Numer 7
Ja ciebie mamy już tysiąc wyświetleń! Duże osiagnięcie jak na to, że tę książkę czytają tylko najwytrwalsi z Boskiego Ognia xd
-----------------
Gdy Teru otwierał oczy był w pełni świadomości, że nie wstaje ze swojego łóżka, a poranne śpiewanie ptaków wcale mu nie słóży. Jednak było mu tak mięciutko, że chyba nie zamierzał wstawać. Zaraz, zaraz...skąd u niego taki spokój kiedy wie, że został uprowadzony? Przewrócił się tylko na drugi bok i mlasnął.
- Uprowadzony?! Co ty do licha autorka wygadujesz?! - zerwał się.
Obce łóżeczko już nie było takie mięciusie. Pokręcił głową to w prawo, to w lewo, przeciesz się nie schlał. Czyżby znowu miał połamany nos?
- Autorka czemu mi taką krzywdę robisz, znowu ten nos?! Gdzie ja jestem? - złapał się za nos. Przepraszam cię ;-; Pokój był w kolorze błękitnym, nie był specjalnie mały, ale nie miał okien co trochę przytłaczało.
Czyżby ponownie go ktoś zgwałcił?
- Amela nie przesadzajmy...
Sukienkę, gorset i wszystkie inne koronki miał nadal na sobie. Otarł czoło. Siadł na krańcu łóżka i spróbował wstać, nogi też miał całe.
Co go zdziwiło to to, że na poduszce miał położone ubrania wraz z butami. Nie wyglądały na jego, a nie powinno się ubierać czyiś ubrań...walić!
Zanim zdjął z siebie cały pancerz, który czynił go kobietą minęło jakieś 5 minut.
W skład ubrań wchodził biały Tshirt, jeansy i czerwone trampki. Pod stertą ubrań była kartka.
"Zabawmy się panie Terumi, czas start"
Okej...zabawmy się, ale te słowa mają kilka znaczeń. Nie pozostawało mu nic innego jak wyjść drzwiami i samemu się przekonać.
Przekręcił gałkę i uchylił drzwi, jak na ulicy spojrzał w prawo, później w lewo czy droga jest czysta. Przecisnął się przez szparę i znalazł się na korytarzu.
- Czyj to dom... - ciemność, ktoś zakrył mu oczy i wsadził szmatkę do ust. Ponownie został pochwycony. Afuro to już kolejny raz, opanuj się. Nie wiedział ilu ludzi go dorwało, ale poczuł jak traci grunt pod nogami, gdzieś go niosą. Niosą go tak i niosą, donieść nie mogą.
Aż w końcu został rzucony na jakiś fotel, albo krzesło bo twardo. Otworzyli mu oczy, a szmatkę z ust sam wypluł. Otoczyli go by nie mógł uciec.
Gdy tylko otworzył oczy, pierwsze co zobaczył to wielki, ogromny wyszczerz równający się temu u Marka Evansa. Jednak ten uśmiech był chytry, jakby mężczyzna siedzący przed nim był wielkim fanem blondyna albo wiedział o nim wszystko.
Ten ów mężczyzna, wprawił Afuro w jakiś taki spokój. Przynamniej nie był starym dziadem. Był raczej młody. Miał krótkie czarne włosy uformowane w piankę? Bezę? Był głodny, więc tylko takie porównania przychodziły mu do głowy. Przy uszach był już odrobinkę siwy. Mówiąc o uszach to miał je odstające niczym elf. Do tego uroku dodawały okularki "szybkości" przeciw słoneczne, takie jak miał Denzel. Zaśmiał się pod nosem na myśl o tym piosenkarzu.
- Więc to ty jesteś Afuro Terumi, ten słynny aniołek - odezwał się, aż ciężko określić jaki w słuchu był jego głos. Brzmiał trochę jak chłopiec przed mutacją.
- Nie zawiodłem się, jesteś taki urokliwy jak on mówił.
Afuro przekrecił głowę na lewo.
- Znamy się? Ty znasz moje imię, a ja twojego niespecjalnie...co ma znaczyć urokliwy?! - mężczyzna, który podpierał brodę o swoje dłonie, rozłożył się wygodniej w fotelu i założył nogę na nogę.
- Czym jest nazwa? To co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało?
- O Szekspir? Znam takiego co mi walił cytatami z Greya
Mężczyzna był ewidentnie zaintrygowany każdym słowem wypowiedzianym przez blondyna.
- No dobra, ale kim jesteś? Bo nie na codzień jestem porwany i sprowadzony do piwnicy z meblami rodem z PRLu i perskimi dywanami na ścianach.
- Fukawa Kokichi - tak jakby się pochylił - cieszę się, że jesteś tu ze mną! - uśmiechnął się szczęsliwy.
"Wariat" przeszło Terumiemu przez myśl
- Raczej jestem zmuszony tu być.
- Do wielu rzeczy jesteś w ostatnim czasie zmuszany - poprawił okulary po czym chwycił zapalniczkę i paczkę papierosów.
- Czemu ty tyle o mnie wiesz... - niespodziewanie go zatkało, złapał się za gardło. Czuł pod nim duszący niewidzialny sznur, zacisnął zęby jakby ze złości, teraz wszystko było jasne.
- Te listy, smsy, głuche telefony, ludzie w garniakach, to twoja sprawka?
- To wszystko ja! - usmiechnął się jak szczęśliwe dziecko. Upawał się powodzeniem swojego planu, w duchu był bardzo uradowany. Do tego miał przewagę bo o Terumim wiedział niemal wszystko, a on o nim nic.
Teru przegryzł wargę, niby sytuacja nie wyglądała niebezpiecznie, ale pewnie za uśmiechniętą twarzą Kokichiego krył się psychopata. Gdyby zaczął go rozbierać albo wyciagnął jakąś broń byłoby nieciekawie. Już sam dym z papierosa go trochę martwił.
Spojrzał lekko w dół, bo wcześniej nie mógł sie oderwać od widoku jego uśmiechniętych ust. Na stole miał rozłożoną szachownicę, a na niej pionki. Rozłożone były do tego karty i obrazek wykańczały wielościenne kostki do gry. Przełknął tylko ślinę.
- Ale skąd ty wiedziałeś gdzie mieszkam, skąd miałeś mój numer i..i.. co robię...kim ty jesteś... i czego ode mnie chcesz?! - miał się na niego rzucić, ale chwycił go koleś, ktory go tu przyniósł.
- Podobasz mi się, jednak nie bez powodu mu tak na tobie zależało - mogło się wydawać że pan Fukawa chłonie blondyna niczym gąbka - jestem numerem 7 wspaniałego mężczyzny jakim jest Ishido Shuuji.
Afuro lekko opadły usta, czarnowłosy usmiechnął się na tę reakcję, jakby takiego pięknego ukształtowania ust właśnie oczekiwał. Blondyn nie umiał z siebie dźwięku wydać, jak wszystko było jasne to teraz stawało się jaśniejsze. Zatkał sobie dłonią usta. Wyobraził sobie, że tego miłego pana spotkało to samo co kobietę z piwnicy.
- Uciekłeś mu? - wymamrotał.
- Ledwo - podrapał się po głowie.
- Czego ode mnie chcesz?! Wyjaśnij wszystko! - zaczął się wyrywać ochroniarzom.
- Spokojnie, niczego od ciebie nie chcę. Przynajmniej na razie. Zabawimy się trochę...
- Ale... czemu ja? - przerwał mu.
- Czemu ty? Hmm... - przyłożył se uroczo palec do policzka i spojrzał w sufit - wiesz po co Shuuya to wszystko robił? Czuć było na kilometr jak go bolało serducho po stracie ciebie. Chciał się zemścić, ale musiał na kimś poćwiczyć, trochę się wyżyć.
Wziął papierosa w usta i na rękach pokazał wszystkie swoje 10 palców.
- 10 osób, taki ustalił sobie limit dopóki cię nie dorwie. Szukał w różnych miejscach. Mnie uwiódł na imprezie firmowej i nim się spostrzegłem wylądowałem u niego w domu w łóżku. To co robił było po części przyjemne, dopóki nie zaprowadził mnie do swojej piwnicy i nie zaczął mi o tobie nawijać. Serio, wplatał Afuro w co drugie zdanie tak jak nauczyciele "matura" w liceum. Byłem tak tobą zaintrygowany, mówił o tobie jak o istocie boskiej. Jak uciekłem postanowiłem zemstę za takie traktowanie mnie. Oczywiście szóstki zatuszowały całą sprawę porwania i katowania mnie - Afuro wpatrywał się w faceta jakby właśnie wytłumaczył mu niewykonalne zadanie z matematyki, ciężko mu było sobie wyobrazić ile ten człowiek musiał się nacierpieć.
- Co się tak patrzysz? Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy! - wyciagnął do niego rękę i poklepał po główce rozburzając mu fryzurę - zaprzyjaźniłem się z kilkoma szóstkami i ich zatrudniłem, by pracowali dla mnie w piątym sektorze i także tuszowali wszystko co zrobię. Czekałem aż moja firma trochę urośnie i stanę się odpowiednim kandydatem do tronu. Przy okazji pochwyciłbym cesarza na jego najsłabszy punkt. Ciebie. I zemścił robiąc dokładnie to co on mi. Jeszcze myślałem by tobie nie zrobić krzywdy, ale obiecałem sobie, że cesarz nikogo więcej nie skrzywdzi, poza tym równy z ciebie gość.
- Widziałem tak zwany numer 10 martwą w piwnicy - spuścił głowę na myśl o tym wstrętnym widoku i zapachu - ten tylko w odpowiedzi wypuścił kłębek dymu i poprawił swoje okularki.
- Po co ci ten tron? Nie wierzę, że to tylko dla zemsty - rzucił nagle blondyn. Mężczyzna spojrzał w sufit i się zaśmiał jakby Aphrodi opowiedział dobry żart. Zwrócił głowę w jego stronę i zniżył okulary by zobaczyć go w całej okazałości przywartego do krzesła.
- Bo to co nas podnieca to się nazywa kasa - jego niebieskie, głębokie niczym ocean oczy zaświeciły się. Jakby zapłonęły niebieskim ogniem, oparł ręce o stół i pochylił się nad Terumim wchodząc w jego przestrzeń osobistą.
- A ty nie śniłeś by zasiąść na tronie? - powstał i poprawił krawat, dłonie dał za siebie i zaczął chodzić w okół fotela Afuro - ciebie też ciągną pieniążki...znam twoją trudną sytuację. Znając życie gdyby nie hajsy nie dawałbyś się tak torturować mam rację?
Położył mu ręce na ramionach i zaczął je rozmasowywać.
- Też byś mógł zająć miejsce na tronie, zostałbyś moim wspólnikiem. Ładnie by ta korona wygladała na twojej głowie - chwycił go za szyję jakby chcąc blondyna udusić. Ten przez ten gest przeniósł się do wizji z piwnicy. Jak to ma martwego Ishido jako podnóżek, wypoczywa sobie wygodnie w tronie z kieliszkiem wina i wielką złotą koroną...
Ale on jednak nie chce jego śmierci... szybki powrót do rzeczywistości.
Wyrwał swoje ręce z łap goryli i od razu złapał się za szyję by go nie dusił. Kaszlnął raz, a Kokichi pogłaskał go po głowie.
- Nie prawda - wyksztusił, wpatrując się w króla na rozłożonej szachownicy.
- Co?
- Może coś mi się pojebało, ale ja zawsze byłem pojebany. Może jeszcze nie raz będę odwoływał te słowa, ale 10 lat temu powiedziałem je po raz pierwszy i powiem jeszcze raz...
- No nie wierzę, czyli się do mnie nie przyłączysz?
- Ja go kocham - wstał z fotel i zacisnął pięści, spojrzał z góry pewny swojego zdania. Czarnowłosy przekrzywił głowę na bok, jeszcze bardziej zaciekawiony postacią aniołka.
Także wstał, wyciągnął papierosa z ust i ku zdziwieniu Terumiego przyłożył mu go jeszcze ciepłego do szyi. Oczywiście szybko odskoczył, syknął nawet jak wąż, ale ranka została.
- Przewidziałem to - dosłownie rzucił się na swój fotel - myślisz, że wysłałem swoich najlepszych ludzi na to przyjęcie tylko po ciebie? Ishido siedzi w pokoju obok. Jest związany i podpięty do różnych kabelków - Afurko miał przed oczami ten widok
-Jestem zawodowym hazardzistą, więc stwierdziłem, że się trochę zabawię.
Afuro zaciekawiony usiadł.
- Daję ci prawo do wybrania dowolnej gry, jeśli ty wygrasz, bierzesz Shuuyę i jedziecie sobie do domku, jeśli ja wygram odprawiam cię i dajesz mi się zabawiać cesarzem.
- Czemu mam się na to godzić?
- Bo inaczej skończysz jak on ewentualnie... mogę cię oszczędzić i od razu zabić - uśmiechnął się uroczo na koniec.
Zabicie było bardzo kuszącą propozycją, ale może nie tym razem. Zastanawiało go czy dobrze postępuje. Mógłby równie dobrze porzucić Ishido i zostawić go w rękach Denzela. A no tak, kasa musi się zgadzać.
Spojrzał w sufit i przelciał w myślach wszystkie gry, w które potrafi grać a zwłaszcza te które lubi i w nie wygrywa.
Dziwiła go ta pewność siebie, czy może powinien to definiować jako próżność?
- Zagrajmy w stressa! - wykrzyknął po czym pokazał mu na palcach liczbę 3 - zrobimy 3 rundy bo to bardzo szybka gra.
Kokichi zastygł na chwilę, po czym pogłaskał się po brodzie.
- Dawno w to nie grałem... - tutaj Affo strzelił sobie takie +10 do pewności. Skoro nie grał dawno, bo to mało znana gra, to pewnie nie ma wyćwiczone, a on grając z Miyu co jakiś czas ogrywa ją za każdym razem - przyjmuję wyzwanie!
Niczym yandere przyrzekająca wierność, z podniecenia złpał dłońmi za policzki, a jego oczy ponownie rozrzażyły się boskim niebieskim ogniem.
- Zabawmy się panie Terumi! - jedną ręką złapał się w miejsce gdzie miał sercę , a drugą wystawił do niego jakby zapraszając do gry. Kropla potu spłynęła po jego czole. Afuro aż się lekko odsunął. Ewidentnie takie ryzykowanie go bardzo podniecało.
- Bo to co nas podnieca to się nazywa kasa - wymamrotał sobie pod nosem, widząc czarnowłosego jednak powiedziałby to inaczej. Pan Fukuwa nagle się uspokoił.
- I seks, przynajmniej w twoim przypadku - czarnowłosy wziął trzęsącą się rękę Terumiego i wręczył mu talię kart.
- Ty potasuj, byś przypadkiem mnie o oszustwo nie posądzał - jak zwykle ten obowiązek przypadał jemu.
Pan Fukawa jednym ruchem ręki zrzucił szachy z szachwnicy robiąc w ten sposób niemały hałas. Afuro tasował karty patrząc się podejrzliwie na niego. Ten był cały czas uśmiechnięty.
- Skoro dawno nie grałeś, pozwól, że odświeżę ci zasady. Zaczął rozdawać karty - wykładasz do góry nogami 4 swoje karty a ja wykładam swoje, i wykładamy jeszcze pojednej to są wspólne karty. Musimy się pozbyć wszystkich kart. Na sygnał odwracamy wspólne karty i jak najszybciej swoje. Takie same cyfry składamy na jedną kupkę, zawsze musimy mieć przed sobą 4 karty, więc je uzupełniamy. Na stosik wspólnych kart musisz dać znak większy, mniejszy bądź ten sam, kolory nie mają znaczenia. Jak nikt nie ma co wyłożyć bierzemy kolejną kartę z naszej tali i na sygnał odwracamy. I najważniejsze. Jak na wspólnych kartach będą karty o tej samej liczbie to trzeba krzyknąć "stress" osoba która tego niezauważyła bierze wszystkie wspólne karty.
- Aleś się rozgadał - zdążył rozdać wszystkie karty. I od razu przed sobą rozłożył swoje cztery.
Terumi teraz poczuł w sobie wewnętrzny obowiązek wygrania, musi odbić cesarza. Aż ciężko uwierzyć, ale teraz niczego bardziej nie pragnie jak jego bliskości. Teraz będzie miał okazję pokazać jaja i ograć swojego porywacza. Przyjrzał się kartom, na swoim tyle miały ładny zielony wzór i to samo logo co na jego przypince przy marynarce. Tak. Ubrany był jak ludzie w biurze, ale przy koszuli miał przypinkę z liściem laurowyym. Ten lisć, musiał coś oznaczać.
Chwycił za jedną ze wspólnych kart. Raz kozie śmierć. Spojrzał w oczy swojego przeciwnika. Płonęły tym niebieskim ogniem determinacji. Krew zaczęła mu buzować w ciele, mogło się wydawać ze próbuje przebudzić w sobie demona, pokazać tę samą siłę w oczach.
I zaczęli razem:
Trzy, dwa, jeden! Królowa i szóstka.
Jak najszybciej odkrył swoje karty, król na królową, na króla as. Tak się spiął, że szło mu to bardzo sprawnie. Kokichi, który wcześniej tak się chwalił swoimi umiejętnościami ledwo co nadążał. Jednak nagle nie miał co położyć. Szansa dla Fukawy. Bardzo szybko nadrobił, Afuro też ruszył bo go w ten sposób jakby odblokował. Ku zdziwieniu obojga, jako pierwszy pozbył się wszystkich kart. Aż mu włosy nalecialy do oczu. Sapał zmęczony i założył pasemko włosów za ucho. Uśmiechnął się zadowolony z siebie. Kokichi poprawił swoje okulary by nie było mu oczu widać.
- 1:0 dla ciebie
Karty zostały zebrane i szybko przetasowane pod uczuciem złości.
Rozstawili po 4 karty.
Trzy, dwa, jeden!
I kolejny szaleńczy wyścig. W poprzedniej rundzie chyba Fukawa chcial dać Terumiemu fory. Bo teraz praktykując pokerface rzucał kartami niczym maszyna. Afuro aż się trochę przeraził i zawachał.
- Stress - krzyknął. Afuro złapał się za głowę. Jego rywalowi zostało pięć kart, a on teraz dostał prawie wszystkie. Runda szybko się skończyło.
Remis i ostateczna walka o wszystko. Afuro nie mógł przegrać.po prostu nie mógł. Poklepał się w policzki by się ogarnąć.
- Stres? Dosłownie? - zaśmiał się.
Ostatnia szansa.
Trzy, dwa, jeden!
Oboje szastali kartami, jak kobiety kasą na wyprzedażach. Pot lał się z czoła, ręce sie trząsły. Terumiemu szło sprawnie, aż to było niemożliwe. Wyprzedzał go o jakies 15 kart, ten tylko mu się przyglądał, jednak wielkim błędem było nie patrzenie na wspólne karty. Już miał się pozbyc ostatniej, akurat asa...
- Stress! - krzyknął Fukawa. Rzeczywiście, dwa króle. Afuro wpatrywał się z niedowierzaniem. Przegrał, jak tego nie zauważył?!
W środku już się coś w nim pękło, aż ta ostatnia karta wyleciała z ręki.
- Ja mam jeszcze pięć kart, może wygrasz - zaśmiał się przykładając palce do ust.
- Chyba se żarty robisz! - wściekł się. Fukawa zaczął się śmiać, na całe pomieszczenie rozlegał się ten rechot. Goryle trzymające Afuro nawet się nie skrzywiły. Przyzwyczajeni po prostu.
- Naprawdę dobrze się z tobą bawiłem panie Terumi... - mowił wycierając łzy. Wrócił z wpatrywania się w sufit i poprawił okulary - a teraz wynoś się.
- Co chcesz zrobić Shujiemu?! Mów...
- Przegrałeś, nic ci nie powiem. Panowie! - dwójka umięśninych mężczyzn chwyciła Afuro.
- Doigrasz sie jeszcze Fukawa! Znajdę cię!
- Powodzenia - wstał z siedzenia, wsadził se w usta papierosa i wyszedł zapalając go.
Terumi nie dawał się tak łatwo, walczył z pazurami jak tygrys. Jednak tamta dwójka była silniejsza. Widać było brak siłowni. Wyprowadzili go szurając nim o podłogę. Aż się zastanawiał czy to dom? Jakaś tajna baza.
Jednak co przykuło jego uwagę to jeden otwarty pokój. Jak go zobaczył zawiązała mu się pętla w gardle i od razu poleciały mu stróżki łez. Czemu tego nie wygrał?!
W pokoju przywiązany do krzesła siedział cesarz. Był dosłownie przykłuty, miał zawiązane oczy i knebel w ustach. Podpięty do różnych dziwnych kabelków.
Ponownie zaczął się wyrywać, ale wrzasnął tylko jedno długie i przeraźliwe:
- GOUENJI!!!
- Cicho siedź! - jeden zatkał mu usta.
I ponownie ta upierdliwa ciemność...
------------
Następny za dwa tygodnie! Akcja w końcu nabiera tempa, a żeby was zniecierpliwić to w następnym pojawią się wasze ulubione waifu ^^
Freddie miał dwa dni temu urodziny ;-; pewnie Affo by świetował, ale widzicie co sie mu przytrafiło
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro