Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[8]

-------------------

Jay

Leżałem na stole, myśląc gdzie Cole mógł się ukryć.

Przecież to nie może być takie trudne!

- Może zamiast tak leżeć, to pomógłbyś nam w robocie? - zapytał Kai

- Nie - odpowiedziałem, po czym spojrzałem się na motor Cole'a - Może on poleciał do lasu? - zapytałem sam siebie

- Jay, do stu tysięcy klocków! Myślisz już nad tym drugi dzień! - zawołała Nya, która właśnie wyłoniła się spod pojazdu Lloyda

Racja... Wczoraj nic nie wymyśliłem, więc dzisiaj zajmuję się tym dalej.

- Masz jeszcze jakiś pomysł?  - zapytała Pixal, ukazując mapę Ninjago

- Nie - mruknąłem.

Cały czas gapiłem się na motor Cole'a. Pamiętałem dzień, w którym jechaliśmy do burmistrza w sprawie Pythora... W sumie to nie było tak dawno temu...

W końcu podszedłem do pojazdu, należącego do Czarnego Ninja.

- Jay, przestań marzyć! - powiedział Kai - I zajmij się czymś pożytecznym!

Szybko przełączyłem kilka małych guzików. Światła zapaliły się, oświetlając ścianę. Silnik zaczął pracować, wydając z siebie charakterystyczny dźwięk, a, co najważniejsze, na małym panelu dotykowym wyświetliła się mapa Ninjago. Przesuwałem obraz w każdą możliwą stronę, póki nie zauważyłem małej czerwonej kropki.

- Jay, proszę, skup się, a nie bawisz się jego motorem... - powiedział zmęczony Lloyd.

- Co ty masz taki głos? - zapytałem rozbawiony

- Nie wiem o co ci chodzi... - mruknął Zielony Ninja.

- Kai wydaje się zadowolony - powiedziałem, przyglądając się mapie.

Słyszało się te krzyki w nocy.. 

- O co ci chodzi? - zdziwił się Mistrz Ognia

- Nie wszyscy chcą was słyszeć w nocy... Niektórzy chcą spać - powiedziałem, na co Kai oraz Lloyd spojrzeli się na siebie zdziwieni.

Nya i Zane zaczęli się cicho śmiać. Kai i Lloyd momentalnie się zarumienili.

- Czy Cole mógłby ukrywać się na środku pustyni? - zapytałem w końcu

- Nie sądzę - odparł Zane, przykręcając jakieś śruby do samochodu ,Kai'a.

Zacząłem przesuwać dalej obraz i nic. Zrezygnowany wyłączyłem ekranik oraz motor, którego silnik musiał pracować, żeby panel dotykowy mógł w ogóle zadziałać.

Usiadłem na fotelu i zacząłem bacznie obserwować mapę Ninjago.

Cole gdzie jesteś... Cole gdzie jesteś...

Zapadła chwilowa cisza.

- WIEM! - wrzasnąłem nagle na całe gardło

- Co jest? - zapytał Kai

- LOU! - zawołałem - Cole może być u Lou!

Szybko wpisałem kilka słów do komputera, a Pixal niemal natychmiast wyświetliła mi dom Lou.

Spojrzałem się na resztę.

- Idziemy - powiedział poważnie Lloyd.

Wyszliśmy z garażu i popędziliśmy w stronę miasta.

Proszę, Cole, bądź u Lou...

-------------------

Mały domek jednopiętrowy, który stoi na uboczu. Idealne miejsce dla Cole'a. Zobaczyłem, jak Lloyd chce wcisnąć dzwonek do drzwi, więc powstrzymałem zielonookiego. Wskazałem na okno.

Zielony Ninja od razu zrozumiał o co mi chodzi. Podeszliśmy do okna, które miało kraty. Niestety prawie całe było zasłonięte, więc kucnąłem, żeby zobaczyć coś przez małą szczelinę.

Jest!

Siedział tam. Cole rozmawiał z Lou o czymś i trzymał kubek z herbatą.

- Mamy go - powiedział Kai.

- Zane, zrób zdjęcie - mruknął Lloyd.

- Gotowe - szepnął Mistrz Lodu.

Jeszcze raz podeszliśmy do drzwi. Zielony Ninja nacisnął dzwonek.

Minęło kilkanaście długich sekund.

Zniecierpliwiony Lloyd ponownie wcisnął dzwonek. Tym razem drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Stanął w nich Lou i zmierzył nas wzrokiem.

- Stało się coś? - zapytał mężczyzna

- Tak, możemy wejść? - powiedział Lloyd, na co Lou lekko się zmieszał

- Wolałbym nie...

- Proszę się nie wygłupiać. Wiemy, że Cole tam jest - oznajmił Zane.

- C-co? Nie. Dlaczego miałby u-u mnie być? - zdziwił się Lou

Nagle Kai bez pytania wcisnął się do środka.

- Chcemy tylko porozmawiać - mruknął Lloyd i poszedł za Mistrzem Ognia.

Lou nawet nie sprzeciwił się, tylko wpuścił mnie, Zane'a i Nyę do środka.

- Ile razy mam powtarzać, że Cole'a tu nie ma? - zapytał mężczyzna

- Wie pan co może grozić za ukrywanie takiego kogoś, jak Cole'a? - szepnął Zane 

Lou nie odpowiedział.

- Co jest tam? - zapytał Kai

- Łazienka... - szepnął mężczyzna.

- I...?

- Stary pokój Cole'a...

- To brzmi, jak miejsce, w którym mógłby się schować - powiedział Lloyd i razem z Kai'em ruszyli w tamtą stronę. Poszedłem wraz z nimi.

- W łazience pusto - mruknął Czerwony Ninja, kiedy Nya i Zane "przesłuchiwali" Lou.

Weszliśmy do pokoju. Urządzony jak na prawdziwego nastolatka. Biurko, plakaty na ścianach, małe łóżko, dosyć duża szafa...

Idealna kryjówka...

Otworzyłem drzwiczki. Same poskładane ubrania i nic więcej.

- No cóż... - mruknąłem pod nosem.

- Gdzieś na pewno musi być! - zdenerwował się Kai, przeszukując wszystkie (nawet te banalne) kryjówki.

Wróciliśmy do salonu.

- I co? Mówiłem, że Cole'a tu nie ma.. hehe... A wy nie nie wierzyliście... - zaczął Lou.

- A co jest tam? - zapytał Kai i podszedł do rozsuwanych drzwi

- Kuchnia - powiedział niepewnie mężczyzna.

- Ulubione miejsce Cole'a.... Hehe.. - szepnąłem.

- Przestań, Jay - powiedział Kai i rozsunął drzwi.

Cole

Zobaczyłem, że mężczyzna przechadza się po lesie i ewidentnie czegoś szuka. Normalnie podszedłbym do niego i porozmawiał  tak, jak kiedyś. Jednak teraz obserwowałem go z ukrycia.

Obiecał mi coś, a teraz nie dotrzymuje danego słowa.

Bałem się...

Mężczyzna usiadł na ziemi i... zaczął medytować?! W lesie?! Kiedy coś może go zaatakować?!

Zrobiłem krok do przodu i rzecz jasna, musiałem nadepnąć na jakiś patyk, który się złamał. Spojrzałem przerażony na mężczyznę. Ten najwyraźniej albo tego nie usłyszał, albo się tym nie przejął.

- Wiem, że to ty, Cole... - mruknął po dłuższej chwili.

Nie odezwałem się, tylko cofnąłem o kilka kroków do tyłu. 

- Dlaczego się ukrywasz? - zapytał

Dalej nie odpowiadałem.

- Chodzi o Kosę Wstrząsów? - Dopytywał dalej spokojnym głosem, który lekko mnie przerażał

Oczywiście, że chodzi o Kosę Wstrząsów! Umówiliśmy się, że nie będziesz przynosił broni, żeby się ze mną spotkać! A tu proszę!

Zmieniłem się w czarną panterę i skuliłem pod krzakiem. Złożyłem skrzydła i... czekałem...

- Ona jest dla ciebie...

Dobre żarty! Jak ktoś taki słaby, jak ja ma unieść taką wielką broń?!

Minęło tak chyba z pół godziny. Straszy mężczyzna, którego imienia dalej nie znałem, siedział sobie i nawet nie przejął się, kiedy w jego stronę szedł wygłodniały wilk.

Chwila! On jest w niebezpieczeństwie!

Momentalnie wyskoczyłem zza krzaków i rzuciłem się na drapieżnika. Stanąłem na tylnych łapach i rozłożyłem skrzydła. Warknąłem i pokazałem mu swoje ostre zęby. Wilk najwyraźniej zrozumiał, że ten miły staruszek nie będzie jego obiadem i uciekł.

- Widzisz, Cole, na niektóre rzeczy warto poczekać... 

Odwróciłem łeb w stronę mężczyzny. Zmieniłem się w swoją normalną postać i usiadłem naprzeciwko.

- O co chodzi z tą kosą? - zapytałem - Przecież obiecywałeś, że przychodząc do mnie, nie weźmiesz ze sobą żadnej broni.

- A ty mówiłeś, że nie masz zamiaru mnie ratować... Dlaczego to zrobiłeś?

Nie odpowiedziałem.

- Dalej nie wiem jak się nazywasz... - szepnąłem.

- Wszyscy mówią na mnie Wu. - opowiedział mężczyzna

Wu...?

Nagle drzwi rozsunęły się, wyrywając mnie ze wspomnień.

Czy to Lou? Już "goście" poszli?

Nagle zobaczyłem w drzwiach Kai'a.

- Ups - szepnąłem i w mgnieniu oka zmieniłem się w czarną panterę. Skoczyłem na Czerwonego Ninja, a ten upadł. Wpadłem do salonu.

Tam stali Zane, Jay, Lloyd, Nya oraz przerażony Lou.

Pobiegłem w stronę drzwi wejściowych, ale nagle poczułem ogromny ból, który roznosi się po całym ciele. Upadłem i uderzyłem głową o jakąś szafkę. Pamiętam to uczucie... Rażenie prądem jest naprawdę bolesne.

Chwila! Przecież tylko Jay może w sekundę przywołać pioruny! A to znaczy, że...

Zacisnąłem oczy. Teraz bolało sto razy bardziej.

Spróbowałem wstać, ale nie dałem rady. Nagle do przedpokoju wszedł Lloyd. Warknąłem, a Zielony Ninja zagrodził drzwi. Rozłożyłem skrzydła i zacząłem głęboko oddychać.

- Wstawaj - powiedział Kai, który zdążył wstać.

Ciekawe co teraz ze mną zrobią...?

Z ogromnym trudem wstałem i podkuliłem tylną, prawą łapę, która zaczęła strasznie boleć. Zmieniłem się w swoją normalną formę. Oparłem się o ścianę i łapiąc się za nogę, zerknąłem na Kai'a i Lloyda.

- No i po co to było? - zapytał Zielony Ninja

Prychnąłem, a Mistrz Ognia zaprowadził mnie do salonu. Widziałem przerażenie w oczach Lou. Posadzili mnie na kanapie, a ojciec momentalnie usiadł obok.

- Czy teraz możemy normalnie porozmawiać? - zapytał Jay

- Róbcie co chcecie - warknąłem.

Lloyd i Zane zaczęli tłumaczyć mi ich plan.

Jak oni przynudzają... Mam dość...

- Cole, to jest takie głupie, że może się udać! - powiedział Lloyd

- To jest takie głupie, że się nie uda - mruknąłem.

- Cole, jeśli nie chcesz myśleć o sobie - zaczął Jay - to pomyśl chociaż o nas!

Nagle wstałem i spojrzałem się na wszystkich.

- Tylko jest jeden... mały... problem... - szepnąłem.

- Jaki? - zapytał Kai

- Taki, że wy - tu zrobiłem chwilową przerwę - musicie najpierw mnie złapać!

Zanim reszta się zorientowała, ja już byłem na zewnątrz. Wspiąłem się na budynek i zauważyłam, że ninja wybiegli na ulicę. Bez chwili zastanowienia wspiąłem się na najbliższy wieżowiec. Kai, Zane, Jay, Lloyd i Nya momentalnie ruszyli w moją stronę. Rozłożyłem skrzydła i już miałem odlecieć, kiedy poczułem na sobie czyjś wzrok.

- Przestań uciekać, przecież wiesz, że robimy to z myślą o tobie! - wrzasnął Lloyd

- Bardzo śmieszne. Przestańcie kłamać - powiedziałem i stanąłem na skraju budynku.

- Wybacz – powiedział Jay i wyciągnął jakiś sznur zakończony dwoma kulami. Dobrze wiedziałem co to jest.

Niebieski Ninja rzucił sznur w moją stronę, a ten momentalnie obwiązał się dookoła mojego ciała oraz skrzydeł. Skoczyłem w bok, jednak nie zdążyłem tego uniknąć i spadłem do jakiejś bocznej uliczki. Zabolało... Zanim się zorientowałem, ninja stali już obok mnie. Warknąłem pod nosem i zacząłem się do nich gapić. 

A myślałem, że dalej jesteśmy drużyną...

- Mamy go, komisarzu - powiedział Czerwony Ninja do słuchawki - Zane, gdzie jesteśmy? - zapytał Kai

- Gdzieś w centrum - odpowiedział Biały Ninja.

Nagle Jay wyciągnął mały nóż i podszedł do mnie.

- C-co planujesz? - zapytałem przerażony

Niebieski Ninja wziął sznur do ręki i zaczął go przecinać.

- Dasz radę uciec? 

Co?! Co to w ogóle za pytanie?!

Zacząłem się wiercić.

- Tak...? Chy-chyba... - powiedziałem cicho, na co Jay przybliżył się do mnie jeszcze bardziej.

- Kiedy dam ci znak, uciekasz i nie oglądasz się za siebie. Jasne?

- Czyli jednak chcecie wcielić ten plan w życie... - mruknąłem.

Nagle usłyszeliśmy syreny policyjne, a Jay odsunął się ode mnie.

No dobra, Cole, ale co jeśli cię oszukali?

Radiowóz zatrzymał się, zagradzając przejście. 

- Dobra robota, ninja! - zawołał komisarz, wysiadając z pojazdu

Gapiłem się na Jay'a. Kiedy ma być cały ten jego "znak'? I jak on w ogóle ma wyglądać?

- Nie spodziewałem się, że znajdziecie go tak szybko.

- Tak jakoś wyszło..  - powiedział Lloyd i zerknął na mnie.

- Powiadomiłem już burmistrza. Ucieszył się z tego faktu. 

- No dobra, a co z  "umową"? - zapytał Zane

- Wszystko już załatwiane - odpowiedział spokojnie komisarz i ruszył w moją stronę.

Nagle zauważyłem, że Jay patrzył się na mnie poważnie. Po kilku sekundach Niebieski Ninja kiwnął głową.

To pewno jest ten "znak"...

W mgnieniu oka uwolniłem się i skoczyłem do góry. Ostre pazury wbiły się w ścianę budynku. Spojrzałem się na resztę. Stali i udawali zdziwionych oraz przestraszonych. Jay krzyknął i wyciągnął rękę w moją stronę. Zobaczyłem, że dłoń Niebieskiego Ninja się naelektryzowała. Piorun, wytworzony przez Moc Żywiołu Jay'a, uderzył tuż obok mnie.

Co do...

Zacząłem wspinać się po stromej ścianie. Usłyszałem strzał. Komisarz trzymał pistolet wycelowany prosto we mnie. Wlazłem na dach budynku i poczułem, że coś mokrego spływa mi po łokciu. Poczułem ogromny ból...

Trafił w rękę. Super...

Rozłożyłem skrzydła i wzbiłem się w powietrze. W locie owinąłem jakimś kawałkiem materiału nową ranę.

Jak to boli...

Lecąc w stronę lasu, spojrzałem się w dół. Komisarz, pięciu policjantów oraz ninja wybiegli na ulicę.

Dlaczego musiał mnie postrzelić akurat w rękę?!

Złapałem się za bolące miejsce i syknąłem z bólu. Wiedziałem, jak ludzie zadzierają głowę do góry, żeby zobaczyć co się dzieje.

W końcu zacząłem lecieć nad koronami drzew. Nie ma nic piękniejszego od lasu. Usiadłem na czubku jednego z drzew i zerknąłem na Ninjago.

Powinienem polecieć bardziej wgłąb tego lasu... albo nawet ukryć się w górach... Tutaj mogą mnie znaleźć...

Wyprostowałem się i zobaczyłem, że w stronę lasu zbliża się kilka radiowozów.

Przecież nie wjadą tu samochodami...

Odwróciłem się plecami do Ninjago i rozłożyłem skrzydła i zacząłem lecieć w stronę gór.

Nagle coś owinęło się dookoła mojego ciała. Spróbowałem  ponownie rozłożyć skrzydła, jednak nie mogłem tego zrobić.

- DOSTAŁ!! - wrzasnął ktoś tak głośno, że było go słychać nawet tutaj... a może to przez mój lepszy słuch?

Poczułem, że spadam. Zacząłem się szarpać, jednak nic z tego. Krzyknąłem ze strachu, a gałęzie zaczęły drapać mnie po twarzy i całym ciele. Liście ocierały się o moją skórę. Jakaś mała gałąź wbiła się w prawe skrzydło. Syknąłem z bólu. 

Dlaczego to wszystko spotyka okurat mnie?

Do oczu napłynęły łzy, kied mojay szyja napotkała gałązkę. Poczułem, że nie mogę złapać oddechu. 

Gałąź przekuła kilka żył oraz przełyk. Moja głowa uderzyła o coś twardego. Aż pociemniało mi w oczach...  Upadłem na ziemię. Spróbowałem się poruszyć, ale uniemożliwił mi to ogromny ból w okolicy szyi.

Chyba złamałem sobie kręgosłup... Cholera...

Jedyne co teraz mogę zrobić, to czekać, aż wszystko mi się zregeneruje. Jeśli będę miał szczęście, ucieknę zanim mnie znajdą. Zamknąłem oczy, a okropny ból, jaki powodowało mi przełknięcie śliny, sprawiał, że chciało mi się płakać...

Nagle zaczęło kręcić mi się w głowie. Usłyszałem czyiś płacz. Spróbowałem się poruszyć, ale nie mogłem przez ból.

Niedobrze mi...

Zemdlałem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro