Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie ma tak dobrze...

Ciekawostka, pisałam ten rozdział w nocy i przez niego bałam się zasnąć xD Nie polecam

Już 10.08 (sobota) będzie można mnie zobaczyć w cosplayu Affo na Miniuconie we Wrocławiu!
----------------

Afuro wyniósł się jak najszybciej z domu cesarza, przeczuwał że coś złego może się wydarzyć. Ishido też chodził podenerwowany, jakby także się czegoś obawiał. Obydwoje zdążyli wspólnie zjeść śniadanie, blondynowi znowu zostały podane pod nos prestiżowe produkty.

Do domu odwiózł go zakręcony szofer Shuhei, nawet za dnia nie dawał nikomu odpocząć od metalu.

Teraz siedział przed komputerem robiąc to co rozkazał mu Shuuji. Tonąc w papierach wycierał bolące oczy. Kiedyś postanowił, że już nigdy więcej nie będzie się angażować w świat piłki nożnej, a teraz robił statystki każdego z graczy.

Masakra, cholernie mu się to nudziło. Dołączając do piątego sektora miał pomóc naprawić piłkę nożną a zachowuje się jak zwykła sekretarka. Najbardziej pragnął chyba pójść do Day&Night, polewać kawę i piec ciasta. Niestety to dopiero na 16, miał ochotę wyrzucić laptopa przez okno i wyjechać w Bieszczady.

Oparł głowę o nagłówek fotela gapiąc się w sufit. Wrócił do momentu wczorajszej nocy. Wspólnej kąpieli jak mało co się nie udusił. Shuuji miał dziwaczny sposób na trzymanie go przy sobie. Mimo to działa jak magnes. Dlaczego kiedy mieli spać, pozwolił mu spać samemu, a on niczym pies sam do niego przyszedł.

Siedząc przed tym laptopem, głową był w rezydencji cesarza, tak nie mogło być. Zadzwonił do Hery.

- Czego? - odezwał się głos słuchawce. Miał dosyć nie miły ton co zdziwiło Terumiego.

- Cześć skarbie, mogę przyjść wcześniej? Potwornie mi się nudzi... - chwila ciszy.

- A twój święty cesarz ci niczego nie zlecił?

- Czekaj, co?! Skąd wiesz?!

- A jednak mieli rację...nudzi ci się to przyjedź do szpitala.

- Jesteś w szpitalu?! - rozłączył się.

Tadashi brzmiał jakby był wściekły, a Aphrodiemu gotowała się głowa. Skąd się dowiedział i dlaczego szpital?

Przynajmniej miał pretekst aby porzucić komputer, nie czekając wsiadł w najszybszy pociąg. W ciągu 15 minut był na miejscu.

Wbiegł szybko na recepcję, standardowo wypytano go kim jest, jakoś już go nie krępowało to że są razem, bardziej bał się, że teraz może to stracić.

Hera akurat na niego czekał pod salą. Założył nogę na nogę tak samo ręce na krzyż, oczy miał zamknięte jakby był obrażony.

- Co się stało?! - wpadł niczym opętany na korytarz i padł przed nim na kolana, chwycił go za ręce i z przejęciem wpatrywał mu się w oczy.

- Pobili mnie

Brunet był tylko posiniaczony i w niektórych miejscach miał plastry.

- Jak?!

- Kiedy wracałem od ojca, na przystanku.

- Czekaj, ale nic z tego nie rozumiem, dlaczego...

- Była to grupa trzech facetów w czarnych ubraniach, powiedzieli, że są od cesarza, że już masz pracę i mam cię zostawić bo inaczej będę miał kłopoty. Powiedziałem, że zrobię to na co będę miał ochotę i wtedy mnie pobili. Gadali coś jeszcze o tym całym piątym sektorze i tobie...

Afuro zacisnął pięści, nagle wszystko stało się jasne...ten sms co odczytał wczoraj u Shuujiego. Oczy mu się rozszerzyły...

"Zrobiliśmy co pan kazał, nastraszyliśmy i mocno spraliśmy. Nie będzie się już wtrącał"

Przed oczami miał teraz ten ekran telefonu.

- Nie wiem co mam ci powiedzieć...

- Miałem teraz czas żeby wszystko przemyśleć. Jaką ty musisz być pustą osobą, że poleciałeś na pieniądze. Miałeś pracę, miałeś mnie i moją miłość, ale poczucia własnej wartości nigdy nie miałeś! Poszanowania do swojego ciała. Żeby rzucić to wszystko dla tego tyrana...nie lubię cię tak nazywać, ale serio jesteś zwykłą dziwką, nędzną wywłoką.

- Przepraszam, naprawdę przepraszam! Nie wybaczę sobie tego, bo to wszystko z mojego powodu. Nie chciałem ci mówić, bo byś mnie zostawił, a ja cię potrzebuję! Dobrze wiesz, że go nie kocham.

- Kochasz jego pieniądze.

- To wszystko przez ojca i tę trudną sytuację, długi...

- Nie prawda, wina jest po twojej stronie, nie widzisz umiaru w pieniądzach. To się leczy.

Blondynowi nalatywały łzy do oczu, jednak dusił je w sobie. Dlaczego to tak wyszło, dlaczego Ishido to zrobił, dlaczego przez niego jego chłopak musi cierpieć?! Wycierał oczy rękawem, Hera był niewzruszony. Dusiło go potwornie w gardle, był gotów zatłuc białowłosego, zrobić mu największą krzywdę jaką się da.

- Błagam cię, pozwól mi przy tobie zostać - położył mu głowę na kolanach i zaczął się w nie wypłakiwać.

- Nie mogę - pogłaskał go po głowie - musimy się rozstać, dla twojego i mojego bezpieczeństwa.

- Oni ci kazali prawda? - wymamrotał niezrozumiale przez płacz.

- Z pracy też cię zwalniam - na te słowo Aphrodi zaryczał strasznie głośno, zapowiadał się najgorszy dzień w życiu.

W tym momencie Tadashiemu też pociekły łzy, robił to wszystko wbrew sobie.

- A wiesz co jest najgorsze? Ja cię dalej kocham, ale tak będzie lepiej jeśli chcesz przy nim zostać.

Afuro już rozbolała głowa od tego płaczu, teraz tylko oddychał ciężko, gorzej być nie mogło.

- Mogę coś zrobić byś mi wybaczył albo chociaż wynagrodzić? - powiedział odrywając się mężczyźnie od kolan.

- Przyjdź ostatni raz, zaśpiewaj i pożegnaj się z fanami - blondyn pokiwał głową wycierając ostatnią łzę. Jeszcze przytulił bruneta, ten odwzajemnił uścisk.

- Jeszcze raz przepraszam.

- Zrobiłeś to sobie na własne życzenie, a teraz już chyba czas na ciebie - wygonił go, pomachał ręką w stronę drzwi. Afuro nie chętnie do nich poczłapał i tym sposobem załamany stał przed wejściem do szpitala.

Czuł jak traci grunt pod nogami, a miał być to dopiero początek. Stracił jedyną osobę którą darzył miłością i przez którą jeszcze nie odebrał sobie życia oprócz Miyu oczywiście. Czuł się jak kompletne zero, jak szmata, którą go określił. Popatrzył na zegarek, prawie 14, miał przyjechać po Miyu, ale jak pokaże się jej w takim stanie?

Wsiadł znowu w pociąg, mimo iż był wręcz przytłoczony przez tłum ludzi, to czuł że stoi sam pośród nicości. Umysłem był gdzieś daleko, w jakieś innej krainie. Dopiero ivonka z pociągu go obudziła i zdążył się ogarnąć i wyjść na odpowiedniej stacji.

Jak przystało, Miyu chodziła do Raimona, nie raz dostawała ofertę od klubu piłkarskiego, nawet jeśli jest dziewczyną. Niestety nie chciała o tym słyszeć dopóki mecze przestaną być ustawiane. Nie chodziło tylko o jej nazwisko, chociaż ono zobowiązuje, umiała nieźle kopać, jakby miała ochotę to by była nawet w stanie powtórzyć Boską Wiedzę.

Szła akurat z koleżanką, Peko, mężczyzna stał pod bramą i tylko patrzył jak się uśmiecha, aż sam po tym wszystkim podniósł lekko wargę. Blondynka wypatrzyła swojego brata, przytuliła tylko koleżankę i od razu do niego podbiegła.

- Siema brat - uścisnęła go - nawet nie wiesz jak dzisiaj nudno było, dobrze że zaraz koniec, mam dość.

- Chodź - pociągnął ją za rękę by wyprowadzić ze szkoły.

- Coś się stało? - zdziwiła się - Ej!! Gdzie mnie ciągniesz?!

- Jest bardzo źle - wymamrotał, starając się zachować kamienną twarz.

Szli w kompletnej ciszy, bardzo przyśpieszonym tempie. Blondynka bała się w jakikolwiek sposób odezwać. Nawet w pociągu udawali jakby się nie znali i nic się nie wydarzyło aż dotarli do pizzerii. Od zawsze chodzą do tej samej, zawsze zamawiają to samo z tą samą zniżką.

Gdy Afuro wrócił do stolika od razu podłamany położył na nim głowę i głośno jęknął.

- Powiesz mi czy nie?

- Hera ze mną zerwał... - zabrzmiało to tak smutno i żałośnie, że wszystkim dokoła serduszka pękły.

- Jak to możliwe?! Przecież byliście najszczęśliwszą parą na świecie! Co mu zrobiłeś? - przysunęła się do niego i wyciągnęła rękę by utulić brata.

Afuro łkał, nie mógł się normalnie wysłowić i bełkotał coś bez sensu.

- No bo, no bo go napadli...i...i..ludzie Axela go ten...*ryk godowy wieloryba* przestraszyli i był w szpitalu...tak będzie bezpieczniej...

- Okej... - blondynka czuła się jakby słuchała jakiegoś wariata. Wyciągnęła ze swojej torby chusteczkę i podała blondynowi. Ten szybko ją chwycił i wytarł sobie oczy, siedzieli na dworze gdzie nikogo nie było, ale ludzie w środku nie przestawali się gapić.

- Nic z tego nie zrozumiałam, ale mam rozumieć, że to twoja wina i tak będzie lepiej?

- Wszystko wina Shuuyi! - wrzasnął waląc pięściami o stół. Miyu chwyciła z całej siły jego ramię i przytuliła.

- Już... nie unoś się tak. Złość piękności szkodzi, zaraz zajesz to pizzą.

- Ale ty chyba nie rozumiesz. Mimo iż Gou pozwolił mi się z nim spotykać to nasłał na niego swoich ludzi by sam mnie zostawił. Tak nie można.

- Rozpraw się z nim jak trzeba, pojedź do niego i mu wygarnij!

- Ale mieliśmy spędzić wieczór razem, filmy, maraton...

- Przestań, jak dla mnie możesz nawet u niego zostać. Z resztą tak będzie najlepiej, a ja się spotkam z Peko.

- A czemu to?

Miyu ugryzła się w język i spuściła wzrok.

- Boję się zostać sama w domu.

- To czemu mnie z niego wyganiasz?

Blondynka ponownie otworzyła swoją torbę, nie musiała w niej długo grzebać bo od razu wyjęła kopertę.

- Nie chciałam cię martwić, ale rano mi to Kishibe przyniósł. Zero danych, zero podpisu - Aphrodi energicznie chwycił kopertę wyciągając z niej jedną kartkę. Mocno się zdziwił. Kawałek papieru wyklejony był literkami z gazet. Tak zwany anonim.

"Zobaczymy jak wiernym psem jesteś"

Nie wiedział jak na to zareagować. Nie bez przyczyny Miyu się boi. Może to coś zwiastować, a może być to zwykły żart. Ale od kogo to? Czyżby znowu sprawka cesarza.

- Powiedziałbym, że ktoś se żartuje, ale raczej nie jest to zabawne. Podejrzewam o to Shuuyę, pewnie mnie sprawdza czy coś.

- Jak w parują nam do domu? - jeszcze bardziej się nakręciła.

- Nie wydaje mi się. A jak już to chodzi im o mnie, a nie o ciebie. Gouenji by ci krzywdy nie zrobił.

- A i tak mogę spać u Peko? Prooooooszę - oczy kota ze Shreka.

- Ty cwaniaro! Możesz - uderzył ją pięścią w ramię - oboje zaczęli się śmiać.

Jednak Afuro przestał. Czuł się w tym momencie jak detektyw, Sherlock Holmes. Co najgorsze to on był ofiarą tej sprawy. Bał się i to tak mocno, że tętno mu przyśpieszyło, ale nie mógł tego pokazać po sobie. Miyu i tak ma przez niego wystarczająco kłopotów.

Wpatrywanie się w kartkę przerwała mu kelnerka niosąca pizzę. Położyła im serowy krążek prosto pod nos i zestaw talerzy.

- Smacznego! - blondyn wytarł ślinę, która wylała się z ust siostry - Biorę ten kawał, jest największy.

Skończyło się na tym, że Teru zjadł nie całe dwa, a młoda 4. I wcale nie czuli się z tym źle. Po skończonym obiedzie udali się na stację. Miyu pojechała do domu odrobić lekcje i po rzeczy, a Terumi sprać cesarza na kwaśne jabłko.

- Poradzisz sobie? Gaz pieprzowy i paralizator są w pierwszej półce w komodzie.

- Wezmę tylko rzeczy i uciekam - przytulili się, aż starszy wszedł do swojego pociągu i w nim pojechał.

Stację i posiadłość Ishido dzieliła dość spora odległość. Afuro musiał ją pokonać idąc poboczem drogi. Całą drogę gadał sam do siebie tworząc pociski którymi zniszczy Shuujiego. Wyobrażał sobie całą scenę jak go karci i żąda wytłumaczenia.

Był już naprawdę blisko gdy nagle jego komórka wydała dźwięk. Ktoś dzwonił. Podejrzewał Miyu znowu z zapytaniem o sinusy i cosinusy, ale był to jakiś nieznany numer. Do tego stopnia, że mu się nie wyświetlało kto dzwoni. Zdziwiony odebrał

- Halo?

Cisza po drugiej stronie.

- Haaaaloooo proszę panią, proszę pana?

Dalej cisza, Aphrodiego zdziwiło to zjawisko. Spojrzał na telefon, sekundy dalej się naliczały, dalej się nie rozłączył.

- Mam się bać? - zapytał po czym numer automatycznie sam się rozłączył.

Teraz poczuł się groźnie, w dodatku był sam na polu. Dobrze, że jasno chociaż było. List, teraz głuchy telefon...mógłby spróbować go namierzyć, ale marne szanse.

Doczłapał w końcu do posiadłości, zdyszany i zmęczony musiał się jak najszybciej napić. Przy wjeździe zobaczył kogoś ze służby podlewającego tuję.

- Jest cesarz w zamku? - zapytał zdyszany jak po maratonie.

- Ooo pan Afuro, jest. Powiedzieć mu, że pan przyszedł?

- Nie, zrobię mu niespodziankę.

Drzwi wejściowe były otwarte, bo zaraz przy nich stała kobieta i myła okna, więc wślizgnął się do środka. Zaczął nawoływać, lecz mężczyzna nie chciał się pokazać.

Obszedł cały dom dokładnie sprawdzając każdy pokój. Nawet bawialnię. W środku nie było także nikogo ze służby, co go trochę zdziwiło. Chyba wszyscy zajęli się ogrodem.

- Może jest w piwnicy? - zapytał sam siebie stojąc obok drzwi, których jako jedynych w całym domu nie miał okazji jeszcze otworzyć.

Przecież Ishido zabronił mu tam wchodzić, musiał mieć powód. Pewnie siedzi tam razem, ze swoimi fetyszami. Czy na pewno chce to zobaczyć? Ręka na klamce mu się zachwiała No raz kozie śmierć. Albo nie! Inaczej! Śmierć to on mu zaraz zapewni.

Nacisnął niepewnie klamkę. Zobaczył zwykłe krótkie betonowe schody, nie mógł dostrzec co jest na końcu przez niski dach. Zapalił światło. Szedł schodek za schodkiem. Udało mu się przejść takie dwa.

- Gouenji...jesteś tutaj... - stanął nagle bo usłyszał czyiś krok odwrócił się. Ostatnie co zobaczył to postać jakiegoś człowieka, nie przyjrzał mu się bo stracił przytomność i spadł ze schodów. Dostał w twarz gdy tylko się odwrócił kijem od baseballa.

- Mówiłem byś nie wchodził do piwnicy...

-------------

Ten rozdział jest oficjalnie pierwszym, który napisałam bez żadnych utrudnień na jednym tchu i nie jest przez to beznadziejny xD


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro