42 Plotka czy prawda?
Stefan trzymał się na dystans, jednak miałam wrażenie, że nie spuszczał nas z oczu, gdy tak spacerowaliśmy dookoła sali i czasami przystawaliśmy na błahe rozmowy.
- Może... nie podoba mu się, że ze mną przyszedłeś? W końcu byłeś zaręczony z jego córką... - zaczęłam niepewnie, gdy po raz kolejny złapałam spojrzenie mężczyzny, a on nawet nie próbował udawać, że to było przypadkiem.
- Przez te wszystkie lata chodziłem na różne przyjęcia z wieloma partnerkami i Castelli nigdy nie miał nic do tego. Zresztą, nawet nie powinien mieć nic do tego: w końcu moje zaręczyny z jego córką zostały zerwane, gdy dziewczyna zaginęła.
- A jakby się nagle odnalazła? Dalej byłaby twoją narzeczoną? - dopytywałam. Niby nie interesowało mnie to tak bardzo, ale z drugiej strony, gdy miałam wyobrazić sobie Olivera z jakąś obcą osobą, to robiło mi się tak przykro. Bez sensu to wszystko.
Mężczyzna spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
- Jej ojciec dał mojemu słowo, więc tak. Dalej by była moją narzeczoną – chyba zauważył niewyraźny wyraz mojej twarzy, bo uniósł dłoń i pogładził mnie po policzku – oczywiście, jeśli by tego chciała. Nie zmuszałbym jej do niczego, ale oficjalnie traktowałbym jak moją.
Naszła mnie taka głupia i niewłaściwa myśl, że może to i dobrze, iż ta dziewczyna się nie odnalazła. Musiałaby być głupia, żeby rezygnować z Olivera i na pewno zostałaby jego żoną.
- Może kiedyś jeszcze się odnajdzie – powiedziałam cicho. Nie rozumiałam, dlaczego nie cieszyła mnie ta wizja: przecież taki Castelli szalałby ze szczęścia, gdyby w końcu ją odzyskał. Oliver miałby zagwarantowane trwałe układy z mężczyzną i na pewno wyszedłby na tym korzystnie. Wszystko ułożyłoby się im tak, jak powinno być, to logiczne.
Nielogiczne było to, iż czułam jakiś taki wewnętrzny niepokój i niezrozumiałą niechęć do tej dziewczyny, mimo iż nawet jej nie znałam.
Oliver nic mi nie odpowiedział, tylko w dalszym ciągu przyglądał się mi z tajemniczym uśmiechem.
Z tego, co opowiadała Maria, źle zareagował na te zaręczyny, ale był wtedy dzieckiem. Teraz pewnie by mu nie przeszkadzały.
Czułam, że muszę przez chwilę pobyć sama, bo miałam taki natłok myśli, że po prostu potrzebowałam spokoju, choć na moment.
- Pójdę do łazienki – powiedziałam i rozejrzałam się, żeby namierzyć wyjście z sali. Mężczyzna delikatnie skinął głową i pomyślałam, że to do mnie, jednak po chwili okazało się, że przywołał do nas Lucasa. Byłam zaskoczona obecnością ochroniarza, zwłaszcza, że nigdzie go nie widziałam. Musiał dobrze wtopić się w tło.
- Potrzebuję ochrony na balu w prokuraturze? - zapytałam z niedowierzaniem. Co jak co, ale tutaj? Przy tych wszystkich szeryfach, kapitanach, sędziach...
- Potrzebujesz ochrony wszędzie, a tutaj przede wszystkim – Oliver spojrzał na mnie tak, że wiedziałam, iż nie odpuści i będę musiała iść z Lucasem.
Gdy mijałam Castelliego, dotarło do mnie, że nie tylko przedstawiciele prawa i władze miasta się tu dziś bawiły. Osoby związane z całkiem innymi działalnościami też, w końcu był tu Oliver i ten cały Stefan, a pewnie i jeszcze kilku innych, których nie poznałam i raczej nie chciałam poznawać.
- Pięknie wyglądasz. Jesteś najładniejszą dziewczyną na całej sali – powiedział mi Lucas, gdy odeszliśmy kawałek od Olivera. Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam mu za komplement. Brakowało mi rozmów z nim, bo od kiedy nocowałam u pana Lee, to nie miałam w zasadzie żadnej okazji, żeby być tylko z ochroniarzem. Oliver całkowicie wypełniał mi czas swoim towarzystwem.
Tyle dobrego, że Luke stanął przy drzwiach do łazienki i nie wbijał za mną do środka, bo to byłoby już przegięcie.
Stanęłam przy umywalce i spojrzałam na swoje odbicie. Rachel miała rację, że szminka, którą mnie umalowały, była nie do zajechania.
- Powinna przetrwać podczas jedzenia, picia, a nawet i całowania – informowała mnie, gdy szykowałam się na przyjęcie. Przy ostatnim słowie rzucała mi znaczące spojrzenia, a ja udawałam, że nie wiem, o co chodzi.
Musiałam przyznać jej rację – kolor na ustach nie zmienił się, mimo iż jadłam i piłam. Trzeciego nie planowałam próbować.
Oparłam się dłońmi o marmurowy blat i odetchnęłam kilka razy. Na razie nie było źle. Nikt nie patrzył na mnie dziwnie z wyjątkiem tego całego Castelliego, ale on w gruncie rzeczy był dla mnie miły, więc nawet nie przeszkadzało mi to osobliwe wypytywanie się o moje dzieciństwo. Nie miałam nic do ukrycia, dlatego też odpowiadałam na jego pytania, ale musiałam przyznać, iż było to dość specyficzne.
Oliver traktował mnie naprawdę dobrze. Umiał się zachować w towarzystwie i wydawało mi się, że na swój sposób dba, abym i ja czuła się tu dobrze.
Tak skupiłam się na swoich myślach, że nie zauważyłam, iż z jednej z kabin ktoś wyszedł i stanął przy sąsiedniej umywalce. Dopiero gdy nasze spojrzenia w lustrze się spotkały, zdałam sobie sprawę, że jestem w pomieszczeniu sama... z Weronicą.
Kobieta musiała zauważyć moje zaskoczenie, gdyż uśmiechnęła się nieprzyjemnie.
- Zdziwiona, że tu jestem? - odkręciła kran i zaczęła myć ręce – nie powinnaś się temu dziwić. Jestem tu, gdzie powinnam być. W przeciwieństwie do ciebie – zakręciła wodę, ale nie rwała się do wycierania rąk. Oparła je o brzeg umywalki i kontynuowała – Nie pasujesz tutaj i dobrze o tym wiesz. Nie pasujesz do niego i nigdy nie będziesz drugą mną, a ledwie tanią podróbką – spoglądała na mnie z prawdziwą nienawiścią w oczach – nie myśl sobie, że ci odpuszczę. Baw się dziś dobrze i korzystaj z chwilowej radości bycia partnerką pana Lee. Pamiętaj, że to jest, no właśnie: chwilowe.
Postawiła krok do przodu i machnęła dłonią przed moją twarzą tak, że opryskała mnie po niej wodą.
- Nawet nie wiesz, ile dałabym za to, żebyś tak nagle zniknęła. Jesteś wrzodem na dupie, Amelio. Takie wytwory trzeba usuwać.
- Daj mi spokój. Nic ci nie zrobiłam, a ty cały czas mnie atakujesz. Myślisz, że chcę tu być?! - zapytałam – uwierz mi, że nie. Też chciałabym wrócić do siebie i zapomnieć o tym całym Nowym Jorku.
- Słyszałam, że twój brat jest ćpunem. Twój jedyny brat. Jak się czujesz z tą świadomością, że zamiast mu pomóc i się nim zająć, to pieprzysz się z cudzymi facetami?
Zacisnęłam dłonie w pięści. Zaczynanie takich tematów było ostrym przegięciem.
- Trzymaj się z daleka od mojego brata, Weronico. Nie chcę, żeby zaraził się czymś, z czego będzie mu potem trudniej wyjść, niż z uzależnienia – widziałam, że zmrużyła oczy, gdy dotarł do niej sens moich słów – nie wiem, po co ci to mówię, bo to kompletnie nie jest twoja sprawa, ale nie pieprzę się z cudzymi facetami. W końcu, jak sama zauważyłaś, nie jestem tobą.
Rozjuszyło ją to. Postawiła dwa kroki w moją stronę i gwałtownie popchnęła mnie na ścianę. Tego się nie spodziewałam. Widziałam, że podniosła dłoń, żeby uderzyć mnie w twarz, ale byłam szybsza, a ona wściekła i nierozsądna. Zablokowałam jej cios i złapałam ją za rękę, co, delikatnie mówiąc, zszokowało blondynkę.
- To, że zazwyczaj jestem miła nie znaczy, że nie potrafię się obronić, zwłaszcza przed takim słabym atakiem – spojrzałam na nią twardo – zalety posiadania młodszego rodzeństwa: można nauczyć się tylu ciekawych chwytów podczas bójek o pilota, że nawet sobie nie wyobrażasz.
Nie było to coś, czym powinnam się chwalić, ale, gdy byliśmy dużo młodsi, to często z Michaelem prowadziliśmy wojny wręcz o wszystko. Babcia miała z nami urwanie głowy, gdy byliśmy w podstawówce i zawsze powtarzała, że w końcu wyrośniemy z tych głupot i przestaniemy się zaczepiać. Miała rację, gdy poszliśmy do liceum, zaczęliśmy się lepiej dogadywać.
Pewne umiejętności „podwórkowej" samoobrony jednak zostały. Zdawałam sobie sprawę, że nie miałabym szans z żadnym mężczyzną, bo nie byłam na tyle silna, ale Weronica była niższa ode mnie, a do tego podminowana. Emocje podczas takich starć były złym doradcą.
Pchnęłam kobietę i puściłam jej rękę. Tradycyjnie dla siebie miała na nogach niebotycznie wysokie szpilki, więc zachwiała się i zapewne by upadła, gdyby nie to, że w ostatniej chwili przytrzymała się umywalki.
- Ty głupia dziwko! - krzyknęła i ruszyła na mnie. Nie miała jednak szansy dostać mnie w swoje pazury, gdyż drzwi łazienki otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Lucas.
- Amelio, wszystko w porządku? Słyszałem krzyki... - zaczął, a gdy tylko zorientował się, że nie jestem sama od razu stanął tak, że zasłaniał mnie całym sobą.
- Co tu robisz? Doskonale wiesz, że masz się do niej nie zbliżać – spojrzał się groźnie na blondynkę, a ona momentalnie spokorniała. Zerknęła na niego z wyrzutem.
- Ale to ona mnie zaatakowała! Pchnęła mnie! Chciałam się tylko bronić!
- Nie interesuje mnie to, co Amelia ci zrobiła. Interesuje mnie tylko to, co ty zrobiłaś jej i dobrze o tym wiesz – powiedział groźnie.
- Nic nie zrobiłam! - uniosła ręce w obronnym geście. Wyglądałam zza ramienia ochroniarza, bo chciałam wszystko widzieć. Przy mężczyznach nie była taka odważna, jak wtedy, gdy byłyśmy same.
- Jakiś problem? - do łazienki wszedł kolejny facet. Elegancko ubrany i... na pewno nieznajomy. Nie kojarzyłam, żebyśmy byli sobie przedstawiani, ale przy tych wszystkich osobach straciłam już rachubę. Zauważyłam, że oparł dłoń na biodrze w taki sposób, iż ukazał, że pod marynarką trzymał broń.
O cholera.
- Żadnego. Weronica właśnie wychodzi – Lucas spojrzał na obcego, ale nie zrobił na nim większego wrażenia. Nie potraktował go jako zagrożenia dla nas.
Blondynka zacisnęła usta w wąską linię i opuściła pomieszczenie, rzucając mi złowrogie spojrzenia. Coś czułam, że jeszcze się spotkamy. Niestety.
Nieznajomy poczekał, aż wyjdę z łazienki, po czym ruszył za mną i Lukiem. Szedł w pewnej odległości, ale cały czas miał nas na oku.
- Kto to jest? - zapytałam cicho ochroniarza.
- Człowiek Castelliego – odpowiedział mi dyskretnie mężczyzna, a ja zrobiłam wielkie oczy. Dlaczego Stefan kazał komuś za mną łazić? To robiło się mocno dziwne i zaczynało mnie niepokoić.
Ruszyłam tak szybko przed siebie, że prawie biegłam. Chciałam jak najprędzej znaleźć się koło Olivera. On będzie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi.
Poczułam taką ulgę, gdy go zobaczyłam. Niestety moja euforia na jego widok szybko minęła, bo rozmawiał... z Castellim. Nie chciałam do niego podchodzić. Zawahałam się nawet, czy nie wtopić się gdzieś w tłum i podejść dopiero, gdy Oliver będzie sam, ale zauważył mnie.
Obaj mnie zauważyli, bo rzucali mi intensywne spojrzenia. Nici z planu ukrycia się choć na chwilę.
Podeszłam powoli do nich i stanęłam bardzo blisko mojego dzisiejszego partnera. Praktycznie oparłam się o niego, choć takie zachowanie nie było eleganckie i nie powinnam tak robić w oficjalnych sytuacjach, to jednak czułam, że potrzebuję łączności z nim. Tak po prostu.
Zauważył, że coś jest nie tak. Od razu położył rękę na moich plecach, a ja nielegalnie wtuliłam się w jego bok. Madame zjechałaby mnie za takie zachowanie, ale miałam to w nosie. Potrzebowałam poczucia bezpieczeństwa, a, o ironio, tylko przy Oliverze mogłam je mieć. Wielka ironia losu.
- Co się dzieje? - nachylił się nade mną i zapytał mnie cicho, chociaż byłam pewna, że Stefan i tak usłyszał, bo nawet nie ukrywał, że zamierza się przysłuchiwać naszej rozmowie.
- Nic. Chcę iść na spacer. Znaczy... - przygryzłam na chwilę wargę, bo zauważyłam diabelski błysk w jego oczach. Ach ten zły dobór słownictwa – chcę przejść się dookoła sali – wyjaśniłam.
Uśmiechnął się do mnie delikatnie i zwrócił się do Castelliego.
- Będziemy w kontakcie.
- Oczywiście. Pamiętaj o jutrzejszym spotkaniu. Będę wyczekiwał go z niecierpliwością – mężczyzna rozmawiał z panem Lee, ale cały czas obserwował mnie, przez co zrobiło mi się jeszcze bardziej niezręcznie.
- Co się dzieje? - ponowił pytanie Oliver. Trzymałam go we właściwy sposób: pod rękę i powoli poruszaliśmy się wzdłuż ściany, przy której stał bufet.
- Ten facet mnie niepokoi. Cały czas się na mnie patrzy. Myślisz... że on wie, kim jestem?
Spojrzał na mnie tak, jakby się nad czymś zastanawiał.
- No czy wie, że jestem od Madame i będę na licytacji w następnym tygodniu? - uściśliłam. Miałam jakieś takie niejasne przeczucie, że jeśli by wiedział, to może... brałby udział w licytacji. Spięłam się na samą myśl o tym.
- Na pewno o tym nie wie, bo nikt o tym nie wie. Myślę, że do licytacji nie dojdzie i zdajesz sobie z tego sprawę, kochanie – uśmiechnął się lekko – jesteś moja. Od samego początku jesteś moja i nie chcę słyszeć o licytacji.
- Nie tak się umawialiśmy! Miałam mieć wybór – powiedziałam szybko. Miał mnie przekonywać, ale nie ingerować w moją decyzję.
- Oczywiście, że masz wybór. Liczę, że wybierzesz mnie.
Denerwowało mnie, że był taki pewny siebie, gdyż ja jeszcze nic nie postanowiłam. Miałam mętlik w głowie i cały czas wahałam się, co zrobić. Musiałam szczerze przyznać, że zaczynałam się do niego przyzwyczajać i sama świadomość, że za jakiś czas się rozstaniemy, wprawiała mnie w zły nastrój.
Z drugiej strony: jeśli zostałabym z nim, nie zobaczyłabym więcej rodziny, w końcu on mieszkał tu, a babcia i brat setki mil stąd. Nie pomogłabym bratu, jak to wytknęła mi Weronica. Michael mnie potrzebował i wiedziałam o tym doskonale.
A poza tym wszystkim... czy Oliver nie znudziłby się mną szybko, gdyby tylko dostał to, na czym mu zależy? Chyba sam fakt przekonywania mnie sprawia, że jestem dla niego atrakcyjniejsza niż w rzeczywistości.
Z kolejnej strony: na początku bałam się tego, że może chcieć mnie zatrzymać na długo, a teraz zaczynałam bać się tego, że gdy ulegnę, to będzie chciał się mnie szybko pozbyć. To wszystko było tak nielogiczne...
- Gdy byłam w łazience to zauważyłam, że chodzi za mną jakiś facet. Lucas powiedział mi, że to ktoś od Castelliego. Dlaczego kazał mnie obserwować? Przecież nic mu nie zrobiłam... - wyznałam. Ta kwestia też mnie nurtowała. Czego ten obcy facet chce ode mnie?
- Poinformuję go, żeby pilnował swoich ludzi i cię nie straszył, dobrze?
Potaknęłam. Nie dodałam nic więcej po zaczepiła nas jakaś elegancka para. Chyba ktoś z rady miasta, ale nie byłam pewna. Zaczęli z nami rozmawiać o typowych błahostkach, zaraz jednak zmienili temat.
- Pańska fundacja robi wiele dobrego dla miasta – powiedziała kobieta i uśmiechnęła się miło do Olivera.
- Jest mi niezmiernie miło to słyszeć – odparł i również odpowiedział jej uśmiechem.
- Namawiam męża na wypisanie hojnego czeku podczas następnej zbiórki.
- Dziękuję za państwa nieocenione wsparcie. Zapewne przed wakacjami zorganizujemy licytację dzieł sztuki. Kilku lokalnych artystów już podarowało swoje prace.
Spoglądałam na mężczyznę i zastanawiałam się, jak on to robił, że czasami był groźny i nieprzyjemny, a innym razem miły i szarmancki. Wszystkie starsze panie z sali rozpływały się nad nim i nawet tego nie ukrywały podczas rozmów. Czyżby aż tak bardzo nie wiedziały, kim był?
- Masz fundację? - zagaiłam, gdy wreszcie pożegnaliśmy nasze towarzystwo.
- Tak.
- Czym się zajmuje?
- Pomocą w kwestiach zdrowia psychicznego. Specjalizuje się we wsparciu osób z depresją, szczególnie kobiet w ciąży i po porodzie. Współpracujemy ze szpitalami położniczymi i bezpłatnie udzielamy pomocy tym, którzy tego potrzebują.
Teraz to mnie zaskoczył. On i wsparcie psychiczne kogokolwiek? Pokręciłam głową i spojrzałam na niego.
- Coś nie tak? - uniósł brew.
- Kim jesteś, Oliverze? Kiedy wydaje mi się, że już trochę o tobie wiem, to zawsze wyskakujesz z czymś takim, iż ponownie muszę wszystko weryfikować – powiedziałam szczerze. Śmiać mi się chciało, gdy twierdził, że to ja jestem zagadkowa i tajemnicza. On mimo wszystko posiadał więcej twarzy i za każdym razem czymś mnie zaskakiwał.
Uśmiechnął się do mnie i przyciągnął mnie bliżej, niż powinien.
- Jestem szczęściarzem, który ma u swojego boku najpiękniejszą kobietę – przesunął dłonią po moich odkrytych plecach, a ja poczułam, iż wzdłuż kręgosłupa przebiega mi dreszcz. Odpowiedziałam uśmiechem na tak miłe słowa. Zauważyłam jednak coś niepokojącego.
Do tej pory wszyscy spoglądali na mnie z uprzejmym zainteresowaniem (oprócz Castelliego, ale jego nie liczę – wyjątek potwierdza regułę), gdyż nie byłam nikim specjalnym. Po prostu kolejną partnerką Olivera.
Teraz jednak wydawało się mi, że te wszystkie starsze, eleganckie panie patrzą na mnie z niejaką pogardą, a ich partnerzy z dziwnym zainteresowaniem. Odsunęłam się od mężczyzny - może to, że przytuliłam się do niego jakiś czas temu tak bardzo złamało te ich reguły odpowiedniego zachowania, że teraz tak dziwnie na mnie zerkali? Aż tak ich to zirytowało?
- Mamy problem – oboje spojrzeliśmy na zbliżającego się w naszą stronę Lucasa – Ktoś zaczął rozpowiadać, że Amelia to nowa prostytutka i że w następnym tygodniu będzie licytowana za długi swojego brata. Część osób zaczęła wykazywać chęć zagłębienia tematu, druga część oburzenie. Plotka głosi, że zabrał ją pan dziś tylko dlatego, żeby podwyższyć jej cenę, bo chce pan na niej dobrze zarobić i udaje pan zainteresowanie nią, żeby sprowokować innych do wysokich ofert, gdyż teraz to każdy będzie chciał zdobyć nową zabawkę pana Lee.
Dobrze, że miałam na sobie kilka warstw kosmetyków, gdyż czerwień moich policzków nie miała szans się przebić przez podkład i puder. Poczułam się tak zdenerwowana, jak dawno nie byłam. Zacisnęłam ręce w pięści i wbijałam paznokcie w dłonie. Taki wstyd...
Najgorsze jednak było to, że... przecież była to prawda. Nie plotka, a prawda. Nawet to, że Oliver wziął mnie tu tylko po to, żeby podbić moją cenę, nie wydawało się jakoś tak bardzo nierealistyczne. Może... rzeczywiście tylko dlatego mnie tu wziął?
W końcu nie od dziś wiedziałam, że liczą się dla niego pieniądze, a te wszystkie piękne słówka, które mi sprzedawał, mogły być po prostu fałszywe.
- Kto? - widziałam po minie Olivera, że był wściekły, ale starał się nad sobą panować. Powoli przesuwał swoje spojrzenie po zgromadzonych na sali, aż wreszcie jego wzrok zatrzymał się na Weronice – nie musisz odpowiadać. Już wiem, kto.
Ja też wiedziałam, że to jej sprawka. Tylko ona była we wszystko wtajemniczona. Tylko ona miała taki tupet, żeby to powiedzieć.
- Oliverze – zaczęłam, gdy zauważyłam, że był gotowy podejść do kobiety i zrobić scenę – nie powiedziała nic złego. Taka prawda. Wiem, kim jestem i ty też wiesz. Trochę głupio, że wyszło to w takim miejscu, a nie tam, gdzie powinno, ale nic z tym nie zrobimy. Daj jej spokój – spojrzałam na niego smutno.
- Nic nie wiesz, Amelio – pokręcił głową i położył dłoń na mojej talii – Weronica jest zazdrosna i opowiada bzdury.
- Panie Lee... - Lucas niepewnie przerwał naszą rozmowę. Gdy na niego spojrzałam, zauważyłam, że wpatruje się w jeden punkt gdzieś poza nami. Automatycznie odwróciłam głowę w tamtą stronę i zadrżałam ze strachu.
W naszym kierunku podążał Castelli.
Cholernie wściekły Castelli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro