Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gorzki poranek

Z ostatnich faktów to miałam koronkę. Był plan, że jak będę umierać to streszczę co miało być w tej książce dalej i przekażę malwineqq ale jednak żyję xD Wszyscy zdrowi. Mam nowy telefon yyy...poparzyłam się piekarnikiem i mam zajebiście bolącą bliznę na łapce.

Na dole czekają na was rysunki wszystkich postaci ^^

Rozdział jest po części chujowy, a po części zajebisty, ale chujowość i tak wygrywa. Chce by chłopcy się już zeszli bo myślę, że jak są razem to jest ciekawie. W ogóle wszystko jest takie bierne, stateczne i nie mam pojęcia co z tym zrobić. Proszę o rady co można by poprawić i co byście chcieli może zobaczyć. Nie Malwina, nie seksy, bo one będą ale wątpię by coś pomogły. Też jestem bardzo ciekawa co myślicie o wyborach naszych chłopców.

----------

Szum jeziora w pobliskim lesie, letnie powiewy ciepłego wiatru unosiły w górę włosy obu panien przechadzających się po pomoście. Jedna szła kroczek za kroczkiem po starych spruchniałych  belkach, zaś druga trzymała ją mocno za rękę by nie wpadła do wody. 

Ozawie Kokoro tamto miejsce kojarzyło się tylko z pewnym zimowym dniem, gdy postanowiła pośledzić młodego Terumiego i powspinać się po drzewach. Teraz miała w głowie zupełnie inne wspomnienia, które właśnie w tym momencie zbierała.

Ciepło tego dnia, tak samo promienny uśmiech jej dziewczyny otulał jej serce i chociaż Kitsune je złamała to Ryoko niczym klej kropelka potrafiła je magicznie skleić. 

- Proszę cię, nie spadnij - rzekła granatowowłosa ciągnąc dziewczynę jak najbardziej do siebie.

- Przecież jestem ostrożna - często Kokoro traktowała ją jak swoje dziecko.

- Jak spadniesz to pociągniesz mnie za sobą - jakby robiąc to specjalnie, brunetka przechyliła się trochę na prawo testując siłę Kokoro.

- Ups - zaśmiała się.

Na szczęście doszły do końca bez zbędnej kąpieli. Cupnęły dalej trzymając się za rękę, a Momose dodatkowo wykorzystała kolana Ozawy jako poduszkę. 

- Wiesz co Kokoro? Życie odmieniło mnie przez wszystkie przypadki, ale chyba dopiero teraz przez narzędnik - bawiła się jej długimi włosami.

- Czekaj, bo naukę skończyłam wraz z liceum - skupiła się by sobie przypomnieć - z kim z czym?

- Z właściwą osobą na właściwym miejscu- posłała jej swój uroczy uśmiech wprawiając Ozawę w niemałe zakłopotanie i wywołując na jej twarzy rumieńce. Jakby tego było mało Momose chwyciła ją za policzki i przyciągnęła do swojej twarzy by ją pocałować.

Kokoro po skończonym liceum nie do końca wiedziała co z sobą zrobić. Nie miała planu na idealne życie jak Tadashi, zwłaszcza, że finansowo miała spory problem w domu, a studia były jej jakoś w nie smak. Podjęła się pracy w i chociaż nie widziała siebie nigdy w tym zawodzie to całkiem nieźle płacili i dobrze się tam czuła, to było miejsce w którym mogła gnić i zdechnąć.

Dopadało ją monotonia i ewidentna samotność. Matka trafiła na odwyk albo w sumie z niego uciekła, w każdym razie nie miała pojęcia gdzie jest. Ni z tego ni z owego przyszło jej do głowy, że mogłaby zacząć wynajmować pokój. Zarobiłaby nieco i miała towarzystwo. Oczywiście w grę wchodziła tylko kobieta, żadnych facetów.

Kiedy sobie uświadomiła, że woli dziewczyny? Trudno stwierdzić. Odkąd chodzili do jednego gimnazjum w jej sercu zawsze gościł Gouenji. Był taki cichy, skromny, dobrze się uczył, całkiem przystojny. Był ideałem człowieka w oczach Ozawy, mieli taką samą spokojną naturę. Na jej nieszczęście mogła tylko się przypatrywać jak doświadcza miłości u boku Hanae, a później Terumiego, którego łatwiej było chociaż spróbować wyeliminować jeśli pamiętacie o czym mowa niż idealną pannę przewodniczącą. Z perspektywy czasu cieszy się, że jej się wtedy nie udało dobić blondyna. Z trzeciej strony była Kitsune, która nigdy jej w niczym nie zawiodła poza słowami twierdzącymi, że jej przyjaźń była tylko z litości i nie ma sensu tego ciągnąć. Ona by to ciągnęła najchętniej i do końca życia. Tak bardzo chciała móc dłużej trzymać ją za rękę, przytulać, śmiać wspólnie przy anime. Tej rany nie umiała zakleić do czasu gdy w jej drzwiach nie stanęła Momose Ryoko.

- Nie kupię żadnych garnków - rzekła gdy otworzyła drzwi. W nich ujrzała jednak dziewczynę na oko z dwa lata młodszą, z walizką dwa razy taką jak ona, ucieszoną mordą nie wiadomo od czego, zdyszaną i potarganą jakby przebiegła maraton.

- Garnków nie mam, co powiesz na obraz? - Kokoro podniosła pytająco brew. Nie musiała nic mówić, dziewczyna sama sobie weszła  do mieszkania.

Momose była studentką na akademii sztuk pięknych. Niespełnioną artystka szukająca lokum.

- Liczę, że się polubimy - utulała przerażoną Kokoro.

Z początku Ozawa trzymała ją mocno na dystans. Za bardzo przypominała jej Kitsune, bała się, że się przywiąże. Cały pokój przeznaczony dla niej wypełniały kolorowe obrazy, porozrzucane farby na podłodze i ogólny artystyczny nieład.  Ryoko uwielbiała tęczę, wszystko co żywe i wesołe. Sama taka była, uśmiechała się ile w się dało, była narwana, ale w przeciwieństwie do Tadashi potrafiła zachować powagę gdy trzeba. Była bardzo dorosła, wzniosła, pewna siebie, czym imponowała Ozawie. Nie mogła się na nią napatrzeć. Na jej zwiewność, piękno, to skupienie na twarzy gdy malowała. Potwierdziły się jej początkowe obawy.

Dla różowego lisa przyjaźń z Kokoro to była łaska z jej strony. Może gdyby spróbowała chociaż trochę jej rzeczywistości i po prostu zrozumiała to wszystko wyglądało inaczej. Ryoko to miała, to zrozumienie, bo pochodziła z tego samego świata.

Brunetka zawsze wychodziła gdzieś na pół nocy i chociaż Ozawa wiedziała, że nie powinna to pewnego dnia postanowiła dziewczynę pośledzić. Kompletnie się nie spodziewała, że znajdzie ją w klubie "Metro" jako jedną ze striptizerek tańczących na rurze. Była tak samo na dnie jak ona, tamtej nocy ujrzała jej zupełnie inne oblicze, równie piękne i prawdziwe.

Gdy Ryoko ujrzała granatowowłosą wśród widowni popadła w histerię. Przestraszyła się, że jak się dowie wyrzuci ją z mieszkania, będzie się nią brzydzić. Rzeczywiście, Kokoro czuła ogromną odrazę, ale w tamtym momencie na widok skąpo ubranej dziewczyny puściły jej wszystkie hamulce. 

- Nie miałaś tego widzieć! - darła się dławiąc łzami.

- Jebać to, kocham cię nieważne jaka jesteś.

- Co powiedziałaś... - nie dokończyła bo Ozawa pocałowała ją soczyście na oczach zebranych i zlizała słone kropelki z jej oblicza, nie czekając zamknęły się obie w jakimś kiblu. To był początek, który tak jak szybko się zaczął, miał się szybko skończyć.

Do "Metra" przechadzał się często znany nam Ishido Shuuji. Z Ryoko udało mu się utworzyć całkiem niezłą relację. Podobały mu się jej kształty, to jak tańczy, seks też nie był zły, była jego promykiem pod koniec złego dnia. Stało się tak, że dziewczyna tańczyła już tylko dla niego i tak jak za dnia była szczęśliwa z Kokoro tak nocą liczył się dla niej tylko Ishido. Dawał jej nadzieję, że jest inny niż wszyscy klienci i przyjdzie jej zarobić na przyjemnościach. 

Kokoro zazdrosna tylko wysłuchiwała historii o jakimś bogatym przystojniaku. Na kolejnych przeszpiegach, rozpoznała w mężczyźnie swojego byłego przyjaciela, wiedziała że ponownie przegrała i może się tylko przyglądać.  Były razem,  zawsze zasypiały w swoich ramionach, po cholerę pozwalała jej na takie nocne przygody i to jeszcze z nim?! Najbardziej pożałowała tego gdy Ryoko nie wracała do domu przez 3 dni, a 3 dni stały się tygodniem.

Wszystko stało się jasne, gdy w ogrodzie znalazła worek. Worek pełen kości i mięsa. Na następny dzień błagała Kitsune by chociaż ona uwierzyła, że jest niewinna. Zaś na następny tydzień już siedziała za kratami.

*

Głowa go bolała od ciągnięcia za włosy, sutka miał trochę rozgryzionego, tyłek też nie był w najlepszej kondycji, ale spanie było bardzo dobre. Nawet smród papierosa pana, dajmy mu jakieś randomowe japońskie nazwisko, pana Taniguchiego mu nie przeszkadzał. Kiedyś też palił, ale udało mu się rzucić nałóg, gdy znalazł się z Miyu pod jednym dachem.

Leżał nagutki pod kołderką i kątem oka spoglądał na siwego mężczyznę , z którym się przespał. Ten przeglądał telefon i właśnie palił. Gdy zobaczył, że Tenshi się obudził, odgarnął mu włosy i pocałował w czoło. Blondyn wzdrygnął się trochę. Dziwnie się czuł całej tej nocy, pragnął tylko by się w końcu skończyła. Wcześniej nigdy tak nie było, zwłaszcza, że z Taniguchim utrzymywał dobre stosunki.

- Kiedy mi zapłacisz? - podniósł się, chyba dotrwał do końca tylko z myślą o pieniądzach.

- Może być kartą? - aniołek podniósł brew nie łapiąc śmieszności żartu - w płaszczu jest mój portfel.

Terumi odwrócił się upewniając, czy rzeczywiście portfel i płaszcz znajdują się w tym pokoju. Mężczyzna to wykorzystał, i wyciągnął rękę by pogłaskać chłopaka po policzku. Zauważył, że aniołek jest dość nerwowy  w ogóle nie rozumiał dlaczego.

- Dobrze, że wróciłeś - Terumi jednak nie czuł, że to dobrze, że wrócił. Cała iskra z wczoraj gdy pocałował mężczyznę, gdy śpiewał z zapałem na scenie wygasła. Zawód kuł go w serce. Kitsune miała rację, to nie było rozwiązanie jego problemów. Ale już za późno na wycofanie. Będzie brnąć,  w tych okrzykach i wiwatach tłumu, alkoholu, seksie, dotyku obcych osób. Tylko Taniguchiego miał już serdecznie dość, było czuć, że facet chciał czegoś więcej, zawsze się trafi taki natręt co uroi sobie w głowie nadzieję, że może Tenshi zostanie jego chłopakiem. Nie ma bata.

- Ale zaraz stąd uciekam, więc ty też się zbieraj - zaczął podnosić swoje ciuchy z podłogi.

- Lubisz Queen i Mercurego co nie? Nie chciałbyś żyć jak on?

- Skończyłem epizod z ćpaniem, nie widzi mi się też umierać na AIDS - rzekł całkiem poważnie, nie widział w życiu tych ludzi nic fascynującego.

- Nie o to chodzi - podszedł do mężczyzny, który zaczął się ubierać. Usadowił mu dłonie na talii, chociaż dla Terumiego był to bardzo niechciany dotyk. Naprawdę już pragnął uciec. Do tego dziad położył mu głowę na ramieniu - Pracuję w wytwórni płytowej. Mówiłem ci kiedyś o tym. Nie jestem postawiony jakoś wysoko, ale kontakty mam. Mogę cię pokazać komu trzeba, i byś zaczął karierę w muzyce. Świetnie co nie?

Jemu wcale na tym nie zależało. Tak jak Teru przeczuwał, chodziło tylko o to, by mógł przebywać z Tenshim jak najdłużej i mieć go tylko dla siebie. Jakoś słysząc te słowa blondyn w ogóle się nie podekscytował, wręcz się w nim zagotowało, że mężczyzna chce zaingerować jakkolwiek w jego życie. Odepchnął go od siebie i odsunął na drugi koniec pokoju, by nie mógł go znowu dotknąć.

- Ło ło ło. Nie ma szans. Nie poradziłbym sobie w showbiznesie, poza tym wcale nie śpiewam tak ładnie by się jakoś wybić - złapał się za brzuch gdyż go trochę tam zabolało.

- Jak to nie? Masz swój styl, wyjątkowy wizerunek, pomysły też na pewno znajdziesz. Britney Spears czy Madonna strasznie fałszują, tu chodzi o kreację i kontakty - podszedł do niego, gdyż plan był taki by najprościej w świecie wskoczyć na miejsce Ishiego.

- To się nazywa sprzedanie się. Wolę sprzedawać dupę niż duszę -zamykał oczy, gdyż Taniguchi powalił go na ścianę i wręcz napierał na niego.

- Freddie też nazywał siebie muzyczną dziwką - gładził go zimnymi palcami po klacie. Blondyn cały czas nie rozumiał skąd wziął się w nim taki wstręt. Czyżby za bardzo przyzwyczaił się do boskiego ciała Ishido? Prostytutka nie powinna wybrzydzać, zwłaszcza, że z Taniguchim jak na swój wiek nie był taki zły i był z nim blisko. Teraz wręcz za blisko.

Wziął znowu ubrania, które upuścił i wcisnął je mężczyźnie. Wziął wyciągnął jeszcze kilka papierków z jego portfela.

- Wiesz co przemyślę to, bo rzeczywiście lubię Freddiego, ale tylko do momentu gdy zapuścił wąsa.

Otworzył mu drzwi i bez żadnych skrupułów, półnagiego wypierdolił za drzwi. Siwowłosy zdążył wypowiedzieć jeszcze przerywane "To do jutra" co znaczyło tyle co, że nie uwolni się od niego za szybko.

Blondyn walnął głową o drzwi. Wytwórnia płytowa, showbiznes, kreacja. I co jeszcze?

- "Yes I'm everybody's mr. Bad Guy. Can't you se I'm mr. Mercury?" - zjechał opierając się o drzwi.

*

Ishido z gołą klatą na wierzchu, zakryty od pasa w dół kołdrą iw ustach papieros. Wizja dzięki, której same myśli wystarczą by się podniecić. Nie umalowany, nie uczesany, ale równie piękny.  Obok leżała Jennett. Poszli sobie na nocną kolację, Shuhei ich zawiózł do domu na szybkiego drinka i wiadomo było jak to się skończy. Jennett zdawała sobie sprawę z uprzedzeń Affo, nie była taka głupia, ale od dłuższego czasu nie miała kogoś kto się do niej zbliżył aż tak bardzo. No w sumie to seksu nie uprawiała od liceum.

- Serio był to twój pierwszy raz? - wyciągnął papierosa z ust i spojrzał na nią niedowierzając. Było za dobrze wczoraj, ale nie w jego głowie. Nie ważne ile dziewic by przeleciał, z ulubionego kubka zawsze pije się najlepiej.

- No nie do końca, ale tak to uznam, po prostu...- nie chciała się zwierzać świeżo co poznanemu mężczyźnie. Ten jeszcze bardziej zaintrygowany przysunął się do niej bliżej.

Właśnie to było w Ishido parszywe, bardzo szybko się czymś potrafił znudzić jak i zainteresować. Mógł żyć tylko w towarzystwie ludzi ciekawych, odstających od prostej linii, której się wyparł.

- Jak potrzebujesz, to mów - buchnął jej dymem prosto w twarz.

- Z papierosami też mam złe wspomnienia - kaszlnęła odpędzając się od niego.

- Przepraszam, palę raczej tylko gdy jestem niespokojny - chociaż z zewnątrz przejawiał stoicki spokój.

- Czemu? Ja jestem mega zrelaksowana chociaż czeka mnie masa telefonów i papierkowej roboty - oparła się wygodniej na poduszce.

- Niepokoję się, że się rozejdziemy i już nigdy się nie spotkamy.

Zabrzmiało to bardzo lamusiarsko, wręcz czarnowłosa miała ochotę go wyśmiać, za takie tanie teksty na podryw. Ale gdy spojrzał na nią z pragnieniem jej w oczach i szczerością. Na jej twarz wleciał rumieniec i nie wiedziała co odpowiedzieć. Chociaż czy to naprawdę kryły? Może bał się znowu pozostać sam? A kształt oczu Jennett, jej postawa, długość włosów bardzo przypominały te Terumiego? Ona rzeczywiście była tylko zapychaczem na poprawę humoru, ale jakże skutecznym.

W odpowiedzi rzuciła w niego poduszką.

- Nie patrz tak na mnie. Możemy wyjść jeszcze gdzieś kiedyś jeśli chcesz - teraz to zaczęła się traktować jak jakąś księżniczkę, ale chyba robiła to specjalnie.

- Znajdziesz czas? Przecież masz tyle telefonów i papierkowej roboty, no i jeszcze śpiewasz. Kobieta sukcesów ma czas na facetów? - śmiali się w dwójkę. Żartujący Ishido. Róbcie zdjęcie, bo druga taka okazja będzie chyba dopiero pod koniec książki

- O to samo mogłabym zapytać. Wiesz... jakiś rok temu pracowałam w redakcji jednej gazety sportowej, z najwyższego stanowiska zostałam zrzucona na to najniższe, bo "mężczyźni sobie lepiej poradzą z moimi zadaniami". Pod koniec gimnazjum wydałam policji mojego chłopaka dilera, w którego całe życie byłam zapatrzona. W podzięce mnie zgwałcił... - białowłosego trochę zatkało - Obiecałam sobie życie w celibacie jako szczęśliwa feministyczna singielka, ale chyba czasem trzeba skoczyć w bok - uśmiechnęła się do Ishiego, który ponownie buchnął jej w twarz. Czyli tylko udawała łatwą.

- Faceci ssą - podsumował to wszystko. Zwłaszcza taki jeden blondyn. Ssie najlepiej ze wszystkich.

- Tego nie powiedziałam - kliknęła mu nos palcem - a teraz się zbieram. Ishido Shuuji sam siebie się nie obali co nie? - sturlała się z łóżka.

- Czekaj co? - sam też się zerwał.

- Ten koleś co cię z nim pomyliłam, niszczy mój ukochany sport i ja wraz z rebelią chcemy go obalić. Nie zrozumiesz. Nie interesuje cię piłka prawda? Wytłumaczę ci przy śniadaniu - uradowana pomysłem eksluzywnego posiłku w domu kochanka szybko się ubrała w swoje ciuchy. Zaś Shuuya nie wyglądał na szczęśliwego. Chyba ogarnął go jeszcze większy niepokój niż wcześniej. Zatrząsł się i aż musiał ugryźć się w wargę by uspokoić swoje mordercze zapędy. Ta kobieta, jest źródłem jego problemów. Kieruje tymi co się sprzeciwiają jego rozkazom. Jakież to śmieszne, że wpadła w jego sidła.

- Ta...zrobię jajecznicę - nieświadoma wbiła sobie sama gwóźdź do trumny.

*

Afuro w ostatnich dniach żył w ciągłych nerwach, chodził nafaszerowany tabletkami na ból istnienia, bo po prostu nie wyrabiał. Grupa nadpopubudliwych nastolatków, konflikt z Ishim, klubowa codzienność wraz ze śpiewaniem, no i oczywiście sprawa z Miyu. Czuł, że bardziej zawieść nie mógł. Całe życie starał się by nie odczuła braku matki, by zawsze mógł na nią liczyć, by mogli być nierozłączni. Potem starał się jej zastąpić ojca, z którym bardzo się zżyła. Był ojcem, matką i bratem w jedynym. Jednak rodzicielstwo nie było mu dane. Kuło go to bardzo mocno w środku wręcz dusiło. Jak on chce mieć w przyszłości rodzinę, jak własnej siostry nie umie ogarnąć? Na początku było dobrze. Jak chociaż w nocy go nie było to zawsze był za dnia. Teraz nie było go przy niej ani chwili. Nawet nie zauważył, że dziewczyna nie wychodzi w ogóle z domu, może nie zdać do kolejnej klasy. Na początku było fajnie, czuła, że ma samowolkę, może sobie łazić po nocach, od znajomych do znajomych, robić co chce. Jednak z czasem zauważyła jak bardzo doskwiera jej samotność, że nie ma nikogo, zaczęła się bać. Zawsze uważała, że jest intruzem w życiu Teru, że to ona powinna się dostosowywać, a nie on do niej. Nie potrafiła go winić. Ale to on doprowadził nastolatkę do stanu wegetującej tortilli z kocyka.

I tak skończyli tutaj, na rozprawie sądowej. Tylko takiej bardzo szybkiej, bo wszystkie papiery zostały już dawno wypełnione. Podpisując je to wszystko wydawało się być blondynowi takie nierealne. Do czego to musiało dojść, że oddaje swoją siostrę do domu dziecka i zrzecza się praw opiekuna?

Po twarzach rodzeństwa było można rozpoznać taki żal. Pustkę i wymalowane pytanie. "Co teraz?". Oboje przez ostatni czas ani nie byli w humorze, ani nawet w stanie być w humorze. I raczej na pewno nie rozstawali się na zawsze. Będą się umawiać na weekendy, jakieś spotkania, będzie dostawać kieszonkowe od niego czy ubrania, ale to już nie była rodzina.

Po całych tych rozprawach siedli sobie na krawężniku przy drodze. Afuro w swoim garniturze, a nastolatka w kucykach w przyzwoitej sukience. Po tylu dniach w końcu się zebrała w sobie i zdołała się nawet uczesać i pomalować.

 - To co, od jutra zaczynamy nowe życie? - Teru tylko jej posłał nieznaczny uśmiech.

- Nie? - dostrzegła, że blondynowi nie było do śmiechu - Proszę nie obwiniaj się...

 Położyła mu głowę na ramieniu.

- Jak to perfidnie moja wina - złapał się za głowę. 

Śmiesznie, bo w między czasie ludzie przechodzili obok i gapili się na ładnie ubraną dwójkę żulującą na krawężniku. 

- Mogło być gorzej... - brat spojrzał na nią wzrokiem z tylu "Are you just fucking kidding me?" - ...albo i nie mogło

- Hanae mogłaby stwierdzić, że chce z nami polepszyć kontakt - propozycja tych niby gorszych rzeczy, które mogą się przytrafić.

- No...wtedy by to była katastrofa - zaśmiali się.

- Skoro to nasz ostatni taki dzień razem, może zrobimy jej najazd na chatę i jakoś ją mocno wkurwimy? - zaproponowała dziewczynka.

- Ej, bez takich ostrych słów, chociaż to jest naprawdę dobry pomysł. Załóżmy kominiarki by było ciekawiej.

Resztę pozostawiam waszej wyobraźni.

*

Ishi jak ostatnio odlatywał kompletnie, to teraz odleciał wraz ptakami do ciepłych krajów. Zaczął zadawać się z Jennett, bo wydawała się być interesująca. Tak jak Ryoko i jej obrazy, czy Keiko i jej anarchizm. Z Ryoko łączyła ją ta życiowa dorosłość przez śmiech, zaś Keiko chciał usunąć całą władzę i państwo, a McCurdy chciała usunąć jego. Nikomu poza Afuro nie przyszło na myśl pozbawić go życia. Teraz wszystko było jasne, pracowała na rzecz rewolucji. Nie wiedział co zrobić, czuł się wkurwiony tą informacją, ale równocześnie strasznie podniecony, że wyczuła jego słaby punkt, a on stracił czujność. Przez co udało jej się aż wskoczyć cesarzowi do łóżka.

- Shuuji, halo mówię do ciebie - ołówek, którym kręcił palcami wypadł mu gdy ogarnął, że przecież jest na spotkaniu służbowym. Toramaru patrzył się na niego przerażonym wzrokiem, gdy jego rozmówca lekko denerwował się gdy białowłosy przez 30 sekund nie udzielał mu odpowiedzi.

- Słucham? - przywołał się do porządku.

- Skoro już i tak za późno na odkręcenie współpracy z klubem "Metro" to tylko zauważę, że twoja drużyna Seidouzan robi postępy... - aż dziwne, że szef Daigo go komplementuje. Przecież te "postępy" to wszystko dzięki Saginumie (Desarm) który z dobrej woli przejął nad nimi pieczę.

- Dziękuję panu.

- ...zaś ty stoisz w miejscu. Sondaże się nie podniosły - no tak. Głosowanie na kolejnego świętego cesarza, którymi jakoś wszyscy się przejmują tylko nie on. 

- Spokojnie. Jak ludzie zobaczą nasze drużyny w akcji,zrozumieją, że w sektorze jest jedyna szansa dla piłki nożnej. Raimon nie mają szans - różowwłosy złożył dłonie w koszyczek. Jakoś nie widział tego tak optymistycznie jak Ishido - Hakuren pod dowódctwem Fubukiego, Arakumo Gakugen z tym chłopcem słońcem, o którym ci opowiadałem, mój Seidouzan, czy nawet Kidokawa, którym załatwiłem...kogoś.

- Sam byłeś członkiem Raimon, wiesz z czym to się je, więc mnie nie czaruj, tylko przedstaw mi konkretny plan działania inaczej mój Dragonlink wkroczy do akcji.

Toramaru spojrzał na niego błagalnie, by powiedział coś logicznego, bo nie zapowiadało się na dobre zakończenie tej rozmowy. Od Senguujiego wiało grozą, Ishi w tym nie dosięgał mu do pięt. Zarządzał szóstkami, cesarz był tylko jego długopisem, jednym pstryknięciem palca może wydać na światło dzienne wszystkie jego morderstwa brudy i pozbawić wszystkiego co ma.

- To będzie nieuniknione. Co jeśli te twoje drużyny dołączą do rewolucji? - wszystkie jego argumenty mieszał z piachem. Chociaż w głowie miał jeszcze jedną świeżą kartę przetargową. Nie wiedział jeszcze jak przez nią zmieni bieg całej historii.

- Rebelia i jej rewolucja będzie bezsilna gdy pozbawimy ją jej przywódcy

- Chcesz unicestwić Endou Mamoru, swojego kolegę? Chyba to trochę za odważne.

- Endou dawno odszedł w cień - tak naprawdę cały czas są w stałym kontakcie - rebelią rządzi kobieta, która... - nawet nie dokończył.

- Świetnie, zabij ją, bierz tyle szóstek ile potrzebujesz, usuniemy pamięć komu będzie trzeba - wstał od stołu, gdyż nasłuchał się wystarczająco.

- Czekaj, Daigo nie mogę przecież... - taki był plan od początku, ale teraz jakoś...

- Ty nie możesz? - walnął otwartymi dłońmi w stół, drwiąc wręcz ze słów Shujiego. Chwycił go za włosy i pociągnął bliżej do siebie - Ty możesz wszystko.

Po raz pierwszy Shuuya żałował swojej pozycji.

-------

Rzeczywiście Afuro lubi Freddiego,a let tylko do momentu gdy zapuścił wąsa. Wtedy zrobił się za bardzo gejowy, a życie go zniszczyło. Blondyn obiecał sobie, że mimo pracy w klubie nie doprowadzi się do takiego stanu. W planach przed ponownym zobaczeniem Ishiego miał dołączenie do klubu 27 i zabić się w 27 urodziny przedawkowując, widocznie o tym zapomniał.

Jeszcze wam powiem, że postać Jennett to miał być taki smaczek dla czytelników "Fałszywego Anioła". Czy KQ to przyszłość anioła? Raczej na pewno nie, ale staram się by Jenny miałą takie same relacje z Affo i Axelem jak będzie miała w przyszłości aniołowej. 

Narysowałam dla was wszystkie postacie uwu. Poza Jennettką, bo mi nie wyszła więc na rysunku nie patrzcie na nią xd, ale znalazłam postać, która przypomina mi trochę ją w dorosłej wersji.

A to jest Momose Ryoko. Rysunek ukradziony od jednej koleżanki, ale gdy zobaczyłam tę postać wiedziałam, że to ideał Kokoro.

Kiedyś wam przedstawię wszystkie numerki. Ryoko była dziewiątką, Fukawa był siódemką, zaś Keiko była dwójką

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro