Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏7✏

Od momentu imprezy minęło trzy dni. Nie rozumiałam dlaczego go pobił? Mógł przecież tylko zagrozić wylaniem. Przez tą aferę, ja i Liam mieliśmy małe problemy, przecież to nie nasza wina że tak wyszło, lecz nasza szefowa uważała inaczej.

Usiadłam przed laptopem, żeby zobaczyć kiedy mamy kolejną imprezę. Usłyszałam trzaskanie drzwi wejściowych, oderwałam wzrok od ekranu urządzenia.
W moją stronę szedł wkurzony blondyn.

-Pierdole. Dzisiaj zgłaszam że chcę się zwolnić, załatwię te papiery i spierdalam stąd.- rzucił plecakiem w kąt.

-I sama tutaj zostanę- fukam, wracając do laptopa.

-Nie. Ty spierdalasz ze mną - powiedział jakby to było oczywiste.

-I gdzie pójdziemy?- spoglądam na niego.

-Do mojego wuja.- patrzył na mnie z powagą. Czyli nie żartuje.

Jego wuj to nie jak inny jak Michael Parek. Prowadzi bardzo prestiżową restaurację, jak i hotel. Która znajduje się na ulicy miasta
La Brea Avenue. Niestety nie mogę być tak optymistycznie nastawiona jak Liam. Ponieważ nie mam jak tam dojeżdżać, a mieszkamy kilka kilometrów od jego wuja. A żeby tam pracować, bym musiała prawdopodobnie szukać nowego mieszkania, i przeprowadzić się wraz z mamą. A mnie na to nie stać.

-To odpada- odchodzę od komputera, i biorę w ręce mopa który się moczył w wiaderku.

-To kurwa zostanę z Tobą. Poświęcę się- uśmiecha się z dumą.

-Nie. Ty spierdalaj, a ja zostanę.- wraz z moim narzędziem pracy jak na tą chwilę wchodzę na jedną z sal, i zaczynam myć podłogę.

Nie chcę mieć go na sumieniu, wiem jak tutaj mu się źle pracuje, i tak naprawdę gdyby nie ja to już go tutaj dawno nie było. Powinien czasem schować dumę do kieszeni, i żeby rozsądek wziął górę.

-Zostanę z tobą Lily- już nie spojrzałam na niego. Jest bardzo dobrym kolegą.

***

Do restauracji weszło kilka osób, a w nich ten rudy pedofil i ich szef, który odrazu spojrzał na mnie. Jego wzrok był pusty, taki obojętny. Żadnej emocji.

-To ja idę po zamówienia- pokiwałam mu tylko głową i wróciłam do układania kubków. Podniosłam kolejny kubek, ale spadł z mojej ręki. Pęknął na kilka kawałków, oparłam się jedną ręką o blat. Zrobiło mi się słabo. Zamknęłam oczy, i wzięłam kilka wdechów.

-Wszytko dobrze?- usłyszałam głos Liama koło siebie.

Otworzyłam powieki, nic nie mówiąc powoli podeszłam do krzesełka, który znajdował się przy laptopie, spojrzałam na gości, któzi całą swoją uwagę skoncentrowali na mnie. Kiedy byłam bliżej siedzenia usiadłam.

-Słabo mi się zrobiło- powiedziałam ledwo.

Blondyn szybko nalał mi wody.

-Może coś zjedz- kucnął przede mną.

-Ostanio nie mam apetytu. Minie. Idź po zamówienia- przypomniałam mu że nadal tutaj są klienci. Ten jedynie westchnął, i poszedł do nich. Wzięłam kilka łyków wody, i zamknęłam oczy.

Od kilku miesięcy czasami robi mi się tak słabo, tak nagle, czasem czuję duże bóle, nawet zauważyłam ostatnio że schudłam. Ale zawsze wmawiałam to sobie pracą, stresem który tutaj mamy.
Chyba muszę zrobić badania, a co jeśli jestem na coś chora? A może jedna chodzi o stres.

***

-Dobry wieczór.

Usłyszeliśmy szatana. Spojrzałam na kolegę, a ten na mnie z miną mordu. Po ostatniej akcji ją szczerze nienawidzi. Spojrzałam w tamtą stronę, patrzyłam na kobietę, która z wielkim uśmiechem szła w naszą stronę. Szczerze modliłam się żeby jej dzisiaj tutaj nie było. Zapewne przywitała się z gośćmi.

-Dobry- nagle z jej twarzy znika ten głupi uśmiech.

-Dobry- mówię cicho, spojrzałam dyskretnie na blondyna, który pokazał jej środkowy palec gdy stała odwrócona do nas plecami. Lekko się uśmiechnęłam,ale to tylko na sekundę.

-Zrobić mi kawę- dała rozkaz, i weszła do kuchni.

-Napluję tej suce do kawy- burka pod nosem chłopak.

-Dobry pomysł - klępię go po ramieniu.

Oparłam ręce na blat, i przymknęłam oczy. Niestety moje osłabienie nie minęło. Tak mi się kręciło głowie, jakbym wipiła kilka mocnych drinków.

-Czemu Pani się obija?- słyszę ten znienawidzony głos.

-Ona źle się czuje. Potrzebuje wolnego dnia- stawia się za mną Liam.

-Nie ma mowy- w tym momencie wyobrażałam sobie jak ją zabijam. Spojrzałam w stronę gości. Zauważyłam jak czarno włosy patrzył w moje oczy, jakby wywierał we mnie dziurę.

-Ciszej. Są goście- odwracam się w stronę ich dwójki.

- Ona jest osłabiona- chłopak dalej próbował.

-Jutro masz przyjść do roboty- kątem oka widzę jak blondyn sypie sól do jej kawy. Będą z tego problemy.

-Przepraszam bardzo- usłyszałam za sobą głos. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeliśmy na osobę. To był niebieskooki.- mogę Panią poprosić?

-Tak tak - szefowa nagle zmieniła ton głosu, i się uśmiechnęła. Fałszywa szmata. Chyba może jednak ucieknę stąd z Liamem.
Usiedli przy jednym stoliku, przy sali gdzie jest bar.

Spojrzałam na blondyna który kład kubek na tace wraz z łyżeczką.

-Chyba nie zamierzasz jej tego dać?- pytam

-Tylko trochę dałem soli. Jestem ciekawy reakcji. I tak mam wyjebane- puszcza mi oczko, po czym podszedł zanieść tej żmiji jej napój.

Przymknęłam oczy, i poczułam jak bardziej mi się kręciło w głowie. To zaraz przejdzie, zawsze przechodzi. To kwestia czasu.

- Panno Lily- otworzyłam oczy i skierowałam wzrok na tą kobietę.

-Tak?

-Jutro Pani ma wolne. Proszę iść do lekarza- i wchodzi do kuchni wraz z kawą, Liam stał jak wryty przy kasie na mnie patrząc.

Kątem oka zauważyłam jak czarno włosy wraca z uśmiechem do swoich kolegów.
Czy on coś jej powiedział? Czy może znowu omawiał jakąś imprezę. Nie wiem.

-Co jej?- pyta szeptem chłopak.

-Nie wiem. Ale chyba zadzwonię do lekarza. Jeszcze mają otwarte- powoli podchodzę do swojej torebki i wyciągam telefon.

Po chwili słyszeliśmy kaszel. Odwróciłam się do blondyna, a na jego twarzy zauważyłam szeroki uśmiech. Jeśli go teraz nie wyleje, to będzie cud.













Dzisiaj krótszy.

Jak są błędy to przepraszam

⭐ Cenię
💭Kocham

~Wi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro