Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miłości mojego życia, nie odchodź

Cześć placuszki, chyba pasuje mi takie wstawianie mniej więcej co miesiąc, jestem całkiem zadowolona z tego rozdziału i wiem już jaką drogą chcę iść. Niezwłocznie czekam aż nas zamkną znowu w domach, rzygać mi się chce od szkoły. Udało mi się zacieśnić więzy z niektórymi, to na plus, ale niektórych dalej się boję.

Ostatnio gadaliśmy z księdzem o aborcji i to był dzień w którym Affo został moim jedynym Bogiem. Jak mogłam się tak długo łudzić, że jest inaczej?

Naszła mnie ochota by narysować komiks albo mangę Killer Queen, tylko takie z trzy strony, mniej więcej 5 lat po rozstaniu chłopaków, do piosenki Love of my life. (jest w mediach, ale zdecydowanie polecam nie nightcore :p) To była piosenka, którą Afuro najczęściej śpiewał za nim przerzucił się na Killer Queen. Autentycznie przy niej ryczę.

Zapoznałam dziewczynę z Hazbin Hotel i znowu wróciłam do gwałcenia "Addict" xD i teraz z tego też chcę komiks. Chociaż Helluva boss bardziej do mnie przemawia.

--------

Kiedy powstał piąty sektor? Trudno stwierdzić. Były to zapewne czasy, gdy gimnazjum Raimon po raz XX wygrało Strefę Footballu, a palcówka stała się pierwszym wyborem bardzo wielu dzieciaków. Wszyscy pchali się tam tylko ze względu na super poziom klubu piłki nożnej. Nie było szans na wygraną kogoś innego.

 Niczym za czasów komunizmu pojawiła się teoria równości. Piłka, a z resztą nie tylko ona, powinna być równa. Wielu niezadowolonych wśród dzieci zaczęło się z nią zgadzać i do gry wszedł piąty sektor. Taka partia polityczna, tylko w piłce nożnej, mają swoich członków, przedstawicieli wśród trenerów i nauczycieli, jednego prezesa, o którym mało kto coś wie, bo jedynym prawdziwym przedstawicielem sektoru jest święty cesarz. Ustalanie wyników meczy nie spodobało się chyba nikomu, a to tylko jedno ze świńst jakich się dopuszczano. Oczywiście jak to zawsze bywa, powstała grupa, która zaczęła się temu sprzeciwiać. Prowadziła ich ekipa świetnie znanych nam weteranów piłki nożnej, do jednej z nich należał nasz Goenjii Shuuya. On sam stwierdził, że ta rewolucja to będzie dość powolny proces, więc zrzucił wszystko na swoje barki. Przeszedł na stronę sektoru by zacząć rewolucję od środka, kontrolować wszystkie ustawy, mieć tam wtyki i znać wszystkie ruchy organizacji. Oczywiście nie mógł o tym świetnym planie nikomu powiedzieć, ponieważ cała akcja musiała wyglądać naturalnie, musiał być przeciw rewolucji, przyjaciołom, udawać że nienawidzi sportu który tak kochał. Odpowiadało mu to. Stał się bogaczem, mordował i kaleczył ludzi bez konsekwencji, miał wszystko czego tylko sobie zażyczył. Do prawdziwego szczęścia brakowało mu tylko Terumiego. W pewnym momencie zaczęło to go przerastać. Nie był rozumiany, bo jak miał być rozumiany skoro nikomu nie mógł powiedzieć o swoich planach? Zaczęto go hejtować, nie tylko w internecie, wszyscy się od niego odwrócili, był w cholerę bogaty ale brakowało mu dawnego życia. Psycha zaczęła siadać, nie był odporny na taką nienawiść. Afuro nie odstawał od innych, nie mógł mu powiedzieć prawdy, ani o sektorze ani o swoich problemach psychicznych. Chciał go chronić. Ale chyba zapomniał że w związku najważniejsza jest szczerość.

*

Gdy Afuro się przebudził, było jakoś dziwnie ciemno, panował półmrok. Która to godzina...zaraz kiedy on kładł się spać?

- Zostaniesz trenerem Kidokawa Seishuu... - ostatnie słowa jakie słyszał. Czyli to wszystko to był tylko głupi sen! Kamień z serca. Całe szczęście, jednak nie będzie musiał opiekować się bandą nastolatków. 

Otworzył oczy, nie był w swoim łóżeczku... a na kanapie w biurze cesarza. Afuro.exe ponowne załadowanie.

- Wstałeś łaskawie - obok na podparciu kanapy siedział nasz pan i władca, i dokładnie się przyglądał blondynowi. Wyglądał jak taki poturbowany aniołek, nieco się rozczochrał upadając na ziemię, dlatego chciał mu odgarnąć włosy, gdyby Aprodi nie odepchnął dynamicznie jego ręki.

- Nie dotykaj mnie! - mocno się podirytował, gdyż wyglądało to tak jakby do Ishido wcale nie dochodziło, że wczorajszej nocy go pobił, pokłócili się, a ostatnią rzeczą o jakiej marzy to zostanie tym głupim trenerem.

Białowłosy przysiadł się do niego, na co Teru tylko podwinął nogi, naprawdę się go bał. Albo było to raczej zdenerwowanie. Trudno powiedzieć, gdyż w duszy blondyna wszystkie emocje grały pierwsze skrzypce.

- Ale o co ci chodzi? - drugi też się denerwował.

- O co mi chodzi?! Nie chcesz mi powiedzieć prawy! W coś ty siebie i mnie wplątał! - zeskoczył z kanapy i od razu zaczął nerwowo machać rękami - Widzę, że ostatnio masz się nie za dobrze, poza tym rozmawialiśmy o tym wczoraj! - Shuuji miał taki dobry humor, a przez Afuro zaczęło się w nim gotować.  Pod wpływem także wstał z takim zamachem jakby chciał blondynowi przywalić.

- Wiem, dlatego nie widzę sensu ciągnięcia tematu, nic mi nie jest! - blondyn ze strachu przed ponownym oberwaniem aż zasłonił się rękami.

- W tym, że mnie wczoraj tłukłeś w piwnicy też nie widzę sensu... - wydusił, a chude ręce dygotały mu jak na wietrze.

- A kontrakt? - podniósł brew pytająco, dla niego było to oczywiste.

- Mieliśmy go zerwać, nie pamiętasz? Kontrakt ma sens gdy zgadzają się na niego obie strony, a ja się nie godzę na wyżywanie na mnie swoich problemów i równoczesne wyznawanie miłości. 

Miłość, czym jest miłość? Z nią też miał problemy, teraz szukał jej w podłodze i swoich butach. Rzeczywiście jego serce należało w całości do Terumiego, tylko miał lekki problem z okazaniem tego. Wydawało mu się, że wszystko robił dobrze czy tak niebyło? To Terumi źle myślał nie on!

- Chyba, że jednak mnie nie kochasz, a kulka trafiła nie w tą głowę co trzeba - droczył się z nim, nigdy nie brał odpowiedzialności za swoje słowa, mówił co ślina na język przyniosła, ale nadal miało to większy sens niż to co miał do przekazania Ishido. Tego w tym momencie ukłuła go zapałka w serce i rozpaliła ogień złości.

Wziął mężczyznę za fraki, nie zrobiło to zbytniego wrażenia na blondynie.

- Moje słowo jest słowem świętym, cały czas próbuję cię chronić, czy to tak trudno zrozumieć? Byłeś nikim, zwykłą dziwką, szmatą bez perspektywy na przyszłość. Ja dałem ci wszystko o czym niektórzy tylko marzą, ja dałem ci dom, seks, pieniądze które tak uwielbiasz i dalej narzekasz? 

- Czyli tak mnie postrzegasz? - parsknął, wyśmiewając tą beznadziejność jaką odczuł. Znowu poczuł się jak sięga dna, z którego się wybił. Naprawdę myślał, że po akcji z Fukawą Kokichim, wyznaniu sobie miłości zaczął postrzegać inaczej tę relację, jak bardzo się mylił. 

Uwolnił się od jego uścisku, złapał go tylko za rękę,

- Jako nic nie wartą dziwkę do posuwania?

Ishido nie odpowiedział nic, ale taka reakcja oddawała wszystkie inne jego odpowiedzi. Z nadzieją patrzył w jego ciemne oczy, że może jeszcze coś piśnie, kamienna twarz nie pokazywała nic.

To był spontan, ale Terumi tego nie wytrzymał. Czuł się urażony,  a w jego głowie przewijały się synonimy słowa "chuj" . Skierował się w stronę tronu i biurka cesarza.

-Zawdzięczam ci życie przecież! 10 lat temu też mnie uratowałeś, zmieniłeś moje życie na lepsze. Pieniądze i kontrakt miały cię trzymać przy mnie bym cię już więcej nie stracił! - rozczulił się bo jego głos drżał, domyślił się co Terumi chce zrobić, od razu pognał za nim. Cały misterny plan zwabienia go do siebie, posiadania go tylko dla swojej osoby właśnie miał legnąć w gruzach.

Blondyn zaczął przeszukiwać wszystkie szafki, rzucał kartkami zaśmiecając pokój, ale był bardzo zdeterminowany.

- Afuro zostaw to! - odciągał go, ale za późno, bo blondyn znalazł to co chciał. Dziesięciostronnicowy kontrakt. Wyciągnął go daleko by Shuuji nie mógł mu go odebrać.

- Seks był zajebisty, tylko ty w nim nie.

- Kurwa mówię, do ciebie! - siłowali się przy tym biurku.

- Dlatego chcę mojego starego Gouenjiego. Nie świętego cesarza, tylko zwykłego chłodnego Shuuyę. Sorry, ale to koniec - udało mu się złapać zbiór kartek w dwie ręce i na oczach mężczyzny przerwał na pół kontrakt, jedyne więzy które według cesarza łączyły go z Afuro.

Blondyn rzucił skrawkami w powietrze i dumny z tego co zrobił odszedł swym majestatycznym krokiem bajeranta kręcąc przy tym biodrami biodrami tak dla niepoznaki.

Aniołek był rozbity, działał pod wpływem chwili, emocji, nie do końca wiedział co robił. Podarcie zwykłej kartki nigdy nie sprawiło mu takiej satysfakcji.

Teraz był wolny, a przynajmniej w teorii, bo nie przestał kochać białowłosego. Na nogach dalej miał łańcuchy, które trzymał cesarz. To on go niegdyś uratował, jako jedyny polubił i pokochał. Uratowali siebie na wzajem. Chociaż trzymał klucz do łańcucha, nie chciał go rozpinać, na siłę przy nim trwał. Nie ważne ile razy go uderzy on i tak się podniesie. Stracił sposób na zarobek, ale to był jedyny sposób by go przebudzić. Tylko dlaczego chce mu się teraz płakać?

Stał tak samotnie pod wejściem do sektoru, wycierał oczy, bo nie zamierzał płakać. Sam tego chciał.

- Hej, przystojniaku zawieść cię gdzieś? - usłyszał znany mu głos, ale te słowa tak bardzo nie pasowały do szarowłosego miłośnika metalu, że nie mogło to być nic innego jak żart.

- Mmm dorzuć z dwie dyszki, a mogę z tobą do domu zajechać - w końcu się uśmiechnął. Wsiadł do limuzyny Shuheia i wskazał mu prawdziwy kierunek, którym był dom. Młody zauważył, że blondyn płacze albo przynajmniej jest w rozsypce, dlatego puścił swój ciężki metal jeszcze głośniej, by mężczyzna się nie krępował. Naprawdę się zastanawiał co zaszło, ponieważ ostatnim razem wiózł właśnie cesarza w takim stanie.

Oderwaniem od rzeczywistości dla Terumiego był niespodziewany sms od...Jennett? No tak, przecież zabrała mu komórkę i wpisała swój numer skubana.

"Dawno się nie widzieliśmy, co porabiasz? Jak tam decyzja?"

Decyzja? A no tak... wybór strony mocy. Przy sektorze trzymał go tylko Ishido, ale tak bardzo się z nim nie zgadzał. Już miał odpisywać gdy otrzymał kolejną wiadomość.

"Wybrałeś już sobie drużynę?"

Przeklął pod nosem, co się wszyscy tak na niego uwzięli, zgadali się by go tym dręczyć czy co?

"Naprawdę nie ma innego sposobu?"

"Spotkajmy się, to coś wymyślimy"

Nie spędził z tą czarnowłosą nawet całego dnia, a ona już traktowała go jak swojego kumpla, czy nawet przyjaciela. Było to dziwne, ale czuł ciepło na sercu. Na szczęście miał teraz masę czasu wolnego.

"Koło 21 w Day&Night? Może znowu razem pośpiewamy? :p"

Terumiemu przypomniała się jedna z ostatnich nocy jak to zdarł sobie gardło. Cudowne chwile...bez Gou, z Kitsune i Herą u boku. Stojąc na tamtej scenie czuł się jak ryba w wodzie. W błyszczących ciuszkach, gołą klatą, ludźmi którzy podziwiali tylko jego. No prawie. I codziennie tylko przelotny seks. Muzyka pomagała mu wyrzucać z siebie wszystkie brudy, a on bardzo lubił się brudzić, dlatego zaproponował Jennett wspólne śpiewanie. Jeszcze jedno przeszło mu przez myśl...

Gdyby do tego wrócić na stałe?

"Sorki, nie dziś. Dzisiaj śpiewam w innym klubie. Twój były za mało płaci"

Znowu zaśmiał się pod nosem, to w sumie była prawda.

"Jeszcze się dogadamy"

Czyli tak prezentował się plan. Być gejowską śpiewającą prostytutką przy okazji pedofilem trenerem 15 letnich chłopców? Brzmi świetnie, a bynajmniej to co miał zaraz zobaczyć utwierdzało go w tym przekonaniu.

Tsuyuki nagle zatrzymał samochód klasycznie robiąc przy tym drifta na pół drogi. Blondyn znalazł się na podłodze.

- Mogę cię tu wysadzić? Muszę jak najszybciej wracać - zauważył, że wywalił oguchłego blondyna.

Kilometr z buta niespecjalnie mu przeszkadzał. Szedł korespondując jeszcze z Jenntt i próbował skontaktować się z Herą czy może wrócić. Wiedział, że chłopak rzuci klasycznym "A nie mówiłem?" ale przeboli to, byle już nie musieć siedzieć w excelowych tabelkach cesarza. 

Zbliżał się do domu, minął pamiętny plac zabaw, jeszcze tylko boisko...na którym wyjątkowo ktoś był. Aż poszedł się przyjrzeć kto to gdyż na co dzień nie ma tam żywej duszy. Jak już to tylko...

- Kishbe - szepnął wychylając się, jak on miał dość tego szczyla. Ciary go przeszły. Miał iść dalej, ale chłopak zaczął coś krzyczeć, może i nieświadomie ale sprawiło to zatrzymanie się mężczyzny.

- Kurwa mać! - kopał piłkę o mur - Niech sami sobie wszystko zrobią jak są tacy mądrzy, sami niech se trenują, godzą się i załatwiają formalności, jedyne co potrafią to się kłócić i narzekać. Piąty sektor niczego nam nie zapewni, rebelia też nie, musimy polegać sami na sobie! Cholera, kiedy to do niech dotrze?! - wyżywał się najmocniej jak tylko potrafił, pot i łzy lały się po jego twarzy stróżkami. Wymalowaną miał na niej złość, frustrację, bezradność.

- Ani sektor ani rebelia niczego nie zapewnią - Terumi złapał się za serce, był poruszony chłopakiem, w końcu widział go jako człowieka z uczuciami, a nie chęcią udupienia go - musimy polegać sami na sobie... - powtarzał jego słowa, z którymi dość mocno się utożsamiał.

Patrzył jeszcze chwilę na niego, już się stawał pedofilem. Ruchy miał dobre, koordynował ciało, strzały też, chociaż słabo celne, jakiś tam potencjał ma. Promień słońca przedostał się przez koronę drzewa oświetlając chłopcu twarz, to był znak od Boga, jak bardzo by się nie sprzeciwiał, to się musiało stać.

Wyciągnął ponownie telefon z kieszeni, ale zamiast do Jennett czy Hery napisał do Shuujiego. 

"Zostanę tym trenerem"

- Ale na moich zasadach - dodając w myślach.

*

 Dragi, seks, mieszanka wszelkich zapachów, tłum ludzi, głośna muzyka, a ty jakby w innej rzeczywistości. Kroczysz, a wszystko zwalnia jak w filmie, kolory i obrazy mieszają się ze sobą, zaczynasz widzieć zapachy, możesz dotknąć smaku i ten jebany pisk w uszach. Wiesz, że tracisz głowę, siebie, i nie odzyskasz tego przynajmniej do momentu gdy wzejdzie słońce.

Lata studiów, próby grzebania ludziom w głowach, podczas gdy tak naprawdę to ty potrzebujesz pomocy. Te wszystkie rozmazane kolorowe stworki skaczące wokół ciebie są tak samo zagubione jak ty, więc pamiętaj nie jesteś sam.

Przedarcie się przez ten tłum było naprawdę trudne, ale cesarzowi w końcu udało się usiąść na zamszowej kanapie. Sentencja na dziś: "Pić by zapomnieć, zapomnieć by pić"

Z tego wszystkiego Shuuji wybrał się do jednego z tych podziemnych klubów gdzie wszyscy go znają, gdzie chodzi elita, i równocześnie margines społeczeństwa. Striptizerki tańczą na rurach ku pociesze mężczyzn, gdzieś dalej ktoś handluje narkotykami, a na scenie stoi czarnowłosa piękność w okularach i śpiewa. Śpiewa o miłości, o której sama nie ma pojęcia, głupia dziwka. Jak można mówić o czymś o czym się nie wie nic? Ishido wiedział wręcz za dużo. Właśnie dlatego tu był, i może by kogoś przelecieć. Znaleźć jedenastą ofiarę.

Tutaj poznał Fukawę, dziewczynę Kokoro, numer 9...chciał chodzić tutaj z Afuro, chwalić się kolegom swoim zwierzątkiem, ale zwierzątko od niego uciekło.

- Czyli tak mnie postrzegasz? - nie, jesteś osobą, od której zależy moje życie, tylko ja nie potrafię ci go właściwie ofiarować.

Złapała go suchota w gardle, cały czas go ściskało, bo nie pozwalał pokazać się łzom, dajcie mu pić.

Wszędzie panoszyły się panie w skąpych strojach roznoszące alkohol, panowie też by się przydali, chociaż na płeć piękną nie narzekał. Jedna podeszła do jego stolika, nie ujrzał jej twarzy, gdyż tutaj nie dochodziły kolorowe światła. Wypięła się chyba specjalnie albo stolik był tak niski, ręka sama mu powędrowała na jej tyłek.

W ułamku sekundy kobieta się zerwała, machnęła nogą tak, że obcas wylądował między jego nogami, na szczęście nie przygniótł niczego, złapała go za jego opadające włosy i pociągnęła głowę do tyłu by nie mógł oderwać od niej wzroku. 

- Co pan sobie kurwa wyobraża?! Myśli pan, że można tak... - wydarła się. Takiej reakcji się nie spodziewał, ale jeszcze bardziej się nie spodziewał, że tą kobietą była Ozawa Kokoro -... Gou?!

- Ozawa?! - wszędzie pozna te żółte oczy, tym razem było też widać jej półzielone oko zza grzywki. Schylała się nad nim tak, że miał idealny widok na jej piersi.

- Ja pierdole co ty tu robisz?! Czemu złapałeś mnie za tyłek ?! - skuliła się, nie wierząc, że spotkała znajomą twarz.

- Bawię się, nie widać? - siedział rozłożony na kanapie.

- Widzę tylko obraz nędzy i rozpaczy - dosiadła się.

- A ty co tu robisz? - chyba już się upił, bo nie umiał utrzymać głowy prosto,

- Pracuję, nie widać? - wzrok Ishido jakby żądał wyjaśnień - Kurwa wyszłam dopiero co z więzienia, jedyne co umiem to handlować narkotykami, nawet nie nadaję się by pracować w kawiarni u kuzyna Kitsune! Jedyne co teraz mogę to świecić dupą...

- Ładną masz dupę... - tym razem już oberwał i to w brzuch.

- Lepiej pilnuj swojej...a mówiąc o dupach, przyszedłeś sam? Chyba jest z tobą bardzo źle, uważaj, żeby paparazzi cię nie dorwały.

Był pijany, i to kompletnie dlatego nie czuł oporów by się zwierzyć dziewczynie. Ozawa nie wiedząc czemu, jednak martwiła się o niego, co z tego, że przez niego gniła w więzieniu.

- Masz czasem tak, że nie wiesz do końca czego chcesz? Albo chcesz dobrze dla kogoś dlatego nie jesteś z nim szczery, ale wychodzi to tylko na złe?

- Yyyy nie? - trochę nie zrozumiała o co chodzi - Faceci, jesteście nie do pojęcia...dlatego przerzuciłam się na baby.

- Ryoko była ładna, pracowała tutaj na barze... - jak już zaczęli rozmawiać o babach.

- Była, dopóki jej nie zamknąłeś w piwnicy, nie zgwałciłeś i poćwiartowałeś podrzucając mi wszystko do ogródka - i mówiła to ze stoickim spokojem w głosie. Shuuji się uśmiechnął na myśl o idealnie wykonanej pracy szóstek. - Boje się co zrobisz Terumiemu, a do Kitsune to już w ogóle się nie zbliżaj.

- Nie pozostawia mi wyboru, jak chce uciekać to muszę go chyba znowu siłą przyciągnąć.

Kokoro uświadamiała sobie obok jakiego psychopaty siedzi, w liceum podobał jej się właśnie ze względu na swoją cichą naturę i tajemniczość. Oto co się pod nią kryło.  Afuro za dużo przeszedł by kończyć w ten sposób.

- Mam rozumieć, że wam się nie układa?

- Rozstaliśmy się na chwilę, nie jesteśmy w stanie się dogadać - wypił jednym łyczkiem kolejnego drinka z tacki Kokoro.

- Jak coś nie układa zacznij od początku.

- Słucham? - teraz to on uważał Kokoro za pijaną.

- To tak trochę jak gra komputerowa albo puzzle, zacznij od początku, spraw by ponownie się w tobie zakochał i może jednak wyjaw mu tą prawdę... - mina Ishido pokazywała, że za skarby świata tego nie zrobi - Rób wszystko po kolei, tak jak te 10 lat temu, przyciągnij go dobrze a on już zostanie. Do tego na pewno zatęskni za smakiem twojej spermy czy coś...

Białowłosy kalkulował to nie na trzeźwo w głowie, słowa Kokoro chociaż kłóciły się z jego światopoglądem, to miały trochę sensu.

- Dlatego chcę mojego starego Gouenjiego. - te słowa pasowałyby do tej rady.

- Z Kitsune to niby zadziałało? - granatowowłosa aż zeskoczyła z kanapy równocześnie płonąc w rumieńcu.

- W jaja chcesz oberwać, czy jak?! - tupnęła. Droczył się już tylko. Także wstał i poczochrał jej włosy w ramach podziękowań.

- Dzięki, chyba już wiem co muszę zrobić - odszedł, ponieważ już nie potrzebował użalać się nad sobą. Kokoro gdy poprawiła włosy krzyknęła jeszcze za nim:

- Następnym razem bez klepania w tyłek!

Nogi mu się plątały, tak jak ludzie dobrze się bawiący i również wpadający na niego. Na dworze było już zupełnie ciemno, świeciły tylko lampy przy drodze. Od początku wiedział, że wyjście do klubu rozwiąże wszystkie jego problemy, a Shuhei jeszcze śmiał narzekać. Teraz musiał jeszcze do niego zadzwonić, ale obsługa telefonu, gdy ledwo co się widzi na oczy była niezmiernie trudna. Zauważył wiadomość od Afuro, ale nie był w stanie jej rozczytać.

Odszedł kawałek dalej w stronę ulicy, gdy poczuł czyjąś obecność, procenty mu uderzają do głowy czy może naprawdę ktoś za nim szedł? Nie odwrócił się, zrobił parę kroków w przód i serio coś usłyszał, a zaraz potem taki dźwięk załadowywania pistoletu.

- Wreszcie cię dorwałam, święty cesarz mam rację? - głos należał do kobiety. Przekręcił nieznacznie głowę.

Ta śpiewająca czarnowłosa, którą nazwał dziwką celowała do niego z pistoletu. Powtórka z rozrywki.

- To była przyjemność w końcu cię poznać...

Czy życie Ishido miało okazję po raz drugi się zakończyć?

------

O co chodzi z hypem na Among us?




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro