✏14✏
-Nie dam rady. Nie dała mi wolnego- usłyszałam głos przyjaciela.
Westchnęłam. Miałam wielką nadzieję że pójdzie ze mną, że szefowa da mu wolne. Chciałam żeby mnie wspierał, ponieważ bardzo się boję.
-Trudno- mówię zrezygnowana siadając na łóżko- dam radę. Zawsze daję.
-Przepraszam cię Lily - usłyszałam w jego głosie żal.
-To nic. Miłego dnia- i się rozłączyłam.
Pochyliłam się do tyłu, przy tym kładąc się plecami o materac.
Telefon posłużyłam gdzieś koło siebie.
Rękami zakryłam oczy, i bezsilnie zaczęłam płakać.
Strasznie mnie boli. Każdego dnia.
Każdy mięsień, każdy staw boli piekielnie. Co ranek czuję ten sam ból, tylko że staje się silniejszy. Co poranek czuję się jak moje ciało jest sztywne, i nie mogę się ruszyć.
Tego bólu nie da się opisać.
Z moich ust wydobył się cichy szloch.
To chwila słabości. To przejdzie.
Dam radę, zawsze daję.
Kiedy ból trochę przeszedł, powoli zaczęłam się podnosić.
Na mojej twarzy zagościł grymas.
Rękami wytarłam łzy, które znajdowały się na moim policzku.
Spojrzałam na ścianę która była naprzeciwko mnie, i westchnęłam.
Najmniejsze czynności które robię w codziennym życiu, teraz są bardzo ciężkie, wszystko przez to choróbsko.
Wzięłam do ręki telefon, odblokowałam go, po czym weszłam w ikonkę wiadomości.
Wybrałam jego numer.
Do Liama: Dasz radę przygarnąć na jakiś czas Herkulesa. Nie mam sił się opiekować nim
Zablokowałam urządzenie, i znowu położyłam go na łóżko.
Powoli wstałam z mojego miejsca, przy tym podchodząc szafki.
Z niej wyciągłam dużą czarną bluzkę, i szare dresy.
Kiedy się ubrałam w te ciuchy, zrobiłam niechlujnego koka.
Wyszłam z pokoju, odrazu przy tym wchodząc do kuchni. Podeszłam do gazówki , i podstawiając czajnik z wodą. Włączyłam urządzenie.
Kiedy powoli woda zaczęła się robić, podeszłam do zlewu. Otworzyłam szafkę która znajdowała się nad tym, a ręką sięgnęłam po czarny kubek.
Włożyłam do niego herbatę, a kiedy woda się zagotowała, to ją zalałam.
Wszystkie czynności robiłam powoli, ponieważ wciąż czułam ból. Mniejszy niż kilka minut temu, ale dalej dawał weznaki.
Najgorsze są zawsze poranki. Wtedy piekielnie boli.
Kiedy herbata powoli się robiła, bez zbędnych bzdur otworzyłam lodówkę.
Moim oczom ukazała się prawie cała pusta.
Mimo to że niedawno zrobiłam zakupy, to ona świeciła pustkami.
-Kurwa- klnę pod nosem z irytacją.
Wróciłam do swojego pokoju, ubrałam jeszcze sweter, sięgnęłam jeszcze po telefon, i portfel. Potem gdy wyszłam z mojego azylu, zamknęłam drzwi na klucz. Wzięłam łyka herbaty.
Na swoje stopy założyłam buty zimowe, a na swoje ciało kurtkę.
Kiedy wyszłam z bloku, odrazu skierowałam się w stronę sklepu, który nie był aż tak daleko.
Szłam wolno, ponieważ z każdym ruchem było gorzej.
Te wszystkie kłopoty tak nagle się rzuciły się na mnie, z wielką siłą.
Poczułam wibracje w kieszeni kurtki, wyciągnęłam telefon, szybko go odblokowując.
Zauważyłam jedynkę przy ikonce wiadomości. Weszłam na nią.
Od Liama: Będę dzisiaj po niego po pracy. Dam znać jak będę wychodzić
Uśmiechnęłam się lekko, widząc tą wiadomość. Chociaż Herkules będzie miał dobrze.
Kątem oka zauważyłam jak dobrze mi znane auto zwalnia koło mnie.
Schowałam urządzenie w spowrotem do kieszeni, i z podniesioną głową szłam dalej, nie zwracając na niego żadnej uwagi.
-Dalej mnie olewasz?- usłyszałam w jego głosie kpinę.
-A ty dalej mnie śledzisz- sydzę, nie zwracając dalej na niego uwagi, szłam do mojego celu.
- Wsiadaj- po tych słowach jego auto się zatrzymało.
Odwróciłam się w jego stronę, patrząc na jego twarz. Z niej było można odczytać pewność siebie.
Dupek
- Nie- mówię oschle, wróciłam znowu do poprzedniej pozycji, idąc dalej.
Ale nagle mnie olśniło.
W aucie mogę się dowiedzieć kim jest. Co robi?
Odwróciłam się na pięcie, spojrzałam na kierowcę. Stał dalej tym swoim autem. Patrzył idealnie na mnie, nie zwracając na nic uwagi.
Wzięłam wdech. Szybko przekroczyłam małą odległość, a kiedy byłam przy samochodzie, otworzyłam drzwi, i usiadłam na miejscu pasażera.
-To gdzie cię zawieść?- spojrzałam na niego.
-Jedź przed siebie- chłopak jedynie pomachał głową na boki, przy tym się lekko uśmiechając.
Ale ten uśmiech nie był tym jego uśmieszkiem.
Tylko tym prawdziwym.
Czarno włosy odjechał z miejsca, i całą uwagę skupił na drogę.
-Zadam ci kilka pytań. A ty na nie odpowiesz- odwróciłam głowę w jego stronę.
Ten na mnie szybko spojrzał, i wrócił wzrokiem na jezdnię.
Uśmiechnął się rozbawiony.
-Śmieszna jesteś
-A ty głupi- fukam.
Oblizał swoje usta. Już chciał coś powiedzieć, lecz nie dałam tej satysfakcji.
-Gliny czy pytania?- pytam szybko.
-Lily. Mi to obojętne. Ja glin się nie boję -po jego słowach westchnęłam w duszy.
-Nie żartuję - nie daję za wygraną.
-Ja też - spojrzał na mnie z tymi burzowymi oczami. Zauważyłam w nich blask.
-Kim jesteś?- mówię wprost.
Chłopak skręcił w jakąś ścieżkę, a po chwili zatrzymał się, i zgasił silnik.
Usiadł bokiem , żeby być odwrócony w moją stronę.
Zrobiłam to samo, patrząc pewnie w jego oczy.
Panowała koło nas cisza, ale nie ta niezręczna. Tylko taka normalna.
-Co?- pyta, zapewnie niedowierzając że zapytałam.
-Kim jesteś?- mówię ponownie z pewnością w głosie.
Wyprostował się, przy tym lekko się uśmiechając.
-Promyczku, jestem osobą która tańczy w ciemności- powiedział z pełną powagą.
Patrzyłam na niego w pełnym skupieniu.
Zauważyłam że robi swój uśmieszek. Zapewne to reakcja na moją minę.
-Jestem osobą - zaczął dalej mówić- która uwielbia tańczyć w ciemności, i nawet bardzo dobry jestem w tym. Jestem dla niektórych karmą, szatanem, czy nawet żywą śmiercią - jego uśmiech się powiększył.
W tej chwili poczułam gęsią skórę na plecach.
-Ale ty mi nie zrobisz krzywdy?- pytam.
Aron pokiwał głową z rozbawieniem.
I co go śmieszy? Halo.
-Jak nie pójdziesz na gliny- po chwili mi odpowiada, dalej z rozbawieniem.
Mi nie było do śmiechu. Psychol.
-Odwieź mnie- wróciłam do poprzedniej pozycji, i zapięłam pasy.
Chłopak bez żadnych zbędnych słów, odpalił samochód, i wyjechał na ulicę.
Czy on naprawdę taki jest?
Tym "szatanem". Spojrzałam na krajobraz za szybą.
Chłopak kogoś zabił, porwał mnie.
A ja gdyby nigdy nic wsiadłam do jego auta, i gdzieś pojechałam.
Jestem debilką. Psycholoką.
-Gdzie jedziemy?- usłyszałam.
Odwróciłam wzrok z krajobrazu na niego, był bardzo skupiony na drodze.
Z profilu chłopak był jeszcze bardziej przystojny.
Jego włosy lekko opadały mu na czoło. Teraz zauważyłam w co był ubrany.
W zwykłe dresy, i jakąś grubą bluzę z kapturem.
Nie powiem.
Wyglądał dobrze.
Nagle spojrzał na mnie, tymi swoimi pięknymi oczami.
Widziałam w nich rozbawienie.
-Do sklepu. Właśnie szłam tam, ale napotkałam cię.- lekko speszona wracam do kontynuowania mojej czynności. Oglądałam jak drzewa się ruszały, i znikały.
***
Reszta naszej drogi minęła w ciszy.
Czarno włosy zaparkował przed sklepem.
-Dzięki - mówię, przy tym otwierając drzwi.
Powoli wyszłam z pojazdu, z dużym grymasem.
Piekielny ból.
Kiedy się odwróciłam się przodem do pojazdu, żeby zamknąć drzwi. W oczy przykłóła mnie postać chłopaka która stała po drugiej stronie.
-A ty gdzie idziesz?- pytam z lekkim szokiem.
-Do sklepu - mówi to banalnie.
Zamknęłam drzwi pojazdu, przeszłam na drugą stronę.
Chłopak stał z otwartymi drzwiami, przepuścił mnie jako pierwszą.
Szłam przed siebie w stronę z nabiałem.
Aron ciągle dotrzymywał mi kroku.
Właśnie omijaliśmy dział z słodyczami, gdy usłyszałam za sobą głos.
-Dlaczego nie ma cię w pracy?- spytał chłopak.
-Mam urlop - odpowiadam szybko.
Kiedy stanęłam przed lodówką, wyciągnęłam z niej ser topiony. Ponieważ był tani.
Z jedną rzeczą zaczęłam iść w stronę kasy, niebiesko oki ciągle dotrzymywał mi kroku.
Stanęłam przy kasie, szybko płacąc za moje zakupy.
-Nie masz nic innego do roboty?- fukam w jego stronę wychodząc z pomieszczenia.
-Nie. - spoglądam na niego. Był bardzo pewny.
Bez żadnego słowa, zaczęłam wracać do domu.
-Może jakieś pa?!
-Nigdy!- odpowiadam nawet nie odwracając się do niego.
Jak są błędy to przepraszam
⭐ Cenię
💭Kocham.
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro