Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Oczy

Gdybym zrobiła oficjalną linię naklejek, zakładek i plakatów z Boskiego Ognia i Killer Queen kupiłby ktoś? XD Mam w planach konkurs gdzie będą do wygrania między innymi takie rzeczy, ale to dopiero jak je zrobię.

----------

Było zimno i ciemno, głucha cisza. Zmęczony ciągłym płaczem i paniką blondyn siedział pod drzwiami. Los wcale mu nie służył, czuł jak na nowo wariuje. Trząsł się cały, siedział z podkulonymi kolanami i spuszczoną głową sapiąc ciężko i próbując w końcu się uspokoić i może zasnąć. Fryzurę rozwalił sobie totalnie, pojedyncze kosmyki wpadały mu do ust, były mokre, w ogóle cały był mokry.

W pewnym momencie pojawiła mu się nowa myśl, bardzo kusząca i niebezpieczna. Była jak zakazany owoc, ale czuł w kościach, że byłby w stanie to zrobić. Co gdyby to on zajął pozycję cesarza? 

- Może to ja powinienem cię zabić pierwszy? - podrapał się po głowie, wbijając mocno paznokcie w sam czubek jakby na siłę chciał wydobyć krew.

Miał przed oczami wizję jak to on siedzi na tym tronie patrząc na wszystkich z góry, na tych którzy kiedykolwiek go skrzywdzili bądź znieważyli, a za podnóżek służył mu Ishido. 

Mroczne wizje przerwało mu niespodziewane uczucie spadania. Poczuł jak leci do tyłu, a oślepiający blask wali go po oczach. Boże, przyszedłeś po niego?! Poleciał do tyłu na plecy i zasłonił sobie oczy dłońmi, starał się je otworzyć i zauważył kolejną postać na sobą.

- Ale ani mru mru, że to ja - te same szare włosy i wory pod oczami co zawsze no i oczywiście słuchawki zawieszone na szyi.

- Shuhei? - wymamrotał. Młody schylił się do Aphrodiego i pomógł mu się podnieść. Blondyn gibał się jak na szczudłach, nogi mu zwiotczały.

- Pan wyjechał na chwilę, a trochę szkoda mi ciebie było - mężczyzna prawie co upadł i kierowca musiał go złapać.

- Którą mamy godzinę?

- Gdzieś przed 21

- Zawieziesz mnie w jedno miejsce?

- W takim stanie to jedyne miejsce gdzie cię mogę zawieść to dom, wiesz jak wyglądasz?

Afuro nie wyglądał najlepiej, był posiniaczony i lekko zakrwawiony do tego cały mokry i nie wyspany.

- Trudno! Ogarnę makeup w aucie tylko daj mi moją torbę - wziął chłopaka za rękę i wyszli z piwnicy, uciekli także z domu przemykając obok służby.

- To gdzie mam cię zawieść?

- Day&Night - wypowiedział tę nazwę grzebiąc w swojej torbie, miał tylko nędzny podkład i to w pudrze nie było szans na zakrycie tej masakry. Do tego Shuhei wcisnął gaz do dechy i od razu przycisnęło go do fotela. Tym samym przejechał sobie eyelinerem po długości policzka. 

- Jakim cudem ty masz prawa jazdy?! - krzyknął łapiąc wszystkie kosmetyki w locie.

Minęło 20 minut i byli już na miejscu. Był trochę spóźniony, ale to i tak cud, że w ogóle udało mu się przyjechać. Wbiegł szybko do środka, aż mu się rozburzyła jego fryzura. Sapnął zmęczony i zaczął się rozglądać. Wszystkie miejsca były zajęte, ludzie czekali zniecierpliwieni, ale on szukał tylko swojego ukochanego bruneta. Ten jako pierwszy go dostrzegł. Odłożył szklankę, którą aktualnie czyścił i rozłożył ramiona by Aphrodi mógł się na niego rzucić.

Nie oczekiwał już żadnych czułych i miłosnych słówek, chociaż w głębi duszy pragnął je usłyszeć.

- Potraktuj to jak pożegnanie - rzekł bezdusznie, a te słowa przesiąknęły umysł blondyna. W tym momencie żegna się ze sceną, pracą, chłopakiem i ludźmi. Nawet nie miał okazji wybrać sobie repertuaru, dopiero skacząc w samochodzie wybrał 5 specjalnych utworów.

Afuro skinął głową i jeszcze szybko pobiegł na pięterko po skórzaną kurtkę i parę błyskotek by ostatni raz zrobić dobre wrażenie. Ogarnął fryzurę i był gotowy. Dał djowi listę piosenek, których podkład miał puścić i dostał do ręki mikrofon. Ostatni raz, ostatni pokaz, a paręnaście par oczu nie umiało się od niego oderwać. Musiało być to najlepsze show jakie da w życiu.

Oczy tych wszystkich ludzi były niczym wygłodniałe wilki pragnące dobrej muzyki. Przyszli tu by wsłuchać się w jego anielski głos, by móc chociaż przez chwilę sięgnąć nieba.

Afuro wyszedł jak zwykle dumnym krokiem, ci ludzie już należeli do niego. Mimo iż byli trochę poddenerwowani spóźnienie, zaczęli mu bić brawo. Uśmiechnął się zaborczo, teraz już nie był sobą, był jednym ze swoich kilku osobowości. Mimo, że w jego głowie teraz nie działo się za dobrze to muzyka zaraz ukoi wszystkie problemy. Wszedł na scenę, złapał się za szyję bo czuł jakby miał tam gulę, która nie pozwalała mu mówić.

- Dobry wieczór - wydusił z siebie. Tłum tylko zaczął piszczeć. No i jak ma im to powiedzieć? Przełknął ślinę z nadzieją, że gula zniknie, ale za to zaczął się trząść - to jest pożegnanie...

Tłum zamilkł. Sposób w jaki Aphrodi to mówił był taki smutny i głęboki... wszyscy wyczuli, że coś jest nie tak.

- Chciałbym już teraz podziękować każdemu z was. Pojedynczej osobie, pojedynczemu światełku. Byliście moją odskocznią, szansą na spełnianie się w pasji. Jakby to ładnie powiedzieć...jesteście w tym momencie moim niebem. Ja aniołem. Albo nie! Gwiazdą! Taką spadającą, przyszedł mój czas i muszę odejść, powód osobisty, ale niebo bez tej jednej gwiazdy dalej istnieje. Day&Night dalej będzie stało i serwowało wam najlepszą kawę pod słońcem. Nie przejmujcie się mną, zasiałem w życiu wiatr i teraz zbieram burzę, na świecie jest wiele takich amatorów muzyki jak ja, znajdziecie sobie alternatywę. Ja chciałem teraz tylko podziękować, a przez muzykę się pożegnam. Jak to powiedział Freddie Mercury... Show must go on! 

Wskazał palcem na dj'a, a ten tylko nacisnął guziczek by muzyka wydobyła się z głośników. Afuro zaczął trzepać głową do dźwięków gitary basowej, drapał się po brzuchu udając, że sam szarpie struny. Włosy leciały mu na prawo i lewo. W końcu gdy zaczęły się słowa zarzucił włosami i przystawił mikrofon do ust. "Jumpsuit" od Twenty One Pilots rozbrzmiewało po całej sali.

- I can't believe how much I hate

Pressures of a new place roll my way

Jumpsuit, jumpsuit, cover me...

Skakał jak opętany po całej scenie, ktoś na pewno na tej sali zdążył wyciągnąć krzyż. Udało mu się zeskoczyć i przebiec między stolikami. Na spokojne dźwięki nie robił nic konkretnego, po prostu szedł, ale samo chodzenie go męczyło. 

I tak przelatywały kolejne piosenki...

"Bad Guy" pozostawając przy podobnych brzmieniach i dla beki trochę.

"7 years" które wprowadziło wszystkich w nostalgiczny nastrój.

A zostając przy smutnych minach zaśpiewał jeszcze "One More Light"

By na koniec zapodać wspomniane już "Show Must Go On"

- Empty spaces. What are we living for? Abandoned places. I guess we know the score...

I wtedy wszystkim udzielił się smutny nastrój, wiedzieli, że to już koniec. Afuro wydzierał z siebie każdy dźwięk, nie oszczędzał gardła. Tłum podnosił ręce do góry i szalał, a on czuł, że mimo zmęczenia i tego, że wszystko zaczyna znowu boleć mógłby tak bez końca. Jednak piosenka mu na to nie pozwoliła. Wyciągnął tylko rękę w górę próbując sięgnąć gwiazd i jakby zacisnął w pięści ostatni dźwięk. Sapał okropnie, z bananem na twarzy przeczesał sobie włosy opadające mu na twarz. Widzowie pełni zachwytu, oczarowani magią Terumiego zaczęli mu bić brawo. Czuł w tym momencie niesamowity przepływ energii, płynęła od ludzi dla niego. 

- Jeszcze raz dzięki i dobranoc! - zeskoczył ze sceny i przebiegł środkiem stolików zbijając piątki. Zaszył się gdzieś w knajpce na resztę nocy. 

Teraz stał pod filarem, dochodziła północ, mało kto siedział jeszcze w klubie, ale było paru delikfentów, którzy imprezowali w najlepsze. Co chwilę do niego ktoś podchodził gratulując albo zachwycając się jego talentem. On tylko chciał dopić swoje martini i też już chciał się zmywać, ale nagle jego telefon zawibrował. 

Sms od kolejnego nieznanego numeru, którego jeszcze nie zablokował.

"U boku twego klękam,

władco mój,

albowiem to właśnie ja, jest ten, który

żywego

albo martwego

jelenia przywiezie"

- Co proszę? - zdziwił się i jeszcze raz to przeczytał. Czy to jest jakaś zagadka? Kod? Nawiązanie do czegoś? O co chodzi, już zaczął myśleć, że się upił. Ale on już nie takie łamigłówki rozwiązywał. Przeanalizował literka po literce...

- U boku... władco... albowiem... żywego... albo... jelenia - oderwał głowę od telefonu - uważaj... -wymamrotał. Wystarczyło złożyć pierwsze litery, ale o co chodzi? Rozejrzał się po lokalu, czy nadawca smsa jest tutaj? Chyba czas się zmywać. 

Odwrócił się, a drogę zagrodził mu Hera, ten z pośpiechu aż się go wystraszył. Brunet objął mężczyznę i go przytulił.

- Idziesz już?

- No trochę późno się zrobiło...

- Słuchaj stary, trzymaj się jakoś, jakbyś ewentualnie potrzebował pomocy to dzwoń...

- Dobrze, dzięki ci za wszystko - odwzajemnił uścisk. Hera, pochylił mu się do ucha i szepnął:

- Ktoś na ciebie czeka... - wskazał ręką na wyjście.

Na pożegnanie klepnął go w pośladek i odszedł. 

Ktoś na niego czeka? Ale jak to?! Wyglądał na trochę zakłopotanego jak to mówił. Czyżby gościu od smsów i telefonów oraz anonimowego listu?! Zdębiał przez moment, niepewny czy chce wychodzić. No gorzej już chyba być nie może...

Jakie było jego zdziwienie gdy przed wejściem stał nie kto inny jak Ishido Shuuji. Jego mina nie wskazywała nic dobrego. Stał z rękami w kieszeniach, a za nim Shuhei ze spuszczoną głową i zawstydzoną miną opierał się o limuzynę. Blondynowi opadły ręce, patrzył zaszklonymi oczami w czekoladowe patrzałki cesarza, nie on dłużej nie wytrzyma. Upadł na kolana.

- Wstawaj, wracamy do domu - odwrócił się na pięcie i skierował do samochodu.

- Na co mam niby uważać, wiem, że to ty...

- Nie mam pojęcia o czym mówisz - zbliżył się do niego i złapał za ramię. Szarpnął by wstał - miałeś szczęście, że Shuhei ma dobre serce. Żeś się musiał przypałętać akurat tutaj...

Blondyn wyrywał się z uścisku, jednak z kolan nie chciał się podnieść.

- Puszczaj! - wymachiwał rękami.

- Wracasz ze mną! - poirytowany białowłosy wziął sobie Afuro i z dużym problemem przerzucił go sobie przez ramię. Ten nie spodziewał się, że tak nagle straci grunt pod nogami. Wrzucono go do samochodu i ślad po nich zaginął. Co działo się dalej dopowiedzcie sobie sami.

***

- Pierdol się, nie zrobię tego!

Na następny dzień, oboje od rana siedzieli w siedzibie piątego sektoru. Terumi nie był zadowolony z tego faktu, gdyż każdy w tej korporacji zawiesił na nim wzrok. I co się dziwić.  Szyję miał całą czerwoną, twarz przypominała śliwkę, a brzuch co chwilę dawał o sobie znać.
Dosłownie został sprany na kwaśne jabłko, aż szkoda patrzeć. Ishido nie dawał po sobie poznać, że to on jest autorem tego dzieła.

Aktualnie blondyn siedział pod biurkiem cesarza i znowu się z nim rwał. Odpychał go od siebie i na siłę próbował wyjść spod stołu.

- Sprzeciwiasz mi się znowu?! - warknął Ishido. Już i tak wystarczająco mu odpuścił.

- Nie będę ci obciągać! Fuj! Daj mi wyjść! - Ten go za głowę, a drugi za kolano.

- A jak ktoś tutaj wejdzie... - od razu zamilkł, a jego głowa została zepchana z powrotem pod biurko. Usłyszał czyiś głos, czyli znak, że ma się nie ruszać. Jakaś kobieta.

- Dzień dobry - ta co spisuje raporty z ostatnich wydatków.

- Dzień dobry... - siedział z dłońmi złożonymi w koszyk udając, że nic się przed chwilą nie działo.

- Panie, jest wniosek o powiększenie naszego miesięcznego budżetu.

- Przemyślę to... - białowłosy liczył na to, że położy tylko papiery i się wyniesie, ale nie zapowidało się na to.

- Już pojutrze jest rozpoczęcie Holy Road, ma cesarz przygotwany garnitur? Musi cesarz olśniewać i nas godnie reprezentować

- Tak, mam coś wybrane... - mina, którą zrobił w tym momencie była nie do opisania. Natomiast bardzo dziwnie się skrzywiła. Ręka Aphrodiego, która miała siedzieć pod biurkiem wylądowała mu na kroczu. Spryciarz postanowił, że trochę upokorzy cesarza i zaczął mu rozpinać rozporek.

- Coś się stało? - kobieta zdziwiła się na to nagłe spięcie.

- Wszystko w porządku - powiedział przez zaciśnięte zęby po czym chwycił nadgarstek blondyna.

- Wie cesarz co? Tłum oczekuje od cesarza partnerki

- Co? - nie zrozumiał co pani miała na myśli, ze zdumienia wypuścił z ręki nadgarstek Terumiego, który to wykorzystał i w całości rzucił się już na spodnie Ishido. Białowłosy aż odjechał kawałek na swoim krześle obrotowym. Kobieta tylko uniosła brew do góry.

- Jaką znowu partnerkę... - wymamrotał Afuro do Shuujiego, a ten udał, że go nie słyszy.

- No jakąś partnerkę, kochankę, chcą cesarza widzieć u boku kobiety. To by rozwiało negatywne plotki i teorie na temat pana - chce kochanki to ją dostanie, blondyn rozpiął mu guzik od spodni. Ishido nie mógł już nic zrobić, bo by to conajmniej dziwnie wyglądało.

- Czyli muszę kogoś znaleść - te słowa były ewidentnie kierowane do Aphrodiego, który był szczęśliwy, że dorwał się do jego majtek.

- Przydałoby się, biorą cesarza za jakiegoś podejrzanego typka, kryminalistę czy co najgorsze geja.

- Którym jest - dodał se w myślach Afuro wsadzając rękę w bokserki. Ishido odpędzał się od niego jak od much, ale nie dawał rady. Chyba baba domyśliła się o co chodzi. Bo dziwacznie wymachiwał rękami pod stołem.

- Puszczaj... - powiedział do niego.

- Co?

- Nic nic...

- Wiesz, jakby co to zawsze jestem ja... - zaśmiała się i zakręciła pasemko włosów na palcu.

Czas na kompletną kompromitację!

Blondyn odepchnął cesarza na tym swoim krześle obrotowym, a on sam w końcu uwolnił się spod biurka.

Wyszedł przeciągając się.

- Och Ishido było wspaniale! - powiedział rozanielonym głosem. Kobitce szczena opadła - aż się dziwię, że to wszystko zmieściłem. Oooo dzień dobry pani.

- To ja może już ten...no... - mina cesarza dosłownie wyglądała tak ;-; a kobitka w podskokach wyszła z pokoju.

Blondyn dostał na raz głupawki i jak opętany zaczął się śmiać. Posiniaczony brzuch go przez to bolał, ale przynajmniej Ishido się w końcu doigrał. Zaczął walić pięścią o blat biurka.

- Teru zejdź proszę na dół do kotłowni po miskę i poproś o lód.

- Że co? Po co ci lód?

- IDŹ JUŻ! - wskazał na drzwi - Nie chcę cię widzieć teraz na oczy...

Afuro usunął się w cień, wycofał się sprawnie za drzwi. Trochę mu zajęło zbieranie tych itemów, znaczy miskę dostał od razu, ale lód? Okazało się, że na 15 piętrze był bufet, a tam lody sprzedawali i lód w kostkach. Dotarł szczęśliwy na ostatnie piętro do pokoju cesarza. Ten leżał zdruzgotany na biurku.

- Zalej to zimną wodą - wymamrotał. Blondyn nie miał bladego pojęcia po co mu to do szczęścia. Nogi będzie sobie moczył? Nic bardziej mylnego. Postawił tę miskę na biurku.

- Co teraz? - zapytał. Cesarz wstał i stanął za nim. Złapał za jego włosy związane w kitkę jedną ręką, a drugą Za głowę i chlup do wody!
Z całej siły wepchał łeb Aphrodiego do miski.

- Musisz mieć ładną buźkę - i powtórka z rozrywki, Afuro znowu się topi. Szybko złapał się za stół i wyciągnął głowę z miski biorąc ogromny wdech.

- Chciałeś mnie udusić! Znowu!

- Zostaniesz moją dziewczyną - rzekł bezdusznie.

- Słucham?! - i znowu nurek do wody!

- Musimy się pozbyć tych siniaków. Nie pokażesz się tak na gali - chwilę potrzymał go w tej wodzie i znowu pociągnął za kucyka i wyciągnął niczym złotą rybkę na wędce.

- Nie idę z tobą na żadną galę! - odgarniał sobie mokre włosy z twarzy.

- Spokojnie zapłacę ci - i siup do miski.

- Zaraz cię zmierzymy, zamówię dla ciebie sukienkę oczywiście czerwoną, a makijaż ktoś ci zrobi przed galą...i jeszcze jakiś wypchany stanik trzeba załatwić.

- Nie będziesz robić ze mnie transeksualisty! I czemu czerwona? Wolę niebieski!

- Cicho, ty nie masz prawa głosu - i ponownie wsadził mu głowę do michy.

- Kocham czerwony, poza tym ładnie będzie ci podkreślał oczy. Jeszcze buty jakieś, w obcasach się zabijesz, masz 41 rozmiar prawda? Mała stopa jak na faceta.

Tortury w misce trwały w najlepsze i tak jak zapowiedział cesarz. Przyszedł profesjonalny krawiec stylista i zdjął z niego miarę. Bawili się tak do południa, aż Ishido stwierdził, że odpuści dzisiaj Aphrodiemu. Bo jak znowu będzie miał Terumiego na własność to nie oprze się pokusie i znowu go pobije. A nie może dopuścić do pojawienia się nowych siniaków.

- Nie wierzę, będę kobietą...

- Ale za to jaką piękną.

- Przecież wszyscy się połapią, to nie wyjdzie...

- Zabawnie będzie, a jak akcja się powiedzie to oprócz pieniędzy dostaniesz nagrodę.

- Łał, walenie palcatem po plecach? - Ishido się zaśmiał na tę uwagę. Schylił się do podłogi i położył na stół pięknie zapakowane pudełko.

- To w ramach przeprosin za zamknięcie cię w piwnicy. To było słabe...

Teru chwycił od razu za wstążkę, ale otwieranie przerwał mu Shuuji.

- Otwórz dopiero w domu.

- Dziękuję - powiedział gorzko i wyszedł.

Przed budynkiem czekał na niego Shuhei słuchający czegoż innego jak nie metalu? Otworzył mu drzwi i ruszyli w końcu do domu.

- Słuchaj stary, kiepsko wczoraj wyszło, ale w posiadłości rospętało się piekło i wolałem się przyznać bez konsekwencji... rozumiesz? - blondyn wcale nie słuchał co kierowca ma do powiedzenia. Chwycił za wstążeczkę i ją rozwiązał. Jak dostał się do papieru zaczął go agresywnie rozrywać.

Było to pudełko na buty, oczywiście z butami w środku...markowymi. I naklejona karteczka.

"Te długie proste włosy, ten uśmiech tak szeroki, te kolorowe oczy patrzące wciąż na boki, ta delikatna skóra, ten piękny zarys twarzy, w słońcu był aniołem miał, poprawka! W końcu ma czarne jordany"

Jakaś mała niesforna łezka zakręciła mu się w oku.

-----
Ale zajechało Boskim Ogniem...

Ten rozdział jest taki długi, a taki bez sensu, ale to za to, że musieliście czekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro