Far from home
Twarda wiedza
------------
Las, ptaszki, cztery pory roku Vivaldiego i twarda ziemia. Piękne połączenie z naturą, płuca wciągały i wydychały świeże powietrze. Po środku tego wszystkiego śpiący Aphrodi. Dosłownie. Drzewa, trawa i on, ale chyba pora wstać.
Zyskując przytomność podniósł się do siadu, rozejrzał się to w prawo, to w lewo. Strzepał z ramion trawę i wyciągnął liścia z włosów.
- O kurwa... - złapał się za głowę. Zdarzało mu się zgonować i budzić w różnych dziwnych miejscach, ale las przytrafił mu się po raz pierwszy. Obok niego leżała jego kiecka i reszta maneli. W głowie kartkował wszystko po kolei co mu się przytrafiło. Na niebie jeszcze świeciło się słońce, czyli prawdopodobnie był wieczór, dzień po gali. Przeszukał kieszenie i sukienkę. Niemożliwe! Nie okradli go. W kieszeni miał telefon.
- Dziwny był ten koleś, nic mi nie zrobił ani mnie nie okradł - odblokował go. Tylko 13 procent ehhh... i oczywiście brak zasięgu. Co się dziwić, był pośrodku, w sumie to niczego.
Wziął głęboki wdech aby się trochę uspokoić, czuł jakby miał zaraz popuścić w gacie. Wstał i po prostu zamknął oczy. Niczym jakiś mnich albo trener yogi połączył się z naturą. Słyszał szum drzew, ćwierkanie ptaków, ale próbował usłyszeć coś innego.
Klakson samochodu!
Zerwał się i od razu wiedział gdzie iść, znaczy nie miał pojęcia, ale jakiś trik z czasów gdy chodził do harcerstwa mu się w końcu przydał. Obok zobaczył jeszcze mech na drzewie, oczywiście rosnący od północy. Teraz wie wszystko.
Kroczył przed siebie starając się w nic nie wdepnąć ani nie nadepnąć. Nie wiadomo czy na jakiegoś węża nie trafi albo czy to nie las samobójców. Nie miał czasu podziwiać widoków, chociaż chyba przed nim przebiegł jeleń. On tylko myślał o znaku lauru, o tym potwornymi widoku Ishido, aż się wzdrygnął, a przede wszystkim jak go odzyska.
Wywieźli go do lasu, gdzie się wcześniej znajdował nie wiedział, nic nie wiedział. Nie będzie w pojedynkę szturmował czyjeś posiadłości czy tajnej bazy. Tutaj nawet mysi sprzęt nie pomoże.
A co najważniejsze... jak on się dostanie do domu mając tylko telefon?!
Las się kończył, czyli udręka z własnymi myślami także. Wyszedł na jakąś górkę, wiatr lekko zawiał, a jego włosy uniosły się jak te Pocahontas przy kolorowym wietrze.
Droga, auta... jest szansa! W najgorszym przypadku musiałby obciągnąć jakiemuś kierowcy.
Zbiegł z górki i stanął na poboczu, auta przejeżdżały co chwilę. Westchnął tylko. Kto by pomyślał, że przyjdzie mu jeździć stopem?
Wyciągnął rękę i z dłoni uformował kciuka w górę. Wyglądał trochę jak strażniczka lasu.
Ile czasu minęło... ciężko zliczyć. W pewnym momencie usiadł na ziemi i zmęczony zwinął się w kulkę. Zasięgu nadal brak. Był smutną kuleczką która tylko machała ręką. Myślał, że będzie już spać w tym lesie gdy poczuł ogromną siłę wiatru i pisk opon.
Spojrzał w górę, a przed nim zatrzymała się wielka ciężarówka, a raczej tir. Uchyliło się jedno okno.
- Wsiadasz pani? - usłyszał męski głos. Nie wierzył, że ktoś go uratował z tej autostrady do piekła. Z lekką trudnością otworzył drzwi, ale żwawo wskoczył do pojazdu, trzasnął drzwiami, a kierowca z piskiem opon ruszył.
Nigdy nie siedział w tirze, przeżycie niesamowite, gdyby nie smród który unosił się w całej kabinie. Pachniało jakąś zgnilizną, dosłownie kupą. Mimo to zatkał tylko nos i powiedział:
- Dziękuję...
- Spasiba! - zaśmiał się mężczyzna i przekręcił czapkę z daszkiem, którą miał na głowie. Był grupy, miał za małą koszulkę gdzie było widać mu brzuch, do tego był cały brudny. Był rudy i miał brodę, na głowie baseballówka. Połączenie Simpsona z hipsterem.
- Dokąd panienka zmierza?
- Jestem facetem - powiedział przez zatkany nos.
- A to nic nie szkodzi, potrzebowałem tylko kogoś do towarzystwa, Ferdek mi już nie wystarcza.
- Inazuma Town...jaki Ferdek? Ktoś tu jeszcze jest? - może to od tego Ferdka tak wali?
Zza kotarki, która oddzielała dalszą część tira wyłoniła się pewna postać.
Rzeczywiście to od niej tak capiło.
Była to świnia.
- To jest Ferdek! - był to ogromny wieprz, ubrudzony na ryjku w sumie to nie potrafił stwierdzić czym. Zwierze chrumknęło głośno i od razu skierował swój łepek w stronę nowego gościa.
Aphrodi już miał skakać przez okno na ulicę. Odsunął się na sam koniec fotela, przerażony że świnia na pewno go ubrudzi albo zarazi wścieklizną.
- Co to tutaj robi?!
- Panie, nie obrażaj go pan bo znowu pan wyląduje na drodze! - świnia chrumknęła głośno jakby potwierdzając co mówi.
- Przepraszam, przepraszam! - pogłaskał, jakby zmuszony, zwierze po grzbiecie.
Jak nie mogło być już go gorzej, to jednak mogło. Gruby facet zaczął opowiadać historię swojego życia. O tym jak go do wojska posłano, gdzie poznał swoją żonę bo robiła najlepszą grochówkę, jak ta żona okradła go z kasy i jedynym pocieszeniem była świnia, którą chodowała jego matka na wsi, popadł w złe towarzystwo motocyklowe, narobił sobie długu i teraz jeździ tirem ze zmienioną tożsamością. Myślicie, że to tyle? Afuro też tak myślał, ale facet zaczął śpiewać! Jakieś wojskowo marynarskie piosenki.
Jak śpiewał, świnia także wydawała z siebie odgłosy. I tak aż do miasta Inazumy.
Na szczęście dotarł cało i zdrowo. Na pamiatkę tego zdarzenia została mu niedoprana koszulka i lekko ogłuchnięte ucho.
***
Afuro z rana przyjechał jak zwykle do piątego sektoru, musiał odszukać danych na temat Fukawy, liścia laurowego i tego gdzie się znajduje. Laptop Ishido zawierał masę plików, jak dobrze, że znał hasło. Pogrzebie troszkę i na pewno coś znajdzie. W końcu taki z niego hackerman.
Wszedł do pokoju na jego piętrze, oczywiście "komnaty cesarza". Tam miał swoje biureczko, siedział zawsze pod krytycznym okiem szefa, teraz sam gościł w pokoju władcy.
Laptopik otworzony, hasełko to 252654575881 (kto zgadnie czemu dostaje ciastko :D)
Najpierw przegląd folderów. Zdjęcia, muzyka, tabele, holly road, Buba, wypłaty, wakacje, prace, pliki, Hatsune Miku, sukienka projekt, śmieszne koty... Shuji jesteś beznadziejny!
Zaczął walić głową w stół.
- Jak ja mam cię znaleść... - jęknął, odpychając się i kręcąc na obrotowym krześle. Odchylił głowę do tyłu i patrzył smutno na tron, który leżał pusty i się kurzył.
A gdyby on tam siadł, chyba nic się nie stanie... tak tylko na chwileczkę. Poudawać, że rozkazuje komuś albo ponabijać się z Greyowskich gadek cesarza.
Ehh... chyba za nim tęskni. Serducho nie dawało mu spokoju, a twarz miał czerwoną na samą myśl o Ishido. Znowu ta głupia zabawa w uczucia. Już miał zejść z fotela i podejść do tronu, by poczuć jakieś resztki zapachu Shujiego, a później założyć nogę na nogę i szkalować wzrokiem, ale...
Liść laurowy! Wujek google na pewno
zna jego symbolikę! I podjechał z powrotem do kompa.
Uprawa, rozmnażanie, podcinanie, właściwości lecznicze, symbol zwycięstwa to na pewno nie to.
Liść laurowy firma.
To samo, ale teraz sprzedają w mega paczkach
Liść laurowy logo.
Jak brak wyników?! Beznadzieja!
Zamknął laptopa bo się wkurzył. Zerknął jeszcze raz na tron. Nie, nie wejdzie tam... nie wolno mu. To może chociaż wymyśli jakiś plan działania? Sam szturmować tej bazy raczej nie będzie. Ma pewnie ludzi, straże, a on jest sam i z nożem kuchennym raczej tam nie pójdzie. Chodziaż w sumie czemu by nie?
Wertował w głowie wszystkich swoich znajomych, którzy mogli by jemu pomóc. Koledzy z drużyny? Niekoniecznie, wszyscy są przeciw cesarzowi, jacyś starzy znajomi? Też odpada, musiałby im pewnie zapłacić. Kto zrobił by to bezinteresownie? Ktoś kto go zawsze wspierał w potrzebie. Wydawało się to głupie, ale na myśl przyszedł mu już dawno zapomniany klub histeryczek.
Tylko, że jego siostra go nienawidzi, Ally ponoć o dziwo wiedzie spokojne rodzinne życie, Kitsune popadła w pracoholizm i także trzyma stronę Hanae, a Kokoro w sumie nawet nie wie czy ona jeszcze żyje. Beznadzieja v2!
W sumie to tylko grupa nieudolnych dziewczyn, w czym by one mu pomogły? W zaprzeniu herbaty i zrobieniu tostów? Tylko Ally i Koko wydawały się jeszcze jakimś rozsądnym wyborem. Oj Shuji chyba sobie poczekasz.
Dobra, to może plan działania. Nic niezwykłego. Odnajduje wejście, tak jak w kreskówkach robi dziurę laserem i wchodzi. Liczmy, że ochroniarze będą mieć przerwę czy coś i po prostu przeszukiwanie korytarzy. Tylko jak już znajdzie swoją zgubę, jak z nią ucieknie? Przecież on będzie na pewno cały obolały. Beznadzieja v3! Może lepiej się poddać...
Oparł głowę na ręce na podłokietniku fotela. Ishido jak się do ciebie dostać? Nudno tu bez ciebie. Chyba przydałoby się znaleść zastępstwo za cesarza. Kto jak nie on? Zeskoczył sprawnie z fotela, bo nie mógł już wytrzymać. Mimo, że był sam to upewnił się że nikt na niego nie patrzy. Wszedł po schodach, złapał się za oparcie pełny satsfakcji gdy nagle...
- Złaź z tamtąd! - krzyknął ktoś. Blondyn aż upadł. Głos i potworny krzyk należał do Toramaru, który wszedł przez automatyczne drzwi.
- Puka się! - pogłaskał się po pośladku.
- Jesteś w stanie mi wyjaśnić co się tam wtedy stało na tej gali?! Gdzie zniknęliście z szefem i czemu ty jesteś, a jego nie ma?!
- Za dużo pytań na raz - rzekł, po czym mimo wszystko usiadł na tronie, co doszczędnie rozwścieczyło Toramaru.
- Gdzie on jest?! - chłopak był ewidentnie poddenerwowany. Widać było, że jest wpatrzony w cesarza jak w obrazek.
- No mnie porwano, gdy wybiegłem z sali, co dalej się działo nie mam pojęcia... - i teraz pytanie czy mówić mu, że spotkał takiego pana jak Fukawa i dopytać o znak liścia czy nie? Wtedy on pewnie zacząłby poszukiwania i jeszcze żądałby nagrody. Co to to nie! - obudziłem się w lesie i złapałem stopa przy drodze. Nawet nie wiesz jak świnie są problematyczne...
- Czyli też nic nie wiesz, na nic się nie przydajesz...nic nie robisz podczas gdy inni charują! Czemu on za wszelką cenę próbował cię dorwać?! - złapał się za głowę.
- Bo mnie kocha... w przeciwieństwie do ciebie - ale to super zabrzmiało, do tego wskazał tak na niego palcem z góry. Zarąbiste uczucie.
- Wal się, czegoś mi na pewno nie chcesz powiedzieć, ale wiedz, że znajdę go pierwszy.
- Oczywiście, oczywiście, a teraz idź sobie - pomachał mu ręką w celu wyjścia - mogę ci rozkazywać, w końcu w hierarchi jestem wyżej - uśmiechnął się złowieszczo.
Toramaru wkurzony odwrócił się na pięcie i tupiąc głośno wyszedł z pokoju.
Afuro jak najszybciej zerwał się z wygodnego krzesła i podbiegł do laptopa, nie sprawdził jednej rzeczy, najbardziej oczywistej rzeczy! Zna jego nazwisko! Musi mieć facebooka, cokolwiek albo jakaś jego reklama czy coś.
Google i Fukawa Kokichi, są wyniki!
Witaplex, brzmi trochę jak nazwa leku. Firma zajmująca się produkcją bidonów i innych akcesoriów dla sportowców... co jest?! Czyli człowiek jest z branży. Wszedł w grafikę, a tam... liść laurowy! To jest to! Znalazł!
Tylko co z tym zrobi? Umówi się na spotkanie i co? Będzie dusił wicedyrektora aż nie wyjawi gdzie jest kryjówka dyrektora. Pewnie nawet nie będzie wiedział, ale może... uda się dorwać do komputera i tam poszperać. Aphrodi, ty jak ruszysz głową!
Sięgnął po telefon służbowy i wykręcił numer, już sobie wymyślał co powie. W słuchawce odezwała się jakaś kobieta.
- Recepcja Witaplex S.A w czym mogę pomóc?
- Yyyy... dzień dobry, jestem przedstawicielem świętego cesarza - kobieta chyba się zapowietrzyła - cesarz chwilowo jest niedostępny, a mam ofertę dotyczącą współpracy niecierpiącą zwłoki. Mógłbym się jakoś umówić na spotkanie z przedstawicielem?
- Niestety pana dyrektora także nie ma i za szybko nie będzie w firmie.
- Rozumiem, a ktoś inny?
- Wicedyrektor ma urlop, przewodniczący aktualnie jest w szpitalu, chyba jedyną osobą dobrą do takiego spotkania jest jedyna sekretarka i asystentka pana Fukawy.
- Sekretarka... - co taka kobieta może wiedzieć?! Chociaż z drugiej strony łatwo będzie ją oszukać i dorwać się do jakiś danych - niech będzie.
- Może być spotkanie w ciągu najbliższej godziny?
- Tak oczywiście, dziękuję
- Dziękuję - i się rozłączyli.
Afuro szczęśliwy zaczął skakać po pokoju i piszczeć jak fanka Justina Biebera. Co się właśnie stało?! Czuł się jak prawdziwy detektyw, Ishido będzie musiał być z niego dumny!
Teraz wyciągnął swój telefon i przedzwonił do Shuheia by ten go podwiózł.
- Stary masz szczęście, że znalazłem kluczyki na parkingu, gdzieś ty zniknął w ogóle?!
- Numer 7 porwał mnie i jego do jakieś swojej tajnej bazy.
- Fukawa Kokichi co nie?
- Tia...
- To jak ty se wybiegłeś, to w pewnym momencie zgasło światło i po 5 sekundach znowu się zapaliło. Nie wiem gdzie był wtedy szef, ale myślę, że na pewno wtedy go porwali. Ogólnie cały 5 sektor milczy, bo wiadomość nie może dojść do mediów, więc za poszukiwania wzięły się szóstki.
- Nie mów nikomu, że to ten od witaplexu, dobra? Najlepiej sam się w to nie mieszaj.
- Luz, czyli mam rozumieć, że jedziemy właśnie tam? - Afuro pokiwał głową, zapiął pasy i chwycił uchwyt - to teraz zapodaj jakiś ostry kawałek!
Pewna pani, siedziała sobie zgarbiona przed swoim biureczkiem. Sterty papierkowej roboty zalegały na biurku tworząc barierę nie do przebicia. Nie zamierzała nawet tego tknąć palcem, robiło jej to za piekną zasłonkę, że nikt nie wiedział iż całymi dniami tylko gra i pisze swoje powieści. Inne sekretarki wypruwały sobie flaki, że one ciężko pracują, a ona sobie pozwala na niewiadomo co.
Ona była inna, nie bez powodu była 4 w hierarchi. Nazywano ją puszczalską albo po prostu dziwką. Prawda jest taka, że nawet wiecznie napalony szef jej nie chciał, a nikt jej nigdy nie dotknał w tej firmie. Wzięła te pozycję marząc o barwnym życiu łóżkowym, a tu nic, tylko wieczna ciężka charówka i chyba za to ją właśnie cenił jej szef. Albo wybrał ją ze względu na gigantyczny biust? Kto go tam wie, ważne, że teraz chulaj dusza piekła nie ma.
Było ciemno, zupełnie tak jak w jej sercu, tak jak w jej oczach, którymi już nie patrzyła. Dobrze patrzy się tylko sercem, jednak tym razem jej sercu coś nie wyszło. Znowu zostanie odrzucona, czyli znowu to był tylko seks bez zobowiązań. Stali w parku na przeciw siebie. Cykady dawały się we znaki, a latarnie stały się jedynymi świadkami całego zajścia.
- Emilio, czego ty ode oczekiwałaś? Że będę ci wierny jak ten pies?
- Było nam razem tak dobrze, dlaczego mnie zostawiasz? - Christoph naruszył jej strefę prywatności, w sumie nie pierwszy raz. Złapał ją za podbródek, bardzo tego nie lubiła. Czuła sie wtedy taka słaba, a uczucie, że ją zostawia dwoiło to wszystko.
- Ty tak naprawdę mnie nie chcesz, masz w sercu kogoś innego - postukał w ekran telefonu, który trzymała w ręce. Oboje wiedzieli kogo ma na myśli.
- Ona nic nie znaczy! - odepchnęła go od siebie. Nie może być, tamto zdarzenie miało miejsce tylko raz, nic nie oznacza.
- Było mi cudownie z tobą, odwiedź mnie jak się dowiesz czego tak naprawdę chcesz - zrobił tylko parę kroków do tyłu, a serce Emili rozdarło się od razu.
- Chcę byś mnie pocałował! - krzyknęła.
- Czy aby na pewno ja mam to zrobić?
- Aaaaaaaa! - zaczęła walić głową o biurko, sprawiając, że parę kartek sfrunęło z najwyższych stert - BEZ-NA-DZIE-JA!!!
- Christoph, czemu jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni?! A ty Emilia wal się! Straciłaś go przez to, że się przelizałaś z przyjaciółką! Co to w ogóle był za pomysł, lizać się z dziewczyną?! Ehh... - westchnęła.
-Chyba potrzebuję przerwy skoro gadam do komputera i do postaci, które nie istnieją. I tak cie dorwę Emilio!
Zakręciła się na swoim krzesle odchylając głowę do tyłu.
- Jesteś taka głupia, że nawet tą swoją przyjaciółkę wkrótce stracisz - pociągnęła nosem. Sufit jakby przypomniał jej o sytuacji, która także nie powinna mieć nigdy miejsca.
- Ciekawe czy kiedyś wydadzą ten szajs, pewnie jakimś samotnym mamuśkom się spodoba.
Rozległ się głos w domofonie.
- Pani sekretarz, gość z piątego sektoru przyjdzie za 4 minuty.
- Bez odbioru - rozłączyła się, nienawidziła baby z recepcji. Igraszkowała sobie z szefem w trakcie przerw. Warknęła na nią - 4 minuty, może zdążę kawę zrobić.
Zerwała się z krzesła i wyszła na powitanie ekspresowi, jednak gość z piątego sektora trochę się pośpieszył.
Terumi zapukał do drzwi, właściwie to walił w te drzwi bo nikt nie mówił "proszę". Dobra, raz kozie śmierć. Nacisnął niepewny klamkę. Zajrzał do środka. Zwykłe biurowe pomieszczenie, gdyby nie ta góra papierów, może nie dosłyszała przez nią?
- Dzień dobry? - cisza... Aphrodi zauważył w tym szansę. Wbiegł za papierowy Mount Everest i dorwał tam komputer. Co to jest? Word? Czym oni się zajmują w tej firmie?! Zaczął zaciekawiony czytać. Nie przypominało to żadnego raportu tylko bardziej...książkę?
- Było ciemno - zaczął czytać. niespodziewał się tego, ale to coś bardzo mu się podobało, nie był fanem romansów, ale w tym krótkim kawałeczku było czuć emocje i uczucia. Jakby sam autor, przelewał to co czuje na ekran. Zaraz, czy to ta sekretareczka napisała?!
Skrzypnięcie drzwi, o cholera.
- Halo, wszedł tu ktoś? - Afuro zdębiał, nie mógł uciec czy się schować. Po prostu stał w miejscu i się nie ruszał.
Kobieta powoli szła w jego stronę, była pewna, że ktoś wszedł. Wyjrzała zza sterty. Oczy wyskoczyły jej z oczodołów, a szczęka lekko opadła. Blondynowi się chyba udzieliło bo zrobił to samo.
- Aphrodi?!
- Kitsune?!
------------
Dam dam dam :D
Ten rozdział byl serio wymagający dla mnie, za to następny liczę, ze będzie najprzyjemniejszy i najlepszy bo pojawi się druga waifu. Kitsune nam mroczną przeszłośc skrywa hehehe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro