Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15 Kocham go

Zacisnęłam usta i obrzuciłam mężczyznę obojętnym spojrzeniem. Nie zamierzałam z nim rozmawiać. Nie miałam o czym.

Stał oparty o auto. Ręce skrzyżował na piersi i uważnie na mnie spoglądał. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo – po prostu patrzyliśmy na siebie.

Westchnęłam na bezsensowność tej sytuacji i po prostu ruszyłam do przodu. Szybkim krokiem zbliżyłam się do pana Lee, a następnie minęłam go bez chwili zawahania.

 Objęłam się mocniej ramionami, bo chłód, który czułam nie pochodził jedynie z atmosfery, a w dużej mierze ode mnie. Strach przed konsekwencjami mroził mnie od wewnątrz, ale mimo to brnęłam dalej. Krok za krokiem oddalałam się od auta i przede wszystkim od jego właściciela.

 Jak miałam być ukarana, to przynajmniej za coś, za co było warto. Za własną wolność zawsze warto.

Nie czułam się specjalnie zaskoczona, gdy po chwili poczułam jak silne ramiona obejmują moją talię. Zostałam momentalnie odwrócona twarzą w stronę pana Lee – w końcu to on zadał sobie tyle trudu, żeby pójść za mną i mnie złapać.

 Mężczyzna trzymał mnie mocno i wyglądał na naprawdę wkurzonego. Jego ciemne oczy wręcz rzucały błyskawice, gdy spoglądał na mnie.

- Co ty najlepszego robisz, Amelio? - zapytał cichym głosem, który wcale mnie nie uspokajał, a wręcz przeciwnie: stanowił zapowiedź czegoś groźnego i niebezpiecznego.

- Weronica już skończyła? Czy poniża się tylko przy publiczności? - spoglądałam mu prosto w oczy. Nie zamierzałam się chować ani przepraszać. Nie miałam za co.

- Weronica robi to, czego się od niej oczekuje. Ty też powinnaś. Jesteś moja i to ja decyduję o tym, co możesz, a czego nie.

Wzruszyłam ramionami. Nie miałam nic do stracenia oprócz życia, a i ono było niewiele warte.

- Niech ci będzie, że jestem twoja i możesz zmuszać mnie do różnych rzeczy. Do jednego nie zmusisz mnie nigdy, wiesz? - wykrzywiłam usta we wrednym uśmieszku i zmrużyłam oczy.

On również się uśmiechnął. Nie mile, ani nie wesoło. Przemądrzale i arogancko.

- Mogę zrobić wszystko, a ty jesteś od tego, żeby spełniać moje zachcianki. Nie muszę cię zmuszać do niczego, bo wszystko będziesz robiła z własnej woli.

Parsknęłam śmiechem, ale szybko przygryzłam wargę i opuściłam głowę. Niech dalej sobie wmawia...

- Co cię tak śmieszy, Amelio?

Znów spojrzałam mu w oczy.

- Ty.

Poczułam, że ścisnął mnie mocniej. Chyba nie spowodowała się mu moja odpowiedź.

- Dlaczego? - zapytał.

- Bo możesz sobie wmawiać, że rządzisz mną i wszystkim, co jest z tym związane, ale nigdy nie będziesz panował nad jednym... moimi uczuciami, a one są jednoznaczne. Nienawidzę cię i dobrze o tym wiesz. Możesz zmuszać mnie do tego, do czego zmuszasz Weronicę, ale mam nadzieję, że jesteś świadomy tego, że będę to robiła tylko dlatego, że mam wobec ciebie dług, a nie dlatego, że chcę. Bo nie chcę. Nie z tobą.

Igrałam z ogniem i dobrze o tym wiedziałam. Mógł zrobić ze mną wszystko, a ja nie miałam możliwości się temu przeciwstawić. Nie zamierzałam jednak udawać, że jest inaczej. Pan Lee nic dla mnie nie znaczył i dobrze by było, żeby o tym wiedział.

Mężczyzna przesunął jedną ze swoich dłoni z mojej talii na szyję. Złapał mnie mocno i spoglądał prosto w oczy.

- Pozwalasz sobie na zdecydowanie za dużo Amelio. Zapewne o tym wiesz?

W tym momencie było mi wszystko jedno. Chciałam, żeby zdawał sobie z tego sprawę.

- Ukarz mnie za nieposłuszeństwo. Najlepiej zabij, bo na pewno jesteś do tego zdolny.

Zacisnął swoją dłoń mocniej na mojej szyi.

- Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, Amelio. Nie jesteś pępkiem świata. Na twoje miejsce mam kilkanaście innych dziwek. Każda z nich dałaby się pokroić za noc ze mną.

- Zapewne. Podczas tych swoich nocy z chętnymi dziwkami pamiętaj o jednym: żadna z nich nigdy nie będzie mną. - Nie odwracałam wzroku od jego pociemniałych z gniewu oczu. Zbyt długo ulegałam wszystkim i wszystkiemu. Każdy ma swoje granice: moje tego dnia zostały wielokrotnie przekroczone.

- Jesteś zwyczajnie głupia Amelio. Jeśli się nie podporządkujesz, ucierpi twoja rodzina: brat i babcia. Dobrze o tym wiesz. - pokręcił delikatnie głową, ale w dalszym ciągu utrzymywał kontakt wzrokowy.

- Obiecałeś mi, że nie zrobisz im krzywdy. Czyżby twoje słowo nic nie znaczyło? - zapytałam.

- Może nie zrobię im krzywdy, ale moi ludzie już tak. Nie lubię brudzić sobie rąk. - wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu.

- Twoi ludzie są twoi. Bierzesz za nich odpowiedzialność, więc gdy coś zrobią moim bliskim to tak, jakbyś to zrobił ty. Możesz nie brudzić sobie rąk, żeby mieć je zabrudzone. I nie łamać słowa, żeby być kłamcą.

Przełknęłam ślinę, gdy jego dłoń zacisnęła się jeszcze mocniej. Szyja zaczęła mnie boleć, a przed oczami pojawiły się niewyraźnie kształty. Głośne do tej pory dźwięki lasu i jego mieszkańców zaczęły się wyciszać. W uszach słyszałam jedynie szum własnej krwi.

Mężczyzna wpatrywał się we mnie, jakby analizował to, co powiedziałam. Chyba nie spodobało mu się to, co usłyszał.

Zamknęłam oczy. Nie chciałam, żeby ostatnim obrazem, który widzę przed śmiercią był właśnie on. Wszystko inne byłoby lepsze.

Nie spodziewałam się, że nagle puści moją szyję i nachyli się tak, aby przerzucić mnie przez swoje ramię. Pisnęłam z zaskoczenia, ale nie miałam szansy się wyrwać, bo był zbyt silny.

Kusa spódnica na pewno odsłoniła moje pośladki, ale nie skomentował tego, tylko szybkim krokiem podążył do auta. Złapał mnie za głowę i docisnął do siebie, gdy wrzucał mnie na tylne siedzenie limuzyny.

- Co ty najlepszego robisz?!? - zapytałam, ale nie raczył odpowiedzieć. Zamknął za sobą drzwi i odwrócił się do mnie. Był zły. Bardzo zły.

Zapobiegawczo wcisnęłam się w róg tylnego fotela, aby być jak najdalej od mężczyzny. Spoglądał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, gdy samochód ruszał.

Wreszcie nachylił się i złapał za moje łydki. Położył moje nogi na swoich kolanach.

- Zapomniałaś butów – powiedział, gdy delikatnie przesuwał dłońmi po moich stopach.

- Nie zapomniałam. Po prostu dostałam nieodpowiednie i nie zamierzam ich nosić. Chcę odzyskać swoje ubrania i swoje buty.

- Jesteś nieodpowiedzialna Amelio. I nierozsądna. - w dalszym ciągu trzymał ręce na moich stopach, a ja musiałam przyznać, że nie było to ohydne, ani niemiłe. Niestety, ale podobało mi się.

- W tym momencie nie mam już nic do stracenia.

- Możesz stracić życie.

Wzruszyłam ramionami i odwróciłam głowę w stronę szyby.

- Mała strata. I tak było bezwartościowe.

Gdy dojechaliśmy pod burdel pan Lee od razu wysiadł jako pierwszy i szybko otworzył drzwi z mojej strony. Nie dał mi wyjść samej, gdyż po raz kolejny się nachylił i wytargał mnie z samochodu.

- Mogę sama iść – powiedziałam, gdy przerzucił mnie przez ramię.

- Nie masz butów.

- A co cię to obchodzi? - zapytałam, gdy przekraczaliśmy próg znienawidzonego przeze mnie budynku.

- Bardziej, niż ci się wydaje, Amelio. - Nie wiem, którędy szedł i w jaki sposób dotarł tak szybko do części pracowniczej, ale po chwili otworzył jakieś drzwi i bezceremonialnie rzucił mnie na łóżko w pomieszczeniu, które pierwszy raz widziałam na oczy.

- Za godzinę widzę cię w mojej sypialni. Przygotuj się – rzekł na odchodnym. Ostatni raz obrzucił mnie spojrzeniem, które było dla mnie zagadką i wyszedł z pokoju.

Nie nacieszyłam się samotnością w obcej sypialni, bo zaraz do pomieszczenia weszła Weronica. Była na szczęście ubrana, chociaż w dalszym ciągu w za małe ubrania. Kobieta podeszła do mnie i usiadła na łóżku.

- Co ty najlepszego robisz Amelio? Tylko go złościsz – zaczęła, a ja wzruszyłam ramionami.

- Nie obchodzi mnie to. On mnie nie obchodzi.

Uniosła brew i spojrzała, jakbym była niespełna rozumu.

- A powinno, wiesz. Zdajesz sobie sprawę, kim on jest? - zapytała.

- Po raz kolejny powtórzę, że nie obchodzi mnie to.

Pokręciła głową.

- Wiem, że jesteś młoda i zapewne nierozsądna, ale uwierz, że są na tym świecie ludzie, z którymi nie chciałabyś mieć na pieńku. Pan Lee zalicza się do takich osób. - obrzuciła mnie tasakującym spojrzeniem – nie mam pojęcia, co on w tobie widzi, bo miał już piękniejsze i fajniejsze dziewczyny, ale z jakiegoś powodu dzisiaj wybrał ciebie.

- Uwierz mi, nie jest to dla mnie komplement – powiedziałam zgodnie z prawdą.

- A powinien być. Musisz być naprawdę wyjątkowa, skoro zainteresował się tobą po pierwszym spotkaniu. Pewnie myślisz sobie, że w burdelu to normalne, że każdy każdego pieprzy, ale to nie dotyczy pana Lee. Do swojego gabinetu zaprasza tylko te dziewczyny, które mają to coś.

- W zasadzie to teraz kazał, żebym przyszła do sypialni, nie do gabinetu... - urwałam, gdy zobaczyłam zaskoczenie na twarzy Weronici.

- Do sypialni??? Naprawdę??? - nie mogła uwierzyć w moje słowa. - Nigdy nie byłam w jego sypialni... - dodała, na co z kolei ja zareagowałam zdziwieniem.

- Jak to, nie byłaś w jego sypialni, przecież jesteś...

- Jego dziwką? - zapytała i uśmiechnęła się smutno – tak, dokładnie tak. Jestem jego dziwką, a dziwki pieprzy tylko w gabinecie.

W tym momencie zrobiło mi się strasznie głupio. Widziałam, że Weronice zależy na tym dupku, ale on kompletnie jej nie szanował. Nie znajdowałam słów, żeby ją pocieszyć.

- Dlaczego z nim jesteś? Masz dług? Zmusza cię? - zapytałam. Nie rozumiałam smutku kobiety z powodu braku zainteresowania pana Lee. Chyba wręcz przeciwnie – powinna się cieszyć, że ma spokój.

Weronica spojrzała na swoje zaciśnięte pięści.

- Jestem z nim, bo go kocham – powiedziała cicho. Parsknęłam na to wyznanie.

- Jak można go kochać??? On jest... okropny! Patologiczny i wstrętny! - złapałam ją za rękę – manipuluje tobą i poniża cię. Jak możesz z nim być???

Przez dłuższą chwilę się nie odzywała. W końcu zebrała się i wyznała:

- Dla niego rzuciłam wszystko. Zerwałam kontakt z rodziną, zrezygnowałam z pracy... Byłam prawnikiem, wiesz? - spojrzała na mnie – pracowałam w jednej z najważniejszych kancelarii prawnych w Nowym Jorku. Świetnie odnajdywałam się na sali sądowej. Wygrywałam praktycznie sto procent spraw. Klienci wręcz domagali się, abym to ja ich reprezentowała – westchnęła ze smutkiem.

- Dlaczego z tego zrezygnowałaś? Po co ci on? - nie mieściło mi się w głowie jak można wybrać go... Go??? Wrednego, aroganckiego fiuta!

- Zakochałam się w nim od pierwszej chwili, gdy go zobaczyłam. W jego oczach, gestach... tym, co robił i tym, jaki był. Oczywiście, że zdawałam sobie sprawę, że on nie traktuje mnie poważnie, że jestem tylko do jednego... ale nie przeszkadzało mi to. Nie, póki on był ze mną. Cały czas wierzyłam, że mnie pokocha chociaż w małym stopniu tak, jak ja jego. - spojrzała na mnie z zastanowieniem – nie wiem, co takiego jest w tobie, że po kilku godzinach znajomości masz to, czego ja nie mogę doczekać się po prawie dwóch latach.

Też tego nie wiedziałam, a żeby było śmieszniej – nie chciałam tego mieć. Nie potrzebowałam jego zainteresowania i specjalnych względów. Nie potrzebowałam go. Tak zwyczajnie był dla mnie nieważny.

- Nie traktuj mnie jako konkurencję. Ja się nim nie interesuję, naprawdę. Wkurza mnie to, że muszę tu być i robić to, czego nie chcę – powiedziałam szczerze.

- To tylko seks, czego się boisz?

- Właśnie tego. Nie wiem, co mam robić, jak się zachowywać. Nie wiem, czy dam radę, bo... nigdy tego nie robiłam – teraz to ja opuściłam głowę ze wstydem. Że też to, iż nigdy w życiu nie pieprzyłam się z nikim musi być tak wstydliwe?!? Chyba nie powinno tak być...

Kobieta zmarszczyła brwi i przyglądała mi się z zastanowieniem.

- Nie spałaś z nikim? Nigdy??? - chyba nie mogła w to uwierzyć.

- Tak. Nie spałam z nikim. Nigdy. Żeby nie było: wiem, co i jak, nie jestem jakimś amiszem... ale nie mam doświadczenia i to mnie frustruje. Całe życie wierzyłam, że ten pierwszy raz przeżyję z kimś, kogo będę kochała, albo chociaż będę w nim zakochana... Nie spodziewałam się, że to będzie w burdelu, za pieniądze. To jest tak cholernie wkurwiające... Wiem, jestem żałosna – objęłam głowę ramionami i zamknęłam oczy.

Weronica położyła dłoń na moim ramieniu i uścisnęła mnie w geście pocieszenia.

- Nie jesteś żałosna, po prostu... Ja nie miałam nawet szesnastu lat gdy pierwszy raz poszłam na całość... koleżanki z klasy podobnie... nie przypuszczałam, żeby ktoś w twoim wieku nie miał tego za sobą.

- No widzisz, a ja nie mam tego za sobą. Całe życie mieszkałam z babcią i takie tematy były w naszym domu tabu. Nie wstydzę się tego, po prostu: nie wiem, czego się spodziewać i to mnie denerwuje.

Kobieta gładziła mnie uspokajająco po plecach, a ja w dalszym ciągu ukrywałam twarz w ramionach.

- Jadłaś coś? - zapytała znienacka, a ja pokręciłam głową. Nie chciałam kłamać. - Jeśli chcesz, to weź kąpiel, a ja przyniosę ci coś smacznego. Jesteś na coś uczulona? - dociekała, a ja po raz kolejny pokręciłam głową.

- Łazienka w tym pokoju ma wannę, więc poszczęściło ci się. Weź relaksującą kąpiel, a ja przyniosę ci kolację i ubrania.

- Mogłabyś przynieść mi moje ubrania? Panna Spencer powinna je mieć – powiedziałam z nadzieją w głosie. Nie uśmiechało mi się chodzić kolejny dzień w czyichś skąpych bluzkach i spódnicach. Weronica kiwnęła głową i wyszła z pomieszczenia, a ja skierowałam się do łazienki. Rzeczywiście, nie było tu prysznica, ale za to znajdowała się dość duża wanna. Zaczęłam napuszczać wodę i przy okazji zdjęłam z siebie ubrania. Nie było ich wiele, więc szybko poszło.

Weszłam do wanny zanim się napełniła. Ułożyłam się tak, że kran znalazł się przy moich stopach. Gdy ilość wody była odpowiednia machnęłam stopą i zamknęłam jej wlot.

Spojrzałam na sufit.

„Za chwilę zostaniesz wykorzystana. Zapewne nie będzie miło, bo podpadłaś i czeka cię kara" pomyślałam.

Po co mi to było? Mogłam patrzeć jak pan Lee pieprzy Weronicę, a nie uciekać jak szalona. Może wtedy byłby dla mnie delikatny... Teraz zapewne nie będzie.

Opuściłam się powoli niżej. Moja głowa znalazła się pod ciepłą wodą, a ja nie miałam ochoty wyciągać jej na powierzchnię. Było mi dobrze. Przyjemnie. Nawet bezpiecznie.

Po kilku minutach poczułam, że nie mogę wytrzymać i zaczęłam wypuszczać powietrze. Wylatywało z moich ust i nosa w postaci łaskoczących bąbelków. Poczułam piekący ból w płucach. Nie zamierzałam wynurzać głowy. W ogóle nic nie zamierzałam.

Trzymając w dalszym ciągu zanurzoną głowę momentalnie nabrałam powietrza, które było wodą. Zachłysnęłam się, a palący ból rozlał po mojej klatce piersiowej. Zaczęłam kaszleć, aby pozbyć się wody, ale było to daremne, bo jeszcze więcej jej wlewało mi się do płuc. Czułam tak ogromny ból, jak jeszcze nigdy w życiu. Paliło. Piekło. Wyniszczało mnie od środka.

Mogłam się wynurzyć.

Mogłam pozbyć się bólu i poddać temu, co czekało mnie potem.

Mogłam zapomnieć o wszystkim i z radością rozchylić nogi przed panem Lee. Jakie to byłoby proste.

Nie chciałam tego.

Nie chciałam... go.

Wolałam, aby woda zalewała moje płuca i bolała, jak nic innego w całym moim życiu.

Wolałam umrzeć, niż oddać się panu Lee.

Nienawidziłam tego faceta, jak nikogo innego.

W tym momencie śmierć nie wydawała się taka straszna, choć była bardzo bolesna, a ja mimo to chciałam umrzeć.

Śmierć nie była dla mnie przerażająca.

Pan Lee owszem.

Nic nie przerażało mnie tak bardzo jak chwile z tym mężczyzną. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro