę. Skoro nie ma obrączki, to i tamten pierścionek też musiał zniknąć. Ten był taki zwykły. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek miała go na palcu.
Zresztą, po co by jej były dwa pierścionki zaręczynowe? To nielogiczne.
Oliver dokładnie obejrzał biżuterię.
- W środku jest grawer – powiedział i spojrzał na mnie.
- Wiem, widziałam już wcześniej.
- „12.12.2001, Te amo" – odczytał – co to za data?
- Urodziny mamy. A dlaczego akurat 2001 rok był dla niej tak wyjątkowy, to nie wiem.
Wzruszyłam ramionami. Rok jak każdy inny.
- Kocham cię – gdy usłyszałam te słowa z jego ust, miałam wrażenie, że przez moment serce przestało mi bić, żeby za chwilę ruszyć jak szalone. Potrzebowałam kilku sekund, aby zorientować się, że chodzi mu o grawer w pierścionku.
- Widocznie tata kupił jej go na urodziny – dodałam, siląc się na lekki ton. Że też mogłam pomyśleć... to głupie. Przymknęłam na chwilę oczy, bo czułam, że się rumienię. Co ja miałam w głowie?!
- Urodziłaś się pół roku później?
- Tak jest w moim dowodzie – nie okłamałam go, tak dokładnie było. To, że data mogła zostać sfałszowana było tylko moim domysłem na podstawie jakiegoś niewyraźnego wspomnienia.
- Twoi rodzice wzięli ślub przed twoim narodzeniem, czy po? - dociekał. Jakoś tak nagle zainteresował go ten temat. Musiałam uważać, co mówiłam.
- Nie wiem. Chyba przed. Babcia jest dość... konserwatywna, więc nie sądzę, żeby zgodziła się na ślub po urodzeniu dziecka. Przez całe życie zabraniała mi się spotykać z chłopakami i odganiała każdego, który chociaż minimalnie się mną zainteresował, bo uważała, że chcą tylko namieszać mi w głowie i wykorzystać mnie. Dlatego też nigdy nie miałam chłopaka, ani na poważnie, ani na niepoważnie – przypomniało mi się, jak w ostatniej klasie liceum zabroniła mi iść na bal z kolegą, bo podejrzewała go o najgorsze zamiary.
Całą imprezę przesiedziałam w domu – jako jedyna z klasy. Potem okazało się, że babcia miała rację, bo chłopak pierwsze co zrobił na balu, to zabrał swoją partnerkę do pokoju. Gdybym była na jej miejscu na pewno próbowałby tego samego ze mną.
- Stwierdzam, że lubię twoją babcię – parsknęłam śmiechem na słowa Olivera, a i on lekko się uśmiechnął.
- Za to, że rujnowała moje życie towarzyskie?
- Za to, że cię chroniła.
Gdy byłam młodsza wcale tak tego nie odbierałam. Miałam pretensje do babci o to, że tak bardzo mnie ogranicza. Teraz jednak myślałam, że mężczyzna mógł mieć rację. Na swój sposób mnie chroniła – przed wszystkim i przed każdym.
Oliver oddał mi pierścionek, więc teraz podałam mu naszyjnik.
Błyskotka miała gruby, srebrny łańcuszek i płaską zawieszkę w kształcie serca z jakimiś kwiatowymi ornamentami.
- To też jest wyrób z wyższej półki. Białe złoto – byłam zaskoczona jego słowami, bo naszyjnik wyglądał dość niepozornie.
Trochę mnie to zastanowiło – babcia mówiła, że po śmierci rodziców musimy się wyprowadzić z ich domu, bo bank go przejął za długi, a jednocześnie moja mama miała tak drogą biżuterię? Tata był księgowym, więc chyba jakoś lepiej powinien sobie rozplanować budżet domowy, żeby nie było, że wydawał na błyskotki, a zapominał o innych zobowiązaniach.
- Wiesz, że się otwiera? - zapytał niespodziewanie. Przechyliłam głowę tak, że oparłam czoło o policzek mężczyzny, co od razu skwapliwie wykorzystał: obrócił na chwilę twarz w moją stronę i lekko mnie pocałował – tu ma takie małe wgłębienie, trzeba tylko czymś podważyć.
Wzięłam naszyjnik z jego rąk i próbowałam otworzyć paznokciem. Że też nigdy wcześniej nie zwróciłam na to uwagi? W zasadzie babcia dała mi te skarby niespełna dwa lata temu, na moje osiemnaste urodziny i większość czasu przeleżały w szafie, bo nie miałam okazji nigdzie ich założyć.
Trochę się namęczyłam, ale w końcu się udało. Serce otworzyło się. Delikatnie rozchyliłam zawieszkę.
- Tu też jest grawer – powiedział Oliver. Razem ze mną wpatrywał się w wyryte w środku słowa.
„Amelia Amy 02.02.2002. Tibi magno cum amore"
Równo 2 miesiące temu powstał pierwszy rozdział historii Amelii, a obecnie zbliżamy się do końca. Planuję zamknąć jej losy w max 15 rozdziałach, ale zobaczymy, jak wyjdzie (na pewno ze 2 razy pojawi się pov Oliwera).
Napis w grawerze oznacza: Dla ciebie z wielką miłością.
Pozdrawiam :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro