Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To jest napad, ale chyba padaczki

Ejjj, wciągnęłam się ostatnio w miraculum. Tam jest miraculum lisa. Posiadacz tego miraculum ma moc tworzenia iluzji...lis...iluzje. Chyba wiecie co to znaczy. Illuminatti confirmed.

Na końcu macie okazję zobaczyć Kitsune z prawdziwego zdarzenia, czyli mnie w cosplayu .-.

-----------

Pov. Aphrodi

Jechaliśmy tą limuzyną, w sumie nie wiem ile, z tym tirowcem wtedy zleciało szybciej. Ugh... nie chcę do tego wracać. Przeszły mnie dreszcze na myśl o tej brudnej świni. Nie ważne, po prostu wpienia mnie to dziwne napięcie. Już nawet neutralne dla nas się stało dudnienie Led Zepelin Shuheia. Nie wierzę w Kitsune, która ze śpi w najlepsze na moich kolanach... ręce trzymam w powietrzu bo nie ma miejsca gdzie mógłbym je położyć, całe zajmują jej  piersi,a podejrzewam, że jakbym je położył to by to jeszcze się jej podobało. Kokoro opierała głowę i waliła nią o szybę. Na jej plecach spoczywały nogi różowowłosej. Pewnie zżerała ją zazdrość, że to ja mam te dwa duże zderzaki przed sobą.

Z ostatnich aktualizacji naszego genialnego planu, szturmu... tak, nazwaliśmy to szturmem. Bardzo poetycko. Wtajemniczyliśmy Tsuyukiego, bo ma bardzo potrzebną rzecz. Auto. Gdyby się okazało, że po drodze by umarł, właściwie to nie byłoby go szkoda, to ja i Kitsu mamy prawko to dojedziemy do domu. 

Właściwie to nikt nie znalazł się tu z przypadku. Kitsune wziąłem ze względu na broń, to biedne zwierze za pewne nawet nie wie jak właściwie je używać W sumie ja też nie... dlatego tu jest Kokoro. Jedyna, która potrafi się bić, zabijać, zgwałcić jak będzie potrzeba. Więc Tadashi wcale tu nie jest bym sobie popatrzył na jej dupę jak to myśli pewna osoba. Gardzący wzrok na tę osobę...

Czyli wychodzi na to, że ja jestem tu bezużyteczny. Nie no na pewno jest coś... przecież ja... nie ma takiej rzeczy. Jestem tym bezużytecznym głównym bohaterem co tylko ma ambicje by zostać kimś! TAK! Ile kaski dostanę jak uratuję naszą księżniczkę Ishido, i ile miłości... rozmarzyłem się aż na samą myśl, że znowu moglibyśmy być razem. 

A ogólny plan... nie mamy planu, znaczy mamy plan, ale budynku. Tyle nam wystarczy, rozpoznaję te pokoje dzięki mojej super pamięci fotograficznej. Postać Kamidere i drwiący śmiech. Nie chcemy nikogo zabijać, ewentualnie dać w mordę, on ma szóstki po swojej stronie, ale piąty sektor też je ma i to więcej, także wszelkie morderstwo by było zatuszowane. Gorzej z Kokichim, którego na pewno trzeba się pozbyć.

Nagle poczułem jak wszystkie moje organy przesunęły się w bok, Shuhei za mocno zahamował, Kitsune się zsturlała, Kokoro ostatni raz dzisiaj walnęła głową w szybę, a ja mało co bym nie dostał zawału w wieku 25 lat.

- Jesteśmy! - jakby wyśpiewał szczęśliwy. Muzyka została wyłączona, ale moje uszy tak cierpiały, że dalej ją słyszałem. Kokoro szarpnęła za klamkę by otworzyć drzwi i od razu rzuciła się na trawę. Na moich nogach leżał cały zaspany i zaśliniony lis. Wygląda jakby umarła.

- Wake up, wake up - potrząsnąłem lekko jej ramię. Nic...

- Wstawaj gówniaro! - wrzasnęła Ozawa i kopnęła różowowłosą w tyłek, dobrze, że nie miała obcasów. Ała...

- Mmm...Jeszcze raz - wyjęczała. Fuj! Tego już się nie wyleczy.

- Wstawaj no! - wydarła się jeszcze raz.

- Ale jest sobota... - podniosła się i podrapała po głowie.

- No właśnie sobota, powinienem mieć wolne.

I tak jest tu przecież dla kasy, więc musi harować.

- No właśnie, sobota. W poniedziałek wraca Miyu i do tego czasu wszystko ma wrócić do normy - pociągnąłem lisicę za kostki tak że jednym sprawnym ruchem wyciągnąłem ją całą z samochodu.

- Nieeeee, tak mi się dobrze żyło bez wożenia kogokolwiek! - załamał się szarowłosy w słuchawkach. Autentycznie tylko ja tu na coś pracuję

- Niby taki świetny z ciebie kierowca, a gdzie nas wywiozłeś?! Nie widzę tu żadnego budynku, nie będziemy przecież szturmować lasu! - Kokoro była gotowa wejść do auta i wrócić do domu.

- Nie wrzeszcz na mnie głupia babo! Afurcio wskazał to miejsce! - pokazał na mnie. Jezu, moje uszy! Przestańcie się drzeć do cholery! Jedynie lisek leżał cicho na trawie i wpatrywała się w biedronkę, która chodziła po jej palcu. Bardzo uroczy widok.

Tak trochę wstyd im się teraz przyznać, że nie wiem gdzie to jest.

- Będziemy musieli się kawałek przejść, to naprawdę parę kroczków - no z jakiś kilometr... może dwa - dlatego lepiej się uzbroić! Pewnie ma kamery na drzewach i kogoś na nas naśle.

- I tu wchodzę ja do akcji! - biedronka odleciała, a ona wesołym podskokiem zerwała się z ziemi oczywiście wszystkie inne części jej ciała też musiały podskoczyć. Otworzyła bagażnik i wyciągnęła z niej dwie czarne walizki, jedną podłużną, a drugą jeszcze większą i prostokątną, i plecak. Oj będzie rozpierdziel.

No dawaj, dawaj! Chcę już to zobaczyć i mieć w rękach. Emocje dawały górę. Na raz nacisnęła przyciski i się otworzyły.

- Pod wrażeniem? - takie dziwne uczucie przeszyło moje ciało, chcę to, pragnę tej bronii w rękach.

- Fukuś powierzył mi to wszystko w przypadku ataku na Vitaplex, w końcu się może na coś przyda - ten gość serio o nią dba. Teraz się czuję głupio gdy muszę to wykorzystać, boję się, że w ostateczności wyjdzie tak, że to ona będzie musiała się go pozbyć. Spojrzałem na jej czystą i piękną twarzyczkę gdy w jednej chwili coś błysnęło, jakby ekran, a jej twarz była cała w krwi. Dalej z jej pięknym uśmiechem. Otworzyła oczy jednak to nie były te same niebieskie oczęta, a całe czarne pełne żądzy mordu i pogardy. Zapowietrzyłem się ugh ten znajomy widok, ale wystarczyło tylko mrugnąć,a ten obraz znikł. I całe szczęście.

- Dla Shushu wiatrówka, będzie on naszym snajperem, dla Kokro Ozawy - oj jak jej nie lubi - ten malutki i lekki i taki sam dla Afurko - dostałem w ręce maszynę śmierci, a gdybym przyłożył sobie to teraz do głowy? Dawno by było po wszystkim.

- A co dla ciebie lisie? - zapytała granatowowłosa - Masz za miękkie serduszko by kogoś zabić.

Spoważniała, poczułem chmurę poddenerwowania. Uśmiechnęła się tylko. Schyliła się do drugiej walizki i wyciągnęła z niej pochwę. Chwyciła w dwie ręce i trzymała prosto przed jej twarzą. Chyba nie zamierza walczyć mieczem?!

- Co to masz? Nóż do kanapek?

Szybkim ruchem zsunęła pokrowiec z miecza, była to najprawdziwsza katana. Zrobiła nim jakiegoś kręciołka, odchyliła nogę w bok i... podsunęła miecz Kokoro pod gardło.

- Nie wątp w moje możliwości - rzekła mrużąc oczy gotowa posunąć katanę dalej. Jednym słowem "Wow" Ozawa też się tego nie spodziewała. Tyle, że z nożem na strzelaninę?

- Proponuję ruszyć zanim się tu pozabijamy - zaproponował Tsuyuki, który ewidentnie się zarumienił jak różowowłosa nazwała go Shushu, musi się przyzwyczaić jak ja do Afurko.

Szliśmy w miarę sprawnym krokiem, na razie spokojnym spacerkiem, ale oczywiście nie wszystko mogło pójść po mojej myśli

- Ała! - krzyknęła Kitsune podnosząc swoją nogę do góry

- Co się stało?

- Pokrzywy... - co się głupia dziwi, trzeba było ubrać spodnie. Mówiłem by ubrać się na cebulkę, mówiłem! 

- Co się dziwisz wywłoko?! Ubrałaś o wiele za krótką spódniczkę i koszulę i tak do połowy rozpiętą, a teraz trzęsiesz się z zimna i cię pokrzywy poparzyły. Nie wierzę w ciebie. To wszystko by pomachać dupą przed Aphrodim! - Kokoro zaliczyła facepalma.

._. to dlatego było mi cały czas tak przy niej ciepło. Przynajmniej buty miała porządne.

- A ten plecak ci po co? - dodał Shuhei skoro już naskakiwaliśmy na Kitsune. Ta tylko się dziwnie popatrzyła.

- Co się tak patrzycie? Serio nikt o tym nie pomyślał? Wzięłam trochę ciuchów na przebranie, jedzenie, apteczkę i dwie butle czystej wódki by było weselej - w sumie to jako madka polka jako jedyna o tym pomyślała, jednak nikt nie chciał przyznać, że w końcu zrobiła coś mądrego i bez komentarza poszliśmy dalej. Oczywiście musiała iść przede mną pokazując swoje piękne majtki w paski.

*

- Jak się się czujesz? - czarnowłosy mężczyzna jeździł palcem po klacie Ishido, upajał się jego widokiem. Musiał jeszcze tylko zapalić papierosa by poczuć się w pełni usatysfakcjonowanym. Poczucie ekstazy, pełnego zadowolenia, gdy po takim kawałku czasu może się zemścić i to w taki przyjemny sposób. Zemsta smakuje słodko, a słodkie zawsze jest przyjemne.

- A jak myślisz? - białowłosy chyba po raz pierwszy od dawna poczuł skruchę i ból. Dotarło do niego jaki ból stwarzał i karma wróciła. Ale to nie było sprawiedliwe, bogini Temida na pewno gdzieś zrobiła błąd, bo on nie był taki sam z siebie. To wina Rize, ona jest mściwa i karmi się krwią chcąc dorwać tylko Aphrodiego. Jak na złość przez cały ten czas w nie za wesołym towarzystwie Kokichiego Fukawy czuł jej smród. Okropny zapach, który rozsiewały te chryzantemy. Ciekawiło go tylko dlaczego.

Sytuacja też nie była za dobra. Pojedyncze łzy ciągnęły mu się po policzkach, bardzo rzadki widok, udało mu się ukraść od swojego ukochanego nawyk patrzenia się w sufit. Cały był obity, w siniakach, ręce miał przywiązane do łóżka, z nosa mu ciekła krew i miejscami był zacięty kartką. To i tak pikuś, dopiero początek. Odbyt go nieco piekł bo jak wiadomo to on jest zawsze na górze i nie był przyzwyczajony. Fukawa położył głowę na jego torsie i robił kółeczka palcem w okół sutków.

- Powinno ci być przyjemnie, tak jak mnie wtedy, tak przynajmniej zakładałeś i ja też zakładam - tę wspaniałą chwilę pod ciepłą kołdrą niestety musiała przerwać wibracja telefonu, wiadomość od jednego z goryli. Był to screen, ujęcie z kamer. Aphrodi miał rację w koronach drzew krył się monitoring. Akurat złapał Kitsune jak potknęła się o korzeń  z dopiskiem "Mamy gości". Kokichi tylko się uśmiechnął widząc swoją kochaną asystentkę.

- Chyba twój kochaś przybył.

*

- Czy ty naprawdę w szpilkach potrafisz biegać, ale w trampkach chodzić już nie? - serio mnie to zastanawia.

- Boże musicie się gapić? Każdemu się zdarza upaść! - i gdzie ten cały urok?

- Cichaj lisie! - Co? Co się dzieje? Coś wyczuła, jakieś zwierze? Przeciwnicy?! Pokazała gest abyśmy wszyscy byli cicho. Znowu poczułem przepływ siły natury, ale usłyszałem także dźwięk kamery, jak się wysuwa obiektyw.

- O cholera, czyli miałem... - nie dokończyłem bo z korony drzewa wyleciały ptaki, a kamera została zniszczona jednym sprawnym strzałem z pistoletu Ozawy, który wywołał mały hałas.

- No to już wiedzą, że tu jesteśmy. Czas obmyślić nowy plan. Terumi - zerknęła na mnie porozumiewawczo

Tadashi ze swojego plecaka skarbów wyciągnęła magiczną mapę budynku. Zebraliśmy się nad nią by zacząć dyskusję, w końcu mogę się wykazać bo to ja tam byłem i wiem gdzie co jest.

- Niech pomyślę. Wszystko zależy od tego gdzie go trzymają. Wcześniej był to mały pokoik od boku korytarza, prawdopodobnie tego bo tutaj wiedzie korytarz do głównej sali opisanej jako salon. Wejdziemy tylnym wejściem tak jak mnie wywalono, które jest trochę daleko od korytarza, ale jeszcze dalej salonu, w którym będzie najwięcej ludzi znając życie.

- BAKA! - wtrąciła Kitsune.

- Ale daj mi

- Morda! - no okej...

- Mylisz się kochany, Fukawa kocha przesiadywać w swoim saloniku i zawsze jest tam sam, graliśmy tam często w gry i swoich wszystkich gości tam obsługuje. Jeśli był gdzieś indziej to tylko chwilowo bo Fukuś nie wytrzyma za długo w czyimś towarzystwie bez grania w cokolwiek.

- W końcu powiedziała coś mądrego, Aphrodi popraw się! - no dzięki - Ja proponuję wejść oknem. Przy każdym wejściu będą się nas spodziewać, a tu przy oknie jest drzewo. Dalej rozgałęzienie korytarzy, więc można się rozdzielić. Jeśli jest tak jak powiedział lisek...

- Nie nazywaj mnie liskiem - katana pod gardło, dosłownie.

- ... to Shushu - ten już się nie upomniał o przezwisko - by się musiał ustawić tutaj na drugim piętrze.

- No tak, tam sobie Fukuś postawił stoliczki jakby miał więcej gości i zrobił z tego taki jakby balkon, idealne miejsce dla snajpera. Aż mam ochotę ci przybić piątkę... - różowłosa usnęła miecz, którym Kokoro ani na chwilę się nie przejęła i wyciągnęła rękę. Trochę niechętnie ale przyłożyła swoją rękę do jej dłoni. Uroczo... ale znowu jestem niepotrzebny!

- To w takim razie skoro Kitsune, znasz tak dobrze budynek to będziesz iść pierwsza. Ciebie też tam znają i pewnie uwielbiają więc poudajesz dobrotliwą i naskoczysz z zaskoczenia - brak komentarza, no tak... nie przydaję się dzisiaj na nic.

Spakowaliśmy mapę i już zaczęliśmy się przyczajać, przepraszam, ale muszę to powiedzieć. Kitsu autentycznie wygląda jak dziewczynka z jakiegoś anime akcji i ecchi przy okazji.

- To jest ostatnia rzecz jaką dla was zrobię, nie zamierzam nikogo zabijać ze swoich.

- Dobra, przecież to wiemy, wskazuj to okno i na chwilę się przymknij - różowowłosa warknęła tylko, wkurza ją to, że Kokoro nie bierze jej na poważnie. Tupiąc swoimi trampkami, wskazała drogę mieczem. Byliśmy już bardzo blisko, za blisko.

Obleciał mnie strach, na sam widok potężnego betonowego budynku umieszczonego w skale, tego się nie spodziewałem. Wszyscy jak jeden mąż przelecieliśmy dom wzrokiem zdumienia.

- Trzeba wypędzić króla z zamku - słusznie zauważył Shuhei - to chyba tamto drzewo co nie?

Przy jednej ze ścian stał ogromny dąb, taki na który wspinało się za dzieciaka, trzeba się było na czarno ubrać i w kominiarki, jezu jacy my nieprzygotowani tu się roi od kamer! Ale strażników jak nie było tak dalej nie ma.

- Drabiny w swoim magicznym plecaczku nie masz? - zapytała Kokoro patrząc się w górę na koronę drzewa.

- Po co komu drabina? - wzruszyła ramionami. Objęła drzewo jakby chciała je przytulić i usadowiła stopy na dziurach wyrobionych w drzewie. Nie sądziłem, że ona taka odważna.

- Świetnie, ale co dalej? - granatowowłosa dalej się z niej nabijała. Tadashi z całych sił próbowała wsunąć się wyżej, albo jakkolwiek podnieść, ale drzewo było za gładkie, a jej za każdym razem było widać majtki jak chciała podnieść nogę. Sapała strasznie, nie mogła się poddać, aż skończyło się to upadkiem na plecy.

Ozawa ironicznie zaczęła bić jej brawo.

- Sama też byś tam nie weszła! - upomniałem ją, bo mam dosyć tego jej rechotu.

- Gdyby nie lęk wysokości to bym tam wlazła.

Lęk wysokości mówisz... o boże jak ja dawno tego nie robiłem, czy jeszcze w ogóle potrafię? Chyba czas w końcu się zebrać w sobie. Zamknąłem oczy.

- A ty co odwalasz? - brew Shuheia uniosła się pytająco.

Musiałem skupić w sobie energię natury, poczuć wiatr w sobie. I rzeczywiście wiatr rozwiał moje włosy, a ja poczułem w sobie i na plecach moc, na pewno się uda. Podszedłem, więc do Kokoro i objąłem ją w tali.

- Ej, co robisz zboczeńcu?! - 3...2...1...

- Boska Wiedza! - krzyknąłem. Ach znowu to piękne uczucie, wolności choć musiałem się wznieść tylko na wysokość 3 metrów.

- Aaaaa!!! - granatowowłosa zakryła sobie oczy rękami - Na dół kurwa na dół!

- Co już nie jesteś taka odważna? - zaśmiałem się, a ona od razu zrobiła się cała czerwona i wyglądała jakby miała się popłakać. Postawiłem ją na parapecie, biedna, nogi się jej zaczęły okropnie trząść. 

- Masz łom przy pasku, rozwal to okno - ona tylko pokiwała głową, ale pewnie nawet mnie usłyszała za bardzo była skupiona by nie patrzeć w dół.

- Ojejku Koko zaraz się popłacze - różowowłosa zrobiła gest płaczu i to podziałało na Ozawę jak płachta na byka. Zacisnęła wkurzona zęby, żadna cycata dziwka nie będzie się z niej śmiać! Wzięła zamach mało co nie spadając z parapetu, do tego jakiś okrzyk wzmacniający siłę i walnęła w to okno. Niestety tylko lekko pękło.

Rozwścieczona zaczęła napierdalać w okno tym łomem, wszyscy staliśmy i podziwialiśmy to uosobienie furii. W końcu szkło dało za wygraną i otworzyło nam drogę. Sapnęła i wytarła pot z czoła.

- I tak to się robi! - wskoczyła do środka.

A ja miałem teraz zadanie specjalne. Najpierw na ręce wziąłem naszego Shushu gdyż na pewno to truchło było lżejsze od tego różowego kloca. Wziąłem go na pannę młodą co mu się tak średnio spodobało i wrzuciłem do środka przez otwarte okno.

- O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże - ech... nie mogę jej przecież tu zostawić. Z trudem, ale jakoś mi się udało i wziąłem Tadashi na ręce. Aż cała zrobiła się mokra.

Już wyślizgiwała mi się z rąk, więc szybko ją wyrzuciłem i biedny Shushu poczuł na sobie jej ciężar i w końcu miał okazję dotknąć kobiecych piersi. Ja szybko też wleciałem do środka i schowałem skrzydła.

Świetnie, że dopiero teraz uruchomił się alarm, zaczął cholernie głośno wyć niczym muzyka Tsuyukiego i wszystko było czerwone. Zdołaliśmy usłyszeć czyjeś kroki, ktoś do nas biegł! Ale byliśmy tak oszołomieni, że nie byliśmy w stanie się ruszyć. 

Tadashi ten zdradziecki zgred wykorzystała tę sytuację na swoją korzyść. Padła na kolana i zaczęła płakać. Co jest?!

- Co wy tu robicie?! - przybiegli jacyś mężczyźni w garniaczkach. Dostrzegli Kitsune płaczącą na ziemi.

- Panna Tadashi?!

- Ryu! - zerwała się natychmiast i  z mokrymi oczami podbiegła do gościa i się na niego rzuciła. Kurwa Tadashi nie robi się tak! Zdradziła nas.

- Tadashi cholero jedna! - wydarła się ewidentnie wściekła Kokoro.

- Porwali mnie rozumiesz to Ryu?! I chcieli bym zaprowadziła do szefa i jeszcze mnie dotykali! - trzeba przyznać umiejętności aktorskie to ma dobre. Skrucha i bezsilność wychodzi jej bardzo dobrze.

- Złapcie ich, Fukusiowi nie może się nic stać! - czemu oni się jej słuchają?!

Kokoro patrzyła się z niedowierzaniem na dziewczynę z wielką zawiścią. Lecz dostrzegła coś czego ja nie zauważyłem. Różowowłosa mrugnęła do niej porozumiewawczo gdy na chwilę odkleiła się od faceta.

- Łapać ich! - zarządził ten cały Ryu.

- Rozdzielamy się! - Ozawa wskazała nam korytarze - Tsuyuki ty szukasz swojej pozycji! 

I pobiegliśmy. Takiego zastrzyku adrenaliny w życiu nie miałem, ale też jeszcze nigdy nie poczułem się tak zdradzony i nie doznałem takiego cholernego niebezpieczeństwa. Czad!

*

- Przepraszam, ale byłam wobec nich bezsilna... - Kitsune wraz z tym Ryu szli korytarzem prosto do Fukawy.

- Zajmiemy się nimi, spokojnie.

- Też trochę stęskniłam się za nim.

- Och, rozumiem

Stanęła nagle i uśmiechnęła się sama do siebie. 

- Dlatego nikt nie może być świadkiem tego co się tam zadzieje - wyciągnęła swoją katanę w jego stronę. Ta zabłysła w sztucznym świetle, a Kitsune rządna tego co chwilę zrobi wsadziła se palec do ust

Splamiona delikatnie krwią poszła dalej, nie zajęło jej to wiele czasu. Bez problemu dotarła do saloniku. Szczęśliwa, że w końcu zobaczy Fukusia. Gdyby miała szpilki na pewno by ich dźwięk pięknie roznosił się po pokoju, jedynie co jej zostało to wymachiwać zgrabnie pupą, a katana wykańczała obrazek.

Weszła do czerwonej salki wystrojonej w perskie dywany. Znajdowało się tam dwóch mężczyzn, Ishido i jej ukochany.

Kokichi aż się wychylił gdy dostrzegł ją wychodzącą zza drzwi.

- Tadashi?! - zdziwił się.

- Fukuś! - podbiegła do niego i rzuciła mu się w ramiona, czarnowłosy nie za bardzo wiedział co się dzieje i co powinien zrobić. Bardziej niż on zdziwił się jego przeciwnik do gry w uno.

- Co ty tu robisz?! - przyszłam do ciebie kochany, strasznie tęskniłam - polizała go po szyi i objęła dotykając dłonią jego klatki piersiowej.

- Stęskniłam się za tobą.

- Kitsune to naprawdę ty? - wymamrotał Gou z bólem w oczach. 

Dziewczyna na jego widok oniemiała. Zdała sobie sprawę, że Afruo miał rację, jej kochany Fukuś zrobił krzywdę jej przyjacielowi. Kokichi nie był zadowolony, że stała się świadkiem tej sytuacji. Mimo iż różowowłosa chciała wysłać mu litujące spojrzenie to musiała grać pozory i tylko się uśmiechnęła pogardliwie.

- To ja - rzekła dumnie.

- A skąd ta krew? - zapytał jeszcze gościu w okularkach. Kitsune serio była w humorze bo zaczęła się śmiać, podle rechotać. W piękny i w bolący sposób, niczym prawdziwy psychopata, yandere, w którą jako jedyna nie miała okazji się jeszcze wcielić. Musiała jeszcze odegrać cierpienie w tym śmiechu, jakby coś w niej pękło i czuła, że powoli nie wytrzymuje.

- Ha, ha, ha, ha...hah... - uspokoiła się i czerwonymi oczami popatrzyła się na Ishido. 

- Zabiłam Afuro Terumiego - rzekła zadowolona.

A bicie kamiennego serca Ishido stanęło.

----------

Ale się porobiło... wiecie co chyba na stałę przenoszę się na niedziele

A oto wasz cosplay c:

Trzeba jakiś mundurek zakupić do tego.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro