29 Różnica wieku
- Ubierz się. Musisz coś zjeść – rzucił mi ostatnie spojrzenie i odwrócił się w stronę drzwi. Szybko skorzystałam z tego, że przez chwilę nie patrzył na mnie i nałożyłam koszulkę.
- Nie jestem tak bardzo głodna – ostatni posiłek jadłam dobrych kilka godzin temu, ale cała ta sytuacja tak mnie zestresowała, że miałam ściśnięty żołądek.
Nie spodobały mu się te słowa, bo wrócił do mnie i wyciągnął rękę.
- Widziałem wyniki twoich badań, Amelio. Powinnaś się zdrowo odżywiać. Zamówiłem steki. Lucas mówił, że lubisz – to akurat była prawda. Trzy dni temu Rachel zrobiła świetne steki i rzeczywiście, chwaliłam je ochroniarzowi. Mogłam się domyślić, że wszystko wyspowiada panu Lee.
Minęłam go bez słowa.
Dopiero, gdy usiedliśmy w jadalni zdecydowałam się odezwać.
- Wiesz wszystko o wszystkim...
- W zasadzie to nie – odłożył na chwile sztućce – o tobie wiem bardzo mało. Wiem, gdzie chodziłaś do szkoły, gdzie studiujesz i pracujesz. Gdzie uczy się twój brat i czym zajmuje babcia. I tyle. Jesteś bardzo tajemniczą osobą, Amelio – spojrzał na mnie z zastanowieniem.
- Albo bardzo nudną. Nigdy nie robiłam nic ciekawego, ani wyróżniającego się, więc nie ma czego szukać – wzruszyłam ramionami i wzięłam kolejny kęs mięsa. Musiałam oddać sprawiedliwość: steki były przepyszne. Nigdy nie jadłam lepszych.
Uśmiechał się, gdy na mnie spoglądał.
- Zdecydowanie nie jesteś nudna. Nie znam drugiej tak interesującej kobiety, jak ty – zarumieniłam się pod wpływem jego intensywnego spojrzenia. Nigdy nie umiałam reagować na komplementy, a teraz, gdy były one od niego... Wolałam nic nie mówić, niż się wygłupić.
- Potrzebujesz czegoś przeciwbólowego na to stłuczenie? - zapytał nieoczekiwanie.
- Nie. Nie boli mnie tak bardzo. Pewnie nie będę mogła spać na plecach, ale tak, jak siedzę to jest dobrze – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To może w takim razie masz ochotę na wino? Możesz wybrać albo to, albo lekarstwo. Nie będziemy mieszać – powiedział wstając od stołu.
- Chcesz mnie upić i wykorzystać?
- Nigdy nie wykorzystałem pijanej dziewczyny. Trzeźwej też nie. Robiłem z nimi to, na co wyrażały zgodę.
- Czy... - zaczęłam ostrożnie – czy mi też nic nie zrobisz, jeśli nie będę chciała? - musiałam się upewnić.
Wybrał jakieś wino z barku w kuchni i zaczął je otwierać.
- Tak jak mówiłem. Masz moje słowo, że nie posunę się dalej, niż mi pozwolisz, Amelio. Nie będę cię do niczego zmuszał. Jeśli uznasz, że nasze interakcje będą wymykać się spod kontroli, to wystarczy, że to powiesz.
Trochę uspokoiły mnie te słowa. Może nie będzie tak źle. Nie zamierzałam go prowokować, ani zachęcać... Nie byłam tak ładna, jak Weronica, więc nie powinnam być dla niego pokusą. Zobaczy, że jest mi obojętny i pewnie da spokój.
Postawił przede mną kieliszek z czerwonym winem. Przez chwilę przyglądałam się intensywnie rubinowej barwie napoju. Stwierdziłam, że to niesprawiedliwe, że on szukał o mnie informacji, a ja go nie znałam, praktycznie nic o nim nie wiedziałam. Nawet jego imię było dla mnie zagadką, dopóki Madame go nie użyła. Zapytałam jej kilka dni później, dlaczego mówi do pana Lee po imieniu, gdyż nie słyszałam, żeby ktokolwiek tak się do niego zwracał, a ona odrzekła, że to dlatego, iż tylko najbliżsi współpracownicy mogą tak do niego mówić, a z tej racji, że ona zna go od kilkunastu lat, to może sobie pozwolić na taką zażyłość. Wydawało mi się, że nawet Weronica tak do niego nie mówiła, a w końcu była mu bliższa niż cała reszta.
- To krępujące, że wiesz o moim życiu, jeśli nie wszystko, to na pewno dużo, a ja o tobie nic nie wiem – powiedziałam, zanim upiłam pierwszy łyk alkoholu. Wino nie było przesadnie kwaśne, ani też za słodkie. Takie w sam raz. W moim guście.
- A co chciałabyś wiedzieć? - zerknął na mnie przelotnie i również sięgnął po kieliszek. Przez chwilę zastanawiałam się, o co go zapytać. Co chciałabym o nim wiedzieć?
- Ile masz lat?
- W październiku skończę 32.
- Jesteś ode mnie starszy prawie o 12 lat. To dużo.
- Też tak kiedyś myślałem. Ta różnica wydawała mi się... ogromna. Teraz jednak inaczej na to patrzę – nachylił się, żeby dolać mi wina, a ja nie spuszczałam z niego wzroku.
- Spotykałeś się z kimś o tyle młodszym? - Weronica na pewno była ode mnie starsza, mogła mieć z 25 lat.
- Spotykałem się z kimś o 15 lat starszym, więc obecnie 12 nie szokuje mnie tak bardzo, jak to było, gdy sam miałem 12 lat.
Zaskoczyło mnie jego wyznanie. Myślałam, że tacy jak on lubią się chwalić młodymi dziewczynami, a nie starszymi i to jeszcze o tyle. Chociaż... w zasadzie, skoro spotyka się z samymi „doinwestowanymi" kobietami, to wtedy 40 – latka może wyglądać lepiej od zaniedbanej 20 - latki.
- Nie przeszkadza ci ta różnica?
- Nie – odwzajemnił moje spojrzenie i delikatnie uniósł kieliszek do góry – nie wznieśliśmy toastu.
- Za co chcesz wypić? - zapytałam lekko rozbawiona. Wznoszenie toastu drugim kieliszkiem wina nad prawie zjedzonym stekiem wydawało się dość osobliwe.
- Za przyszłość. Avec toi – zmrużyłam oczy. Doskonale wiedział, że uczyłam się hiszpańskiego (w końcu sprawdzał moją szkołę i uczelnię), a to, co powiedział na pewno nie było w tym języku.
- Nie rozumiem, co to znaczy i nie wiem, czy chcę za to wypić – powiedziałam szczerze. Spoglądaliśmy na siebie i zastanawiałam się, co on teraz sobie o mnie myśli? Że jestem głupia? Niewykształcona? Może żałuje, że mnie tu wziął? To ostatnie najbardziej by mnie ucieszyło.
- To nic złego, Amelio. Nie wznosiłbym toastu za coś, co byłoby niemożliwe do spełnienia, ale podziwiam twoją ostrożność – skinął głową z uznaniem.
- W takim razie za przyszłość – uniosłam swój kieliszek podobnie, tak jak on trzymał swój.
Pomogłam mu posprzątać po kolacji. Oczywiście nie chciał, żebym cokolwiek robiła, ale potrafiłam być uparta i nie dałam się odsunąć od napełniania zmywarki. Czułam się niezręcznie, gdy ktoś tak nade mną „skakał", dlatego zasady panujące u Monique bardzo mi się podobały – miałyśmy tam swoje dyżury i każda coś robiła. Nikt nikogo nie wyręczał i to było w porządku.
Po dwóch kieliszkach wina schody na piętro nie wydawały się tak straszne, jak wcześniej. Gdy weszłam do sypialni, skierowałam się do garderoby po szczoteczkę do zębów, która została w torbie, ale pan Lee położył ją na najwyższej półce i nie byłam w stanie dosięgnąć. Trochę poskakałam przy szufladach i w pewnym momencie wydawało mi się, że nawet chwycę fragment materiału, jednak była to tylko złudna nadzieja. Niezadowolona wyszłam do sypialni.
Mężczyzna siedział na łóżku, przebrany w luźne, dresowe spodnie i T-shirt do spania, i tradycyjnie przeglądał coś na telefonie. Czułam się niezręcznie, ale musiałam poprosić go o pomoc.
- Możesz mi pomóc? - zapytałam, ale nie zareagował. Jakby w ogóle mnie nie usłyszał.
- Panie Lee? Możesz...
- Oliver.
- Słucham? - spojrzałam na niego zdezorientowana, gdyż nie zrozumiałam, o co mu chodzi. Wstał i podszedł do mnie powolnym krokiem.
- Mam na imię Oliver.
- Wiem. Słyszałam u Madame Dubois.
- Więc dlaczego mówisz do mnie „pan"?
Chwilowo mnie zatkało. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, potem jednak je zamknęłam.
- Wszyscy tak mówią – wydusiłam wreszcie.
- Owszem. Wszyscy, którzy są mi obojętni i z którymi nie zamierzam utrzymywać praktycznie żadnych relacji, a także ci, których nie znam i nie planuję bliżej poznawać – potwierdził. Uznałam, że nie interesują mnie jego powody i nie musi się tłumaczyć. To jego sprawa.
- Moja torba jest wysoko i nie mogę jej zdjąć – kontynuowałam to, po co przyszłam. Ruszył do garderoby i bez problemu podał mi moją własność.
- Chciałbym, żebyś używała mojego imienia, gdy do mnie mówisz, Amelio – spoglądał, gdy szukałam szczoteczki w torbie. Jego słowa zaskoczyły mnie na tyle, że aż musiałam chwilowo przerwać daną czynność. Odwzajemniłam jego spojrzenie. Wydawał się poważny, jak zawsze.
- Dobrze, skoro tak sobie życzysz.
- Dokładnie. Tak sobie życzę.
Skinęłam głową i wyszłam do łazienki. Pan Lee potrafił zaskakiwać.
Gdy wróciłam do sypialni, położyłam się po przeciwnej stronie jego ogromnego łóżka. Rozmiar materaca bardzo mnie ucieszył – może tym razem nie będzie zarzucał mi kręcenia się, bo odległość między nami była tak duża, że musiałabym wykonywać egzorcystyczne ruchy, żeby się do niego zbliżyć.
Nie nacieszyłam się długo „samotnością" po mojej stronie. Poczułam, jak materac za mną się ugina, a po chwili moją talię objęło silne ramię. Nie przyciągnął mnie bardzo blisko – zapewne nie chciał podrażniać stłuczenia na moich plecach, ale przysunął się na tak małą odległość, że bez problemu czułam jego zapach i ciepło bijące od ciała.
- Dobranoc, Amelio – wyszeptał mi tuż nad uchem. Odwróciłam się tak, żeby złapać jego spojrzenie. Półmrok w sypialni ograniczał pole widzenia, ale byliśmy oddaleni od siebie zaledwie o centymetry, więc nawet przy tak niewielkiej ilości światła wpadającego zza okien wiecznie aktywnego miasta, doskonale widziałam jego twarz.
- Dobranoc... Oliverze – byłam ciekawa, czy się nie skrzywi, gdy wypowiem jego imię. Niby sam polecił, abym tak się do niego zwracała, ale z drugiej strony, nie byłam nikim ważnym, ani bliskim.
Mężczyzna tylko się uśmiechnął i nachylił, aby złożyć pocałunek na mojej skroni. Przymknęłam oczy i odwróciłam się do niego plecami. Czułam, że ułożył się wygodnie, ale nie zdjął swojej ręki ze mnie. Wyglądało na to, że tak będziemy spali. Przytuleni, niby jakaś para.
Nie zasnęłam tak szybko, jak się tego spodziewałam. Myślałam o nim. O mężczyźnie, który w tym momencie mnie obejmował. Słyszałam jego spokojny oddech – widocznie już spał. Czułam jego obecność... jego ciepło, ale też siłę.
Może to głupie, ale w tej chwili nie bałam się go.
Ale tylko w tym...
Dlaczego musiał być tak skomplikowany? Był pierwszą osobą, która była dla mnie miła w tej całej, chorej sytuacji. Jednocześnie bez skrupułów krzywdził mnie i straszył. Wymuszał na mnie, bym oglądała, jak poniża biedną Weronicę...
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego uparł się na mnie, skoro miał ją – piękną, wykształconą: w końcu prawo to niełatwy kierunek, a ona sobie poradziła i do tego pracowała w kancelarii... Była w nim zakochana do szaleństwa i godziła się na wszystkie dziwne rzeczy, do których ją namawiał, jak na przykład to, co widziałam w gabinecie. Traktował ją tak podle...
Nie rozumiałam, gdy mówiła mi, że go kocha. W dalszym ciągu nie rozumiem. Przecież on widział mnie tylko kilka razy, a już chciał, abym „została" z nim, cokolwiek miałoby to znaczyć. Byłam pewna, że na to się nie zgodzę. Nie będę drugą Weronicą.
Z tą myślą zasnęłam. Spałam mocnym i przyjemnym snem. Cały tydzień nie czułam się tak dobrze, jak podczas tej nocy. Pan Lee, znaczy Oliver musiał mieć odpowiedni materac w łóżku, bo przecież nic innego nie mogło aż tak zwiększyć komfortu mojego snu, niż to. Na pewno chodziło o materac. Był idealny.
Obudziły mnie... pocałunki.
Delikatne, nawet jakby nieśmiałe.
Zaczęły się na skroni i schodziły niżej: przez policzek, linię szczęki, aż do szyi.
Westchnęłam i obróciłam się na plecy. Leniwie uchyliłam powieki. To był taki przyjemny sen...
Ciemnobrązowe oczy Olivera wpatrywały się we mnie z taką intensywnością, iż samo spotkanie się naszych spojrzeń spowodowało, że wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł dreszcz ekscytacji. Przygryzłam wargę, ale chwilę później poczułam ciepłą dłoń mężczyzny na szyi. Przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze i przechylił swoją głowę tak, jakby chciał mnie pocałować.
Mnie.
Pocałować!?!
To się nie mogło wydarzyć.
I nie wydarzyło.
W momencie, w którym zaczął się nade mną nachylać, zadzwonił mu telefon. Głośnym, intensywnym i irytującym sygnałem. Pierwszy raz w życiu poczułam nieprzemożoną ochotę, aby coś zniszczyć. Telefon Olivera byłby idealną ofiarą.
Pan Lee nie był zadowolony, iż ktoś od samego rana czegoś od niego chce. Oparł swoje czoło o moje i głośno wypuścił powietrze z płuc. Nawet przymknął na chwilę oczy.
- Mam nadzieję, że to coś ważnego, bo inaczej... - nie dokończył, tylko sięgnął po telefon.
Nie wiem dlaczego, ale też miałam nadzieję na to, że to coś ważnego. Połączenie przerwało taką chwilę...
W zasadzie dobrze, że przerwało.
„Weź się Amelio, opanuj" – rzekłam sama do siebie. „Cztery tygodnie. Wytrzymaj cztery tygodnie".
- Słucham – zaczął Oliver, gdy w końcu zdecydował się odebrać połączenie. W pewnym momencie obrzucił mnie uważnym spojrzeniem.
- Jest tu ze mną – powiedział, a ja zmarszczyłam brwi na te słowa. Kto miałby o mnie pytać?
Zagadka rozwiązała się chwilę później.
Mężczyzna podał mi swój telefon.
- Panna Spencer. Podobno ma coś ważnego do ciebie.
Jakiś czas temu wpisałam przymiotniki określające wygląd moich bohaterów do AI i tak wyszło.
Wyobrażam sobie ich delikatnie inaczej, ale dzielę się ich wizualizacjami w ramach ciekawostki :)
Każdy może wyobrażać ich sobie po swojemu :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro