32 Obiad
- Amelio, zechcesz mi podać sól? Chyba zapomniałaś doprawić – Weronica obdarzyła mnie wyjątkowo fałszywym uśmiechem. Odpowiedziałam jej podobnym.
- Proszę.
Od pierwszych minut obiadu cały czas miała do mnie jakieś uwagi. Wszystko jej nie pasowało. Mówiła to jednak w taki sposób, że pozostałe domowniczki odbierały to jak koleżeńskie przekomarzanki. Na początku starałam się nie reagować, bądź odpowiadać półsłówkami, ale kobieta nie odpuszczała, więc dołączyłam do jej gry.
W końcu też potrafię być wredna. Ćwiczyłam na bracie.
- Jak jesteś już taka miła, to proszę, podaj mi dzbanek z wodą. Nie zadbałaś, aby wcześniej napełnić moją szklankę i teraz muszę się o to upominać. Marna z ciebie pomoc – zaśmiała się i rozejrzała po pozostałych dziewczynach szukając ich aprobaty. Koleżanki nie skomentowały jej słów. Chyba nie za bardzo za nią przepadały.
- Być może znajdę bogatego sponsora i nie będę musiała martwić się o gotowanie i usługiwanie przy stole. Masz pewne doświadczenie w tej kwestii, więc liczę, że mi coś poradzisz, jeśli chodzi o poszukiwania – nie przestałam się uśmiechać nawet, gdy podawałam dzbanek z wodą.
Nie spodobała się jej moja odpowiedź, zwłaszcza, że dziewczyny zaczęły się śmiać i rzucać znaczące spojrzenia. Jeden zero dla mnie.
Moje zadowolenie z ciętej riposty nie trwało zbyt długo. Weronica „niechcący" źle złapała dzbanek i cała jego zawartość wylądowała... na mnie.
- O nie! Amelio! Jak możesz tak pokracznie cokolwiek podawać! Dobrze, że miałam refleks i złapałam, zanim spadł na podłogę. Szkoda tak ładnego naczynia – mówiła z niewinną miną.
Zapomniała dodać, że zanim to ładne naczynie spadłoby na parkiet, to na pewno boleśnie by mnie uderzyło w kolana, ale to już było dla niej nieistotne. Jakoś nie czułam się zaskoczona.
Spojrzałam na plamę na mojej bluzie i spodniach. Czułam, że koszulka też mi przemokła.
- I co ty teraz zrobisz? Biedne dziecko... - blondynka w dalszym ciągu uśmiechała się wrednie, ale jednocześnie kiwała głową, niby ze współczuciem.
- Wytłumaczę Oliverowi, że wylałaś na mnie wodę i dlatego muszę wracać do jego apartamentu jedynie w bieliźnie, bo tylko to jest na mnie suche...
Oczywiście, że nie zamierzałam tak mówić, ani tym bardziej wracać bez odzieży. W domu Madame mieszkało kilka dziewczyn, które były mi przychylne i bez problemu mogłam pożyczyć od nich ubrania. Tak też planowałam zrobić, a powiedziałam to jedynie dlatego, żeby zobaczyć, jak sztuczny uśmieszek znika z twarzy Weronici z prędkością światła, a jego miejsce zastępuje ostentacyjny grymas niezadowolenia.
- Nie bądź niepoważna! Nic ci nie zrobiłam! W tym miejscu jest tyle ubrań, że coś dla siebie znajdziesz. Na pewno i po mnie zostało co nieco, wprawdzie prosiłam Madame, aby oddała to dla potrzebujących, ale w tym momencie tobie przyda się to bardziej.
- Dziękuję za troskę, jednak nie skorzystam. Nie czułabym się komfortowo w twoich ubraniach... - nie chciałam mówić jej wprost, że to nie mój styl i wolę coś bardziej zakrywającego ciało, ale ona chyba nie zrozumiała aluzji i obrzuciła mnie oceniającym spojrzeniem.
- Masz rację, moje bluzki i sukienki zjechałyby z ciebie na sam dół, bo nie miałyby się na czym zatrzymać... Jak już sobie znajdziesz tego sponsora, to poproś go o kasę na cycki. W twoim przypadku to będzie dobra inwestycja.
Madame zwróciła Weronice uwagę, że chyba trochę przesadza i nie powinna tak bezpośrednio krytykować mojego wyglądu.
Jakoś tak odechciało mi się jeść. Odechciało mi się siedzieć tu, mimo że wcześniej wspólne obiady z dziewczynami były w porządku. Partnerka Olivera potrafiła zepsuć atmosferę.
Spojrzałam na Allie – pod względem wzrostu i figury byłyśmy podobne, więc zapytałam, czy nie pożyczy mi czegoś na przebranie.
Gdy się ogarnęłam, wróciłam na dół – w końcu obiad się jeszcze nie skończył.
Weronica brylowała w towarzystwie – była uprzejma i wygadana. Pochwaliła każdą z dziewczyn, zapytała o bieżące sprawy. Poopowiadała o śmiesznych sytuacjach z sali sądowej.
Idealnie odnajdywała się w tym środowisku. Była pewna siebie i świadoma swojej atrakcyjności. Zrobiło mi się trochę głupio, że przez chwilę byłam dla niej wredna. Próbowałam ją zrozumieć, zwłaszcza, że wcześniej zachowywała się w porządku. Musiało jej bardzo zależeć na panu Lee. Rozumiałam to. Znaczy – rozumiałam w sensie, że wiedziałam, że jak komuś zależy na kimś, to może robić różne głupoty, żeby tylko być z tą osobą. Oliver był jednak... kontrowersyjny i nie znajdował się w obszarze moich zainteresowań. Taka Weronica doskonale do niego pasowała.
Gdy Rachel wróciła z uczelni blondynka zaoferowała, że nałoży jej obiad.
- Jesteś na pewno zmęczona po zajęciach, a ja wpadłam tu tak niezapowiedzianie, więc chociaż odwdzięczę się i podam do stołu – uśmiechała się uprzejmie i podkreślała, że to żaden problem i że czuje się tu jak w domu, gdyż ma sentyment do tego miejsca.
Zagadałam Rachel o studia – ona jedyna studiowała finanse, więc coś w miarę pokrewnego z moją rachunkowością. Zaczęła opowiadać mi o analityce i ocenie projektów inwestycyjnych z perspektywy ryzyka finansowego, bo to był jej „konik", jednak nie skończyła, gdyż w pewnym momencie... zamilkła, a to przez to, że dostałam gorącym obiadem po głowie.
Dosłownie po głowie.
- Oj... tak mi przykro! Gdybyś nie siedziała tak blisko Rachel to nic by się nie stało – powiedziała Weronica. Stała nade mną z pustym już teraz talerzem i spoglądała z naganą w oczach. No tak... w końcu to moja wina. Jak wszystko.
- Masz chyba jakiś problem ze stawami moja droga, bo wszystko ci dziś z rąk leci. Powinnaś to koniecznie zbadać – Madame nie uśmiechała się i spoglądała tak, jak surowy rodzic na wyjątkowo krnąbrne dziecko. Przy niej blondynka nie mogła pozwolić sobie na odpyskowanie, więc oczywiście zaczęła przepraszać i podkreślać, że to przypadkiem.
Po raz kolejny musiałam poprosić Allie o pomoc.
- Wy się chyba nie lubicie... - zaczęła, gdy po szybkim prysznicu usiadłam na jej łóżku i rozczesywałam swoje gęste włosy. Starałam się umyć je porządnie, jednak czasem trafiałam na ziarenka ryżu zaplątane w mojej fryzurze. Zdecydowanie będę musiała umyć je jeszcze raz.
- No nie mów. A myślałam, że widać, iż jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami – zażartowałam.
- Chodzi o pana Lee? - spojrzała na mnie, jakby chciała zapytać o coś więcej, ale chwilowo się wstrzymała.
- Weronica jest zazdrosna, że muszę z nim mieszkać i wyobraża sobie, coś, czego nie ma.
- Przy stole użyłaś jego imienia... to przypadkiem, czy rzeczywiście pozwolił ci tak do siebie mówić? - dopytywała.
- Pozwolił. Nie zdawałam sobie sprawy, że to dla niej taki problem. Gdybym wiedziała, to nigdy bym tak przy niej nie powiedziała.
No właśnie... i po co mi to było. Chciałam jedynie sprawić, żeby się nie kłócili, a tylko pogorszyłam swoją sytuację. Trafiłam jak z deszczu pod rynnę. Dosłownie.
Koleżanka rzuciła mi zmartwione spojrzenie.
- Weronica jest bardzo zaborcza jeśli chodzi o pana Lee. Dopóki spotykał się z innymi dziewczynami w jej obecności, to nie miała nic przeciwko, ale teraz nie rozumie, dlaczego on zainteresował się tobą. My wiemy, że chodzi tylko o pieniądze i gdyby nie wczorajszy atak Williama, to by cię stąd nie zabrał, ale dla niej jest to nie do przyjęcia. Ona jest... taką żeńską wersją Williama... Lepiej uważaj i jej nie prowokuj.
Z deszczu pod rynnę. Eche. Chyba pod zepsuty hydrant. I to porządnie zepsuty.
Koleżanka zauważyła niepewność, jaka wymalowała się na mojej twarzy w związku z jej ostatnimi słowami.
- Nie martw się, pomyśl, że jeszcze cztery tygodnie i zostawisz to wszystko i wrócisz do domu. No chyba, że ci się tu spodoba...
- Nie - zaprzeczyłam szybko – nie ma tu nic, co by mi się spodobało, oprócz waszego towarzystwa – delikatnie uśmiechnęłam się do brunetki – i liczę, że będziemy miały kontakt, gdy pojadę do Maine.
- Pewnie – odpowiedziała mi uśmiechem – Co do Weronici... nie prowokuj jej i rób swoje. Za niecałe dwa tygodnie jest jakieś przyjęcie w prokuraturze i pan Lee na pewno tam z nią pójdzie, więc trochę ją udobrucha.
- Pan Lee w prokuraturze? - nie mogłam w to uwierzyć. Jego „działalność" nijak się miała do sprawiedliwości społecznej i legalności.
- Oczywiście. Z kapitanem policji chodzi na golfa, a szeryf i burmistrz liczą, że zainteresuje się ich córkami i wejdą do rodziny... W tym świecie tak to już jest, że przyjaciół trzyma się blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Pan Lee pilnuje, aby wszędzie mieć odpowiednie znajomości – przyjrzała się mi, gdy oddałam jej szczotkę – curry było dość ciepłe i został ci po tym ślad tu przy skroni, ale jak zakryjesz włosami, to nie powinno być widać. To zresztą nic groźnego. Samo przejdzie – wskazała palcem na moją twarz, a ja szybko poszłam do łazienki, aby to obejrzeć.
Rzeczywiście, było tam niewielkie zaczerwienienie, ale dało się je bez problemu ukryć. Nie powinno być dramy z tego powodu.
Weronica w dalszym ciągu okupowała salon Madame.
- Czekałam na ciebie. Powiedz mi, jak sobie radzisz z seksem oralnym? Ćwiczyłaś? - zapytała, gdy tylko zeszłam na dół.
- Nie. Dobrze wiesz, że nie mogę...
- W dalszym ciągu uważam, że to głupie – odwróciła głowę w stronę Monique – jak ona ma się czegokolwiek nauczyć, jak tylko o tym słucha? Mogę zaprosić znajomego, żeby wpadł i dyskretnie służył nam pomocą. Pan Lee o niczym się nie dowie – zachęcała.
- Pan Lee dowie się o wszystkim. Jego nie da się oszukać – właścicielka przybytku miała nieprzejednany wyraz twarzy – pod moim dachem nie będzie żadnych kombinacji.
- To może wezmę ją na chwilę do siebie? Naprawdę, staram się pomóc – wydęła wargi w udawanym niezadowoleniu.
- Doceniam twoje starania, ale nie skorzystamy. Amelia jest pod moją opieką i to ja odpowiadam za jej bezpieczeństwo.
Pozostałą część dnia przesiedziała na kanapie manifestując swoje niezadowolenie. Dopiero, gdy Madame wyszła na chwilę z salonu, dosiadła się do mnie i się zaczęło. Znowu.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję tego, iż wtedy mu powiedziałam, że jesteś dziewicą. Gdyby nie to to w tym momencie niejeden wieśniak z Maine by cię pieprzył, a burdel panny Spencer byłby twoim drugim domem. Wkurza mnie to całe skakanie nad tobą, jakbyś była ósmym cudem świata, a nie zwykłą dziwką z prowincji – mówiła na tyle cicho, że tylko ja słyszałam, ale tak dosadnie, że każde z tych słów wbijało się we mnie jak nieduża, ale ostra szpileczka.
- Doceniam twoją dobroć i dziękuję, że powiedziałaś, choć nie musiałaś – za to naprawdę byłam jej wdzięczna i chciałam, żeby to wiedziała. Może w końcu da mi spokój, jeśli tylko zobaczy, że jestem ugodowa i spokojna.
Co bym nie zrobiła, było źle. Nie odzywałam się – miała pretensje. Odzywałam – miała większe pretensje. Teraz, gdy starałam się być opanowana – tylko bardziej ją nakręcałam.
- Pan Lee lubi, gdy w łóżku jest tłoczno. Jesteś na to gotowa? Na obce kobiety, które będą się nim zajmowały na twoich oczach?
Nie ukrywałam, że zszokowały mnie jej słowa. Wprawdzie jedno z naszych pierwszych spotkań odbyło się w gabinecie, gdy się z nią zabawiał, a ja miałam patrzeć, ale cały czas odbierałam to jako „karę", a nie specyficzny fetysz Olivera.
Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Moja konsternacja wyraźnie ją ucieszyła.
- Chyba źle na to patrzyłam. Na ciebie. Rzeczywiście, nie jesteś dla mnie żadnym zagrożeniem. Może i się z tobą zabawi raz czy dwa... ale potem zobaczy, że jesteś nudna i przewidywalna. Wróci do mnie szybciej, niż ty dojedziesz do swojej wiochy. Zawsze do mnie wraca... - nie ukrywała pełnego satysfakcji uśmiechu. Z zadowoloną miną pożegnała Madame i skierowała się do taksówki. Dopiero po jej wyjściu odetchnęłam z ulgą.
Zaczęłam zastanawiać się nad słowami blondynki. Jeżeli przez chwilę się zawahałam, żeby zostać z Oliverem, bo on tak chciał, a ja miałam jakieś dziwne... fantazje, to w tym momencie mi przeszło.
Zdecydowanie przeszło.
Nie będę drugą Weronicą. Nie umiem tego, co ona, ani nie wyobrażam sobie tłoku w łóżku. Jeśli liczył na coś takiego, to zdecydowanie się przeliczy. Po prostu nie.
Podjęłam postanowienie, że muszę z nim o tym poważnie porozmawiać. Najlepiej dzisiaj.
Chwilę po godzinie siedemnastej pojawił się w przybytku Madame. Nie wiem, dlaczego coś mnie ścisnęło w żołądku na jego widok, ale podejrzewałam, że to z głodu, bo jednak nie dane mi było zjeść dziś curry.
Gdy wszedł, skupił na sobie spojrzenie wszystkich kobiet, które były akurat obecne w salonie. Żadna jednak nie przyciągnęła jego wzroku.
Tylko ja.
Podszedł do mnie, więc od razu wstałam. Jakoś tak odruchowo. Na pewno nie z ekscytacji, bo czym tu się ekscytować.
Czekał mnie kolejny wieczór w jego towarzystwie. I kolejna noc w łóżku razem z nim.
- Zmieniłaś strój – zauważył. Nie sądziłam, że zwróci na to uwagę, w końcu wybrałam podobny zestaw: jeansy i bluzę z szafy Allie.
- Miałam mały... wypadek podczas obiadu – zagryzłam wargę, a on od razu spojrzał na moje usta.
- Gotowa do drogi?
Skinęłam głową.
Pożegnaliśmy się z Monique i wsiedliśmy do auta. Nie czułam się specjalnie zaskoczona, gdy chwycił mnie za rękę i splótł nasze palce. Trzymał tak moją dłoń przez całą drogę. Na początku rzuciłam mu parę razy zaskoczone spojrzenie, ale on za każdym razem odpowiadał mi swoim: spokojnym i zdecydowanym. Według niego, chyba tak miało być.
Czułam lekki dyskomfort, ale nie był on związany z obecnością Olivera. Wszystko wyjaśniło się, gdy przekroczyliśmy próg apartamentu i poszłam do łazienki.
Zajebiście. Po prostu zajebiście.
Odetchnęłam kilka razy głęboko. Tylko nie to. Nie w tym momencie.
Dlaczego nie mogło się zdarzyć wcześniej, gdy byłam u Madame w domu pełnym kobiet? Tylko właśnie teraz – w mieszkaniu samotnego mężczyzny... Świetnie. Nic tylko siąść i płakać.
W zasadzie, to chciało mi się płakać.
- Amelio, wszystko w porządku? Długo nie wychodzisz... - usłyszałam głos Olivera za drzwiami. Nie wiedziałam, co mu na to odpowiedzieć, więc po prostu milczałam. Czułam się zażenowana, ale to nie pierwszy raz w jego obecności. Pewnie powinnam się przyzwyczaić. Do tego tak bardzo bolał mnie brzuch, że wygodnie siedziało się tylko na podłodze.
Mężczyzna wszedł, gdy nie doczekał się odpowiedzi.
- Co się dzieje? - zapytał i skierował swoje kroki w moją stronę.
- To intymne sprawy – ukryłam twarz w dłoniach, ale zaraz poczułam, że gładzi mnie delikatnie po włosach.
- Takie lubię najbardziej – uśmiechnął się nieznacznie – źle się czujesz? - dopytywał.
- Tak. Dokładnie.
- Coś cię boli?
- Brzuch.
- Dlaczego?
Spojrzałam na niego niepewnie. Ale mi było wstyd!
- Tak, jak już mówiłam, to intymne.
Kucnął przy mnie i zajrzał mi prosto w oczy.
- Potrzebujesz czegoś?
Skinęłam głową i się skrzywiłam, bo naszła mnie fala bólu. Mężczyzna nic nie powiedział. Wstał i wyszedł z łazienki. Po chwili przyniósł mi tabletkę przeciwbólową i szklankę wody. Przyjęłam z wdzięcznością.
- Wysłałem Lucasa do apteki po wszystko, co może się przydać. Nie znam się na kobiecych sprawach, bo nigdy nie miałem siostry, a jak to było z mamą już nie pamiętam, ale liczę, że farmaceuta pomoże i doradzi.
Długo nie musieliśmy czekać, ochroniarz naprawdę wziął sobie do serca słowa Olivera, że ma się pospieszyć. Dostałam całą torbę najróżniejszych środków higienicznych, opakowanie leków przeciwbólowych i termofor.
- Napełnię. Przyjdź do salonu, gdy będziesz gotowa – poinformował mnie i opuścił pomieszczenie. Nie spodziewałam się, że... pomoże mi w tak prywatnej sytuacji. Pozytywnie mnie zaskoczył.
Jeszcze bardziej zyskał w moich oczach, gdy wróciłam do salonu. Zaprosił mnie gestem na kanapę, a gdy tylko usiadłam, zajął miejsce obok i objął mnie ramieniem. Podwinęłam nogi pod siebie. Na początku czułam się niezręcznie, ale ostatecznie oparłam się Olivera, na co tylko bardziej mnie przytulił.
- Czytałem, że na taki ból czasami pomaga masaż. Pozwolisz? - zapytał, a ja nieznacznie skinęłam głową. Myślałam, że położy dłoń na moim brzuchu zakrytym bluzą Allie, ale on... wsadził rękę pod bluzę.
Dosięgnął gołego ciała, na którym momentalnie pojawiła się gęsia skórka. Chyba już taki był mój odruch bezwarunkowy na jego dotyk.
Zaczął delikatnie przesuwać dłoń po moim brzuchu, a mi zrobiło się tak błogo, że wtuliłam się jeszcze bardziej w jego bok i przymknęłam oczy. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiliśmy.
- Amelio... czy ty masz ryż we włosach?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro