Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17 Pięć tygodni

Wtuliłam głowę w miękką poduszkę i delikatnie się poruszyłam. Było mi tak dobrze, przyjemnie i wygodnie. Przylgnęłam plecami do ściany, która wyjątkowo nie mroziła mnie swoim chłodem, a wręcz przeciwnie – wydawała się zaskakująco ciepła. 

Jedynie ciężar, który odczuwałam na wysokości brzucha nie dawał mi spokoju. Uchyliłam powieki i rozejrzałam się zaspanym wzrokiem po pomieszczeniu.

To nie była moja sypialnia...

Momentalnie otworzyłam szerzej oczy.

Michael. Dług. Zapłata. 

Wspomnienie ostatniego dnia wracało do mnie i napełniało niepokojem. Nawet na chwilę wstrzymałam oddech. 

Ile bym dała, żeby to był tylko zły sen... 

Niestety, nie był. Mój brat zadarł z niewłaściwymi ludźmi, a ja miałam spłacić jego dług.

 Dzisiaj. Za kilka godzin.

Spojrzałam w dół i odkryłam, dlaczego czuję coś ciężkiego pod żebrami. Ramię pana Lee spoczywało na moim brzuchu.

No tak... Przecież spędziłam noc w jego sypialni. Z nim.

Na szczęście nie byłam w jego typie i nie interesował się mną w taki sposób, jakiego się obawiałam. Po prostu spaliśmy. Chyba dotarło do niego, że nie przepadam za nim i dał sobie spokój ze zmuszaniem mnie do tego, czego nie chciałam robić.

Za kilka godzin za to będę to robić z jakimiś obcymi facetami...

Zadrżałam na tę myśl. 

Poczułam, jak ramię mężczyzny mocniej mnie obejmuje. Jak przyciska mnie do swojego ciała. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wcale nie wtulałam pleców w ścianę, a w niego... I że to ciepło promieniujące od pana Lee sprawiło, że nie chciałam się budzić, gdyż było mi tak dobrze.

- Strasznie się kręcisz Amelio. Zajęłaś więcej niż połowę łóżka – musnął oddechem moje ucho, gdy wymówił te słowa cichym, zachrypniętym głosem tuż przy mojej głowie. Spięłam się gwałtownie, nie tyle z powodu tej wypowiedzi, co przez świadomość, że był tak blisko mnie. Przełknęłam ślinę.

- Nie robiłam tego celowo. Zawsze spałam sama. Nie wiedziałam, że się kręcę – mój głos był niewiele głośniejszy od szeptu, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie nic innego. Nie, kiedy ten mężczyzna znajdował się w tak niewielkiej odległości.

Drgnęłam, gdy poczułam jego usta na mojej szyi. Zaczął całować mnie tuż za uchem, a potem niespiesznie przesuwał wargi coraz niżej. Uniósł ramię, którym mnie obejmował i zerwał ze mnie kołdrę. Szybkim ruchem wsunął rękę pod moją bluzę i koszulkę. Dotyk jego dłoni na mojej nagiej skórze spowodował mrowienie wzdłuż kręgosłupa.

- Przestań – powiedziałam, nie dlatego, że mi się nie podobało, bo było wręcz przeciwnie... I to mnie niepokoiło. Nie chciałam się tak czuć przy nim. Nie przy nim.

 Uosabiał wszystko co, czego nienawidziłam: przemoc, cierpienie, pogardę, śmierć... Traktował ludzi przedmiotowo, wykorzystywał ich, interesował się tylko pieniędzmi. 

Nie mogłam pojąć jak ktoś taki może sprawiać, że będę wciskała głowę mocniej w poduszkę tylko dlatego, żeby jak najbardziej wyeksponować szyję, gdyż te pocałunki wzbudzały we mnie dotychczas nieznane odczucia. To było złe i niewłaściwe.

Jego ręka wędrowała po moim brzuchu i żebrach, aż do piersi. Ujął ją w dłoń i zaczął kciukiem drażnić brodawkę za pomocą powolnych, kolistych ruchów.

Westchnęłam i momentalnie położyłam rękę na bluzie w miejscu, w którym znajdowała się jego dłoń. Nie przerwało to jednak tego, co robił.

Jego wargi po raz kolejny przesunęły się wzdłuż mojej szyi i przeniosły na szczękę. Poczułam na skórze, że uśmiechnął się, gdy zauważył, jak bardzo zaciskam usta. I oczy. Na pewno już się zorientował, że mi się podobało to, co ze mną robił.

Nie spodziewałam się, że chwilę później wyjmie dłoń spod bluzy i obróci mnie na plecy, a sam zawiśnie nade mną opierając się o zgięte w łokciach ramiona. Spojrzałam prosto w jego ciemne oczy, które wręcz paliły mnie ukrytym w sobie żarem.

- Mam przestać, Amelio? - nachylił się tak blisko, że nasze usta dzieliły centymetry. Wystarczyłoby tylko delikatnie unieść głowę i...

I to by było głupie. Niepotrzebne.

- Tak.

- Rozsądna dziewczyna – uniósł głowę wyżej i pocałował mnie w czubek nosa, po czym szybko się podniósł. Na wargach błądził mu zadowolony uśmieszek.

Nie wiedziałam, co się właśnie stało. Przez chwilę leżałam nieruchomo i musiałam mieć naprawdę zaskoczoną minę, bo uśmiechnął się szerzej.

- Idę obudzić Weronicę. Bądź grzeczna – spojrzał jeszcze raz na mnie po czym opuścił pokój.

- Co to miało być? - zapytałam sama siebie. Usiadłam na łóżku i dotknęłam swoich rozpalonych policzków. Potrzebowałam się ochłodzić i to jak najszybciej. Nigdy nie przypuszczałabym, że to mi będzie potrzebny zimny prysznic. 

A w tym momencie był, tak bardzo był...

Weszłam do kabiny i oparłam się dłonią o ścianę. Zamknęłam oczy, gdy strumienie chłodnej wody spływały po moim ciele. Bezwiednie zaczęłam przesuwać drugą ręką po tułowiu, próbując odtworzyć to, co mi robił. Nie było to jednak to samo.

Wyszłam spod prysznica i wytarłam się energiczniej, niż planowałam. Nie rozumiałam zachowania pana Lee. Wczoraj cały czas powtarzał, że chce sprawdzić, co potrafię, w nocy jednak dał mi spokój, a dziś... gdy nawet tak bardzo nie protestowałam... po prostu sobie poszedł do Weronici.

 Powinnam się z tego cieszyć, w końcu przecież tego chciałam, a mimo to nie czułam satysfakcji. Raczej... rozczarowanie?

- Chyba rzuca mi się na głowę – westchnęłam nakładając swoje ubrania. Miałam tylko ten jeden zestaw. Co bym dała, żeby mieć ich więcej...

Pomyślałam sobie, że to pewnie przez atmosferę tego miejsca i ja stałam się nagle... bardziej wyuzdana niż sądziłam. Że tak naprawdę to nie chciałam tego robić, a na pewno nie z nim.

Gdy wrócił, to skierował się od razu do łazienki. Nawet na mnie nie spojrzał. W międzyczasie do pokoju zostało przyniesione śniadanie. Tym razem zrobił to jeden z ochroniarzy, a nie Weronica. Widocznie, była zajęta czymś innym.

Usiadłam na tym samym miejscu, co wczoraj i czekałam, aż pan Lee wyjdzie. W międzyczasie rozglądałam się po sypialni. Była zdecydowanie ładniejsza, niż pokoje dziewczyn, jednak wydawała się dość pusta i bezosobowa. Nie było tu żadnych rzeczy osobistych: raczej typowe hotelowe wyposażenie. To raczej nie było stałe miejsce zamieszkania tego faceta, zresztą z tego, co pamiętałam oblech i koledzy nie cieszyli się, że zamierzał przyjechać, co znaczyło, że wpadał tu tylko raz na jakiś czas.

Długo nie musiałam czekać, bo mężczyzna po chwili wyszedł z łazienki. I to jak wyszedł...

Nago.

Szybko odwróciłam głowę w przeciwną stronę. Czułam, że się rumienię, więc oparłam stopy na siedzisku krzesła, a czoło o kolana i ukryłam twarz w ramionach. Nie chciałam widzieć nic, czego nie powinnam.

Słyszałam, że chodził po pokoju, otwierał i zamykał szafę. Słyszałam trzask szuflad. Potem kilka delikatniejszych dźwięków: szum, jakiś szelest, metaliczny brzdęk sprzączki od paska. Mężczyzna krążył jeszcze przez chwilę po pokoju, chyba nawet wychodził do łazienki. Podniosłam głowę dopiero gdy usłyszałam, że stanął obok mnie.

- Śniadanie ci stygnie – powiedział, a ja usiadłam poprawnie i chwyciłam za widelec. Pan Lee nalał sobie kawy i zapytał, czy i ja chcę. Potwierdziłam, więc nalał i mi. Jedliśmy w milczeniu. Gdy skończyliśmy, wyjął telefon i coś na nim przeglądał. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, więc zaczęłam układać naczynia na tacy.

Chyba powinnam iść do dziewczyn i przygotować się na później. Tak naprawdę niewiele wiedziałam o tym, co mnie czeka i potrzebowałam szczerej rozmowy co i jak. Najlepiej z Amandą, w końcu była mi najbliższa ze wszystkich mieszkających tu osób.

- Za pół godziny jedziemy. Jeśli chcesz, to możesz pożegnać się z koleżankami. Pamiętaj, że Lukas ma nakazane nie spuszczać cię z oczu, więc nie próbuj żadnych numerów – głos mężczyzny przerwał moje rozmyślania.

- Jedziemy? Gdzie jedziemy? - tego się nie spodziewałam. Ja miałam z nim gdzieś jechać?

- Wracamy do Nowego Jorku.

- Ja też?

- Ty przede wszystkim.

Zareagował lekkim uśmiechem na widok mojej zdziwionej twarzy.

- Po co? Dlaczego ja?

- Weronica powiedziała mi wczoraj, że nigdy nie miałaś intymnych kontaktów z mężczyzną. Po twoich reakcjach widzę, że się nie myliła, ale jeszcze to sprawdzimy. Jeśli to prawda, to uda ci się spłacić dług szybciej, niż zakładałem.

- W jaki sposób? - teraz to mnie zaciekawił. Od wczoraj nie mogłam dowiedzieć się, jak długo będę musiała tu zostać, a dziś mówi mi, że może jednak nie tak długo. O niczym innym nie marzyłam, jak o wyniesieniu się z tego miejsca.

- Sprzedamy twoje dziewictwo. Mam znajomą, która prowadzi luksusowy dom publiczny i zajmuje się tego typu sprawami. Dzisiaj do niej pojedziemy, wytłumaczy ci co i jak.

Czegoś takiego to się nie spodziewałam. Czyli teraz... będę luksusową dziwką? To dopiero zaszczyt... Zauważył, że zmarszczyłam brwi, więc kontynuował.

- Madame Dubois zna wielu bogatych mężczyzn, którzy niemało zapłacą za noc z niewinną dziewczyną. Dla niektórych to prawdziwa gratka. Trochę cię przygotuje, żebyś nie była taka dzika i nieobyta i myślę, że w ciągu jednej nocy spłacisz cały dług brata. Za miesiąc masz urodziny, prawda?

- Za pięć tygodni – uściśliłam. Cały czas myślałam o tym, co właśnie mi powiedział.

- W takim razie najdalej za pięć tygodni będziesz mogła wrócić do swojego domu i dawnego życia. Ja szybko dostanę moje pieniądze, a ty nie napracujesz się tak bardzo, jak by to miało miejsce w tym burdelu. Oboje będziemy zadowoleni. Co ty na to?

W dalszym ciągu nie czułam się pewnie, bo wszelkie kontakty z obcymi facetami przerażały mnie i jakoś tak wewnętrznie czułam, że jest to złe, niemoralne, że to nie tak powinno być. 

Z drugiej strony... Jeśli z nim nie pojadę, to już dziś dołączę do prostytutek i nikt nie będzie zwracał uwagi, czy to mój pierwszy raz, czy może pięćdziesiąty. 

Tutaj to się nie liczy. Tylko pieniądze się liczą. 

Jedna noc z obcym facetem to nie to samo, co kilkaset nocy z wieloma mężczyznami. Wytrzymam.

- Zgadzam się. Może tak być.

Pięć tygodni i wszystko wróci do normy.

Pięć tygodni...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro