Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[7]

Cole

- Czyli jednak uciekasz? - zapytał Jay

Odwróciłem się przestraszony w stronę Mistrza Piorunów.

- I co zamierzasz zrobić? - Dopytywał dalej Niebieski Ninja

- Jeszcze nie wiem - mruknąłem.

Podszedłem do okna z zamontowanymi kratami. Złapałem dwie i z łatwością rozchyliłem.

- Przecież się nie przeciśniesz - usłyszałem głos Kai'a.

Odwróciłem głowę w stronę dźwięku. Kai, Zane, Jay oraz Lloyd stali tuż przede mną.

- Chcesz się przekonać? - zapytałem

Wszyscy spojrzeli się na mnie zdziwieni.

- Oświeć nas - warknął Mistrz Ognia.

Nagle moje ciało zaczęło zmieniać kształt. Nogi i ręce skurczyły się, a ja stanąłem na czterech łapach. Tak. Łapach... Chyba zapomniałem im powiedzieć, że potrafię zmienić się w czarną panterę. ((Mam słabość do tych zwierząt ❤️)) To w sumie stąd wzięły się uszy i ogon w mojej ludzkiej formie.

Rozłożyłem skrzydła i potrząsnąłem lekko głową.

- Nie mówiłeś, że tak potrafisz - powiedział Lloyd.

Skoczyłem w stronę okna i z lekkim problemem przecisnąłem się przez szczelinę między rozchylonymi kratami. Całą robotę utrudniły mi skrzydła... No i trochę tłuszczu, który nagromadził się przez te cztery lata...

Kiedy mi się udało, zacząłem spadać na ziemię. Przewidziałem, że tak będzie, więc rozłożyłem skrzydła. Poleciałem do okna celi, z której uciekłem, zmieniając się znowu w człowieka... No dobra... Człowieko-koto-ptaka.

- Jeszcze jeden może się ze mną dzisiaj zabrać - powiedziałem.

- Nie, dzięki - warknął Kai.

- Oke... - odpowiedziałem i wygiąłem kraty tak, żeby te chociaż trochę wyglądały, jak wcześniej.

Poleciałem do góry. Mój cel: cieszyć się z, być może chwilowej, wolności.

Ninjago z lotu ptaka wygląda naprawdę przepięknie... Patrząc w dół i przyglądając się miastu, przydzwoniłem w jakiś budynek.

Dlaczego do stu tysięcy klocków Borg buduje takie wielkie budynki?!

To była jednak jakaś antena, która teraz upadła, robiąc ogromny hałas.

Która godzina? Robi się już jasno...

Rozejrzałem się dookoła, żeby znaleźć jakiś napis z wyświetloną godziną.

5:37!

- Za mną leci się do Perły, więc Lou mieszka w tamtą stronę - mruknąłem, wskazując sobie kierunki palcami. - To jedyna osoba, która mi teraz pomoże...

- Stać! Nie ruszać się! - wrzasnął ktoś, ja usłyszałem ładowanie broni

Aż tak bardzo było to słychać?

- Zachciało się uciekać z Kryptarium, co? - warknął jeden z mężczyzn

Po jego ubraniu zauważyłem, że to ochrona budynku i prawdopodobnie kojarzą mnie z telewizji...

- Chłopaki... - powiedziałem i zacząłem zbliżać się po woli do nich -... Opuśćcie te pistolety... Możemy się jakoś dogadać...

- NIE ZBLIŻAJ SIĘ! - wrzasnął drugi, ewidentnie starszy, mężczyzna

Dalej po woli szedłem w ich stronę. Nie mam najmniejszego zamiaru ich skrzywdzić. Co najwyżej odebrać broń.

- Nie zrobię wam krzywdy - powiedziałem spokojnie.

- Taa! Jasne! Ani kroku dalej!

Nagle usłyszałem strzał oraz poczułem ogromny ból. Strzelił prosto w prawe udo. Warknąłem i cofając się kilka kroków do tyłu, złapałem się za bolące miejsce. Skrzydła rozłożyły się, jak na zawołanie, ale co poradzę, że ból na mnie tak działa?

Na nieszczęście takie coś przestraszyło jednego z ochroniarzy, a ten potknął się o przewróconą antenę i przechylił się do tyłu. Momentalnie odepchnąłem drugiego mężczyznę. Złapałem niezdarnego ochroniarza za kołnierz.

O mały włos...

- Zostaw mnie! - wrzasnął mężczyzna

Nie odpowiedziałem. Poczułem pieczenie. Rana po postrzale dalej krwawiła i okropnie piekła...

Mężczyźni patrzyli się na mnie z przerażeniem, a ja dalej patrząc na o ochroniarza, przechyliłem głowę w bok.

- Zostaw...mn... - powiedział mężczyzna i zaczął szarpać się z moją ręką, która zaciskała się na jego kołnierzu

- Nie wiem czy widzisz, ale twoje życie zależy teraz ode mnie. Przestań się szarpać - oznajmiłem spokojnie.

Postawiłem młodszego mężczyznę na nogi. Ten dalej był przerażony, więc rozłożyłem skrzydła i w mgnieniu oka zniknąłem z pola widzenia ochroniarzy.

Najszybciej, jak tylko potrafiłem, poleciałem pod dom Lou.

To tutaj...

Niepewnie wcisnąłem dzwonek do drzwi i czekałem.

Co jeśli Lou się wyprowadził? Niiee... Na pewno by mi o tym powiedział...

Nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich Lou. Widać było, że zdziwił się na mój widok.

- Cole? Co ty tu robisz? Przecież ostatnio widzieliśmy się w Kryptarium! Wchodź. Szybko, żeby cię nikt nie zobaczył - powiedział i wciągnął mnie do środka.

- Lou... - zacząłem.

Ojciec przytulił mnie, kiedy staliśmy w malutkim przedpokoju. Tego brakowało mi przez te wszystkie lata.... Położyłem głowę na jego ramieniu i przycisnąłem go do siebie jeszcze bardziej.

- Mogę się u ciebie ukryć? Tak na kilka dni? - zapytałem w końcu, odsuwając się od Lou

- Na kilka... To nawet lat! - powiedział.

Lou zobaczył moją ranę.

- Co ci się stało?! - zapytał przerażony

- To nic takiego - mruknąłem.

Weszliśmy do salonu. Nic się tu nie zmieniło. Na środku dalej stał stolik oraz kanapa, na której sypiał Lou. Tuż przy ścianie stała szafa oraz komody. Na jednej z nich stały dwa zdjęcia. Jedno ze mną i Lou, a drugie z jego żoną, Lily, która zmarła trzynaście lat temu. Nigdy jej nie poznałem, ale podobno była bardzo pogodną, pomocną i miłą kobietą.

Po prawej stronie były rozsuwane drzwi, które prowadziły do kuchni, a po lewej łazienka oraz mój stary pokój, który zapewne został przerobiony na sypialnię. Naprzeciwko kanapy na małej komodzie stał telewizor, a po jego prawej stronie można było oglądać świat przez dosyć duże okno, które zasłonił Lou, żeby nikt mnie nie wiedział.

- Usiądź - oznajmił ojciec i wszedł do kuchni.

Lou mieszka na parterze, więc kraty w oknach są konieczne. Dlatego jakby coś się stało, muszę się ukrywać, albo uciekać przez drzwi...

- Pokaż to - powiedział i usiadł obok z apteczką.

- Nic mi nie będzie - szepnąłem i niemal od razu syknąłem z bólu, bo Lou bez ostrzeżenia postanowił odkazić ranę.

- Chcesz się czegoś napić? Albo coś zjeść? - dopytywał, owijając moją nogę bandażem

- Nie, dzięki - szepnąłem, kiedy Lou skończył.

- Za dobrze cię znam - mruknął, po czym złapał mnie za rękę i zaprowadził do kuchni.

Schował apteczkę do jednej z szafek.

- Dlaczego uciekłeś? - zapytał Lou

- Nie mówili w telewizji co postanowił zrobić ze mną sąd? - zdziwiłem się

- Aaa... Rozumiem... - powiedział i podsunął mi pod nos talerz z kilkoma kanapkami.

- Dzięki...

Uśmiechnąłem się lekko i zabrałem do jedzenia.

- Co zamierzasz później zrobić? - zapytał Lou

- Ukryję się w lesie. Tak jak kiedyś.

Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał gwizd czajnika. Lou zaparzył herbatę. Jedną dla siebie, a drugą dla mnie.

- Więc... Co zrobiłeś z moim starym pokojem? - zapytałem, na co Lou lekko się zmieszał...

- Nic - oznajmił w końcu.

- Jak to "nic"? - zdziwiłem się

Skończyłem ostatnią kanapkę i podszedłem do zlewu, żeby umyć talerz.

- Mógłbyś dostać sporo kasy od jakichś fanów. Przecież nic nie jest zniszczone. Można by to sprzedać - powiedziałem, odkładając naczynie.

- Niby tak... Ale po co? - zapytał Lou, wziął kubki z herbatą i poszedł do salonu

- Jak to "po co"? - zdziwiłem się i ruszyłem za nim - Lou... - złapałem go za ramiona, a ten spojrzał na mnie -... Masz już ten wiek. Za jakiś czas będą potrzebne ci leki... A z tych wszystkich rzeczy będziesz miał odpowiednią ilość pieniędzy na... No wiesz... Różne leki do końca życia. Poza tym... Jestem już za stary na to wszystko, a co ci zostanie po wyrzuceniu tego?

- Wspomnienia.

- A oprócz wspomnień?

- Nic.

- No właśnie. Lou, obiecaj mi, że sprzedasz te rzeczy - powiedziałem poważnie.

- To się jeszcze okaże. Chwila - szepnął mój ojciec - czy ty mi przed chwilą zasugerowałeś, że jestem stary?

- Co?! Nie! Nie... Nie o to mi chodziło! - próbowałem się wybronić

Lou zaśmiał się tylko.

- Musisz się przebrać. Nie będziesz przecież chodził w czymś takim po ulicy! Chyba mam coś w co zmieścisz ten cały tłuszcz - powiedział, wyciągając z szafy kilka ubrań.

- Ej! Wcale nie jestem taki gruby - stwierdziłem -... To... Tylko mięśnie... - szepnąłem.

- Mhmm... Trzymaj - powiedział Lou i dał mi jakąś czarną bluzę i dresy.

- Dzięki - powiedziałem i ruszyłem w stronę łazienki.

Oczywiście musiałem zatrzymać się przy drzwiach do mojego starego pokoju. Pokręciłem lekko głową, słysząc dźwięki telewizora.

Zamknąłem drzwi. Założyłem bluzę z kapturem (oczywiście czarną) i momentalnie usłyszałem rozrywanie materiału.

Świetne!

Stanąłem przed lustrem. No tak... Zapomniałem o skrzydłach, a te postanowiły dać o sobie znać... Westchnąłem i założyłem dresy w kolorze bluzy. O dziwo wszystko pasuje idealnie.

- I jak? - zapytał Lou - Wszystko jest, jak być powinno?

- Tak, dzięki - powiedziałem i wrzuciłem więzienny strój do kosza.

Wróciłem do salonu i usiadłem obok Lou, który oglądał wiadomości.

- Już zorientowali się, że uciekłeś.

- Co powiedzieli? - zapytałem

-... że uciekłeś w nocy, jesteś niebezpieczny i inne takie kłamstwa... - mruknął niezadowolony Lou.

On chyba jako jedyny, oprócz Wu, wierzył, że nie jestem mordercą...

- A co powiedzieli ninja? - dopytywałem

-Noo... że spali i nic nie widzieli...

Westchnąłem głośno, po czym oparłem głowę o ramię Lou. Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w głupoty, wygadywane na mój temat.

- Lou... - zacząłem w końcu.

- Tak?

- Przesłuchiwali cię? - zapytałem

- Tak...

- I co im powiedziałeś?

- Wszystko co ustaliliśmy - odpowiedział Lou.

- To dobrze... Wiesz, że nie chcę, żeby coś ci się stało...

- Wiem... - szepnął Lou, a na zewnątrz usłyszeliśmy syreny policyjne. - I dobrze wiesz, że nie lubię, jak ktoś zwraca się do mnie po imieniu... Szczególnie ty...

Uśmiechnąłem się lekko.

- Zakoduję to sobie w tej pustej głowie... - powiedziałem, na co Lou okrył mnie kocem.

- Prześpij się...

Gdy tylko Lou to powiedział, przypomniał mi się dzień, w którym przez przypadek powiedziałem do niego "tato". Byłem zmęczony i chciałem o coś spytać, a kiedy zrozumiałem, co ja odwaliłem... Było już za późno... Zawsze zwracałem się do niego po prostu "Lou". Przecież nie byliśmy rodziną. Kiedy Lou to usłyszał, zaczął się śmiać, a ja stałem zawstydzony. Nie wiedziałem co mam w tej sytuacji zrobić.

W końcu, kiedy Lou się opanował, powiedział mi, że mogę się do niego zwracać tak, jak tylko mi się podoba.

I tak już zostało... On jest dla mnie ojcem, a ja dla niego synem...

-------------------

Ktoś dźgnął mnie w żebro.

- Co jest? Która godzina? - zapytałem i usiadłem, przecierając zaspane oczy

- Jest coś koło południa. Zobacz - powiedział Lou i wskazał telewizor.

Na ekranie pojawił się burmistrz.

- To bardzo odważne ze strony ninja, że pomogą w schwytaniu Brookstone'a, w zamian za oczyszczenie z kary, wymierzonej przez sąd. Ten potwór jest nieprzewidywalny, więc jako burmistrz miasta Ninjago mogę zgodzić się na ten układ. Brookstone to wróg publiczny numer jeden. Złapać go mogą jedynie wyszkoleni wojownicy.

- Ah więc tak... - mruknąłem do siebie.

- Chodź na obiad - powiedział Lou i zaprowadził mnie do kuchni.

Jay

Zostaliśmy wezwani do jakiejś firmy. Podobno ochroniarze widzieli Cole'a.

- W którą stronę odleciał? - zapytał Lloyd

- Tam - starszy mężczyzna wskazał palcem kierunek.

- Na pewno? - zdziwił się Kai

- Tak.

- Zane, możesz określić czy coś, co jest związane z Cole'm, znajduje się w tamtym kierunku? - zapytałem

- To chwilę zajmie. Lepiej będzie jak wrócimy na Perłę i pomożemy siostrze Kai'a w naprawianiu pojazdów. Będzie nam łatwiej się poruszać - powiedział Zane, więc tak zrobiliśmy.

Opuściliśmy budynek i ruszyliśmy na Perłę.

- Dziwne... - mruknął Biały Ninja.

- Co jest? Co się stało? - zapytałem, kiedy Kai podpisywał autografy jakimś fanom

- W tamtej okolicy nie znalazłem niczego, co byłoby związane z Cole'm... - odpowiedział Zane, ciągnąc Kai'a za kołnierz.

- Może chodzi sobie bez celu po całym Ninjago? - zapytał Czerwony Ninja, ruszając z nami w stronę statku

- To raczej nie w jego stylu - powiedziałem.

- Lloyd? Wszystko okej? - zapytał Zane, który zauważył, że Zielony Ninja w ogóle się nie odzywa

- Tak... - powiedział zielonooki i posłał mordercze spojrzenie Kai'owi.

Oczywiście, Czerwony Ninja zauważył to, więc szybko podszedł do Zielonego Ninja i objął go ramieniem.

- Lloyd jest po prostu zazdrosny o te wszystkie fanki - powiedział Mistrz Ognia i pocałował zielonookiego w policzek.

- Nieprawda... - mruknął Zielony Ninja, rumieniąc się lekko.

-------------------

- Hej, Nya - powiedzieliśmy jednocześnie.

- W końcu jesteście - mruknęła Mistrzyni Wody, wychylając się zza pojazdu Zane'a.

- Ja też zaczynałam tęsknić - powiedziała Pixal, a my spojrzeliśmy się na ogromny komputer.

- Dobra - oznajmił Lloyd - Ja, Kai oraz Zane pomożemy Nyi w naprawianiu pojazdów, a ty Jay postarasz się znaleźć Cole'a na jakichś kamerach.

- ALE DLACZEGO AKURAT JAY?! - wrzasnął Czerwony Ninja

- Bo to on zna Cole'a najlepiej - powiedział Zane.

Wszyscy zabrali się do pracy. Westchnąłem i spojrzałem się na motor Cole'a. Pojazd stał w kącie, czekając na właściciela.

- Od czego najlepiej zacząć? - zapytałem w końcu

- Może od miejsc, do których razem chodziliście? - powiedziała Pixal i wyświetliła mapę Ninjago

Bez chwili namysłu zacząłem wpisywać restauracje i inne miejsca, w których razem byliśmy. Sprawdzaliśmy z Pixal nagrania z kamer, żeby sprawdzić czy nic nie wygląda podejrzanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro