Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

AKT

Dawid Podsiadło napisał piosenkę pod tytułem "Lis" ._. co jest?!

Bardzo lubię sobie wyobrażać BO i KQ jako anime i np. jak słucham jakiś muzyczek to wyobrażam sobie takie jakby amv w głowie xD Co ja zrobię jak skończę tę książkę?! Popadnę w większą depresje niż moja dziewczyna ;_; ale ona teraz dzielnie walczy i w ogóle duma mnie rozpiera ^^

-----------

- Ozawa kurwa gdzie biegniemy?! - Afuro wymiękał po długim biegu na swoich wiodkich nóżkach, za to umięśnieni panowie nie odpuszczali. Wszędzie hałas, kolor czerwony, alarm wył w niebo głosy.

- No gdzie ty nas prowadzisz?! - akurat zbliżali się do zakrętu i ułamek sekundy gdzie mogą zrobić niezauważalny ruch.

Przez cały ten czas odkąd Kitsune ich zostawiła, ku uciesze Koko tylko Shuhei trzymał język za zębami, chociaż jedyna umiejętność poruszania się jaką posiada to jazda samochodem. Dlatego poruszanie się na nogach mu nie szło. Ale w obliczu śmierci przeganiał naszego zawodowego piłkarza.

Więc w tym magicznym ułamku sekundy szarowłosy został wepchnięty w osobny korytarz, poleciał na zbity ryj robiąc przy okazji fikołka. Jaką Kokoro czerpała satysfakcję, że może kogoś w końcu uderzyć. Tsuyuki wiedział co ma zrobić. Gdy pozostałą dwójkę dalej goniło tych dwóch typków.

Ozawa zatrzymała się na chwilę, zacisnęła zęby i z ewidentną złością, że to ona musi tu robić za szefową, strzeliła jednemu z panów w stopę, od razu upadł. Drugi się nim przejął i na chwilę zwolnił. Dziewczyna zadowolona i dumna z siebie uśmiechnęła się i spojrzała na telefon, nie miała czasu wyciągnąć mapy, więc ustawiła se plan na tapetę.

- Stój - zahamowała gwałtownie łapiąc przy okazji Aphrodiego za kołnierz.

- Nigdy więcej nie organizuję takiej akcji! Nigdy! - dyszał niczym astmatyk

- Cicho bądź, niech myślą, że zwialiśmy. A na razie to ja tu za wszystko odpowiadam!

- Ty więźniara masz to pewnie wszystko obcykane - gdy blondyn wycierał czoło o zimną ścianę granatowowłosa obejrzała się w koło siebie.

- Szukasz tego? - Afuro dokładnie znalazł cel ich długiego biegu. Wejście na dach. Była to dziura na środku sufitu. Do dziś nie wiadomo jaki debil to zaprojektował.

- Podsadź mnie o ile dasz radę kostku

- Pozwól, że cię znowu przytulę - Terumi wiedział, że nie ma szansy jej podnieść, dlatego ponownie przywołał swoje skrzydła i tylko lekko się uniósł by dziewczyna złapała się drabinki, a on za nią zawisł. Wystarczyło parę razy przywalić łomem w blachę, a jak wiemy Kokoro robi to zawodowo, że aż blacha wyleciała w powietrze. Jak blacha w powietrze to przy okazji drabinka na ziemię.

- Po jakiego grzyba zerwałaś tą drabinę?! - złapał się chłopak za włosy.

- Jezu, ale dzisiaj jesteś wkurzający. By nikt tu może nie wszedł? Poczekamy aż Shuhei do nas zadzwoni z transmisją na żywo, a wtedy znowu mnie weźmiesz i wywalimy kolejne okno. Wiem, jestem genialna - strateg lepszy niż ci za czasów strożytnego Rzymu.

Oboje cupnęli sobie by w końcu złapać wdech, chmury rozpościerały się wysoko nad nimi, teraz były jedynymi świadkami zdarzeń. Gdy Aphrodi rozmyślał o swoim panu i powrocie do brudnej rzeczywistości u boku tyrana, to Ozawa wciągała swoimi płucami nieczyste skażone smogiem powietrze. Wolała je niż te zatęchłe w więzieniu. Położyła się na brudnym dachu i spojrzała w te kłębiące się obłoczki, tak samo jak jej długie granatowe włosy.

- Serio zakochałaś się w Kitsune? - blondyn palnął nagle totalnie od czapy

- Co ty znowu pierdolisz... - złapała się za głowę zupełnie zmęczona i załamana poziomem inteligencji aniołka.

- Czemu...ona? -słychać było, że z niej drwi, bo nie oszukujmy się. Są lepsze partie niż różowowłosa.

- Przez całą drogę z tą ogłuszającą muzyką rozmyślałam co ja miałam wtedy w głowie i stwierdziłam, że jesteśmy do siebie bardzo podobni - podniosła się i oparła na łokciach oczekując ciekawej konwersacji.

- Ja wiem, że wyglądam jak dziewczyna i też mi w pewnym momencie... - spotkał się z jej poważną miną -...ale chyba nie o to ci chodzi.

- Byłeś taką straszną pizdą, a ty się jeszcze dziwiłeś czemu nie masz przyjaciół, ja nie robiąc nic ich nie miałam i po prostu znaleźliśmy kogoś kto jako pierwszy wyciągnął do nas rękę. I siup, wpadasz w bagno zauroczenia bo nigdy nie doświadczyłeś ani przyjaźni ani prawdziwej miłości, a jak dalej historia się potoczyła to chyba oboje wiemy - i położyła się z powrotem.

Afuro coś tchnęło, pochylił głowę i serio zastanowił się nad tymi słowami.

- Co ci się stało? Co tak się nagle otworzyłaś? Też mam coś powiedzieć teraz?

-Nie bambusie. Jej po prostu tu nie ma... i może chmury mnie trochę natchnęły.

- No widzisz, Apollo jest nawet w chmurach - chwila ciszy by jeszcze trochę mogli pomarzyć - czyli chcesz być z nią?

- Podniecasz się za bardzo - mężczyzna miał dosłownie gwiazdki w oczach - nie zależy mi już, przecież i tak na co dzień jestem w więzieniu, jej też nie zależy. Walić miłość. Tylko mężczyźni jak dzikie zwierzęta na siłę kogoś szukają.

- Kobiety nie są lepsze! I wcale nie masz wywalone, przyznaj się, że pragniesz by cię chociaż pocałowała - szybko wleciał jej rumieniec na twarz i ta jej wewnętrzna demoniczna złość, zacisnęła zęby i warknęła pod nosem.

- Urusai! - wrzasnęła i rzuciła w niego łomem - zachowaj swoje dzikie fantazje dla siebie, ty byś pierwszy się popłakał gdyby coś jej się stało.

Tę napiętą atmosferę rozładował telefon, który zadzwonił nieoczekiwanie akurat gdy oboje zdążyli się zerwać z ziemi. Kokoro szybko wyciągnęła komórkę z kieszeni i odebrała połączenie video na messengerze.

Biedny, mały szarowłosy chłopiec był cały zalany łzami i czerwiusieńki na twarzy. Zdziwiło to nieco dwójkę na dachu. Aż tak go to zestresowało?

-Przyjdźcie tu, błagam - wyszeptał. Shushu miał słuchawki na uszach więc mogli mówić głośno.

- Co się dzieje? Jesteś na balkonie? - dziewczyna domagała się odpowiedzi.

- Przyjdźcie proszę - odwrócił kamerkę i postawił telefon na murku (?) końcu balkonu (?) parapecie.

A to co ujrzeli wyjaśniało reakcję Tsuyukiego.

*

Pov. Gouenji

Przez chwilę nie docierało do mnie to co powiedziała, a był to bardzo wyraźny przekaz. Mogłem mieć w tym momencie tylko usta szeroko otwarte. Widzę, że Kokichiego ta wiadomość jakoś szczególnie się nie spodobała, a to dziwne. Nie mówcie mi, że się polubili z Terumim...

"Zabiłam Afuro Terumiego" - zdanie twierdzące w czasie przeszłym, 3 osoba liczby pojedynczej, rodzaj żeński. Ała

Gdybym mógł to bym się złapał za serce, mogłem tylko z zaczerwionymi, chcącymi płakać oczami patrzeć się w jej ucieszone oczy. Gdyby miała ogon na pewno by nim wesoło wymachiwała, morderczyni. Niczym...niczym...

- Fukusiu, co mogę teraz dla ciebie zrobić? - uśmiechnęła się do mnie, oj jak bardzo chce mnie dziewczyna wkurzyć, ale teraz uwagę mojego wzroku przykuło coś innego.

- Fukusiu? - spojrzała na niego i aż pisnęła na za wysoką skalę, zatykając sobie usta. Fukusiowi opadła głowa, zemdlał? Z tego to wynika.

- Kochany? - dotknęła palcem jego policzka. Biedna się przestraszyła, ale ja bym się obawiał innej rzeczy. Co jest do cholery?!

Niczym Rize

Kokichi dosłownie wyzionął ducha bo z jego ciała wraz z czarną parą i paroma kwiatami wyłonił się nie kto inny jak ONA.

Nieźle się zląkłem, oczy otworzyłem jeszcze szerzej, ale ona...przecież się jej pozbyłem z jakieś 3 lata temu. Stała się marnym bytem, który może podróżować tylko między głowami. Tak było. Na pewno opętała Kokichiego gdy ja się jej pozbyłem. Przeniosła się na kolejną osobę.

Chyba za dużo kminię, ale skoro od tego ciągłego zabijania jej i tej gry staje się coraz słabsza. Co nie zmienia faktu, że już mam mokre spodnie. Nie byłem w stanie z siebie wydusić nic, tak się bałem.

Wyglądała jak zombie. Czarno-czerwone oczy, zęby jak u wilka, piękne czerwone usta a znich wypływające strużki krwi, blada trupia cera, poszarpane fioletowe włosy i sukienka kiedyś biała, teraz szara i obdarta z każdej strony. Jej wizerunek wykańczały czerwone oprawki okularów z resztką szkła.

Biedna Kitsune jej nie widzi, patrzy na mnie zapewne zdziwiona, że robię taką minę. Albowiem tylko ci co mieli Rize w głowie lub zechce im się pokazać mogą ją ujrzeć.

Takiego wkurzenia jeszcze na jej twarzy nie widziałem.

- Ona zabiła mojego idealnego synka...kurwa - zaśmiała się, ale tak jakby chciała się popłakać -Jak mogła?! Ja miałam to zrobić! Miałam go zabić zabrać jego duszę ze sobą! AAAAAAAAAAAA - to ostatnie to był pisk, żałosny skowyt wilczycy na jeszcze wyższej skali niż ta Kitsune, takiej, że poczułem jak uszy mi się wykrwawiają. Chcę stąd uciec... Zacząłem się wyrywać z krzesła.

- Zajebię ją, od razu zabiję!

Ona musi teraz wykorzystywać resztkę swojej energii życiowej, nie utrzyma się za długo w tej formie. Ale nie zapowiada się, że ją dzisiaj tu dobijemy.

- Kitsune zostaw go, uciekaj!

- O co ci chodzi?

- Uciekaj mówię! - dotykała swoimi długimi pazurami jej szyi, ona nic nie czuła i nie widziała. Chociaż w sumie nic jej się nie może stać bo to tylko perfekcyjna...ale lepiej dmuchać na zimne.

Już miała ściąć jej głowę gdy w ostatnim momencie się mnie posłuchała i do mnie podeszła. Uff

- Rize, cholero jedna, pokaż się jej i walcz sprawiedliwie, bądź grzecznym wilczkiem, lisowi należy się szacunek.

Fioletowowłosa syknęła tylko jakby połykając ślinę, którą miała w ustach. I w tym momencie Tadashi upadła na ziemię wskazując na kobietę.

- Co to jest?!

- Zabiłaś go! Słyszysz?! Ja miałam to zrobić! Afurko jest mój i tylko mój! Wytępię was wszystkich za jednym zamachem!

Widać, że ją to bolało, ale wyczarowała ze swojej resztki energii swoją siekierę. Kitsune bezradnie kuliła się pod moimi nogami, a ta kroczek za kroczkiem stukała obcasami.

- To ścierwo nawet się nie broni - wyciągnęła jej przed twarz ostrze zardzewiałej siekiery.

Nie wiem co się przebudziło w Tadashi ale chyba jej wewnętrzny lis, ale od kiedy lis ma szanse z wilkiem? Wstała trzęsąc się na swoich grubych nogach.

- Głupio się przyznać, ale ja nie zabiłam Aphrodiego. Jak chcesz walczyć to proszę cię bardzo, Yako - o kurde, takiej Kitsu w fight mode to ja jeszcze nie widziałem. Głos jej się obniżył i plądrowała wzrokiem swoją przeciwniczkę, i ten jej strój jak z anime ecchi ach!

Pokazała jej przed twarzą pochwę z mieczem i jednym zgrabnym pociągnięciem ją zdjęła.

Bronie się skrzyżowały. Różowowłosa pod wpływem adrenaliny zrobiła pierwszy ruch, chciała dźgnąć ją w brzuch, ale duch szybko nad nią przeskoczyła robiąc salto.

- Zaznaj mojego gniewu... -warczała wściekło kobieta, różowowłosa jednak padła szybko na ziemię by nie zaskoczyła jej od tyłu i przeturlała się trochę dalej. Zerwała się jednak szybko do pozycji bojowej. Była przyczajona niczym lis, którym w sumie jest, ale zauważyłem, że dręczyła ją strasznie jej słaba kondycja. Niczym shinobi przyspieszyła bieg trzymając miecz z boku i wyskoczyła zamachując się, ale Rize jednym machnięciem swojej siekiery wytworzyła taki wiatr, że znowu poleciała do tyłu.

- Boże! Ja żartowałam tylko! - burknęła wytrzepując się i ciągnąc w dół swoją krótkawą spódniczkę.

- Odważyłaś się tknąć mojego synka! Nosisz na swoim grzebiecie Dakini bezbożnico! - zaczęła do niej podchodzić stukając siekierą o podłogę. Widziałem jak ta walka wysysa z niej energię życiową, chociaż była cały czas jednostronna. Jak Kitsune ją dłużej zajmie to może całkowicie zniknie?

- Aphrodi jest mój, ewentualnie jego - wskazała mieczem na mnie -Nie boję się ciebie Yako! - powiedziała starając się zabrzmieć poważnie. Napięcie rosło. Obie kobiety zbliżyły się do ciebie, kroczek za kroczkiem aż stanęły twarzą w twarz. Różowowłosa niższa próbowała użyć psychologicznej zagrywki z paraliżowaniem wzrokiem, której jej kiedyś uczyłem, ale chyba za bardzo pochłonęły ją piękne czarno czerwone oczy Rize.

Kobieta się tylko uśmiechnęła, można było tylko usłyszeć szybki świst i krople krwi spadające na ziemię. Oczy liska rozszerzyły się momentalnie.

Nie może być...

Rize wyciągnęła swój lisio wilczy ogon pełen szpikulców i przebiła nim od tyłu Kitsune. Zrobiła dziurę na wylot. Ale jak to... co się właśnie stało...

Shuhei, który właśnie dotarł na balkon zatkał sobie usta by momentalnie się nie wydrzeć.

- TADASHI! - przeraziłem się. Ona ją zabiła, zabiła, naprawdę zabiła, nie żyje. To koniec.

- W przeciwieństwie do ciebie potrafię pokazać swój ogon głupia Zenko. Na przyszłość nie uważaj się za kogoś kim nie jesteś i nie stawaj przeciw Aguarze - sprawnym ruchem wyciągnęła ogon z jej ciała niczym gwóźdź ze ściany.

Dziewczyna tylko kaszlnęła, wypluła ze swoich ust krew i padła bezwładnie na podłogę.

- Teraz już cię pamiętam, to ciebie synek przywołał i mnie zabiłaś w stroju marchewki. Hah, mówi się by ogień zwalczać ogniem. Historia lubi się powtarzać - postawiła nogę na jej klatce piersiowej i obcasem wierciła jeszcze większą dziurę.

Ostatnie słowa Tadashi mogły być bardzo szlahetne albo przynajmniej typowe dla niej, jednak ona chciała walczyć do końca.

- Afurko jeśli mnie słyszysz, błagam uciekaj - i odeszła. Zamknęła swoje piękne niebieskie oczka.

Fioletowowłosa kopnęła ją jeszcze w pierś 

*

Shuhei chciał pokazać na żywo na video czacie, ale zasięg był tak słaby, że od razu ich rozłączył jednak zdążyli ujrzeć to co mieli, Kokoro leżącą Kitsune, a Aphrodi dodatkowo kopiącą ją postać, ale jakość obrazu tak powalała, że na jego szczęście nie zdołał ujrzeć kto to. To znaczy, że Afuro nie był w stanie usłyszeć ostatniej prośby liska. Ozawa aż upadła z otwartymi ustami, a Terumi jak stał, tak zastygł w tej pozycji wpatrując się tylko w krajobraz przed sobą.

- Mówiłam by jej tu nie zabierać! Aaaa!! - wydarła się jak najgłośniej tylko potrafiła, sam krzyk wycisnął z niej tak wiele, że od razu do oczu naleciały jej łzy. Nie miała nic pod ręką to wzięła i rzuciła łomem z całej siły o podłogę drąc się. To nic nie dawało.W rękach i nogach czuła, że chce tupać jak najgłośniej i się wyżyć, szarpało nią strasznie od środka, a Terumi tylko stał, jakby był głuchy i nie zwracał kompletnie uwagi na upadek psychiczny dziewczyny. Ta szarpała się za włosy i jeden krok za dużo,a by mogła spaść z tego dachu.

Podirytowana obojętnością blondyna, podeszła do niego i chwyciła go za bluzę, chcąc zbliżyć go do siebie i mu przyłożyć. Nie wiedziała, że mężczyzna przeżywa praktycznie to samo. Chwycił jej rękę ochraniając tym samym swoją twarz przed ciosem.

- Opanuj się kobieto! - podniósł głos. Też miał oczy czerwone i po części mokre. Starał się być tym silnym w całej tej zaistniałej sytuacji, ale serducho go kuło za mocno. Patrzyli sobie tylko w oczy, aż Kokoro w końcu przestała się trząść i wyrwała rękę z jego uścisku.

- Jednak to ja popłakałam się pierwsza...Wracajmy, zawieź mnie do więzienia, nich tam zgniję użalając się nad sobą - kopnęła kamień który miała pod stopą.

- Ejj... to nie ta wściekła, chłodna i żądna mordu Kokoro, którą znam - wytarł oczy ręką i pociągnął nosem by chociaż na chwilę wymusić w sobie uśmiech - powinniśmy to kontynuować.

- Po prostu nie mam już siły.

- Tam jest osoba, która to zrobiła, nie masz ochoty jej dowalić? Pokazać wszystkiego co masz w zanadrzu? Wyżyć się zanim znowu zamkną cię w czterech ścianach... - schylił się do ziemi - ten ostatni raz, proszę - wręczył jej łom i popatrzył z ostatnim tchnieniem nadziei w oczach.

Jak zwykle chwila niepewnej ciszy i powiew wiatru.

Chwyciła za łom 

- No dobra... to które okno rozwalamy?

*

- Co się tak gapisz?...

Rzeczywiście moja szczęka sięgała ziemi mocząc się w łzach. Ciężko mi teraz jakiekolwiek słowo z siebie wydusić

- Pewnie chcesz wyjaśnień co? - zdołałem tylko pokiwać głową - Gdy załatwiłeś mnie w swojej głowie, osiedliłam się w Kokichim. Byłam przygotowana na to, że prędzej czy później połączysz kropki i się mnie pozbędziesz. Tak samo jak Fukawa chciałam się na tobie zemścić, za mojego synka, przynajmniej zdołałam cię zniszczyć tak, że zrobiłeś Afuro krzywdę. Przez co on tez jest przeciwko tobie. Resztę chyba rozumiesz i choć jestem na skraju śmierci przez to ciągłe przenoszenie się i zabijanie to i tak jestem już blisko zabrania Afuro ze sobą do nieba, byśmy z nowu byli razem.

Już zapomniałem jak bardzo ona jest psychiczna.

- Ale przecież... Kitsune zabiła Teru, więc o czym ty...

Schowała ręce za plecy nadal wpatrując się w wykrwawiające się ciało różowowłosej uśmiechnięta. Od jej stóp do mojego krzesła wyrosły białe chryzantemy. Zalewała je ciemna krew dziewczyny.

- Serio dałeś się nabrać? Umiem wyczuć mojego synka z kilometrów i on żyje, biegnie tu do nas. Nie wiem po co ona to powiedziała. Pewnie chciała zaimponować Fukusiowi, ale on wie, że tylko ja mam prawo tknąć Afuro i nie będzie z tego żadnego pożytku

Kamień spadł mi z serca, mimo to nie mogłem przestać się trząść. Podniosłem się na duchu bo z dwóch ofiar została tylko jedna. Westchnąłem, kładąc głowę o oparcie krzesła.

- Mogłaś zostawić Tadashi w spokoju.

- Nienawidzę kłamstwa i takich wywłok jak ona. Chciałam się chwilę zabawić i nie miałam na tyle siły by ją...

- Jesteś okropna -przerwałem jej. Niczym obślizgły gad przewróciła swoimi czarno-czerwonymi oczami i spojrzała na mnie cały czas chyląc się nad ciałem Kitsune

- A ty jesteś mądry, więc pomyśl chwilę kochany... uczyniłam ją kukiełką w moim przedstawieniu które ogląda widz bez biletu. Musiałam go trochę nastraszyć. Potrzebuję jej ciała by akcja mogła toczyć się dalej - ponownie przekręciła swoim okiem tym razem w stronę balkonu gdzie Tsuyuki się już dusił. Czemu jego szef gadał sam do siebie? Czemu czuje czyiś wzrok na sobie... uciekać czy nie... musi ostrzec przecież Kokoro i Aphrodiego, że coś jest nie tak, ale miał być snajperem... ale Kokichi sam siebie załatwił! 

- Rize zostaw ją! - wykrzyknął nagle jego szef. Szarowłosy wychylił się lekko za parapetu. Kitsune się podnosi, ale jak to?! Ale kto to Rize... zarzucił karabin na plecy i stwierdził, że chyba pora wiać, za dużo jak na jeden dzień.

- To się była, jest i będzie perfekcyjna iluzja. Czas zakończyć ostatni akt.

*

- Chciałbym wieść normalne życie - westchnął Aphrodi idąc korytarzem.

- Zapraszam do więzienia, tam jest nawet normalnie i spokojnie.

- Może jak odzyskamy Ishido to znowu będzie tak jak kiedyś, już w dupie mam te wszystkie pieniądze czy inne korzyści, chcę w końcu znaleźć ciepły dom i czyjeś wsparcie - marzyli sobie oboje w trakcie gdy szli nie wiadomo na co, nie wiedząc kogo zaraz zestrzelą i co się zaraz stanie, a byli coraz bliżej.

- Kogo ty tam chcesz załatwić? Było widać na telefonie, że Kokichi chyba zemdlał, a lisek się wykrwawił w sumie to nie wiadomo od czego.

Aphrodi zdumiony stanął na chwilę.

- Ale o co ci chodzi? Nad Kitsu ewidentnie ktoś stał z jakąś bronią w ręku i to chyba była kobieta.

- O czym ty mówisz? Nikogo prócz Gou, Fukawy i liska nie było tam! - to się zaczęło robić nieco podejrzane, patrzyli się oboje na siebie, a blondynowi zrobił się supeł z żołądka. Oby ta myśl, która teraz przepłynęła mu przez mózg była błędna.

- Była tam kobieta ślepoto! Miała długie włosy i... - oboje się nagle odwrócili bo usłyszeli okropny dźwięk jeżdżenia widelcem po talerzu, tyle, że to był akurat miecz po kafelkach.

Zatkali dłońmi uszy i spojrzeli w głąb korytarza, z niego wyłoniła się idąc dumnie...

- Kitsune?! - krzyknęli oboje. Już Kokoro miała do niej podbiec, gdy biedna kobieta wymamrotała wyłamując się na chwilę spod kontroli.

- Błagam, zabijcie mnie... 

I widzieli jej piękne zapłakane niebieskie oczka po raz ostatni bo zrobiły obrót o 180 stopni i stały się ochydnie czarno-czerwone. Kobieta wcisnęła drugi bieg i nie mówiąc nic ruszyła na zdumioną dwójkę.

-------

Zajebioza, tak bardzo mi się ten rozdział podoba. Jakoś tak mam, że jak siądę do pisania to w połowie mi się koncepcja zmienia i muszę kasować, ale tym razem chyba przeszłam samą siebie. I jak w mojej głowie wydaje się to logiczne to wy macie pewnie errora. WIĘC JEŚLI KTOŚ CZEGOŚ NIE ZROZUMIAŁ TO PROSZĘ PYTAĆ! A oto szkice naszych bohaterów ^^ Koko i Kitsu jako dorosle i dwójka ktorej nie miałam okazji narysować.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro