39 Spacer
Przygryzłam wargę, gdyż chciałam choć minimalnie powstrzymać kolejne dźwięki, które uparcie wyrywały się z moich ust.
Język Olivera robił takie rzeczy, że nie byłam w stanie się kontrolować. Czułam, że zbliżam się do jakiejś granicy, po której przekroczeniu nic nie będzie takie, jak dotychczas.
- Oliver... ja... - ledwie wydusiłam z siebie, gdyż brakowało mi tchu. Do tego kompletnie nie wiedziałam, co mu chciałam powiedzieć.
Czułam, że uniósł głowę i powoli całował mnie po biodrach, brzuchu, żebrach. Przesuwał się wyżej, aż do moich piersi. Język, którym jeszcze przed chwilą pieścił moje intymne miejsce został zastąpiony przez jego palce. Kciukiem pocierał mnie w taki sposób, że czułam, iż dreszcz przebiega mi po kręgosłupie przy każdym dotyku, a dwa inne palce błądziły u wejścia mojej pochwy.
Położyłam dłoń na jego ramieniu, ale nie po to, żeby go zatrzymać. Chciałam, żeby kontynuował. Opanowało mnie tak obezwładniające uczucie, iż miałam wrażenie, że kręci mi się w głowie.
Gdy zaczął wsuwać we mnie swoje palce – najpierw jeden, a potem drugi – chwyciłam za prześcieradło i zacisnęłam na nim pięść. Druga ręka i usta mężczyzny cały czas skupiały się na moim biuście.
Rozkosz, która powstała w wyniku jego działań wprawiła mnie w stan lekkiego oszołomienia. Nie mogłam przestać myśleć o tym, że chcę więcej i więcej. W pewnym momencie zaczęłam unosić biodra, gdy zatapiał we mnie palce, bo pragnęłam, aby nie przestawał.
To wszystko było szalone.
Po dłuższej chwili oderwał usta od mojego ciała. Otworzyłam oczy, aby spojrzeć w te jego: ciemne, błyszczące i przepełnione pożądaniem.
Zorientowałam się, że zbliżam się do czegoś, czego nie znałam, ale bardzo chciałam poznać. To, jak na mnie patrzył, co mi robił... Nie wiem, co bardziej mnie nakręcało. Chyba tak naprawdę wszystko.
Wyprężyłam ciało, gdy poczułam, że każdy mięsień mi tężeje. Drżałam cała, tak jakbym była w gorączce, ale jego palce nie przestawały się poruszać.
Potem była już tylko ulga.
Przylgnęłam biodrami do jego dłoni i powtórnie przymknęłam oczy.
Rozkoszowałam się chwilą. Wtuliłam głowę w poduszkę i próbowałam uspokoić oddech.
Oliver zabrał rękę spomiędzy moich nóg i objął mnie ramieniem w talii. Czułam, że całuje mnie po włosach i szepcze coś, ale nie wsłuchiwałam się w jego słowa. Nie byłam w stanie.
- Moja kochana – powiedział tuż nad moim uchem przytulił mnie mocno.
- Co ty mi robisz, Oliverze? - zapytałam tymi samymi słowami, które niedawno to on kierował w moją stronę. Nie poznawałam swojego głosu – był niższy niż zwykle i nabrzmiały od emocji.
- Sprawiam ci małą przyjemność – delikatnie odgarnął włosy z mojej twarzy. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, iż to, co powiedział, zaskoczyło mnie.
- Małą?
- Oczywiście, kochanie. Zawsze może być lepiej – przesunął dłonią po moim boku i zatrzymał rękę na biodrze – jesteś idealna, Amelio. Marzę o tym, żebyś była moja.
Gdy emocje zaczęły opadać w mojej głowie pojawiły się wątpliwości i wyrzuty sumienia. Co ja najlepszego wyprawiam? Po co? Nie mogę tego robić... Nie powinnam...
- Zostań ze mną, kochanie – ponownie przejechał dłonią po moim ciele. Tym razem od biodra do szyi. Objął ręką mój policzek. Cały czas intensywnie wpatrywał mi się w oczy, jakby wyczekiwał mojej odpowiedzi.
Niestety nie potrafiłam jednoznacznie mu odpowiedzieć. Zaprzeczyć tak, jak kilkanaście dni temu. Już nie. I to było przerażające.
- Nie wiem – wyszeptałam przepraszająco. Na prawdę nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Rozum podpowiadał co innego, a serce... w tym momencie nie było dobrym doradcą.
Pogładził mnie palcem po policzku.
- To zawsze lepiej niż nie – doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zaczynałam się łamać. Cieszyło go to.
Pocałował mnie w ramię i wstał.
- Będę potrzebował zimnego prysznica, pewnie niejednego – przez chwilę spoglądał na mnie tak, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował z tego i poszedł do łazienki.
Miałam trudności ze zmobilizowaniem się do wstania i ubrania, ale zaczynałam się wstydzić swojej nagości. Tak naprawdę to wstydziłam się tego, co przed chwilą robiłam. Zastanawiałam się nawet, czy nie iść do innej sypialni i spędzić trochę czasu w samotności, ale znając Olivera: zapewne szybko by mnie znalazł i przytargał z powrotem do pokoju.
Myślałam, że przez to wszystko będę miała problemy z zaśnięciem, ale okazało się inaczej. Poszłam spać, zanim mężczyzna wrócił spod prysznica. Jakoś tak... szybko poczułam się zmęczona.
I rzeczywiście dobrze mi się spało.
Spacery w Central Parku to złoto.
***
Następnego dnia cały czas rozpamiętywałam wcześniejszą noc i czułam zawstydzenie, gdy tylko moje spojrzenie spotykało rozbawiony wzrok Olivera. Nie spotkałam go rano w łóżku, musiał wstać przede mną. Zastałam go w kuchni z Marią. Gosposia przygotowała obfite śniadanie, bo jak twierdziła, musi o mnie zadbać.
- Zjedz wszystko moja droga, jak to mówię moim wnukom, talerz ma być wylizany do czysta – mówiła podając mi grzanki z awokado, jajkiem i pomidorami.
Na słowo „wylizany" zaczęłam się rumienić. Gdy przelotnie spojrzałam na Olivera, widziałam, że pomyślał o tym samym. Ukrył uśmiech za filiżanką kawy i przyglądał się mi z rozbawieniem.
- Dokładnie kochanie, zjedz wszystko, Maria ma rację – dogadywał, ale nie reagowałam na zaczepki.
- Oliver mówił, że byliście wczoraj w parku – zagaiła gosposia, a ja spojrzałam na nią z wdzięcznością, za rozpoczęcie normalnego, neutralnego tematu. Na reszcie żadnych głupich skojarzeń.
- Tak, ale nie wchodziliśmy głęboko – gwałtownie wciągnęłam powietrze do płuc na słowa, które niespodziewanie padły z ust mężczyzny – delikatnie spacerowaliśmy przy wejściu – kontynuował bez zająknięcia.
- Koniecznie musicie wejść głębiej. Będzie ciekawiej – mówiła Maria z pełnym przekonaniem, a ja myślałam, że spalę się ze wstydu. Ta moja wybujała fantazja...
- Też to powtarzam Amelii, im głębiej, tym ciekawiej. Nawet jeśli podczas pierwszego... spaceru było dobrze, to każdy kolejny może być tylko lepszy.
- Masz rację, mój drogi – gosposia uśmiechnęła się do niego czule, jak to pewnie robiła w stosunku do swoich wnuków – a tobie jak podobał się spacer? - zapytała mnie tak nagle, że minęła dłuższa chwila, zanim byłam w stanie sobie przypomnieć, o co chodzi.
- Spacer?
- No tak, przecież o tym rozmawiamy. O waszym wieczornym spacerze po Central Parku... A o czym myślałaś?
Odstawiłam filiżankę z kawą tak gwałtownie, ze prawie ją rozlałam.
- O tym samym, o spacerze – odpowiedziałam wyjątkowo piskliwym głosem. Musiałam zakaszleć, żeby być w stanie kontynuować wypowiedź – spacer był... interesujący, ale wydaje mi się, że nie będę chciała go powtarzać – spojrzałam na Olivera – raz mi wystarczy.
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia, kochanie. Pamiętaj, że zawsze chętnie zabiorę cię na taki spacer. Powiedz tylko słowo... - na chwilę nawet przymknęłam powieki, gdyż zadowolona mina mężczyzny tylko mnie denerwowała.
- Moja droga, a coś ty taka czerwona? - zapytała niespodziewanie Maria, a Oliver uniósł brew i spojrzał na mnie z zainteresowaniem, jakby nie wiedział, o co chodziło... - może masz problemy z ciśnieniem? - dopytywała gosposia.
- Wydaje mi się, że Amelii na wieczór podnosi się ciśnienie. Będę musiał wyłapać, na co tak reaguje – mężczyzna pospieszył z wyjaśnieniem, a ja miałam ochotę rzucić w niego czymś. Czymkolwiek. Nawet tostem.
- To źle... ja jutro przyniosę ciśnieniomierz i zmierzymy. Masz rację, pilnuj jej. Nie ma żartów z ciśnieniem. Mój mąż o nie nie dbał i teraz co? Wącha kwiatki od spodu. Trzeba o siebie dbać – gosposia spojrzała na mnie – a przy wysokim ciśnieniu spacery są wskazane, także nie wstydź się, bierz Olivera i idźcie do tego parku. Najlepiej to codziennie.
- Całkowicie się z tobą zgadzam, Mario. Codzienny spacer dobrze by Amelii zrobił – musiał się świetnie bawić podczas tego śniadania, bo cały czas się uśmiechał. Dupek.
- Grunt to regularność moja droga – gosposia pokiwała poważnie głową, a mnie zatkało tak bardzo, że nic jej nie odparłam.
Już chyba nigdy więcej spacer nie będzie mi się kojarzył ze... spacerem.
Nie ukrywałam, że byłam obrażona na Olivera, gdy wsiadaliśmy do windy. Skrzyżowałam ręce na piersiach i odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie zamierzałam z nim rozmawiać. Przynajmniej nie przez najbliższy czas.
Niestety ten czas okazał się bardzo krótki.
Mężczyzna nie pozwolił mi na długie chowanie urazy. Stanął blisko i objął mnie jedną ręką, po czym przyciągnął do siebie tak gwałtownie, że musiałam się o niego zaprzeć, aby nie upaść. Drugą dłoń położył na moim policzku i spojrzał mi w oczy.
- Lubię oglądać twoje reakcje, bo fascynuje mnie w tobie wszystko, Amelio. Jesteś taka urocza, gdy się złościsz. Urzekająca, gdy twoje policzki różowieją na wspomnienie ostatniej nocy. Czarująca, jak próbujesz wmówić samej sobie, że to, co się zdarzyło, już się nie powtórzy, bo doskonale wiesz, że się powtórzy. Uwielbiam cię całą – nachylił się powoli i mnie pocałował.
Jakoś tak szybko zapomniałam, że miałam być obrażona.
Potrafił roztopić mnie jednym, głupim tekstem.
Oczywiście, że oddałam pocałunek.
Oczywiście, że wczułam się w niego tak bardzo, iż nie zauważyłam, że winda zatrzymała się na parterze i otworzyła.
Oczywiście, że oderwałam się od mężczyzny dopiero wtedy, gdy usłyszałam zduszony krzyk pełen zdziwienia.
Krzyk Weronici.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro