Droga, którą zgubiliśmy
Jeb się pandemio. Doszłam do takiego momentu w moim życiu, że nawet social mediów nie chce mi się przeglądać, a co dopiero pisać. To nie tak, że ja nie mam pomysłów. Nie, nie, nie, ja po prostu nie mam siły i mi się nie chce. To na szczęście napisałam sama chociaż już udało mi się ubłagać malwineqq uwu dlatego szukam pisarza a ja mu będę dyktować xD
Jakoś tu nie mam nic do powiedzenia, ale zapraszam na koniec, tam już się rozgadałam
Biję rekordy jeśli chodzi o długość. To ma ponad 5 tysi słów!
Zmieniam chyba datę wstawiania na poniedziałek, znaczy różnie to będzie bo to naprawdę losowo. Jak siądę to piszę przez trzy dni, więc jak wyjdzie. No i teraz wychodzi mniej więcej co miesiąc.
-------
Biel, czysta, najczystrza, a wokoło pustka, najcichsza cisza. Jak on dobrze znał to miejsce, jak dawno tu nie były, jak bardzo nie chciał tu być.
- Synku, synku...
Odwrócił się jednak nie wołał nikt, głos był tylko odtworzoną płytą dawnych wydarzeń. Był we śnie, rozglądał się żałośnie za czymś czego nie było. A no tak, jej już nie ma, więc co on tu robi? Czemu jest w swoim śnie?
- Widzę, że jak mnie nie ma to już sobie nie radzisz... - odezwał się dobrze znany mu głos, który o dziwo go uspokoił, odetchnął gdy pustkę zastąpiły białe kwiaty.
- Przecież cię zabiłem - zerwał jeden z chwastów i rzucił nim w Rize, która stała w swojej ludzkiej postaci z rękami z tyłu.
- Sam mnie przywołałeś, to jest sen pamiętasz? Możesz sobie w nim robić co zechcesz.
To by wyjaśniało, czemu wygląda tak czysto i pociągająco, a nie jak lisi demon, który zrobi wszystko by zabrać go do grobu.
- Też tęskniłam. Widzę, że sięgnąłeś dnia, a teraz cię ten twój kochaś znowu z niego wybija. Historia lubi się powtarzać. Musiało to na ciebie mocno podziałać skoro wywołałeś świadomy sen.
- Sam już nie wiem czego chcę, co czuję, wczorajsza sytuacja wyprała mi mózg doszczędnie - rzucił w nią kolejnymi kwiatkami - Jednak to prawda. Chyba moim przeznaczeniem jest być u jego boku, ale trzeci raz zaczynamy od początku...
- Tym razem zacznijcie od samego początku, wszystko zaczęło się od mojej, a właściwie śmierci Ritsu, potraktujmy ten sen jak swego rodzaju nowy początek - zmieniła ton na bardziej przyjazny, Terumi nieco się zdziwił jej chęcią pomocy, a no tak. To jego sen, sobie kreuje taką Rize.
- Łał, zawsze myślałem, że nienawidzisz Gou za to, że zabiera ci mnie, nawet zamieszkałaś w jego głowie było to tylko po to by go zniszczyć.
- Wiesz... - podrapała się po policzku. Sama się dziwiła swoim słowom- ...to tylko opcja. W głębi duszy liczę, że się potniesz albo się powiesisz i znowu będziemy razem tam na górze.
Afuro zaśmiał się, brzmiało to dość realistycznie, ale nawet był za bardzo zmęczony na samobójstwo.
- Znowu pieprzysz głupoty.
- Chyba postrzelenie będzie najmniej bolesne - Afuro wstał z podłoża pełnego kwiatów, stanął naprzeciw Rize prawie stykając się nosami.
- Mimo tego, że zniszczyłaś mi życie, czuję do ciebie pewne przywiązanie... - rzekł. Rzeczywiście. Między tą dwójką utworzyła się relacja trudna do opisania. Zabił ją, a mimo to za nią cholernie tęsknił.
Fioletowłosa uśmiechęła się promennie, chyba nigdy nie widział u niej takiego uśmiechu, bijącego największą szczerością.
- W końcu jesteś moim synkiem - pokazała zęby.
Terumi spuścił wzrok, jego wargi również delikatnie się uniosły i rzucił się w ramiona kobiety tuląc ją najmocniej jak potrafi.
- Tak...jestem - to były słowa, które nigdy nie były bardziej pożądane przez Rize, by jej syn ją w końcu zaakceptował. Obudziły się w niej emocje których jako demon nie była w stanie zaznać, teraz czas uszczęśliwić Terumiego. Chociaż ją zabił, to jej symboliczne odejście pozwoli na nowo rozpalić boski ogień.
- A teraz znikaj - zażądał prawie przez łzy, tak samo ściskał ją tak mocno jakby nie chciał się nigdy budzić z tego snu. Mimo to dalej ją tulił. Nie ma nic gorszego niż rozstanie. Łzy ciekły mu strużkami..
- Rize no już... - wycierał swoje mokre oczy. Czy to przez to, że podświadomie chce by została? Odepchnął ją od siebie, ale zamiast lisicy w białej sukni ujrzał zupełnie inną osobę. Zabłyszczały czerwone oprawki a za nimi niebieskie oczy. Aż mu ręka zadrżała. Zatykał sobie nią usta, stracił równowagę i upadł stertę kwiatów z przerażenia. Rize zamieniła się w kobietę o delikatnie falowanych długich blond włosach w tej samej pamiętnej białej sukni, w której została pochowana, uśmiechała się jak to miała w zwyczaju.
- Rize nie wygłupiaj się...- wyjęczał.
- Jaka Rize? - kobieta zaczęła kręcić się w okół siebie, a Terumiego zatkało. Stała przed nim jego matka we własnej osobie. Tak bardzo chciał ją zobaczyć, tak bardzo za nią tęsknił, może i nie jest to jej prawdziwa postać, ale tą którą pamiętał z dzieciństwa. Padł na kolana dławiącego się w łzach. Wszystko wróciło, wszystkie wspomnienia. Pojawił się ból, a jednak jej widok go nieco łagodził.
- Synku to ja! Twoja mama, Ritsu, Afuro Ritsu. Czemu płaczesz? - pochyliła się nad nim i od razu ścisnęła jak to matka swojego syna. To był zupełnie inny uścisk niż wszystkie, ciepły, pełen miłości. Nie było od niego ciepło emancypacji, a zwykłe matczyne.
- Tak bardzo, za tobą tęskniłem...za tą tobą, nie Rize, ale...nawet nie wiesz...przepraszam - płakał w jej pierś jak małe dziecko nie będąc w stanie spojrzeć jej nawet w twarz. Trochę zrobiło mu się wstyd na myśl kim stał się jej syn. Ona to wszystko wiedziała, w końcu Ritsu to tylko była przykrywka, ale dla niego zupełnie inna osoba - Musi ci być za mnie wstyd... - zaczął wycierać łzy i w końcu pozwolił jej uśmiechowi dotrzeć do siebie.
- To nic, zawsze będę z ciebie dumna. To nie ty robisz źle tylko inni... - i znowu się włącza jej syndrom przeinaczania prawdy, cała lisica.
- Ale to ja zostałem dziwką, to ja byłem łasy na kasę, rzuciłem Gouenjiego jak śmiecia i nic tylko cierpię, z mojej winy i jeszcze tata, ja i on... - kobieta zaczęła głaskać go po głowie, takie kojące uczucie.
- To nic, po prostu trochę zbłądziłeś wystarczy, że...
- "Zbłądził" to za lekkie słowo - tym razem za swoimi plecami usłyszał męski głos, aż mu się źrenice rozszerzyły.
- Tato? - i rzeczywiście stał za nim jego ojciec, nic się nie zmienił. Pewnie też go przywołał. Ten sam siwy zapracowany człowiek, tylko martwy - od razu z tych matczynych rzucił się w jego ramiona - Tato...
- Kto by pomyślał, że spotkamy się znowu w takich okolicznościach. - zaśmiała się matka tuląc dwójkę mężczyzn.
Przeuroczy widok.
- Tato, od zawsze jedyne czego pragnę to cię przeprosić...miałem cię gdzieś przez cały ten czas, nawet się nie pożegnaliśmy przed twoją śmiercią i Miyu... - tym razem został poczochrany po czubku głowy i obdarowany męskim dumnym uśmiechem.
- Co mi z tego jak już nie żyję? Też mi było przykro, i w sumie niepotrzebnie tak zareagowałem na te nagie fotki przecież to twoje życie. Jeszcze ci zrzuciłem rodzicielstwo na głowę - oczy Terumiego znowu się zaszkliły, chyba nie mógł być szczęśliwszy w tym momencie.
- Ale wyrosłeś...i nawet udało ci się przytyć - wcisnął mu palce w brzuch.
- Właśnie... odżywiasz się zdrowo? Jak depresja, bierzesz leki? - matka zaczęła nim trząść.
- A ten cały Gouenji, zeszliście się czy mam sprać gościa za złe traktowanie mojego syna? - ojciec dołączył się.
- Można tak powiedzieć... - odpowiedział na wszystko za jednym zamachem. Przetarł jeszcze oczy i poklepał się po policzkach, zbyt realny był ten sen - Nigdy nie myślałem, że ponowne skompletowanie nas się kiedyś uda.
Zamknął na chwilę oczy i pustą przestrzeń przemienił w salon, w starym mieszkaniu gdzie mieszkali jeszcze przed rozwodem. Stara kanapa chyba nigdy nie nosiła na sobie ciężaru trójki dorosłych.
- To kiedy ślub? - ciągnął ojciec. To było w nim najlepsze, że zawsze nieważne jaki był to go tolerował i akceptował w pełni, może poza tym jak dowiedział się jak pracuje.
- Ślub?! - Terumi skrzywił się na samą myśl.
- Miałbyś sukienkę czy garnitur? - zaśmiała się matka, szczerze mówiąc to ostatni raz kiedy o tym myślał był w gimnazjum jak wszystko było piękne i proste.
- Przestańcie...ja nie...
- No tak, nie oświadczył ci się jeszcze... - blondyn się załamywał powoli.
- Zapytajcie o coś innego PROSZĘ
- Jak z Miyu? Musi być wam ciężko, skoro mówisz, że ją oddałeś - zaczęła matka.
- Pozbyłeś się mojej córki?! - i ojciec przestał być tak miły.
- Nie pozbyłem - złapał go za nadgarstki by przypadkiem nie oberwać - po prostu nie dawałem sobie rady, Miyu sama mówiła, że tak będzie dla nas lepiej, poza tym spotykamy kiedy możemy. Nawet...dzisiaj?
W tym momencie ciało chłopaka otrzeźwiało, a w rzeczywistości przebudzać. Przecież miał się spotkać z siostrą.
- Gdyby nie ona wąchałbyś kwiatki od spodu razem z nami mam rację? - mężczyzna objął go ramieniem, a głowa blondyna się na nim położyła.
- Prawdopodobnie, ale Rize...znaczy uświadomiłem sobie, że mogę się z wami widzieć przez sen.
- O nie... to chyba znaczy, że po niej moc, bynajmniej taką mini cząstkę - pogłaskał go.
- Moc? - zdziwiła się Ritsu jakby wcaaaleeee nie wiedziała o co chodzi.
- Moc? Jeszcze tego było mi trzeba - poskubał się po brwiach - przynajmniej dzięki temu możemy się widzieć, i przypominam wam, że mamy do zagrania w Twistera, którego obiecaliście mi 15 lat temu! - to był bezcenny moment, że odtąd może zrobić wszystko czego nie zrobili za młodu.
- To chyba następnym razem, bo widzę że się przebudzasz - słusznie zauważyła, gdy salon z powrotem zmienił się w biały świat, a po chwili zaczął się rozpadać jak szklane pudełko. Wszystko stało się małymi znikającymi okruszkami, tak samo rodzice, iluzja zaczęła znikać. Dla blondyna to było za szybko, ale zdążył ich jeszcze ścisnąć by po sekundzie rozprysnęli się w powietrzu.
Promienie letniego słońca raziły go w oczy przez żaluzje. Biała miękka pościel, w cholerę drogie łóżko. A no tak, jest w "swoim pokoju" w domu Ishido. Podniósł się przecierając oczy, gdy poczuł coś w swojej dłoni. Trzymał w niej czerwony kwiatek, jedną wyjątkową czerwoną lilię.
- Dzięki Rize... - bo to na pewno była jej sprawka.
Przechylił głowę na drugą stronę, a tam...
- Tsuyuki? - zdziwił się nieco zwłaszcza, że siedział na krześle i czytał jakiś tomik poezji z wielkiej biblioteki Ishido. Wyglądał za mądrze jak na niego.
- Ooo nasza śpiąca królewna łaskawie wstała - zamknął książkę, ale z taką złością i rzucił ją na stolik nocny.
- Czekałeś aż wstanę? To trochę gejowe...
Shuhei wyciągnął telefon z kieszeni z miną pokazującą, że jak zaraz nie posłucha jakiegoś ostrego kawałka rzuci się na kogoś z pazurami.
- "Shuhei, popilnuj Afuro pod moją nieobecność, jak wstanie zawieź go do domu. To rozkaz, nie obchodzi mnie, że masz wolne. PS zostawiłem wam pancaki, niech Terumi zje, twoje są te spalone. Z poważaniem Ishido" - przeczytał jedną z wiadomości, jego głos nie wskazywał na szczęście mimo iż Ishido zostawił mu naleśniki - wysłano o 8:43
Terumi skręcił głowę w kierunku zegarka, który wskazywał 12:15
- Wy serio myślicie, że jak jesteście głównymi bohaterami, to możecie pozbawiać postacie poboczne życia prywatnego?! Znalazłem sobie dziewczynę czy ty to rozumiesz?! Ale nikogo to nie obchodzi, tak jak Ishido, którego jeśli nie posłucham to znajdę się w jego piwnicy!
Terumi nie wychwycił jakość złości małego emosia. Bardziej informację, ktora nie pasowała mu do przekazu.
- MASZ DZIEWCZYNĘ?! Jak się nazywa?
- Hirano Akira - nagle się uspkoił, można powiedzieć, że rozanielił bo wpłynął mu rumieniec na twarz. Przystawił mężczyźnie telefon do nosa - Jest taka piękna, lubi samochody chociaż słucha jakieś wsiowej muzyki.
- Mhm - mina Terumiego pokazywała współczucie albo raczej żal, bo kobieta wyglądała na dość mocno wyższą półkę niż ta na której znajdował się Shuhei. Do tego wyszedł na jaw jego fetysz dużych piersi i czemu tak się spinał przy Kitsune w trakcie eskapady - ładna...
- A ty? Dobrze się czujesz? Nie wykorzystał cię? - szarowłosy spoglądał na poranione od tarcia ręce Terumiego. Miał go za swojego kumpla, trochę go podziwiał za wytrwałość, dlatego budziała się w nim troska - Na pewno nie musisz się martwić o tamtego kolesia.
Shuhei dobrze sobie zapamiętał, że gdy Terumi zasnął, Ishido wpadł w furię i rozkazał mu pojechać do Taniguchiego po czym białowłosy wykończył go własnymi rękoma.
- Opowiem ci wszystko przy naleśnikach. Tak samo ty wielkocycowy zboku. Kto by pomyślał, że nasz mały chłopczyk tak szybko urośnie - zaczął go czochrać po głowie mimo iż młody wyrywał się z całych sił.
*
- Tym razem zamknął balkon skubany... - Kishibe Taiga w swoim żywiole siedział na drzewie z lornetką i przemierzał wzrokiem najmniejszy zakamarek domu Terumiego. Wyglądał niczym sęp czychający na mięso, można powiedzieć, że tak było - Coś mu wystaje z szuflady...wygląda jak stanik...jego? Jego siostry? Co za zboczeniec! Co mógłbym wyłudzić tą informacją...a nie jednak to jakaś szmatka...
- Kishibe? - usłyszał z dołu dziewczęcy głos, był tak przerażony , że ktoś nakrył go na zbrodni i to jeszcze dziewczyna. Gałąź aż zatrzęsła się z wrażenia i fioletowowłosy spadł plackiem na ziemię - Co robiłeś? - zawisła nad nim. Okazało się, że była to Miyu, czyli jeszcze gorzej.Niby go laski nie obchodziły, niby taki obojętny, ale kiedy jego i sympatyczną sąsiadkę dzieli 30 cm, organizm odmawia posłuszeństwa i budzą się instynkty.
- Ja yhm...cześć...no...ja...co...
- Listonosz klasycznie się pomylił? - pomogła mu wstać. Wiecie co to znaczy? Dotknęła go. Dłoń białogłowej spoczęła na jego barku, już nigdy się tam nie umyje. Umysł jego ogarnęło pijaństwo, równocześnie zafascynowanie blondynem zmieniło się na zauroczenie jego młodszą wersją.
- Yyy...co...a tak! Listonosz, listonosz no tak... - zaczęła go otrzepywać z trawy. Jeszcze więcej miejsc do niemycia! Spiął się cały, a na twarzy zagościł mu rumieniec - nie byłem pewny...no wiesz...no, no wiesz...w domu...ktoś, jest...czy nie jest.
Miyu wiedziała co się święci, jednak nie miała problemu by zabawić się młodym chłopcem.
- Wiesz, że wystarczyło użyć dzwonka?
Najlepsza strategia, zmiana tematu.
- A ty co tutaj robisz? - pierwsze zdanie wypowiedziane bez zająknięcia, robisz postępy młody!
- Eeem, mieszkam, a właściwie mieszkałam. W każdym razie wpadłam po brata.
- Brata? - Kishibe odleciał już totalnie.
- No wiesz, ten wysoki trochę pedałkowaty długowłosy blondyn...twój trener - zaśmiała się - mieliśmy iść na spacer i trochę fotek popstrykać, ale to dziwne skoro mówisz, że go nie ma...
- Trener...tak tak, no - kiwał posłusznie głową jak piesek.
- Może pójdziemy razem? Skoro królewna nie raczy się stawić to tobie zrobię sesję.
- Fotek...tak tak, ja... - w głowie już miał scenariusz jak dziewczyna zwraca uwagę tylko na niego, poprawia i znowu dotyka - mogę pójść...
To była najlepsza decyzja w jego życiu, bo od razu dziewczyna ścisnęła jego rękę i pociągnęła w stronę przystanku, do którego trzeba było trochę przemaszerować. Chłopak oczywiście w skowronkach oddał się niewiaście i również ścisnął jej dłoń.
Młoda raczej cisnęła z niego bekę i nie widziała nic wielkiego w trzymaniu go za rękę by po prostu szybciej szedł, zaś dla niego miało to wartość większą niż nawet 100 nagich zdjęć jej brata.
Szli tak chwilę, jednak całkowite ujście duszy Taigi przerwało uderzenie go pustą butelką whisky w głowę. Cios powalił chłopaka na chodnik zaś Miyu już wypatrywała sprawcy gdy okazał się nim być jej brat, celujący kolejną butelką z czarnej limuzyny.
- Trzymanie się za ręce prowadzi do HIV! - chyba nie słyszała u niego jeszcze tego rodzaju głosu.
- Niby z której strony?! - podniosła nastolatka z ziemi gdy ten dosłownie toczył pianę z ust.
Terumi też odkrył w sobie nowy tryb, tryb "zapierdolę cię jak chociaż spojrzysz na moją siostrę" albo raczej tryb zmiany w za troskliwego tatusia, którym nagle się poczuł.
- Każdej, na pewno łatwiej będzie przez tę zdecydowanie za krótką spódnicę - zwrócił jej uwagę na co dziewczyna przewróciła tylko oczami. Na szczęście to wiedziała, że to żarty.
- Jezu brat zluzuj - pociągnęła półprzytomnego chłopaka za kostkę no samochodu.
- Tylko mówię - zaśmiał się - A ten nam po co? - posłał mu od razu zabijające spojrzenie, co było na razie tylko ostrzeżeniem.
- Sam mówiłeś, że jest dla ciebie jak młodszy brat, którego nigdy nie miałeś albo jak wychowaniec - Afuro zrobił się cały czerwony, jeszcze gęba Kishibe zaczęła się cieszyć jak to usłyszał.
- To jest tylko relacja uczeń i trener! - zaprzeczał.
- Ta... raczej stalker z obsesją i gej pedofil - przy Terumim już zluzował gumkę w spodniach, byli naprawdę dla siebie jak dobrzy starzy znajomi chociaż różnica wieku wynosiła 10 lat, a blondyna teraz skręcało na widok złodzieja nudesów klejącego się do jego siostry.
- Spróbuj ją tylko tknąć, nie wiem co tym razem chcesz wyłudzić, ale wiedz, że ty i cała twoja drużyna dostaniecie taką burę i siłówkę, że... - złapał go za fraki, miał taką powagę wymalowaną na twarzy, że nie chcielibyście być teraz na miejscu Taigi.
- Jedziemy czy nie? - zarządziła nastolatka.
Tym samym mężczyzna po prostu wrzucił fioletowowłosego chłopaka do środka. Gdy tylko drzwi się zamknęły Shuhei z całej siły wcisnął pedał gazu.
Kishibe nie miał okazji dotknąć czegoś tak drogiego, a co dopiero móc usiąść w limuzynie. W oczach miał iskierki i ani trochę nie zastanawiało go czemu jego sąsiad wozi się limuzyną. Najstarszy zawód świata przynosi tyle pieniędzy? Co go najbardziej przyciągnęło to otwierające się okienko na guzik by móc zobaczyć Shuheia i bawił się tym otwierając i zamykając okno raz szybciej raz wolniej.
- Mógłbyś przestać?! - Tsuyuki w końcu wybuchnął. Nie mógł wytrzymać, że ktoś maltretuje jego piękne autko.
- A ty mógłbyś przestać puszczać tę beznadziejną muzykę?
Minuta ciszy dla Kishibe. W tym momencie pozostała dwójka chwyciła się czego tylko mogła, a Shu przeszedł przemianę w tygrysa i praktycznie rzucił się na nastolatka przez to małe okienko.
- TSUYUKI DROGA!!!!!!! - wypiszczał Terumi czując jak robią drifta, a inne samochody trąbią na nich.
Powiem tak, o dziwo dotarli w jednym kawałku.
*
Jennett od rana miała problem z dodzwonieniem się, do któregokolwiek z chłopaków, z czego tylko Gouenji odpowiedział jej, że pracuje nawet w sobotę. Była mocno ciekawa całej tej historii, nawet nie była w stanie poczekać aż spotkają się z Ishido na jakieś randce czy z Terumim w tajnej bazie rebelii. Dlatego zasięgnęła wiedzy u innego źródła, źródła które przez cały czas śledziły tę relację z innej strony. Tadashi i Ozawy. Specjalnie je zaprosiła na firmową kawkę w Day&Night by wyciągnąć z nich jak najwięcej.
Kokoro i Kitsune to oczywiście parka nie do zatrzymania, przekrzykują się jak przekupki na targu, dlatego podkreślenie to będzie Kokoro kursywa to Kitsune.
- No bo widzisz chodziliśmy do tego samego gimnazjum, ty też z nami chyba chodziłaś przez rok! Mówiłaś, że podziwiałaś klub piłkarski, ale wtedy Teru jeszcze nie było!
- Miałyśmy tam taki klub gdzie jadłyśmy tosty.
- Z perspektywy czasu to wydaje się być żałosne, ale starłyśmy się o względy Afuro i Gouenjiego.
- Ale oni okazali się być gejami, w sensie razem, w sensie niehetero...tak bardzo niehetero.
- Afuro trafił do psychiatryka.
- Cięcie się, demony, rzeźby w mydle i te sprawy.
- Afuro odjechał.
- A ja z Gou potem do liceum chodziłam.
- Afuro coś odjebało .
- W końcu zerwali.
- Gou nie wiadomo co robił, w sensie wiadomo, ale tak nie do końca ...Zabijał... - dostała po głowie - To taka metafora. Zabił swoją duszę, dawnego siebie.
Przecież nie powie jej , że w jego głowie zagościła Rize i zabijał ludzi "trenując" na powrót Afuro.
- Kokoro trafiła przez niego do więzienia.
- Nie! To jeszcze nie ta część!
- Jak to nie? Zakochałaś się, a potem ci odbiło znalazłaś sobie jakąś lepszą wersję mnie i ją zabiłaś znaczy nie ty...
- Znaczy no...
- Tak.
- Tak, dokładnie.
- Nie
- Okej. Zmarł ojciec Afuro i opieka nad siostrą spadła na niego.
- Ale miałyśmy opowiedzieć do momentu jak już nie są razem, już wystarczy... - Kokoro nie do końca ufała Jennett, bynajmniej nie traktowała jej jako osoby, która od tak powinna wiedzieć wszystko.
- Nie? Wiesz Jennett, bo Kokoro przygarnęła bezdomną z ulicy co podawała się za artystkę, a tak naprawdę dawała dupy twojemu kochasiowi.
- Co to ma do rzeczy?! To tak nie było! - wyskoczyła ze stolika i walnęła w niego otwartymi dłońmi
- Może ty dawałaś dupy?
- Sama dawałaś dupy! - rwała sobie już przez nią włosy
- Tak dawałam! Ale tylko Teru, ponieważ on jedyny chciał i jestem z tego dumna! - dołączyła się do stania, zaś Jennett zmieszana, że słucha o jakimś dawaniu dupy siorbała swoją kawusię.
- Afuro to wszystkim da, po prostu mu było ciebie żal! - zaczęła siorbać jeszcze mocniej.
- Mam pytanie - w końcu odezwała się sama zainteresowana - Czy ktokolwiek z tego towarzystwa jest hetero?
Nastała cisza, w końcu się uspokoiły, obie dziewczyny musiały długo się namyślić. To było podchwytliwe pytanie.
- Hanae - powiedziały obie na raz.
- Kim do cholery jest Hanae?! - zaczęła walić głową w stół, że znowu się rozgadają i pokłócą przy okazji.
- Pominęłyśmy Hanae? Zacznijmy od początku...
- Niee!!! Błagam!!! - czoło od uderzania już prawie zaczynało jej krwawić.
- To co chcesz wiedzieć? - Ozawie też już się średnio chciało opowiadać.
- Jak wygląda ich relacja albo wyglądała, czemu Terumi nazwał Gouenjiego "chujem", albo o nich dwóch, cokolwiek...
Ponownie cisza, Kitsune właśnie czekała na ten moment.
- Afuro Terumi, grupa krwi AB, 175 cm wzrostu, waga 69 kg, długość w zwodzie.
- DOŚĆ! - przerwała jej w najlepszym - Niedosłownie cokolwiek... i może coś bardziej o Gou?
- Stara, tak bez owijania w bawełnę, bo ty pracujesz w rebelii co nie...
- Tak wiem, że Gouenji to naprawdę święty cesarz, więc możecie pominąć tę część. Coś o jego relacji z Daigo Senguuji?
...
- Czekaj co?!
- Nie dało się nie domyślić... jak mu przyłożyłam pistolet do głowy to serio się nabrałam, ale to było za oczywiste. - Przewróciła oczami samej będąc pod wrażeniem jak dobrze udało jej się udawać idiotkę.
- Dziewczyno, no i na chuj się go trzymasz, skoro tak to wiedz, że on jest mordercą?! Póki możesz to uciekaj i zmień nazwisko najlepiej inaczej cię zabije. - Kokoro zarzuciła nogi na stół, za wszelką cenę nie chciała by Ishdio znowu zranił kogokolwiek.
- Jennett McCurdy to nie jest moja prawdziwa tożsamość i wiem, co mnie czeka, bo głupia się wydałam - słusznie zauważyła swój błąd.
- To go zostaw, jesteś super kobita i na pewno kogoś znajdziesz szybko. Albo i nie, nie zawracaj sobie głowy facetami.
- Jest jeden problem...
- Tiaa, ponowne sfałszowanie papierów może być trudne, ale ci chętnie pomogę - Ozawa nie chciała już się mieszać w żadne sprawy kryminalne, ale znowu poczuła pewien dreszczyk emocji.
- Nie...ja po prostu kocham Shuuyę.
- CZEKAJ CO?!
- Ale ty jesteś z rebelii, a on jest świętym cesarzem. To brzmi jak scenariusz z Romea i Julii!
- Dokładnie, wszyscy umrą - popiła kawusię, bo robiło się coraz ciekawiej.
- Na początku chciałam go zabić, co z tego że bym poszła siedzieć, to jest poświęcenie się sprawie. Ale po spędzeniu z nim paru dni, naprawdę poczułam, że to może wypalić. Chodzi na moje występy, wspólnie podbijamy cluby, w łóżku też jest zajebiście, nigdy nie czułam czegoś takiego.
- Awww - Kitsune aż się rozpłynęła na myśl, że ona też by chciała przeżyć coś takiego.
- Fuuuj - zaś Ozawa zupełnie odwrotnie.
- Jednak obowiązek to obowiązek, wkrótce go zabiję, obiecuję...tylko jeszcze troszkę spędzimy razem czasu.
- No nie byłabym tego taka pewna...
- Umrę to umrę i trudno - posłała grantowowłosej uśmiech pełen odwagi. Dziewczynie aż nie chciało się wierzyć, że Jennett jest typem osoby, dla której jej życie nic nie znaczy.Jak musi kochać piłkę nożną by się dla niej poświęcić, a przy tym móc jeszcze kochać.
*
- To chyba musi być pech, że akurat pamięć mam zapchaną, a wszystko jest ważne i nie mogę pokasować
- No co za pech... - blondyn śmiał się złowrogo w stronę Taigi, który również nie był w humorze tracąc jedyną szansę na interakcje z Miyu. Warczał na swojego mentora, gdy ten się uśmiechał zwycięsko. 0:1 dla faceta z kitką
- Ale ma padać w najbliższym czasie...
- Możesz porobić telefonem, nie jest to to samo, ale zawsze coś...znaczy...ja no...się...no się znam,nie raczej nie...nieważne - znowu zrobił się shy.
- W sumie - 1:1 - Ale postanowiłam sobie, że zrobię sobie dzień bez telefonu by nacieszyć się bratem, jakkolwiek to głupio brzmi - chwyciła go za ramię i przytuliła mocno. 1:2 To było całkiem miłe.
Więc dalej szli razem, gadali to o nowym środowisku dziewczyny, to o nim, o najnowszych trendach, wydarzeniach. Kishibe taszczył się z tyłu czując jak tylko marnuje czas. Nie przemawiało do niego to jak przyjemnie wiał wiaterek i ptaszki, ćwierkały mu nad głową. Niebo robiło się tylko deszczowe.
- Wiesz co? Śnili mi się dzisiaj rodzice. I to na tej starej kanapie w mieszkaniu w Kioto!
- Tęsknisz za nimi? - Terumi tylko lekko podniósł wargi do góry, przypadek? Nie sądzę.
- Mamę ledwo co pamiętam, ale za tatą bardzo. Po wyprowadzce Hanae przywiązaliśmy się bardzo, no ale cóż... - park się powoli kończył i ekipa wyszła na główną drogę, akurat w to jedno specyficzne miejsce. Boisko nad rzeką - Chachafuro chodźmy na boisko, może jakieś dzieciaki pożyczą nam piłkę to zagramy.
- Coo - jakoś blondyn nie był przekonany chociaż ta go ciągnęła, jak mała dziewczynka chcąca zabawkę.
- Ja chętnie z tobą pogram - odezwał się milczący Kishibe. 2:2
Terumi nie miał wyjścia, pobiegł za dwójką nastolatków prosto na boisko. Ku ich zdziwieniu w sobotnie popołudnie nie było tam nikogo.
- To sobie zagraliśmy -wyjęczał Terumi po czym siadł na ławce.
- Ej blondyna, chcesz zagrać? - i w tym momencie pojawia się osoba, której się tu nie spodziewaliście. Na boisko wszedł Ishido w całej okazałości, ubrany w swój czerwony garniturek z piłką pod pachą.
- Ooo...twój kochaś przyszedł - tym razem blondyn kopnął w niego kamykiem.
Zszedł do nich, chociaż wyglądało to trochę jakby obniżył swój poziom. Wyglądał naprawdę poważnie, Miyu i Taidze od razu zamknęły się usta.
- Pamiętasz jak się ponownie spotkaliśmy ? To było właśnie tutaj - czyli naprawdę zaczynają od początku.
- O co ci... - Shuji rzucił w niego piłką, którą złapał.
- Afuro Terumi, wyzywam cię na pojedynek - sam parsknął śmiechem, gdyż brzmiało to naprawdę dziecinnie - zagrajmy.
- Co? - wyśmiał go mając "xD" wymalowane na twarzy, chociaż Ishdio już spoważniał.
- Będziemy bronić swojej bramki, proste? Kto pierwszy wbije dwa gole gole wygrywa.
Terumi odchylił się do swoich podopiecznych, sprawdzając co oni o tym myślą, Miyu tylko wzruszyła ramionami.
- Jest jeden warunek - pomachał mu palcem przed twarzą - Jeśli wygrasz zrobię wszystko co tylko zechcesz, kupię bądź wykonam, co sobie wymarzysz, jednak jeśli to ja wygram...wprowadzisz się do mnie. Młoda również - wskazał na Miyu.
- Myślisz, że teraz możesz być taki fifarafa, bo mi plecy umyłeś? Znowu chcesz zrobić ze mnie swoją własność?! - zaczął krzyczeć na niego, pojawia się nie wiadomo skąd, a teraz oczekuje nie wiadomo czego.
- Kochanie, popatrz na to z tej stony, że jak wygrasz, będziesz mógł zrobić ze mną co tylko zechcesz...ja się dostosuję - poruszył znacząco brwiami. Pokusa była za mocna, nie wiedział też czy mężczyzna mówił całkowicie poważnie, przecież to tylko odstawienie przepychanek sprzed ponad 10 lat.
- Sąsiad pokonasz go bez proble... - rzucił Kishibe po czym Miyu zatkała mu usta szepcząc na ucho, że to jest święty cesarz - Albo wiesz co, wycofaj się póki możesz...
Spoglądali sobie w oczy jak dwóch szeryfów na dzikim zachodzie, do stracenia jest równie dużo jak do zyskania.
- To co Teru? - blondyn aż poczuł jak go łapie za serce, kiedy ostatnio on go nazywał Teru? Po wymyśleniu tego co może zdobyć zgodził się.
- Niech będzie.
Ishido mruknął zadowolony i zrzucił z siebie marynarkę. Nie był w odpowiednim stroju, podobnie jak Terumi, ale to dodawało pikanterii temu starciu.
Położyli piłkę na środku i jazda.
Były to po prostu zwykłe przepychanki chociaż po chwili przemieniło się w to w walkę na śmierć i życie. Nie wychodzili ze środka boiska blokując się i kopiąc po kostkach. Gdy jeden zdobywał piłkę na trochę podstępem to drugi ją zabierał. Przyrównałabym to trochę do całowania, zaś ze strony dzieciaków wyglądało jak jak starcie gigantów.
- Tylko nie płacz po swoich drogich butach.
- Nie zamierzam - szybki drybling i w końcu Ishdio udało się przedostać na stronę Afuro, ten od razu za nim, i w sumie tak mało profesjonalnie , ale wykopał mu ją do tyłu i od razu ruszył na bramkę białego jeża.
- Te blondyna, nie tak prędko - wyszczerzył zęby i pobiegł za nim, a blondyn ucieszony uciekał. Teraz wyglądali ponownie jak te beztroskie nastolatki.
- No to patrz jak strze... - przerwał, ponieważ wydarzyło się coś czego ani trochę nie przewidział. Mężczyzna od tak wyskoczył sobie w górę jeszcze wybijając się od tyłu na jego barku lądując tuż przed nim zgarniając piłkę - ...lam - wysłał mu zadziorny uśmiech przyznając, że jest pod wrażeniem.
Nie czekając mężczyzna ponownie wyskoczył w górę, widać, że trzyma formę. Zakręcił się kilka razy i...
- Ogniste tornado! -wokoło rozprzestrzeniły się płomienie, a gdy jego noga zetknęła się z piłką okrągły przedmiot poszybował prosto w bramkę po stronie Afuro wprawiając go tym samym w ogromne zdumienie.
Miyu z Kishibe piszczeli jak podniecone Justinem Bieberem nastolatki, nie mogąc uwierzyć, że widzieli to dzieło na żywo.
- Całkiem nieźle Shuuya, widzę, że nie pozostawiasz mi wyboru - chwycił za swoje włosy i rozpuścił kitkę związana wstążką - Czyli gramy na poważnie.
Ponownie zaczęli ze środka, teraz wymiana była jeszcze ostrzejsza, jeden błąd i Afuro mieszkał z Ishido, co nie znaczyło że tego nie chce. Tym razem jednemu udawało się zdobyć piłkę szybciej i to na dłużej, ale rozpuszczone włosy nie dawały Terumiemu takiej siły jak myślał. Gouenji znajdował się przy jego bramce, gdy przypomniał sobie o swoim asie w rękawie.
- Rajski czas! - pstryknął palcami i wszystko stanęło, a właściwie spowolniło do maksimum. Bez problemu wyjął piłkę spod jego nóg, nawet rękoma w końcu nikt nie widział i ustawił się dwa metry dalej. Ponownie pstryknął palcami. Białowłosego wywiało tak, że widział już tylko blondyna z rozprostowanymi skrzydłami. Jak zwykle wyglądał olśniewająco i majestatycznie, że wcale mu już nie przeszkadzało, że ubrudził się od ziemi.
- Boska wiedza!
Piłka bez problemu trafiła do bramki, a ten dumny z siebie obrucił się na pięcie i zarzucił włosiem.
- To ja tu jestem od szpanowania...kochanie - dał mu pstryczka w nos. Był remis, a zabawa wydawała się dopiero rozkręcać, oboje przebudzili swój zapał do piłki nożnej, to było to czego potrzebowali.
Już mieli rozpoczynać ze środka gdy na nos Ishdio spadła kropla, a potem trzy kolejne, spojrzeli w niebo, ściemniało jeszcze bardziej, ni z tego ni z owego zaczął padać bardzo mocny przelotny deszcz.
- No nie... - jęknął Afuro.
- Mówiłam, że będzie padać!
Cała ekipa podbiegło pod wielki słynny most by tam się schować, zapewne za szybko nie przestanie, a naszej dwójce zdecydowanie się już odechciało.
- To było dobre - rzekł Ishido obejmując zgrabnie blondyna swoim ramieniem - Chociaż ruszasz się za wolno - uśmiechnął się.
- No bez przesady, słyszałem jak ci kości pękają podczas biegania - również się śmiał.
Ten mecz pokazał nam, że cesarz jeszcze trochę piłki nożnej ma w swoim sercu, tak samo jest to coś, co zawsze będzie łączyć tę dwójkę.
- Mamy remis, więc co teraz? - słusznie zauważyła Miyu.
- Hmm...może się wprowadzę, może nie...ale mam takie małe życzenie...
------
Wiecie co wam powiem? Część z Rize i pożegnanie się z nią wzruszyło mnie na maksa. Jest to postać, która spierdoliła mi książkę, ale równoczesnie uczyniła ją o wiele bardziej interesującą i ją kocham. Od dawna chciałam też by Teru pogodził się z rodzicami, to byłby najlepszy start dlatego to tu zawarłam.
Po ostatnim rozdziale wyszłam na prostą gdzie miałam wolną drogę, zdecydowałam się na pojechanie z nostalgią. Poprawiając Boski Ogień zapragnęłam wrócić do 2018, że stwierdziałam, że umieszczę go tutaj w wersji dorosłej. I jak tylko napisałam "Ej blondyna" powiedziane przez Gou serce mi zmiękło. Mam nadzieję, że też to poczuliście i zostaniecie do końca.
Mówiąc o końcu to uwaga, mam 3 scenariusze zakończenia i cholera co tydzień zmieniam zdanie jak to zakończyć XD naprawdę boję się, że spapram.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro