49 Tylko na chwilę
- Jesteś pewna? - dopytywał Lucas. Zaskoczyła go nagła zmiana planów. Zapewne pokrzyżowało mu to jego własne zamierzenia względem mnie.
- Tak. W tym momencie w Maine nie został mi już nikt bliski. Wszystkich mam tutaj, na miejscu – wyjaśniłam mu po raz kolejny.
- Nie mówiłaś wcześniej, że przyjechali tu za tobą – dodał z delikatnym wyrzutem.
- Sama niedawno się o tym dowiedziałam.
Reszta drogi minęła nam w milczeniu. Lucas chyba miał mi za złe to, że nie pojechaliśmy tam, gdzie się spodziewał, gdyż tylko spoglądał na mnie z pewnym niezadowoleniem.
Rozmyślałam o tym, jak bardzo życie potrafi zaskakiwać. Jeszcze trochę i opuszczę Stany i przeniosę się na inny kontynent. Nie za bardzo ufałam temu całemu dziadkowi, bo był trochę podejrzany, więc tym bardziej musiałam pilnować Michaela i babcię.
Musiałam też pozamykać wszystkie tutejsze sprawy: zadzwonić w końcu do baru „Rossie" i dać znać, że nie wrócę. Zrezygnować ze studiów, oddać niewykorzystaną część kredytu. Może uda mi się w Londynie znaleźć pracę i w miarę szybko spłacić resztę?
Nie chciałam przyjmować pieniędzy od dziadka, jakkolwiek bogaty by nie był. Najważniejsze, żeby zajął się odwykiem Michaela, a ja jakoś sobie poradzę.
Gdy dojechaliśmy na miejsce przez chwilę wahałam się, bo nie miałam pojęcia, czego się spodziewać. To była dla mnie nowa sytuacja.
- Brać torbę? - dopytywał ochroniarz.
- Nie. Wejdę tu tylko na chwilę – uśmiechnęłam się do niego niepewnie.
Moje pożegnanie z Oliverem nie przebiegło tak, jak powinno. Nie zasłużył na to, co mu powiedziałam i zamierzałam go za to przeprosić i rozstać tak, jak należałoby to zrobić. Bez pretensji i wyrzutów sumienia. Nasza pokręcona relacja, a szczególnie jej nagłe zakończenie było kolejną sprawą, którą chciałam zamknąć przed wjazdem.
Weszłam powoli do budynku. Portier uśmiechnął się do mnie miło i przywitał tak, jak zwykle. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przecież tylko konkretne osoby mogą wjechać do mieszkania Olivera.
Mnie już raczej na tej liście nie było. Mignęła mi w świadomości myśl, żeby zrezygnować z wizyty i pojechać do hotelu. Stchórzyć i uciec.
Zadręczałabym się jednak potem tym, że nawet nie próbowałam. Nie starałam się przeprosić go za wszystko.
Podeszłam raźnym krokiem do ochroniarza stojącego przy prywatnej windzie Olivera. Miało mi to dodać odwagi w starciu z mężczyzną.
- Panna Meyer? - zdziwił się ochroniarz.
- Tak. Ja... - jakoś wytłumaczyć moje niespodziewane najście i poprosić o wpuszczenie mnie na górę, ale facet nie dał mi dokończyć, gdyż od razu nacisnął guzik przywołujący windę.
Gładko poszło...
Może Oliver nie zaktualizował mu jeszcze listy gości?
Podziękowałam mu za pomoc i wsiadłam do windy. Zastanawiałam się, jak zacząć rozmowę. Nie byłam dobra w przepraszaniu, bo do tej pory przed nikim nie musiałam się kajać. Zazwyczaj byłam tą uprzejmą, która nie skrzywdziłaby nawet muchy.
Olivera jednak skrzywdziłam. I to z premedytacją.
Spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Z niewiadomych przyczyn zdjęłam gumkę z włosów i potrząsnęłam głową. Lubił, gdy miałam rozpuszczone włosy. Może przy moim zwykłym, codziennym stroju chociaż to mu się spodoba...
Ofuknęłam się w myślach. Nie jechałam na górę, żeby się komukolwiek podobać. Miałam go przeprosić, a nie uwodzić, bo to by było bez sensu. W końcu to ja naciskałam na uwolnienie się od niego. Dostałam to, co chciałam. Spaliłam za sobą wszystkie mosty. Teraz miałam jedynie postąpić tak, jak należało. Pożegnać się i ruszyć dalej.
Gdzieś w głębi duszy tliła mi się mała iskierka nadziei, że może... może jeszcze nie wszystko stracone? Wiele bym dała, żeby naprawić to, co zepsułam, jednak zdawałam sobie sprawę z tego, iż Oliver był dumny i nie dawał drugich szans. Musiałam się pogodzić z tym, że już po wszystkim.
Stresowałam się tym spotkaniem. Gdy tylko winda otworzyła się w apartamencie Olivera usłyszałam dźwięki „Lata" Vivaldiego. Znak, że mężczyzna był zły.
Może jednak przyjazd tutaj to nie był dobry pomysł?
Odetchnęłam głęboko. Kilka razy. Im szybciej z nim porozmawiam, tym szybciej pojadę do hotelu.
Nie zauważył, iż weszłam do jego gabinetu. Nie pukałam, bo i tak by nie usłyszał – muzyka grała wyjątkowo głośno.
Stał odwrócony twarzą do przeszklonej ściany. Nie miał na sobie marynarki, a rękawy koszuli podwinął. W jednej ręce trzymał szklankę z whiskey, drugą opierał na szybie. Sama jego obecność sprawiła, że zacisnęłam ręce ze zdenerwowania. Ruszyłam kilka kroków do przodu, nawet obeszłam jego biurko, jednak nagle się zatrzymałam. Zastanawiałam się, jak dyskretnie zwrócić jego uwagę.
Nie musiałam kombinować, gdyż zauważył moje odbicie w szybie. Przez chwilę wpatrywał się w nie, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Potem jednak powoli odwrócił się w moją stronę. Dostrzegłam, iż twarz mu się napięła. Jego wzrok przesuwał się po mnie, żeby ostatecznie skupić się na oczach. Mimowolnie zadrżałam, gdy uświadomiłam sobie z jaką mocą się we mnie wpatruje. Jego spojrzenie wręcz paliło mnie żywym ogniem.
Przygryzłam wargę i wsunęłam kosmyk włosów za ucho – chyba tylko dlatego, żeby mieć co zrobić z rękami.
Milczał.
Nie odezwał się ani słowem. Nie zmienił też swojej pozycji – dalej stał przy oknie, w pewnej odległości ode mnie.
Pomachałam mu nieśmiało ręką, a zaraz potem splotłam dłonie przed sobą. Muzyka w dalszym ciągu głośno grała, więc i tak by mnie nie usłyszał.
Gdy ruszył w moją stronę, myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Zrobił to tak gwałtownie, iż na początku pomyślałam, że chce porwać mnie w ramiona i przytulić.
Tak bardzo na to czekałam! Tęskniłam za jego dotykiem... Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo mi go brakowało.
Poczułam delikatny zawód, kiedy minął mnie bez słowa i sięgnął po pilota. Wyłączył muzykę.
Cóż... zasłużyłam sobie. Im mniej kontaktu, tym lepiej.
Mężczyzna zrobił kilka kroków do tyłu i stanął przede mną. Wyraz jego twarzy nadal pozostawał niewzruszony, natomiast w oczach... szalały takie emocje, iż poczułam, jak moje ciało spina się w oczekiwaniu na niewiadome. Nawet zacisnęłam mocniej ręce.
- Przyszłam...
- Wróciłaś...
Powiedzieliśmy w tej samej chwili. Skinęłam delikatnie głową.
- Wróciłam, żeby coś wyjaśnić i się pożegnać.
- Pożegnać? - zapytał z niedowierzaniem – daruj sobie. Już się pożegnaliśmy.
- Ale nie we właściwy sposób.
- Jaki według ciebie byłby właściwy? - zapytał z przekąsem. Spoglądał na mnie, jakby z rozczarowaniem. Widocznie nie tego oczekiwał.
- Szczery. Powinniśmy być wobec siebie szczerzy i pożegnać się bez niedomówień i kłamstw.
- Nie okłamałem cię, Amelio. Szczerze wyznałem ci moje uczucia, a ty je zdeptałaś i pokazałaś mi, iż nigdy nic dla ciebie nie znaczyłem. Jeśli chcesz mi jeszcze dołożyć, to proszę cię, odpuść – pokręcił głową i oparł dłonie na biodrach.
- Przede wszystkim to ja nie byłam szczera. To ja cię okłamałam. Chciałam za to przeprosić – spoglądałam na niego smutno.
- Kiedy nie byłaś szczera? - zainteresował się.
- A czy to ważne? Po prostu, nie byłam – wzruszyłam ramionami – chcę, żebyś wiedział, iż to nie tak, że nic dla mnie nie znaczyłeś. Chcę pożegnać się z tobą w zgodzie.
Zrobił krok w moją stronę, ja się jednak cofnęłam. Lepiej, żeby jednak mnie nie dotykał. To by bardzo utrudniło moją pojednawczą misję.
- Czym w takim razie dla ciebie byłem, Amelio? Może chociaż teraz będziesz szczera.
Opuściłam wzrok na swoje złączone dłonie. Nie chciałam o tym rozmawiać. Jednocześnie nie powinnam go dalej okłamywać.
Chyba ten przyjazd tutaj był złym pomysłem.
- Na początku się ciebie bałam. Mówiłam ci dlaczego – zamilkłam na chwilę - Potem... zaczęłam bać się samej siebie, bo wzbudzałeś we mnie te pragnienia, które na zawsze miały pozostać w strefie marzeń. Gdy pomyślałam sobie, że może jednak... to ma szansę, to dowiedziałam się o czymś, co wszystko zmieniło. Chciałam postąpić właściwie i przy okazji zraniłam ciebie. I siebie.
Musiał się bardzo do mnie zbliżyć, gdyż w zasięgu mojego wzroku pojawiły się jego buty. Ponownie cofnęłam się o krok. Zapomniałam, że mam z tyłu to cholerne biurko. Wpadłam na nie tak, że prawie na nim usiadłam.
- O czym się dowiedziałaś? - nic sobie nie robił z tego, iż uciekałam od niego. Po raz kolejny podszedł do mnie stanowczo za blisko. Nachylił się nade mną i oparł dłonie po obu stronach moich bioder.
Byłam w potrzasku.
Powoli uniosłam głowę. Miałam wrażenie, że Oliver wręcz pożera mnie wzrokiem. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, a do tego drapieżnie, iż nie byłam w stanie kłamać.
- O ciąży Weronici.
- A co to miało wspólnego ze mną? - zapytał cicho.
- Myślałam, że to też twoje dziecko. Nie chciałam... stawać między wami i dlatego wolałam się usunąć z drogi.
Zwilżył językiem dolną wargę, a ja tak się na to zapatrzyłam, że w momencie, gdy zdałam sobie z tego sprawę, zrobiło mi się głupio. Szybko uciekłam wzrokiem w bok.
- Zawsze się zabezpieczałem. Nawet, gdy spotykałem się z tymi dziewczynami, którym za to nie płaciłem. Nie ma takiej możliwości, żeby dziecko Weronici było moje. Ona sama nie wie, kto jest ojcem. Jeśli chcesz, to po porodzie zrobię testy na ojcostwo, ale jestem pewny, że to nie będę ja.
Ponownie spojrzałam mu w oczy, a on kontynuował wypowiedź:
- Jedyną kobietą, z którą kiedykolwiek dopuszczałem możliwość seksu bez zabezpieczenia, jesteś ty, Amelio...
- Jestem? - zdziwiłam się. Po tym wszystkim, jestem?... - a nie byłam?
Nachylił się nade mną tak, że dzieliły nas dosłownie centymetry.
- Jesteś. Cały czas to jesteś ty.
Zaniemówiłam na chwilę. Czyżby po tym wszystkim on... dalej mnie chciał? Musiał być bardziej szalony, niż przypuszczałam.
- Jakie pragnienia w tobie wzbudzałem? - nawiązał do moich wcześniejszych słów.
- To nie ważne. Już się nie liczy.
- Dla mnie wszystko się liczy... - odparł cicho. Spoglądał na mnie z wyczekiwaniem, jakby od tego miało cokolwiek zależeć.
- Przy tobie czułam, że chcę robić to, czego nie powinnam. Że chcę... uwolnić się z pewnych ograniczeń, które sama sobie narzuciłam. Pragnęłam choć raz zapomnieć o tym, co muszę i dać się ponieść temu, co tak bardzo mnie kusiło.
Przysunął swoje dłonie bliżej i położył je na mojej talii. Osaczał mnie swoją obecnością. Nie mogłam oderwać wzroku od jego pociemniałych i błyszczących oczu. Serce waliło mi tak szybko i głośno, iż na pewno to słyszał.
Wsunął ręce pod moją bluzkę i delikatnie gładził mnie po biodrach. Jego dotyk na mojej nagiej skórze momentalnie wywołał dreszcz, niczym przepływ prądu wzdłuż kręgosłupa. Aż dostałam gęsiej skórki.
- Czego tak naprawdę pragniesz, kochanie? - wyszeptał tuż przy moich ustach.
Moje ciało znowu zadrżało. Tym razem z wyczekiwania. Wstrzymałam na chwilę oddech.
- Pragnę... ciebie – powiedziałam cicho.
Nie miałam czasu zastanowić się nad konsekwencją tych słów. Ich nieodpowiedniością. Niewłaściwością.
Oliver momentalnie się nachylił i zagarnął moje usta w zaborczym i namiętnym pocałunku. Poczułam, jak kolanem rozchyla moje uda, żeby stanąć jeszcze bliżej mnie. Przesunęłam dłonie na jego tors, a następnie objęłam go za szyję.
Gdy przemieścił dłonie wyżej poczułam, iż tracę nad sobą kontrolę. Chciałam wszystkiego, co mógłby mi dać. Westchnęłam, jednak ten dźwięk utonął w naszych żarliwych pocałunkach. Było mi tak dobrze. Chciałam jeszcze. I jeszcze.
Z powrotem opuściłam ręce na jego klatkę piersiową. Było to trudne, gdyż całował mnie zachłannie i odbierał kontakt z rzeczywistością, ale próbowałam nieporadnie rozpinać guziki jego koszuli. Pragnęłam go dotknąć tak, jak on mnie dotykał. Przesuwać dłońmi po jego umięśnionym ciele. Całować go... wszędzie.
Spojrzał na mnie uważnie, kiedy nasze usta na chwilę się rozdzieliły. Nie przestałam rozpinać guzików.
- Nie pozwolę ci znowu odejść. Już nigdy mnie nie zostawisz – oddychał ciężko, ale jego głos był zdecydowany. Te słowa zapewne miały mnie zatrzymać. Być ostrzeżeniem. Dać ostatnią szansę na odwrót.
Nie zamierzałam przestawać. Już nie.
Nachyliłam się w jego stronę i zaczęłam całować go po szyi, obojczyku, mostku – wszędzie tam, gdzie sięgnęłam. Słyszałam, jak ze świstem wypuścił powietrze z płuc.
- Amelio – złapał mnie na chwilę za policzek i oderwał od siebie. Ponownie spojrzał głęboko w oczy – zamierzam się z tobą kochać. Teraz.
Położyłam moją rękę na tej jego i odwróciłam twarz. Ucałowałam wnętrze jego dłoni.
- Kochaj mnie – wyszeptałam.
- Od dawna cię kocham. Jesteś moja. Na zawsze – nie spodziewałam się takiego wyznania. Zdecydowanym ruchem wsunęłam palce w jego włosy i przyciągnęłam jego głowę do siebie. Tym razem to ja zaczęłam niecierpliwie smakować jego usta.
- Nie tutaj – spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem w chwilowej przerwie od pocałunków. Doprowadzałam go do granic panowania nad sobą, tak, jak i on mnie.
Rozejrzałam się szybko po gabinecie i skinęłam lekko w stronę kanapy. Wydawała się wygodna.
Pokręcił głową i złapał mnie za pośladki. Odruchowo objęłam go nogami w pasie, gdy zaczął mnie podnosić z biurka. Ręce zarzuciłam mu na ramiona, a twarz wtuliłam w jego szyję.
Nawet nie zauważyłam, że wnosił mnie po tych cholernych schodach na antresolę. Byłam zajęta całowaniem Olivera: obsypywałam drobnymi, chaotycznymi pocałunkami jego szyję, policzek, skroń, szczękę...
Poczułam, jak zrobiło mi się gorąco, gdy weszliśmy do sypialni. Spojrzałam mu prosto w oczy, gdy delikatnie kładł mnie na łóżku. Nie wypuściłam go z objęć moich ud, także musiał położyć się razem ze mną. Oparł się na łokciach nad moimi ramionami, a ręce położył z dwóch stron mojej głowy. Tym razem to on całował mnie po całej twarzy, czole i włosach.
- Nie żartuję z tym „na zawsze", Amelio, wiesz? - zapytał pomiędzy pocałunkami.
- Tak – odparłam zmienionym głosem.
- Jesteś moja – powtórzył to, co już raz powiedział.
- Jestem twoja – potwierdziłam.
Straciłam rachubę czasu. Oliver powoli mnie rozebrał. Pieścił ustami i językiem moje piersi, a opuszkami palców delikatnie we mnie wchodził.
Gdy oderwał się ode mnie na chwilę, szybko zsunęłam koszulę z jego ramion i złapałam za pasek od spodni. Przyglądał się, jak go rozbierałam. Zanim zdjęłam mu spodnie, obsypałam pocałunkami jego umięśniony brzuch. Przesunęłam usta na biodra i chciałam zejść niżej, ale nie dał mi kontynuować. Złapał mnie za brodę i przyciągnął do siebie po raz kolejny całując mnie tak, że zapominałam o wszystkim. Liczył się tylko on i to, co rozgrywało się między nami.
Zauważył, iż przyglądałam się mu z ciekawością, gdy w końcu całkowicie się rozebrał. Fascynował mnie w każdym calu. Domyślałam się, że będzie dobrze wyglądał, czy to w ubraniu, czy bez, ale to, co widziałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Uśmiechnął się do mnie i delikatnie pchnął na poduszkę. Pocałował moją szyję, a następnie przesunął usta na ramiona, obojczyki, piersi. Przygryzał i ssał moją skórę, a ja wyginałam się pod wpływem jego pieszczot. Wypchnęłam do przodu biodra, gdy powtórnie poczułam jego palce w moim intymnym miejscu.
- Jesteś gotowa? - szepnął w moje usta, a ja szybko potwierdziłam. Byłam gotowa. Od jakiegoś czasu już byłam na to gotowa.
Rozchylił moje nogi i ułożył się między nimi. Poczułam, jak powoli się we mnie wsuwał. Zaczęłam przesuwać rękami wzdłuż jego boków, aby ostatecznie objąć go pod ramionami i położyć dłonie na jego łopatkach.
Mężczyzna z kolei jedną rękę położył pod moją szyją, a drugą opierał o moje biodro.
Jego początkowe ruchy były niespieszne. Dawał mi czas na oswojenie się z nową sytuacją – poczuciem wypełnienia i rozciągania.
Ja jednak byłam niecierpliwa. Chciałam więcej. Szybciej.
W pewnym momencie zaskoczył mnie, bo jednym, płynnym ruchem zagłębił się we mnie prawie do końca. Jęknęłam i wbiłam paznokcie w jego ramiona. Natychmiast mnie pocałował i wsunął się we mnie jeszcze głębiej.
Przez chwilę się nie ruszał. Wysunął się powoli ze mnie, a jednocześnie uważnie obserwował moją twarz. Za chwilę znowu powoli we mnie wszedł. Upewniał się, iż nie robi mi krzywdy. Skinęłam delikatnie głową. Czułam się dobrze. Podobało mi się to, co robiliśmy i nie chciałam tego przerywać.
Nie potrzebował większej zachęty.
Wygięłam plecy w łuk, gdy zaczął się rytmicznie poruszać. Coraz szybciej i szybciej. W pewnym momencie odsunął się ode mnie i nie przestając się zagłębiać, złapał mnie za nogę. Zgięłam ją w kolanie, gdy przesuwał ją do góry i dociskał do mojego boku. Zacisnęłam dłonie na kołdrze. W tej pozycji wchodził naprawdę głęboko.
Napięcie, które narastało we mnie od dłuższego czasu zdawało się opanowywać całe moje ciało. Wypychałam biodra, aby tylko wychodzić mu naprzeciw. Nie próbowałam powstrzymywać jęków, gdy złapaliśmy wspólny, szaleńczy rytm.
Kiedy moimi nogami wstrząsnęły drgawki, a oddech stał się ciężki i urywany Oliver puścił moją nogę i ponownie obniżył się tak, żeby całować moje usta. Krzyknęłam w jego wargi, gdy przez ciało przetoczył mi się spazm rozkoszy. Złapałam go gwałtownie za ramiona i przyciągnęłam bliżej, jednocześnie cały czas napierałam biodrami na jego biodra. Przedłużałam tę chwilę najbardziej, jak się dało.
Przymknęłam oczy. Było mi tak dobrze. Błogo.
Oliver wykonał jeszcze kilka szybkich ruchów po czym wbił się do samego końca i zastygł. Czułam, jak jego fiut pulsował we mnie. Nachylił się, żeby mnie pocałować, gdy dochodził.
Osunął się na mnie na chwilę, jednak zaraz potem przetoczył się tak, iż to ja leżałam przytulona do jego klatki piersiowej. Jedną ręką obejmował moje plecy, a drugą gładził po biodrach i pośladkach.
Leżeliśmy tak przez chwilę i czekaliśmy, aż nasze serca odnajdą właściwy rytm, a oddechy się uspokoją.
Podniosłam leniwie głowę i spojrzałam na jego spokojną i zadowoloną twarz.
- Okłamałeś mnie – wiedziałam, iż na te słowa przestanie się uśmiechać i zmarszczy brwi.
- W jakiej sprawie? - zapytał ostrożnie. W dalszym ciągu mnie obejmował, a teraz nawet wzmocnił uścisk, jakby obawiał się, że mu ucieknę.
- W sprawie awokado – zmrużyłam oczy – wcale go nie lubisz...
Poczułam, jak klatka piersiowa drży mu z powstrzymywanego śmiechu.
- Maria ma za długi język – pokręcił głową, ale nie był zły. Wydawał się bardzo rozluźniony i taki... szczęśliwy.
- I tak ją kochasz – uśmiechnęłam się do niego.
- Ciebie kocham i zrobię wszystko żebyś i ty mnie pokochała – przechylił się tak, żeby mnie pocałować. Ochoczo włączyłam się w pieszczotę.
- Dobrze ci idzie – powiedziałam chwilę później. W dalszym ciągu miałam wrażenie, jakby pod moją skórą poruszały się mrówki, szczególnie w rękach i nogach. Echo niedawnej ekstazy jeszcze nie zniknęło.
- Przekonywanie ciebie?
- Tak – podniosłam się na łokciu – gdy tu dziś jechałam z zamiarem pożegnania się, gdzieś tam w głębi ducha marzyłam, żebyś mnie jednak zatrzymał. Żebyś jeszcze ze mnie nie rezygnował. Nie wierzyłam w to, więc skupiłam się tylko na przeprosinach. Skrycie liczyłam, że zdołasz mi wybaczyć.
- Kochanie... nawet nie wiesz, jak uszczęśliwiłaś mnie tym, że tu przyjechałaś. Że wróciłaś do mnie. Gdy tylko zobaczyłem cię w gabinecie... Byłem pewien, że nie dam ci więcej odejść. W zasadzie, to zacząłem rozważać twój ostatni pomysł.
- Mój pomysł? - zdziwiłam się.
- Ten, żeby cię zamknąć w domu i nigdzie nie wypuszczać. Zmodyfikowałbym go jednak i ograniczył ci przestrzeń jedynie do sypialni – uśmiechnął się przebiegle.
- Chciałbyś zamknąć mnie w sypialni? Samą? I co ja niby miałabym robić? - zapytałam niewinnie.
- Sądzę, że nie byłabyś sama, kochanie, bo byłbym cały czas z tobą. Uwierz mi: mielibyśmy co robić – roześmiał się, gdy tylko zauważył moją wesołość.
- W zasadzie... to nie byłby zły pomysł... - powiedziałam cicho. Chociaż kilka dni tylko z Oliverem... Poczułam dreszcz ekscytacji na samą myśl i zaczęłam sobie wyobrażać, co moglibyśmy robić...
- Mogę zadzwonić do Marii, żeby jutro nie przychodziła, bo chcemy być sami? Taki mini urlop na 36 godzin? Co ty na to? - zapytał z entuzjazmem w głosie. Szybko skinęłam głową. Chciałam go choć na chwilę mieć tylko dla siebie.
Niechętnie puścił mnie z objęć i sięgnął do spodni po telefon.
- Mario, zrób sobie jutro wolne – powiedział, gdy tylko połączył się z gosposią – tak, niczego mi nie brakuje. Po prostu... potrzebuję chwili dla siebie – dodał.
Usiadłam na łóżku i podwinęłam pod siebie nogi, a on położył się na brzuchu obok mnie i jedną dłonią gładził mnie po udzie. W pewnym momencie zaśmiał się krótko, a następnie pożegnał z Marią.
Spojrzałam na niego z pytaniem w oczach.
- Kazała cię pozdrowić – puścił mi oczko, a ja się zdziwiłam. Skąd w ogóle ona o tym wiedziała? Przecież nie mówił nic o mnie...
- Jak się czujesz? - zapytał. Zrobił się nagle poważny i bacznie wpatrywał się w moją twarz.
- Świetnie. Wszystko jest wspaniale, choć muszę się umyć... – powiedziałam znacząco. Podniósł się na wyprostowanych ramionach i szybko mnie pocałował.
- Bądź grzeczna pod prysznicem – rzekł, gdy wychodziłam do łazienki.
- To można być tam niegrzecznym? - zdziwiłam się, na co tylko pokręcił głową i uśmiechnął się tajemniczo.
Zanim weszłam pod prysznic, obejrzałam się dokładnie w lustrze. Niby wyglądałam tak samo – jedynie miałam bardziej zaróżowione policzki, podejrzanie błyszczące oczy, a o fryzurze lepiej nie mówić. Na moim ciele gdzieniegdzie zostały ślady po intensywnych pieszczotach Olivera.
Wewnętrznie czułam się jednak jakoś tak inaczej. Byłam wesoła. Cieszyłam się, iż to właśnie z nim mogłam przeżywać takie chwile. Ekscytowałam się następnymi godzinami sam na sam. Byłam pewna, że znów będę chciała poczuć się, jak jeszcze kilka chwil temu.
Pamiętałam, iż w hotelu czeka na mnie rodzina i pewnie natychmiast powinnam do nich jechać. Tak bardzo jednak chciałam z nim zostać. Zrobić w końcu coś dla siebie.
Zamierzałam poprosić Olivera o pomoc w opiece nad babcią i Michaelem. Może... jakby się udało, to nie musieliby jechać do Londynu?
Bo to, że ja nie zamierzałam jechać, było już pewne. Chciałam zostać tutaj. Z nim.
Weszłam pod prysznic i puściłam strumień wody. Przez chwilę ustawiałam tak, żeby temperatura była dla mnie odpowiednia. Po chwili stanęłam pod deszczownicą i zamknęłam oczy. Odchyliłam głowę do tyłu.
Prawie podskoczyłam z zaskoczenia, gdy poczułam, iż nie jestem sama w kabinie.
Ręce Olivera błądziły po moim mokrym ciele. Szczególnie spodobało się im między moimi udami.
- Pokazać ci, co niegrzecznego można robić pod prysznicem? - obdarował mnie przebiegłym uśmieszkiem i wyłączył wodę. Staliśmy obok siebie. Oboje nadzy i mokrzy.
Widziałam po nim, iż podobało się mu to, co właśnie oglądał. Moje ciało. Pewnych reakcji nie da się udawać.
Uśmiechnęłam się do niego zachęcająco.
- Pokaż.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro