Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12 Zasady

- Amando... hej, Amando... Poznajesz mnie? To ja, Amy – mówiłam do niej spokojnym głosem, choć wewnętrznie gotowałam się z nerwów. Kto mógł jej zrobić coś takiego??? Dlaczego???

- Daj jej chwilę odpocząć. Dostała coś przeciwbólowego i teraz potrzebuje spokoju – powiedziała do mnie jedna z dziewczyn. Powoli się do niej odwróciłam. Była młoda, może też studentka. Miała długie, proste, czarne włosy i migdałowe, ciemne oczy.

- Jak to się stało???

- Miała nieprzyjemne spotkanie z pięścią Archibalda – odpowiedziała.

- Archibalda?

- Taki jeden dość agresywny typ. Nie jesteś w jego typie, więc się nie bój. On lubi tylko rude. - dodała, a za chwilę wyciągnęła do mnie rękę – Amy, tak? Ja jestem Ji, a to Alina. Niedawno tu przyjechała i jeszcze słabo mówi po angielsku, ale można się z nią dogadać.

Spojrzałam na piękną blondynkę z idealną cerą i proporcjonalną budową ciała. Była jednocześnie podobna, a tak odmienna od tej całej sztuczniej Weronici!

- Dzień dobry – powiedziała mi, a ja podałam jej dłoń.

- Za długi czy z własnej woli? - zapytała Ji.

- To można tu być z własnej woli? - nie mogłam w to uwierzyć. Gdy spoglądałam na śpiącą Amandę wierzyłam w to chyba jeszcze mniej.

- Ja jestem z własnej woli. Szukałam pracy i tu znalazłam – odpowiedziała Alina.

- Ja też jestem z własnej woli, tak jak i Amanda. Jak się domyślam, ty nie do końca...

- Zdecydowanie. Nie chcę tu być, ale od kilku godzin słyszę, że nie mam wyjścia. - pokręciłam głową. 

Wczoraj o tej porze kończyłam zajęcia, jechałam do domu, żeby się przebrać i wyjść do pracy, a dziś? Teraz? Co ja tu w ogóle robię??? To nie moje życie...

- Czyli to raczej nie są twoje długi... Za kogo odrabiasz?

- Za brata.

- Dużo?

- Jak dojdą odsetki, to niestety chyba nigdy stąd nie wyjdę – westchnęłam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu – mieszkacie tu?

- Nie, my dochodzimy z miasta. Tu mieszkają tylko te, które muszą. Amanda też tu nie mieszka, ale ona nie ma nikogo, kto by jej pomógł, więc panna Spencer pozwoliła jej tu zostać – zauważyłam, że Ji jest bardzo kontaktowa i z chęcią dzieli się informacjami w przeciwieństwie do Aliny, ale skoro dziewczyna niezbyt dobrze mówi po angielsku... pewnie woli się przysłuchiwać, jak rozmawiamy.

- Panna Spencer?

- Stara Jędza, Suszona Śliwka – dodała złośliwie dziewczyna, a ja zorientowałam się, o kim mówi.

- Nie wiedziałam, że nazywa się panna Spencer.

- Nie przedstawiła się? Dziwne. W każdym razie musisz zapamiętać, że nie wolno mówić do niej pani, tylko panno. Nigdy nie miała męża i się tym szczyci, bo nienawidzi mężczyzn z wyjątkiem pana Lee.

- Dlaczego nienawidzi mężczyzn? - zmarszczyłam brwi, bo wydawało mi się to dziwne. Pracuje w takim miejscu i nienawidzi mężczyzn?

- Przez ojca. Zrujnował jej życie. Gdy była młoda sprzedał ją do burdelu i przeszła przez piekło. Wywalili ją na ulicę, gdy się postarzała i nie było już chętnych na nią.

- Czego pan Lee jest wyjątkiem? Przecież nie zajmuje się niczym innym, niż tym, czym powinna gardzić.

- Pan Lee znalazł ją na ulicy i dał szansę. Z racji swojego doświadczenia zajęła się jego przybytkiem i nami. Wcześniej rządził tu Rafael, ale to nie był miły typ: wykorzystywał dziewczyny. Pan Lee pozbył się go, gdy się o tym dowiedział i jego fuchę przejęła panna Spencer.

Zapomniałam o podejściu tego całego pana Lee do swoich „własności". Pewnie Rafael skończył tak, jak i Vincent, jeśli nawet nie gorzej.

- Skoro jesteś za długi, to pewnie nie wiesz co i jak? Nigdy nie zajmowałaś się sprawianiem przyjemności za pieniądze? - dopytywała Ji.

Potrząsnęłam głową.

- Nie mam pojęcia co tu robię i co mam robić. Nie mogę sobie wyobrazić, że ktokolwiek będzie mnie dotykał i że ja będę musiała... kogokolwiek dotykać. Jest mi niedobrze, gdy o tym pomyślę – wyznałam szczerze.

 Przyłapałam się nawet na tym, iż żałowałam, że Sproch nie zrobił mi większej krzywdy, bo może to by jakoś odwlekło ten moment, gdy będę musiała pierwszy raz w życiu oddać się obcemu facetowi za pieniądze. Ręce mi się trzęsły ze strachu gdy wyobrażałam sobie, jak to będzie.

- Hej, spokojnie – Alina położyła dłoń na moich drżących się rękach. - Będzie okej. To nic takiego.

- Można przywyknąć. Po pewnym czasie będziesz to traktowała jak każdą inną pracę, bo tylko to się liczy. Pieniądze. Mało kto chodzi do pracy dla przyjemności i tak powinnaś na to patrzeć. Każdy klient to twój zysk i mały krok do uwolnienia się stąd – dodała ta druga.

Rozumiałam to, jak najbardziej rozumiałam. Mimo wszystko... sam rodzaj pracy wywoływał we mnie dreszcz obrzydzenia. Jak ja spojrzę na siebie po czymś takim? Jak spojrzę babci i bratu w oczy?

- Jak będziesz potrzebowała czegoś na rozluźnienie to pytaj o Trevora. On ma wszystko, oczywiście nie za darmo, ale widzę, że strasznie to przeżywasz i może ci się przydać co nieco. - Ji spoglądała niepewnie na moje trzęsące się ręce przykryte dłońmi Aliny.

Amanda poruszyła się na łóżku, więc od razu się do niej odwróciłam.

- Hej, obudziłaś się? - powiedziałam łagodnie – pamiętasz mnie?

- Amy... barmanka – poznała mnie prawie od razu. Gdy całkiem odwróciła się w moją stronę wyrwałam ręce z uścisku Aliny i delikatnie ją przytuliłam.

- Co on ci zrobił??? - jej twarz od frontu wyglądała jeszcze gorzej, niż gdy patrzyłam z profilu. Zamknęłam na chwilę oczy.

- On tak ma. Przed Amandą pobił kilka innych dziewczyn – Ji również spoglądała ze współczuciem na rudą.

- I dalej tu przychodzi??? Czemu w ogóle jest wpuszczany, jak zachowuje się tak patologicznie?!?

- Dużo płaci.

Spojrzałam z niedowierzaniem na Amandę.

- Dałaś się zbić, bo więcej zapłacił?

- Nie, więcej zapłacił, bo mnie zbił. Musiał zapłacić za moje leczenie, przecież przez kilka dni nie będę nadawać się do pracy, a pan Lee nie może być stratny.

Cholerny pan Lee!!! Jak ja nie cierpiałam tego typa!!! Jebany materialista!

Niewiele myśląc zerwałam się na równe nogi i skierowałam na korytarz. Chciałam porozmawiać z facetem. Wygarnąć mu, co myślę o takim traktowaniu ludzi. Tak nie można! Po prostu nie można!

Bardzo szybko znalazłam odpowiednie drzwi, a to dlatego, że przed wejściem stało dwóch typów. Obrzucili mnie nieprzychylnym spojrzeniem, gdy podeszłam do nich.

- Tam nie wolno – powiedział jeden i złapał mnie za rękę, gdy chciałam chwycić za klamkę.

- Muszę z nim porozmawiać – nie dawałam się łatwo zbyć i próbowałam wyminąć ochronę z każdej strony. Niestety znali te numery i dobrze mnie blokowali.

- Jeśli pan Lee będzie chciał z tobą rozmawiać, to pośle kogoś po ciebie. Lepiej idź teraz przypudrować nos, bo w lokalu o tej porze zaczyna robić się ruch – dodał wrednie drugi z fagasów.

- Chcę rozmawiać teraz. W tym momencie! - uderzyłam pięścią w drzwi, zanim którykolwiek zdążył mnie złapać.

- Uspokój się, bo osobiście cię stąd wyprowadzę laluniu – ten po lewej złapał za moje ramiona i przycisnął je do boków, gdy mocno mnie objął.

- Nigdzie nie idę! Puść mnie! - krzyknęłam.

Nie wiem, czy to tłuczenie w drzwi czy jednak moje krzyki zwabiły pana Lee na korytarz. Otworzył wejście do gabinetu i obrzucił nas wszystkich obojętnym, zimnym spojrzeniem.

- Co się tu dzieje? - zapytał cicho. W jego głosie nie było słychać żadnych emocji i to było chyba najgorsze. Nie wiadomo, co taki myśli, co planuje. Czego chce.

- Dziewczyna zaczęła kręcić aferę, ale już ją ogarnęliśmy. Luke zaprowadzi ją do pokoju. Wszystko jest w porządku panie Lee.

- Chcę porozmawiać, a oni nie chcą mnie wpuścić! - krzyknęłam i próbowałam wyszarpać się z uścisku tego całego Lukea.

Mężczyzna spoglądał przez chwilę na moje poczynania i nic nie mówił. Zrobiło mi się trochę głupio i przestałam się szarpać.

- Wejdź.

Nawet na mnie nie poczekał, tylko od razu zniknął w środku pomieszczenia. Rzuciłam zadowolone spojrzenie ochronie.

- Możesz mnie w końcu puścić? - powiedziałam do tego, który mnie trzymał, a on z ociąganiem wykonał polecenie.

Weszłam do gabinetu.

Mężczyzna stał odwrócony tyłem do pomieszczenia. Wyglądał przez okno, a w ręku trzymał szklankę z whiskey.

- Co jest tak ważnego, że kłócisz się z moją ochroną i przeszkadzasz mi w pracy? - zapytał nie odwracając się do mnie.

- Zasady.

Chyba zaskoczyła go moja odpowiedź, bo w końcu zwrócił się twarzą w moją stronę. Skrzyżowałam ręce na piersiach, żeby dodać sobie pewności, bo jego czujny wzrok sprawiał, że coraz bardziej żałowałam, że tu przyszłam. To był jednak głupi pomysł.

- Co ci nie pasuje w zasadach? - zapytał podejrzanie spokojnym głosem i zaczął powoli się do mnie zbliżać.

- Są wybiórcze. Niesprawiedliwe. - podniosłam brodę, gdy stanął bardzo blisko mnie. Odważnie spoglądałam w jego tajemnicze, ciemne oczy.

- Które dokładnie?

- Dotyczące twoich własności. Tak traktujesz wszystkie pracownice prawda? Jak rzeczy?

- Tak, to prawda. Wszystkie należą do mnie. Ty również – wyciągnął rękę i powoli przejechał palcami po mojej skroni, a następnie policzku. Zadrżałam, bo było to niepokojące, ale w dalszym ciągu utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy. Nie dam się zastraszyć.

- Nie lubisz, jak ktoś niszczy twoją własność, bo nie możesz na niej zarobić... mylę się?

- Zasadniczo masz rację – dłoń mężczyzny zjechała na moją szyję. Powoli przesuwał palce coraz niżej, aż do obojczyka.

- To słabo to okazujesz.

- Co masz na myśli? - kreślił delikatne kółka na moim ramieniu. Jego dotyk rozpraszał mnie i przez dłuższą chwilę niż chciałam, musiałam zebrać myśli.

- Jedna z dziewczyn została mocno pobita, a sprawca nie poniósł konsekwencji. Twoje zasady nic nie znaczą.

Przesunął dłoń na tył mojej szyi, pod włosy i przybliżył się jeszcze bardziej. Rozkrzyżowałam dłonie i wyciągnęłam przed siebie. Nie chciałam, żeby podchodził tak blisko.

- Nie sądzę, żeby ktokolwiek, kto niszczy moją własność nie poniósł konsekwencji. Moje zasady są jednoznaczne. Za winę zawsze jest kara.

- Widocznie masz za słabe kary, skoro ten facet zrobił to nie pierwszy raz. - czułam jak obejmuje dłonią moją szyję od tyłu. Niepokoiło mnie to.

- Jeśli zapłacił za czas wyłączenia dziewczyny z użytku, to poniósł karę. Nie jestem stratny.

- Ale pokazujesz, że jesteś niepoważny, bo wystarczy zapłacić i byle kto może niszczyć twoją własność, w końcu liczą się tylko pieniądze. - Poczułam, jak palce mężczyzny zaciskają się na mojej szyi.

- W takim razie będę ci musiał pokazać jak bardzo poważny jestem, gdy ktoś mi się sprzeciwia – ścisnął mnie za szyję nie tak mocno, aby zostawić ślady, ale na tyle intensywnie, że wyraźnie wyczuwałam swój puls pod jego palcami.

- Zacznij lepiej karać tych, którzy biją dziewczyny, to może pokażesz. - zacisnęłam palce na jego marynarce. Zaczęło szumieć mi w uszach od tego podduszania.

W dalszym ciągu przyglądał mi się beznamiętnie. Nie zwolnił uścisku.

- Lucas.

Nie musiał krzyczeć. Ochroniarz momentalnie pojawił się obok, jakby cały czas czekał gdzieś blisko.

- Znajdź tego, który zrobił krzywdę jednej z dziwek i zrób mu to samo, tylko dziesięć razy mocniej, rozumiesz? - cały czas spoglądał mi prosto w oczy. Przełknęłam ślinę. Ręce zaczęły mi drżeć. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję.

- Teraz jednak odprowadź Amelię do pokoju. Za dwie godziny chcę ją widzieć tu z powrotem. Widocznie dałem jej za dużo okresu ochronnego, skoro nie podobają się jej moje zasady. Od jutra ma zacząć zarabiać na zwrot długu, a dziś wieczorem osobiście przekonam się, do czego jest zdolna.

Dopiero po tych słowach mnie puścił. Gdyby nie to, że ochroniarz stał blisko i złapał mnie, to upadłabym na podłogę. Cholernie wysokie buty nie pomagały.

- Ale jak?... Przecież... - zaczęłam, ale odwrócił się ode mnie i znowu stanął przy oknie. Luke pociągnął mnie do drzwi.

- Nie możesz... - nie dane mi było dokończyć, bo ochroniarz wypchnął mnie na korytarz.

- I po co ci to było? Wkurzyłaś go, teraz wszystkim się za to dostanie – powiedział do mnie ze złością.

- Nic nie zrobiłam, chciałam tylko... - przerwałam i pokręciłam głową, bo i tak by nie zrozumiał. W jego słowniku pewnie nie istniały takie słowa jak sprawiedliwość, współczucie, troska. To nie ten typ człowieka.

Gdy Luke zaprowadził mnie do dziewczyn w pokoju była tylko Amanda. Reszta poszła „do pracy". Znajoma spała, więc nie zaczepiałam jej. Usiadłam na krześle i ukryłam twarz w dłoniach.

Co ja najlepszego narobiłam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro