Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść

Cześć misiaczki. Końcówka wakacji to było coś. Włochy, Mediolan czyli stolica mody. Widzę tam naszych chłopców i jak portfel Ishido pustoszeje. Powrót do szkoły na spokojnie. 3 klasa mam wrażenie to taki odpoczynek przed 4 klasą i zapierdzielaniem XD

Zastanawiam się co ja będę pisać jak skończę tę książkę, anioł też już zmieża ku końcówce. W basenie zrodził mi się pomysł na takiej książce "na poważnie" o dalekiej przyszłości. Jednak w ostatnim czasie fantazjuje o Boskim Ogniu v2. O licealistach, Affo bedboju w glanach z gitarą i Axeliku grzecznym uczniu. Don't judge me, za bardzo kocham ten ship.

Ciekawostka
Pamiętacie rozdział "Krew" w Boskim Ogniu? Zamysł końcówki się zmienił, mimo to wsadziłam go tutaj po kilku zmianach.

-------

Ishido podniósł się ociężale z łóżka. Wczorajsza noc to był chyba jakiś żart. Na nowo cała ich relacja poszłaby się jebać, a psychika Afuro wyskoczyłaby przez okno gdyby nie interwencja szóstek...

Mężczyzna przeczesał włosy i złapał się za głowę. Że też on musiał poleźć do tej piwnicy, gdyby Daigo mu nie wlepił tej roboty...ale zaraz. Wszystko jest normalnie, wszystko jest jak wcześniej...odwrócił się i rzeczywiście Terumi spał spokojnie. Wygląda jak aniołek, nie ma porównania do wczorajszego obrazu rozpaczy. Czerwone oczy, wściekłość...Wcale nie wygląda jakby parę godzin wcześniej kogoś zabił. Jak się obudzi to głowa pewnie go będzie bardziej bolała niż jego teraz.

Tamta sytuacja dała mu dużo do myślenia. Zamieszkali już razem, wyoutowali się przed ojcem, wybaczyli sobie błędy z przeszłości. Ich miłość z powrotem wjechała na proste tory, tylko najechali na jakiś kamień. To co się stało naprawdę mogło się nie wydarzyć, mogło, ale się wydarzyło, dlatego trzeba było to wykasować. W swojej głowie też mógł to wykasować, chyba już do końca będzie żyć w kłamstwie.

- Nie pozwolę by cokolwiek wpłynęło na naszą relację -  dał mu buziaka w czółko na pożegnanie.

*

- Tato...nigdy nie skończę studiów, nigdy nie zostanę lekarzem, nigdy nie wezmę ślubu z kobietą. Nigdy nie będę taki jak ty chciałeś. Jesteś chujem. Zaniedbałeś i mnie i Yukkę, potrafiłeś tylko krytykować. Ale dość już mam strachu przed tobą, to ty powinieneś się bać. Kłamałem. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo mam jego - podniósł ich splecione dłonie do góry - Kochamy się, planujemy wspólną przyszłość. Nasza miłość jest tak samo wartościowa jak gdybym był z kobietą.

- Shuuya... - przerwał mu widząc jak się już zaczerwienił ze zdenerwowania, możliwe, że już łzy cisnęły mu się na oczy. Affo zaś rozpierała duma, jego małomówny Gou właśnie wymiótł na maksa - ...wynocha - Ale to nie mogło się dobrze skończyć.

Ojciec rzucił tylko sucho, wyganiał ich dodatkowo swoim wzrokiem, ale ani jeden ani drugi nie drgnęli. Można wręcz powiedzieć, że się uparli jeszcze bardziej.

- Nie. 

Mężczyźnie nie podobało się jak mu się postawił, Terumi gotów był się wycofać, ale Ishido nie chciał dać za wygraną.

- Jesteś lekarzem, przecież wiesz, że to normalne, w czym masz problem? 

- Nie, nie jest. Co by powiedziała twoja matka? - oj teraz się wkurzył.

- Cieszyłaby się moim szczęściem - powiedział tylko tyle. Matka Shuuyi i Yuuki była temtem tabu, każde rozpoczęcie tego tematu łączyło się z dużymi emocjami. Na pewno by go w pełni zaakceptowała,a Teru stałby się jej drugim synem. Ojciec też by inaczej do tego podszedł . Teraz ściągnął okulary i poskubał się po brwiach. Przemyślał sprawę, jego żona na pewno by nie pochwaliła jego zachowania.

- Ehh... - stęknął starzec - rób co chcesz...

Co, czy on to naprawdę powiedział? Białowłosy zdumiał , a całe to napięcie jakby uleciało. Terumi też się uśmiechnął.

- Ale bój się Boga.

- To Bóg powinien się bać mnie - wyszczerzył zęby, a blondyn obok tylko się zaśmiał, jego szkoła. Ciesząc się w głębi duszy skierowali się ku wyjściu.

- A ty chłopcze, przylazłeś tu jak do stodoły i nic nie powiesz? Kim ty w ogóle jesteś?

Blondyn przekręcił głowę i podniósł delikatnie kąciki ust, rzucając swoją czarującą aurę.

- Tym Bogiem, którego powinien się bać - wystawił język na koniec i zachichotał tak jak miał w zwyczaju.

I już pan Gouenji nie miał nawet jak odpyskować morderczej królowej. Zamykając za sobą drzwi zamknęli również kolejny rozdział. Obyło się bez tragedii, zapewne ojciec to jeszcze przemyśli i ten brak zainteresowania zmieni chociaż w tolerancję. 

Oboje dalej trzymali się rękę nie wiedząc co się właściwie stało. Nieważne, zaczęli piszczeć i skakać jak małe dziewczynki na klatce schodowej. 

- Ale mu powiedziałeś! - Afuro dalej był pod wrażeniem, ma już pewność , że Shuuyi bardzo na nim zależy. I to na tyle, że planuje z nim wspólną przyszłość.

- Dziękuję, dobrze, że jednak przyszedłeś - w napływie emocji, Shuuya rzucił się na radosnego blondyna i się w niego wtulił. Trochę zdziwiony Teru również go objął. Pierwszy raz widział go tak podekscytowanego i jeszcze go przytulił? Niech ta chwila trwa wiecznie. - Kocham cię.

- Ja ciebie też.

*

Ishido przyjechał nieco wcześniej do pracy, nie był w stanie spać dłużej. Dręczyły go koszmary, strach, a w środku toczył jakąś niepokojącą bitwę z samym sobą, jakby na nowo zamieszkała w nim Rize.

 Wrzaski, krzyki jego ofiar. Musiał nastać tego koniec, a skończy się dopiero gdy abdykuje z tronu. Wtedy nie będzie więcej cierpiał, nikt już nie ucierpi, ani on ani Terumi.

Shu w aucie nie odezwał się ani słowem, nawet swoją muzykę słuchał na słuchawkach. Pan i władca wyszedł ze swojej willi dostojnym krokiem,ubrany cały na czarno i w okularach przeciw słonecznych nawet jak nie było słońca.

Wchodząc do budynku na wejściu dorwał go Toramaru. Nawet się z nim nie przywitał, po prostu olał jego obecność.

- Zastanów się jeszcze Panie! Już tak nie wiele do kolejnych wyborów, Raimon wygrywa...

Biegł za nim próbując go z całych sił zatrzymać.

-  Daigo nas przejrzał, ale nie jest tak źle!

Białowłosy zamknął mu usta swoim spojrzeniem, nie zamierza się wycofywać.

- Shuuya posłuchaj mnie! - dopiero słysząc swoje prawdziwe imię Gouenji zatrzymał się - To wszystko przez tą dziwkę prawda?! To on ci to kazał zrobić prawda?! Owinął sobie ciebie w okół palca!

- Oh...czyli ty też widzisz we mnie tylko posłuszną marionetkę? 

- C-co? - Tormaru nieco się przestraszył, że wszedł na cienki lód - Przecież ty jesteś naszym Panem, nie musisz się nikogo słuchać!

Żałosne, w przeciwieństwie do Terumiego, Tormaru ulegał mu aż za bardzo. Na nic mu takie schlebianie, jak w praktyce ma związane ręce.

- Lepiej stąd uciekaj zanim nie wysadzę tego budynku w powietrze.

Toramaru wolał znać szczegółów. Rozstali się przed wejściem do windy. Chyba Daigo jest tym Bogiem, którego powinien się bać, bo trzęsie się w cholerę. W sumie tylko Bóg jest ponad cesarzem.

Niby to on miał tron, największe biuro i wszyscy go atencjowali, jednakże to na tym jednym tajnym pięterku gdzie znajduje się jedno pomieszczenie żołądek podchodził pod gardło. Gouenji zapukał  kulturalnie, a po usłyszeniu "proszę" wszedł do środka.

- Och to ty... - zdziwił się jego wizytą. -  Czego chcesz? Nie mam za wiele czasu - zupełnie go opluwał grzebiąc w papierach.

- Więc pozwól, że skrócę ci go do minimum - wyciągnął z wewnętrznej kieszeni garnituru pistolet i wyprostowaną ręką celował w swojego już prawie byłego szefa.

Ten w końcu spojrzał na niego nie rozumiejąc co ma na myśli, ale gdy ujrzał spluwę w dłoni Ishido tylko się uśmiechnął zaciekawiony. 

- Chcesz mnie zabić?

- Jak na to wpadłeś? - spytał ironicznie. Jego ciało było spokojne, gdyby tylko chciał mógłby strzelić, jednak tego nie chce. Chociaż wizja śmierci tego faceta jest podniecająca, tak ani trochę się to nie opłaca.

- Uroczy jesteś. Myślisz, że mnie dorwałeś i to już koniec. Że tylko pociągniesz a spust, twoje problemy znikną, a na ekranie pojawi się kolorowy napis happy end? Nie w tej bajce.

Teraz dopiero zadygotał, Daigo wyprowadził go z równowagi, bo rzeczywiście tak myślał. Różowowłosy tylko z nim pogrywał.

- Zrobiłem to, zabiłem Masashi Junko - położył swoją kartę przetargową.

Dopiero teraz zrobił na nim wrażenie, kazał mu to zrobić, ale nie spodziewał się, że zrobi tak szybko. Stukał palcami o biurko nie rozumiejąc po co mu ten pistolet, chyba tylko ku uciesze autorki.

- Łał. I tylko po to tu przyszedłeś?

- Nikt z twoich nie chciał sobie brudzić rąk, rebelia osłabła bez niej, sam sobie strzeliłem w kolano. Zrobiłem co chciałeś dlatego chcę odejść.

Senguuji wyprostował się upewniając czy dobrze usłyszał. Ale dostrzegał w Ishido tę determinację, jak zwykle się kulił tak teraz stał wyprostowany. Wzrok spod okularów sam w sobie zabijał.

- Odejść? - powtórzył zamyślając się z jakiego powodu chce tak postąpić. Wyśmiał go.

- Co cię tak cieszy? - denerwowało go to bardzo. Chyba nie będzie łatwo.

- Kurwa, ja cię tu praktycznie utrzymuję, kryję, a ty chcesz odejść jak gdyby nigdy nic? -Jesteś mordercą, psychopatą i manipulantem, nie zasługujesz na szczęśliwe zakończenie, dlatego albo będziesz tu siedział albo wydam cię policji.

I nie wytrzymał. Przeszedł go impuls i strzelił, jednak na tyle mocny, że nie trafił albo nie chciał trafić... i kula wylądowała w ścianie. Ten się przekręcił na krześle bez większego poruszenia przejechał palcami po ścianie.

- Chcę to skończyć bez konfliktowo. Po prostu daj mi odejść i zapomnimy o sobie - dyszał jakby ten jeden strzał kosztował go wiele wysiłku. Jego czarne oczy aż się iskrzyły. Tą wyrwą, zacięciem, determinacją. Zupełnie jak u starego Shuuyi w trakcie gry w piłkę. Widać, że nie liczyło się wtedy dla niego nic innego jak piłka, skarb, który chciał chronić. Lecz teraz ma o wiele cenniejszy skarb do ochrony.

Senguuji nie był zadowolony, przekrzywił głowę rozważając dalsze postępowanie.

- Dobrze więc, odejdziesz... - Ishido już wpływał uśmiech na twarz- ...jednak tylko wtedy gdy twoja drużyna, Seidouzan, wygra Holy road...

*

No dobrze, ale chyba chcielibyście wiedzieć co się stało zeszłej nocy.

Potworne ciemności, a jedyny odgłos, który słyszałem to bicie mojego serca. Jak ja nienawidzę tu być. Serce zaraz wyskoczy mi z klatki i w żaden sposób nie umiem opanować mojego trzęsącego się ciała. Proszę, niech się to obejdzie bez ataku paniki. Gdzieś przy schodach jest włącznik światła, ledwo, ale się do niego doczołgałem.

Nastała światłość, która aż wypaliła mi oczy, tak jak widok, który utkwi mi w głowie na długie lata.

Podłoga we krwi, różne narzędzia i Jennett wisząca na linie pod sufitem. Widok jak z horroru. Całe ciało miała w zacięciach, nie było miejsca bez czerwonej kreski. Wisiała naga, a jej ciało spowijały strupy i oparzenia. Skóra ponaciągana klamerkami. Zamarłem, a żołądek przekręcił mi się o 180 stopni. Ale jak to...To boli, ten widok tak boli, co ten Ishido odkurwił. Zemdliło mnie na myśl, że jestem w stanie go kochać...  Zatkałem sobie usta, chociaż to na nic bo się porzygałem. Łzy moczyły moje policzki, a ohydna wydzielina paliła gardło. Jakbym się nie próbował uspokoić to i tak tylko wyłem żałośnie.  Spojrzałem w sufit, który jako jedyny pozostawał biały, ale to tylko przypominało mi o szaleństwie.

- Kurwa, co ten chuj ci zrobił - skuliłem się i wypluwałem resztkę wymiocin.

Zaraz zdechnę na tej podłodze. Jeszcze on tu przyjdzie i mnie także zajebie.

- Teru? - czy ja to naprawdę usłyszałem, czy już zaczynam świrować? - To ty prawda?

- Jennett... - podniosłem głowę z podłogi - ...już Ci pomagam.

- Nie! - krzyknęła zdartym głosem. Trochę się cofnąłem- ... zabij mnie proszę...błagam

 Mogę się tylko domyślać co przeszła skoro błaga o śmierć. Ja...nie wiem...nie wiem co zrobić

- Ja... - na czworaka zbliżałem się do niej powolutku -...pomogę Ci, wyrwiemy się z tego, będziemy razem królem i królową pamiętasz?...

- Nie widzisz co on mi zrobił? - wymamrotała - Nie wrócę do normalności z takim ciałem, więc proszę...

- Damy radę, będzie dobrze...

- ...Proszę cię zabij mnie i uciekaj, uciekaj od niego! - krzyczała, ale żadne słowa nie były w stanie na mnie podziałaś. Po prostu nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że Jennett miałaby umrzeć i to z mojej ręki.

- Nie mogę tego zrobić... - wstałem by ją rozwiązać - jesteś dla mnie ważna, od Gou też nie odejdę.

- Kurwa! Po prostu to zrób! - Jenn nie była sobą. Ale jej wlazł na psychikę... zazwyczaj trzeźwo myśląca kobieta odchodziła od zmysłów - Ja też go kochałam, a on mnie i co mi zrobił? Co zrobił poległej dziesiątce? A ty jak żyjesz w jego niewoli? Ile jeszcze osób musi skrzywdzić byś przejął na oczy, że zadajesz się z jebniętym psychopatą!

- Jennett...ty to chyba psychopaty nie widziałaś - odsłoniłem jej opaskę na oczach mając świadomość, że może to ją oślepić. Specjalnie to zrobiłem, wkurwiła mnie. Poczułem jak moje czerwone oczy zażażyły się krwistą czerwienią, niczym oczy demona z najgłębszych odmętów piekła. Obraża jego Pana.

- Wiesz co, może cię jednak zabiję? W końcu to ty stanęłaś nam na drodze do szczęścia.

- Jakiego szczęścia?! Błagam posłuchaj mnie -  zacząłem szukać po narzędziach, może znajdę gdzieś pistolet by szybko to skończyć - Terumi!

Przeszukałem większość pudełek, napędzało to we mnie poczucie obrzydzenia, że mój ukochany jest w stanie się tym posługiwać.

- Junko... - co? Już całkowicie postradała zmysły? - Nazywam Junko Masashi, ale z takim imieniem raczej nie zostanie się gwiazdą.

- Grając po klubach raczej też nie.

- No właśnie. Dlatego chciałabym byś jak to wszystko się skończy wziął udział w jakimś programie muzycznym i zaczął karierę - co to za dziwna prośba? Znalazłem ten pistolet, ale jakoś tak...

- Nie gadaj głupot. Nie nadaję się na gwiazdę.

- Co ty gadasz. Twój attitiude, pasja w oczach, kocie ruchy i anielski głos. Cały świat musi poznać Tenshiego!...Możesz mi to obiecać? - głos miała jak mała dziewczynka. Ruszało to moje serce aż za bardzo. To o co prosiła to i tak był za mało żeby wynagrodzić jej cierpienie.

- Obiecuję - przyłożyłem jej pistolet do głowy. Mam deja vu aczkolwiek wiem, że to co zrobię będzie dobre.

- Ależ jesteś samolubna Jennett. Każesz mu cię zabić nie licząc się z tym, że będzie miał traumę do końca życia? - Nie...nie, nie, nie, tylko nie teraz. Odwróciłem się, a za nami stał Ishido.

- Przecież wiem, że Szóstki i tak po mnie tu przyjdą. Już po nich zadzwoniłeś prawda? Teru też usuną pamięć.

- Usuną pamięć? - przestraszyłem się i spojrzałem na Ishido zastanawiając się co on sobie wyobraża. Widziałem jak bardzo był zły, na mnie i na całą tę sytuację.

- Wszystko będzie po staremu, tak jak by cię tu nie... - przerwał bo aż się wzdrygnął w momencie gdy oddałem strzał. Jak ja to...kurwa. Znowu zacząłem ryczeć - ...było...łatwo poszło.

Broń wypadła mi z rąk, nie mogłem na to patrzeć, co ja zrobiłem?! Co ja zrobię?! Podbiegłem do Ishido i schowałem twarz w jego koszulce. Jego ciepła dłoń gładziła moje włosy. Co za koszmarna noc. Dyszałem ciężko próbując się uspokoić, Rize nie żyje, nie zrobi mi krzywdy. Ale on może.

- Mówiłem byś tu nie wchodził - jego głos z troski zmienił się w wiejącym chłodem niski ton.

- Kontraktu nie ma, ale złamałeś jedyną zasadę jaką mamy - odciągnął mnie od siebie ciągnąc za włosy - będę musiał cię ukarać.

- Nie...błagam nie... - szloch przeszkadzał mi w normalnym mówieniu, ja naprawdę nie chcę.

TW GWAŁT wyjątkowo oznaczam bo aż mnie niewygodnie się to czyta.

- Co to znaczy nie? Sprzeciwiasz mi się?

- Gou zostaw mnie - mogę tylko błagać o litość. Nie liczył się z tym co czuję ani tym co przed chwilą zaszło. I to niby zabicie Jennett miało mnie straumatyzować? Oberwałem z liścia, znowu jestem sprowadzony do kategorii zabawki.

- Trudno i tak zaraz o wszystkim zapomnisz - to prawda, więc może poddam się teraz demonom, które próbują we mnie wstąpić?

Zabiłem człowieka, dosłownie wykonałem twoją robotę, a ty mi się tak odwdzięczasz?

Po prostu padam bezradnie na kolana.

Sam już nie wiesz czego chcesz, podobnie jak ja. Chociaż mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę, to muszę powiedzieć, że jestem niesamowicie podniecony i czekam na dalszy rozwój wydarzeń.

- Ukaż mnie panie - ostatecznie wychodzi z moich ust. Patrzysz znów na mnie przez pryzmat seksu, a nawet jeśli to aktualnie mam to w dupie, bo kocham się z tobą pieprzyć. Uratowałem Jennett to teraz ktoś ją musi zastąpić.

Kucałem i patrzyłem mu w oczy czekając na jego dalsze ruchy.

- Dobry chłopiec - twoja ciepła ręka na mojej głowie jest jak ukojenie w tym zawirowaniu. Ale musisz mnie kopnąć raz, potem w drugi, oczywiście w brzuch. Osłaniałbym się, ale moje ręce są tak ciężkie, że nie jestem w stanie.

Schodzisz do mojego poziomu i chwytasz jak swoją własność po czym przyciągasz do pocałunku, który jest w cholerę ostry. Twoje usta smakują krwią, zbrodnią, niebezpieczeństwem, które zaraz posmakuję.

- Rozbieraj się dziwko - rozkazujesz mi, a ja ściągam swoją koszulkę i spodenki. Brzydzę się swoim ciałem jak cholera, ale na samą myśl, że zaraz mnie dotkniesz się podniecam.

No i jestem nagi zupełnie jak Jennett. Ciebie to cieszy, w końcu uwielbiasz mnie, a kto by nie uwielbiał?

Sprowadziłeś tu kilka narzędzi z czerwonego pokoju. Będziemy się nieźle bawić.

- Wypnij się - rozkazujesz, a ja podnoszę swój tyłek do góry robiąc przy okazji koci grzbiet. Zaczyna się parada bólu i płaczu.

Obrywam batem i liczę.

1, 2, 3 

Boli jak cholera, ale o to chodzi. 

4, 5, 6 zaczyna piec, a moje ciało nie wytrzymuje za dobrze. 

Liczby rosną, a ja czuję jak podniecenie we mnie rośnie. Ty również zaciskasz wargi. Jesteś wściekły, ja również, dlatego wyżyj się na mnie.

Tyłek mi czerwienieje, a ty bez opamiętania mnie bijesz. 

12, 13, 14 

Nie wiem czy wytrzymam więcej. Łzy mi się cisną na twarz. Zmieniasz narzędzie i zaczynamy od nowa.

Te piękne obtarcia, ślady na moim chudym ciele. Będziesz patrzeć na nie jak na swoje dzieło. Ja też będę z nich dumny w końcu to ty je zadajesz.

Jęczę przy tym i syczę z bólu, ślinka mi cieknie, a ciało płonie. A ty w transie.

Już mnie nic nie obchodzi. Obrywam nawet kablem, ale nie mam siły. Nie mam siły krzyczeć, dawać ci satysfakcji. Potem wszystko zlało się w jedno. Wieczny ból, narzędzia, świeca , klamerki, nawet nie pamiętam czy wsadziłeś we mnie.

Ale wkrótce zjawili się ci faceci w garniturach, ci magicy. Sprawią, że będziemy żyć długo i szczęśliwie.

Kończę porzucony na podłodze, ale uśmiech nie potrafi mi zejść z twarzy. Nie jesteś z siebie zadowolony, czemuż to? Patrzysz na mnie obrzydzony zarówno sobą jak i mną.

Nie pozostaje nam nic innego jak zapomnieć.

KONIEC TW

Długowłosy blondyn obudził się chyba dopiero po 15. Skacowany jak po weselu albo nawet trzech. Bolało go wszystko, ale łeb napierdalał go niemiłosiernie. Spojrzał na zegar na ścianie i od razu zerwał się do pionu.

- Co jest kurwa?! - od dobrych 30 minut jego chłopcy mają trening. Zerknął na telefon i zasyp wiadomości od Kishibe wyzywających go od dupków i że się rozmyśli i roześle jego zdjęcie w sukience. Było gotowy popędzić na miejsce gdyby nie to, że każde skinienie głową wywoływało u niego ból. Próbował sobie przypomnieć, co robił wczoraj, czy coś pił, ale jedyne co pamiętał to roztrzęsienie z powodu wiadomości od Hiroto, a potem sen.

- Shuuya? - może już jest w domu i łaskawie mu wytłumaczy czemu go nie obudził, ale cisza. No nic, trzeba żyć dalej. Szybko przywdział jakieś ciuchy...chyba, że...skoro jest teraz w domu mógłby przyrządzić dla nich jakąś apetyczną kolację. Sam ubrać się jakoś ponętnie...To był plan.

Włączył sobie radio by leciało w tle, było stare i sięgało czasów babci mężczyzny. Na weekend miała przyjechać Miyu, więc przydałoby się by było czysto. Najpierw z odkurzaczem udawał, że jest Freddim Mercurym. Jeździł nim po salonie wyginając się w ponętny sposób. Później wszedł z mopem i udawał, że to mikrofon albo coś innego, obdarzał go swoim dotykiem i śpiewał piosenkę Beyonce. Mył podłogę równocześnie podrygując jak to miał w zwyczaju na scenie. A na koniec kurze i oczywiście kolejne wyginanie grzbietu, leżenie na meblach i udawanie, że jest się w teledysku Madonny. Vogue ze szmatką? Czemu nie?

Ból głowy jakby przeszedł, żałował, że nie ma widowni i żaden mężczyzna nie zawiesi na nim wzroku.
Wybiła godzina 16 i w radiu rozpoczęły się wiadomości.

Polityka i katastrofa klimatyczna... zainteresował się gdy radiowiec zaczął temat o "okrutnej tragedii".

- Zaginiona w ostatnich dniach kobieta Masashi J. została odnaleziona martwa w mieszkaniu swojego byłego chłopaka Nagumo H. Policja zainterweniowała dzięki wezwaniu przez sąsiadów, którym doskwierał smród. "Zawsze tam śmierdziało, w końcu to pijacka melina, ale zapachu krwi i nieświeżego mięsa jeszcze tam nie było". Mimo iż mężczyzna usilnie podaje się za niewinnego tak dowody mówią same za siebie. Pani Masashi J. była gnębiona psychicznie, gwałcona, zmuszana do sprzedawania narkotyków, czy pomocy w ukrywaniu zbrodni. Policja podejrzewa, że jej śmierć miała być karą, za wydanie go funkcjonariuszom. Zanim zadał jej ostateczną ranę postrzałową, jak wywnioskowała sekcja zwłok, Masashi J.była wielokrotnie cięta, bita, oparzana czy gwałcona.

- Co za chuj - skomentował Terumi przysłuchując się dalej.

- Nagumo H. czeka proces sądowy, ale prawdopodobnie czeka go do 24 lat pozbawienia wolności. Pani Masashi znana była bardziej ze swojego pseudonimu scenicznego Jennett McCurdy...

W tym momencie ziemia zadrżała albo to raczej Terumi na nią upadł. Miał nadzieję, że źle usłyszał, ale tak nie było. Ogromna kula w gardle, kościste ręce zaczęły drżeć jak na zimnie. Przecież to niemożliwe, przecież jeszcze tak niedawno śmiali się razem.

- Nie, nie, nie, nie, nie... - złapał się za głowę i zwinął w kulkę. Przecież to Jennett miała być tą, która zabija. Obraz przed nim zamazał się przez napływające łzy, tak go ściskało w gardle że nie był w stanie krzyknąć choć tak bardzo pragnął. Jeszcze ten potworny ból. Sięgnął po telefon, a tu wiadomości od Hiroto, Kidou, a w internecie pełno jej zdjęć. W końcu chociaż przez chwilę stała się gwiazdą.

- Junko Masashi...Jennett McCurdy...sprytnie - pogładził jej zdjęcie na szybce telefonu, na którą spłynęła słona kropelka.

Najbardziej obawiał się ataku paniki, że nie poradzi sobie z emocjami, a miał tylko dwa sposoby by je zahamować. Cięcie się nie wchodziło w grę, Ishido by tego nie pochwalił, dlatego z jego ciężkim ciałem wstał i podszedł do zabytkowego pianina. Strzelił palcami i usadowił je na przypadkowych klawiszach, a pianino wydało pierwsze dźwięki.

Nie miał pojęcia co zagrać, więc postanowił robić to co podpowiadała mu dusza. Przerażona, niesamowicie smutna i cierpiąca przez utratę. Kościste palce muskały delikatnie każdy z klawiszy, a niesforne nutki w jego głowie w końcu nabierały sensu. Lecz jaki jest sens jego gry gdy nikt nie śpiewa, dlatego sam sobie cicho nucił niezrozumiałe słowa niczym zaklęcie.

Palce same z siebie zaczęły wygrywać dźwięki znane z najwcześniejszych płyt Queenu. Nigdy nie grał tych utworów, bo były zbyt melancholijne, czyli idealne do żałobnego smęcenia. Magiczna aura spowiła urocze brzmienie pianina. Oczami wyobraźni można dostrzec śmierć tańczącą wśród kwiatów. Jej włosy nie były fioletowe, były czarne jak Heban, a zbite okulary zastępowały ogromne szkła. Biel kwiatów parzyła w oczy, a każdy krok śmierci zalewał je krwią. Ten obraz wygrywał Terumi, pochłonięty jak w transie, zalany łzami i głową ciężką jak imadło.

Blondyn nawet nie wie ile czasu minęło odkąd rzeczywistość przestała dla niego istnieć.  Obudziło go dopiero trzaśnięcie drzwi i pogwizdywanie Ishido, które w ogóle nie współgrało z tym co grał. 

- Teru, jesteś? - spytał wchodząc do domu - Kupiłem pizzę. Wiem, że to niezdrowe, ale nawet nie wiesz jak miałem na nią... - ich spojrzenia zetknęły się. Shuuji momentalnie wypuścił wszystko co miał w rękach.

- Co się stało?! - przejął się widząc jego zaczerwienioną twarz, przetarł mężczyźnie mokre policzki i przytulił do swojego ramienia.

- Jennett nie żyje...jej były ją zabił - wymamrotał łamiącym głosem. Ishido delikatnie odsunął od siebie chłopaka, jego wyraz twarzy też posmutniał. Spuścił wzrok, najgorsze było to, że znał całą prawdę...

- Słyszałem...mam ochotę dorwać tego chuja i skręcić mu kark -  tulił go mocno i sam sprawiał wrażenie jakby miał się zaraz popłakać. 

- Chodź zjemy i napijemy się czegoś - zdesperowany by o tym nie myślał chwycił jego dłoń i chciał odciągnąć od instrumentu, ale Terumi przywarł do krzesła.

- Zostaw mnie... - wyrwał swoją rękę.

Ishido nie chciał robić nic na siłę, najmniejszy ruch mógł wywołać lawinę. Zostawił aniołka samego ze sobą.

Terumi jakby wyciągnął na wierzch starego dobrego Aphrodiego pogrążonego w depresji. 

Shuuji nie chciał do końca tak go zostawiać, dlatego po cichu nakrył do stołu. Wyciągnął świecznik i kieliszki, rozsypał płatki róż. Prestiżowa restauracja wersja bieda. 

Muzyka została podgłośniona, stare skrzeczące radio grało jakąś miłosną balladę. Teru już go chciał upomnieć, ale gdy się odwrócił ujrzał mężczyznę kłaniającego się przed nim.

- Królowa zechce zatańczyć? - już sam nie wiedział co robi, po prostu wyciągnął do niego rękę i się pokłonił. 

- Co ty odstawiasz? - zaśmiał się delikatnie i nieco zarumienił.

Blondyn myślał, że to on postradał rozum, ale Ishi bił go teraz na głowę. Mimo to zaciekawiony wstał. Położył swoje dłonie na ramionach mężczyzny i głowę na jego torsie. 

Nie liczcie tu na żadne miłosne uniesienie czy umiejętności taneczne. Kręcili się zwyczajnie w kółko tuląc jak najmocniej. Dzielili się wsparciem, a bliskość dawała im poczucie ciepła i bezpieczeństwa. Toczyli kolejne kółka,gdy muzyka ucichła.  Ishido na koniec obdarował aniołka buziakiem w czoło i doprawił uśmiechem Endou Mamoru.

- Nie jestem już świętym cesarzem - powiedział w końcu mając nadzieję, że jeszcze bardziej pocieszy chłopaka - Rzuciłem piąty sektor w cholerę. Oczywiście ty dalej jesteś trenerem, ale spokojnie. Stan konta mam nadal duży, jeszcze dzielę udziały w takim jednym klubie. A w ogóle to może sprzedamy ten dom co? Wyjedziemy... - blondyn zatkał mu buzię zanim się rozkręcił.

- Co za popierdolony dzień... - uśmiech znów zagościł na jego twarzy. Skoro w dniu śmierci Jennett, Ishido przestał być cesarzem, oznacza to że można powiedzieć, że ściągnęła go z tronu. - Nie wiem co mam powiedzieć...

Mógłby skakać z radości, nawet krzyczeć. W końcu odszedł od tego co go niszczyło najbardziej. Ale z drugiej strony trochę tak dziwnie i niespodziewanie.

- Nic nie mów - ściągnął jego dłoń ze swoich ust i skierował go na krzesło, na którym go posadził. 

- Gouenji, nie wiem czy picie wina dobry pomysł - patrzył jak mężczyzna mu polewa czerwony napój do kieliszka.

- Na wino jest zawsze dobra pora - Zapalił świecznik na stole, a pizzę, która zdążyła wystygnąć podgrzał w mikrofali.

- Bon apetito!

- Nie zamierzam jeść - Terumi nie wiedział, w którym momencie mu to powiedzieć. Miał tak skręcony żołądek, że nawet łyka tego wina nie mógł zrobić.

- Słuchaj, ja wiem, że to nie makaron z doradą i szparagami - ukroił mu ogromny kawałek, nie chciał słuchać sprzeciwów i wrzucił mu na talerz - ale jeść musisz.

- Mam cię znowu pokarmić? - skrzyżował ręce załamany, że jeszcze coś mu nie odpowiada.

- No dawaj, nakarm swojego pieska...panie - musiał dodać to na koniec by się z nim podroczyć. Wyszczerzył się jak głupi. Ishido niespokojnie siorbał wino.

- W takim razie bądź grzecznym chłopcem i jedz - wypił to co miał w kieliszku do samego końca ciurkiem, chociaż miał świadomość jak bardzo pogwałcił kulturę picia wina. Zamierzał się dziś upić i odpocząć od wrażeń, tego samego oczekiwał od Terumiego.

Blondyn pokręcił nosem, ale wziął gryza tłustej Margherity, po czym wziął kieliszek i nie chcąc być gorszy także to wypił.

- Dobre... - oblizał się łapczywie - Wiesz, że potem będę płakać przez całą noc?

- Wiem - wstał by nalać mu jeszcze - dlatego teraz pijmy by zapomnieć.

Stuknęli się kieliszkami.

-------

Ten rozdział jest tak cudowny. Nie miałam ani jednego załamania pisząc go, serio. Mam nadzieję, że obudziłam w was jakieś emocje, bo we mnie wrzało. 

Szkoda mi Ishido. Chociaż się stara to potrzebuje terapii i to natychmiast. Ale boli mnie to, że on będzie pamiętać zajście z piwnicy, a Teruś nie.

2 rozdziały, epilog i koniec :") 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro