God Save The Queen
Więc tak, mam już 16 lat lol i dalej mnie podnieca nieistniejacy blondyn
-------
Obstawialiście gdzie nieszczęsna strzała poleci? Trzeba było przyjmować zakłady. Cóż, patrząc na samopoczucie chłopaka można już się spodziewać wszystkiego. Albowiem sam antychryst już wystawiał mu rękę i machał cyrografem przed twarzą. W tamtym momencie czuł, że to on sam umiera. Ci co celowali w głowę Aphrodiego, dosłownie, tracą swoje zakłady.
Kwiaty wyrastające u jego stóp, rozpłynęły się się w jednej chwili. Chwili, która trwała wieczność. Pamiętajmy o magicznej mocy Afuro, jeśli spojrzy na sufit potrafi zagiąć czasoprzestrzeń. Oczy miał tak czerwone od łez jak jego matka na co dzień. Na szczęście widział ją już po raz ostatni.
Zwyciężają ci głosowali na Kokichiego!
Gdy Axel szybko odsunął głowę i zacisnął oczy, będąc gotowym na śmierć, zupełnie nieprzygotowany Fukawa wraz z Rize dostali kulką w łeb. Przebiła się przez czaszkę i jakby naciskając przycisk wyłączyła już na zawsze ciało mężczyzny, zamykając w nim demona by ten w końcu przestał wędrować po padole ludzkim.Tym jednym strzałem nastał koniec wszystkiego. Tak szybko?
Martwe ciało upadło puszczając przy tym białowłosego, a ten jakby niewzruszony tylko uśmiechnął się do siebie jakby był pewny, że tak się stanie. Wcale nie przygotowywał się mentalnie na śmierć...wcale...
Afuro złapał równowagę i oparł się o fotel dysząc ciężko, złapała go nagle jakaś zadyszka. Zatkał sobie usta bo czuł jakby miał się zwymiotować.
- Ja go naprawdę zabiłem...zabiłem człowieka... - mamrotał pod nosem, chociaż to brzmiało jakby ten antychryst z cyrografem już go opętał.
Pamiętacie co było napisane na końcu w ostatnim rozdziale? "Pocisk wyleciał, tylko czy w osobę, którą planował zabić?"
- Bardzo ładnie się spisałeś - cesarz w ogóle nie przejął się tym, do jakiego demona szeptał Aphrodi - a teraz możesz mnie odwiązać.
Zero rekcji.
- Słuchasz ty mnie w ogóle? - podniósł tylko brew i przewrócił oczami jakby znudzony już jego zachowaniem - Boże, nie zamartwiaj się! Moi ludzie to załatwią.
Afuro sam się ogarnął, w absolutnym milczeniu wstał gibiąc się na nogach. Włosy zasłoniły mu oczy i w ogóle wyczuwalna była od niego smętna aura. Zbliżył się do krzesła i zaczął odwiązywać sznury, kolejno od nóg po ręce. Gdy skończył kucnął przed uwolnionym panem.
- Wybaczę ci, że rozważałeś czy by mnie nie zabić. Nie masz jaj by to zrobić to po pierwsze, a po drugie koniec końców i tak zawsze będziesz klękać do moich stóp.
Blondyn odgarnął włosy i podniósł swoją anielską główkę do góry, już miał niezadowolony coś powiedzieć, ale Ishido złapał go za podbródek i schodząc w końcu z tego cholernego krzesła złączył ich usta i pocałował blondyna. Terumi odwzajemnił ten gest.
- Nie patrz się już tak na mnie, przecież cię kocham - Terumi postarał się chociaż podnieś delikatnie usta i stworzyć z nich uśmiech.
- Tęskniłem - i jak to pary mają w zwyczaju przytulili się. Na szczęście mogę wam oszczędzić tych czułości bo romantyczną chwilę przerwały krzyki z korytarza.
Oby dziewczyny zdążyły uciec albo gdzieś się schować bo brzmiało to na grupę mężczyzn, pewnie jakiś ochroniarzy.
Afuro nie czekając chwycił mężczyznę za rękę i pociągnął ze sobą w stronę ucieczki. W przeciwieństwie do niego. Zdążył jeszcze wziąć swój pistolet z podłogi. Wbiegli na schody na balkonik i tam za murkiem się skulili. Zdziwiło blondyna, że Ishido miał problem z wbiegnięciem po schodach. Pewnie pod ubraniem chowa jakieś siniaki, nie daj Boże ma coś złamane.
Mężczyźni wbiegli do salki z perskimi dywanami, było ich dokładnie 4. Każdy ubrany w czarny garnitur niczym jacyś agenci. Mimo, że para była dalej i powyżej nich to wstrzymywali oddechy.
-Szefie?! - zajęli się Kokichim by się upewnić czy na pewno biedak nie żyje. Wtedy o dziwo to białowłosy pokazał gest wstania, że mają przepełznąć do drzwi, czyli tam skąd przyszedł Afuro. Mogło im się to udać, gdyby nie to, że jak blondyn się przemieszczał na czworaka kopnął nogą stojące obok krzesło.
- Co to było?
- To dobiegło z góry! - wskazał na balkon i czterej agenci od razu wbiegli na schody.
Dwójka nie miała wyjścia i wstali i zaczęli biec. Cyrk się stał dopiero jak Terumi pomylił drogę. Wbiegł w korytarz, w którym jeszcze nie był. Ciągnął za sobą swojego pana, właściwie to wycierał niczym wszystkie kurze. Teraz to się naprawdę przestraszył. Było mu ciężko złapać oddech, do tego panika bo słyszał tupanie butów za sobą.
- Proszę, no błagam! - sapał - Gdzieś tu musi być to okno!
Teraz tak myślę, że budynek ten można przyrównać do szpitala. Pełno drzwi i korytarzy.
- Afuro, nie biegnij na oślep! - upomniał go białowłosy.
Ku ich zdziwieniu na swojej drodze spotkali trupa, nie przeszkodziło to im w dalszej ucieczce, ale był to punkt orientacyjny bo zwłoki należały do tego gościa co go Kitsune na początku od nich odciągnęła. Sprytna baba.
Aniołek czuł już powiew wiatru, a pod nogami pojawiły mu się pierwsze odłamki szkła. Są uratowani, a to co zrobi albo ich uratuje albo zabije.
- Teru? - przeraził się, że zwalniają akurat przy rozbitym oknie. Tym, które rozbili wchodząc tu.
- Boska wiedza! - krzyknął. Białowłosy od dawna nie miał takiego errora i what the fuck na twarzy, a wyłączył się całkowicie gdy blondyn wziął go pod pachę i jak gdyby nigdy nic wyskoczył przez okno wraz z ostatnimi odłamkami szkła. Cesarz aż go przytulił bo był pewny, że mu się wyślizgnie.
W końcu ze zwiniętej kulki rozłożył swoje skrzydła niczym Ikar. Nie sądził, że ten manewr miał szanse się powieść. Jednak doskonale wiemy, że Ikar w pewnym momencie musi upaść. Na dworze stał jakiś koleś, chyba jeden z tamtej czwórki, który wybiegł na dół. Miał wiatrówkę. Gdy tylko Afuro pokazał swoje majestatyczne skrzydła i obniżał lot, facet go trafił, na szczęście tylko w skrzydło. Terumi syknął z bólu.
Normalnie skrzydła powinny zniknąć i oboje pięknie spadać, lecz Afuro swoją siłą woli i błaganiem utrzymywał się na skrzydłach jednak i tak zaczęli spadać.
- Terumi choleraaaaa - spadając zrobili śrubę, a w między czasie gdy ponownie zawinął siebie i Ishido w skrzydła człowiek strzelił drugi raz. I teraz na szczęście na małej wysokości przyładowali z impetem w ziemie, że został po nich piękny tor. Skrzydła zniknęły i w końcu blondyn wypuścił cesarza ze swojego uścisku. Przeturlał się kawałek i także położył na ziemi. Wlecieli gdzieś w krzaki, więc raczej koleś ze strzelbą ich nie wyśledzi.
Afuro zwijał się z bólu i łapał za plecy, bo ból skrzydeł po ich zniknięciu przekłada się na plecy.
- Ugh... boli - Ishido wstał z trawnika jak gdyby nigdy nic, chociaż również go wszystko bolało. Wytrzepał się i pochylił nad obolałym aniołkiem.
- Nic tam nie masz, a nawet jeśli to do wesela się zagoi.
- Czyjego wesela?! Chyba nie naszego - jeszcze raz syknął z bólu. Nie dość, że przeżywa to, że zabił człowieka to jeszcze cierpi jego ciało.
Myśleli, że są w dupie, bo Shuheia nie ma, dziewczyn również, a samochód na drugim końcu lasu, jednak ich ból i rozmyślania przerwał dźwięk klaksonu.
Zupełnie nie przewidzieli, że po drugiej stronie jest normalnie ulica. Byli uratowani bo klakson należał do ich limuzyny, z której okna już machała Kitsune. Szybko złapali równowagę i zbiegli ze zbocza prosto do auta. Shuuji czuł, że nie jest zbytnio gotowy na spotkanie z dawnymi przyjaciółmi.
Tylko otworzyli drzwi, a szarowłosy kierowca już odjeżdżał.
- A jednak żyjecie - ucieszyła się różowowłosa poprawiając okulary.
Wszyscy wsiedli i ruszyli w drogę powrotną. Niezadowolony Shuhei nie mógł włączyć swojej muzyki, bo wszyscy byli zmęczeni ostatnimi wydarzeniami i dniem. Tak wspomnę, że była już prawie 19 i robiło się ciemno. Większość już odpływała.
- Dobrze cie mieć szefie w jednym kawałku - powiedział Shuhei uchylając okienko by dołączyć się do rozmowy.
Ishido patrzył to na Kitsune to na Kokoro nie wierząc, że aż tak się zmieniły. Jedna zapuściła włosy, druga obcięła. Jednej jeszcze bardziej cycki urosły, drugiej nieco mniej.
- Was też miło widzieć - jakiś wstyd go wziął nagle, tak nagle jak Kokoro złapała go za kołnierz i przyciągnęła go do siebie by mu przemówić do rozsądku.
- Dzięki za wrobienie mnie w zabójstwo i zabicie dziewczyny. Mam rozumieć, że dostanę coś za pomoc Aphrodiemu, bo my tu nie na wolontariacie.
- Dokładnie - dołączyła Kitsune - kasa ma się zgadzać. I nie miziaj się tak do Afurko bo przez tydzień jest mój.
Terumi udawał, że tego nie słyszy i patrzył się w fotel przed sobą starając się nie pokazać, że na wzrok cesarza mało co się nie posikał. Bo słysząc to co blondyn naobiecywał przekrzywił głowę lekko na bok i drążył w nim dziurę większą niż jego odbyt.
- Ja też oczekuję nagrody - odezwał się w końcu - i załatwisz oczywiście bym nie musiał zamieszkać z Kokoro w więzieniu.
Cisza *gay silence*
Mimo całej akcji i opętania przez Rize plecak z ekwipunkiem, który zabrała ze sobą Tadashi, który był tak bardzo wyśmiany przez resztę, nie zniszczył się, a tym bardziej nie potłukł. Całe szczęście bo teraz mogła wyciągnąć przechowywaną wódkę.
- Może opijemy nasze zwycięstwo? - potrząsnęła wesoło buteleczką.
- Może już w domu? To tylko 40 minut... - Kokoro mądra matka głupich dzieci.
- Pod kanapą masz kieliszki - przerwał jej Shuhei. Ta limuzyna serio miała wszystko czego arystokracji i Ishido potrzeba do szczęścia. Fotel krył szufladę z całą zastawą, talerze, sztućce i oczywiście kieliszki.
Wszyscy z większym i mniejszym oporem w końcu się napili, oczywiście poza Shuheiem bo jest szanującym się kierowcą.
Wkrótce tam z tyłu rozkręciła się pijacka impreza. Kto miał z kim ten się migdalił, Afuro śpiewał dla uciechy wszystkich, nawet po alkoholu głos miał anielski. Kitsune rechotała w niebogłosy z dennych żartów Kokoro, a nasz sztywny cesarz przycinał komara ściskając się na fotelu, bo blondyn, który w końcu zapomniał o tym, że zabił człowieka wziął na luz i położył się na nim jak długi.
Nie wiadomo ile to się ciągnęło, bo szczęśliwi czasu nie liczą. Zapadła noc kompletna, a oni dalej jechali. I gdzie te 40 minut?
Afuro podniósł powiekę spoglądając na telefon.
- 21:26 - wymamrotał - Shuhei 21:26 czemu do cholery nie jesteśmy jeszcze w domu?!
Cisza
- Tsuyuki?! - popatrzył za okno. Jechali po pięknej prawie puściutkiej autostradzie. Wszyscy jak jeden mąż też się obudzili.
Chłopak uchylił okienko, cały był zarumieniony od wstydu.
- No tak jakby pojechałem w drugą stronę.
- Co znaczy w drugą stronę?! - oburzył się zmęczony Ishido, poskubał się po brwiach. Nie ma za bardzo jak zjechać z wielkiej autostrady.
Kitsune także wyjrzała przez okno, akurat minęli tablice z drogowskazami. Tak trochę ją przywarło do fotela.
- Shushu...czy ty nas wywozisz do Kyoto? - nastała cisza przed burzą.
Tsuyuki zastanawiał się czy nie otworzyć drzwi i nie wyskoczyć na sam środek drogi i trafić pod koła jakiegoś tira. Oczywiście wszyscy kierowcy tirów, dziwili się co prestiżowa limuzyna robi na ich terenie.
- No bo ta droga leśna wywiozła mnie nie wiadomo gdzie, wy byliście podpici i prawie spaliście to myślałem, że nie zauważycie i jak ta cholerna autostrada do piekła się skończy to zawrócę. Obiecuję! - biedny zaczął bać się o swoją posadę bo cesarz świdrował go wzrokiem przez to niewielkie okienko.
- Co się tak podniecacie? Shuhei nas wywiezie do końca autostrady, zawróci na jakieś stacji i będziemy za jakieś 2 bądź 3 godziny - Kokoro założyła nogę na nogę i puściła oczko do szarowłosego.
Chłopak to złapał, ale był inny problem.
- Taaak, może tego nie poczuliście, ale zamknęły mi się oczy na chwilę i mało co nie wąchaliśmy kwiatków od spodu przejeżdżającego obok tira...
- Wszyscy już chyba mamy dość. Co zrobimy? - zapytał Afuro wymuszając odpowiedź na cesarzu - ...panie? - dodał cichutko. Podobało mu się jak Shuuji się denerwował, więc uśmiechnął się zadziornie.
- Shuhei wytrzymasz jeszcze chwilę. Staniemy w najbliższym hotelu czy motelu przy drodze. Nie ważne jaki by on był.
Klamka zapadła, z jego decyzją nikt się nie kłócił. Żeby nasz kierowca nie zasnął, puścili jego ulubioną muzykę nawalankę Iron Meiden. Na szczęście za niedługo mieli zjazd, a kilkadziesiąt kilometrów dalej na nawigacji wyświetlały się symbole noża i widelca, oraz łóżka, nie wiele brakowało by znaleźli się w łóżku.
Mieli niezłe zdziwko jak wjechali w las, a wyjeżdżając z niego mieli jezioro pod nosem.
"Marine Blue Lake hotel" wyczytała nawigacja.
Brzmiało luksusowo i tak było, jezioro było prywatną plażą hotelu. Co on robił na takim zadupiu?! Ale rzeczywiście w okolicy było sporo jezior, więc dla miliardera postawienie sobie hoteliku było okazją do jeszcze większego zarobku. Właściciel wzbogacił się także na naszych bohaterach bo byli tak padnięci, że nie zamierzali dłużej szukać.
Miał gdzieś 5 pięter, cały przeszklony, oświetlony na niebiesko,a wszędzie gdzie się dało były egzotyczne drzewa.
- Może jednak poszukamy czegoś tańszego szefie? - wyjęczał Shuhei, bo mina białowłosego nie sugerowała szczęścia, trochę zaboli to jego portfel. Ishido wziął głęboki wdech i wydech by się nie denerwować .
- Uratowaliście mnie więc należy wam się odpoczynek, nie ważne za jaką cenę.
Nie trzeba mówić jak źle wyglądali. Spoceni, zmęczeni, w obdartych i pobrudzonych ubraniach. Wszyscy, którzy akurat siedzieli w holu zaczęli ich obgadywać, niektórzy nawet rozpoznali cesarza. Dosłownie Janusze na wakacjach.
Interweniować musiał Shuhei bo od cesarza śmierdziało alkoholem i kobieta chciała ich wywalić. Do tego zaczynał się sezon wakacji i wszystkie pokoje były zajęte. Jedynie te najdroższe z łaźniami, królewskimi łożami, śniadaniem do pokoju i basenem jak się wyjdzie były wolne.
Chyba nigdy jeszcze tak bardzo serce i portfel nie zabolały białowłosego.
Wszyscy rozglądali się i podziwiali budynek, Kokoro nigdy nie było stać na takie wakacje, a była teraz to miła odmiana dla więzienia, Aphrodi obiecał, że zabierze kiedyś Miyu do takiego hotelu, jedynie Kitsune nie była wzruszona bo była w takim miejscu na imprezie firmowej.
Otworzyli pokój elektroniczną kartą. Wzięli pokój typu studio 2+2 z dostawką dla biednego Shuheia. Nie trzeba go opisywać, po prostu biel, nowoczesność i wygodne łóżeczka. Najważniejszą rzeczą był podświetlany basen, który ich wołał z dworu.
- To ja wezmę kąpiel - rzekł Axel po czym wszedł do królewskiej łazienki, większej niż w jego mieszkaniu.
- Ozawa chodź idziemy pływać - zarządziła Kitsune.
-W czym niby?
- W bieliźnie, a w czym? Chyba, że wolisz nago.
- Ale w co się przebierzemy, poza tym zimno jak cholera, idę spać - potuptała do łóżeczka.
- A się śmialiście, że dodatkowe ciuchy wzięłam! - rozebrała się szybciutko malując tym samym twarz Kokoro na kolor czerwony. Bezwstydnica. Nie obchodziło ją, że tłuszczyk jej się ulewał z boku na bok, a piersi skakały jak kangury. Po prostu wzięła rospęd. Ozawa tylko jej drzwi balkonowe otworzyła i wskoczyła na bombę wylewając połowę w wody z basenu.
- KURWAAAA - rozległo się na cały hotel, aż granatowowłosa się przejęła i podbiegła do niej. Biedna różowowłosa przywaliła tyłkiem w dno.
- Powaliło cię?! Skakać na bombę jak tu tylko 140 centymetrów!
- Rozbieraj się - spoważniała.
- Nie - już wcale nie chodziło o to, że zimno i chce jej się spać. Po prostu miała kompleks pokazać się prawie nago przy mężczyznach i jeszcze konkurować z biustem Tadashi.
Różowowłosej to nie obchodziło. Chwyciła za kostkę Kokoro i pociągnęła ją do basenu. Wpadła jak śliwka w kompot.
- Jak ja cię kurwa nienawidzę - szybko wyskoczyła na brzeg. Zdjęła mokre buty i resztę ubrań. Walić. I wskoczyła do wody z jej techniką hissatsu "Ekstremalny plusk" i zaczęła chlapać wodą.
- Dość, dość - śmiała się różowowłosa, Ozawa pogoniła ją na drugą stronę basenu i przywarła do murka.
- Będziesz musiała mnie ogrzać - popatrzyła się w jej niebieściutkie jak woda oczy i uśmiechnęła zalotnie. Rzadko spotykany widok. Różowowłosa zawiesiła jej ręce na ramionach. Jedyne co je oddzielało od siebie to balony Kitsune.
- Mogę ogrzać ci na chwilę usta - odpowiedział lisek bo doskonale wiedziała czego chce granatowowłosa. Zbliżyła do niej twarz i delikatnie i szybko złożyła na jej ustach pocałunek.
- Mam rozumieć, że już się pogodziłyście? - na brzegu basenu kucał Aphrodi i opierając głowę na ręce wpatrywał się w tę urzekającą scenę. Ozawa przewróciła oczami, podpłynęła do blondyna, który szczerzył się do nich szczęśliwy, złapała go za kołnierz bluzki i pociągnęła do wody.
Ten wydał z siebie tylko coś krótkiego jak "A" i wpadł do basenu.
- Przez przypadek - zaśmiała się. Blondynowi oklapły włosy i wypluł wodę z ust.
- A co? Zazdrosny? - podpłynęła do niego Kitsu i także go objęła, chyba teraz to bardziej Kokoro był zazdrosna. Ta to nie ma za grosz wstydu. Przytuliła się do niego, a jej piersi mało co nie wypłynęły z jej neonowego stanika. Afuro spanikował.
-Ja może wam nie będę przeszkadzał... - szybko wyskoczył z wody i wbiegł w głąb pokoju. Zdjął z siebie koszulkę i swoje dżinsy by nie za moczyć podłogi.
Zapominając o tym, że Gouenji poszedł się kąpać wszedł do łazienki.
- O boże sory - zorientował się gdy podniósł wzrok i ujrzał nagiego wyglądającego jak młody bóg bądź wiedźmin mężczyznę zasypiającego w wannie pełnej cudownych zapachów. Podniecił się bardziej niż przy całujących dziewczynach. Ukrył swoją czerwoną twarz w mokrej koszulce i skierował się do drzwi. Jeszcze gorzej bo był w tym momencie prawie nagi.
- Czekaj... - wyjęczał cesarz. Ta ciemna brzoskwiniowa skóra, pot i kropelki wody i cudowne zmoczone włosy, które przeczesał.
Blondyn powiesił szybko rzeczy na kaloryferze i podszedł do niego sztywnym krokiem. Na szczęście na wodzie było sporo piany i było można uniknąć niektórych widoków.
Ale nie dało się nie zauważyć licznych zaczerwień, zadrapań i siniaków. Afuro wyciągnął rękę by dotknąć jednego przy sutku. Tak dawno nie dotykał swojego pana.
- Bardzo cię boli?
- Będziesz się nade mną pastwić? - złapał go za ta rękę. Terumi przysiadł na wannie.
- Dla mnie taki widok to żadna nowość, ale dla ciebie to pewnie zaskoczenie.
- Wolałbym podziwiać siniaki na twoim ciele - przejechał mu palcem po brzuchu jakby zapraszając do wspólnej kąpieli.
- Weź przestań bo mnie ciarkiiiii... - Ishido pociągnął go za ramię aż wpadł do wanny, na szczęście była duża -...przechodzą, kurwa.
Blondyn szybko ściągnął bokserki bo nie miał innych na zmianę. Przynajmniej było mu teraz ciepło. Do tego białowłosy objął go swoim silnym semesiowym ramionkiem.
- Jak wrócimy do domu, wynagrodzę ci ten brak mojego towarzystwa, będziemy się codziennie kąpać razem - Terumi zamknął na chwilę oczy. Było mu tak ciepło. Starał się przez to picie w aucie i teraz zrelaksować, ale tak go głowa bolała od myślenia o Kokichim, że nie był za bardzo w stanie. Mimo to zanurzył się troszkę. Nie na długo bo położył się na nim Ishido. Z jego włosów kapały zimne kropelki.
Nie wiele trzeba było by się pocałowali i to jakże soczyście. Chcieli więcej i się wbijali co raz to mocniej wpychając sobie języki do gardeł. Oboje chcieli nadać tempo i zdominować drugiego bo za tym pocałunkiem szła ogromna chcica.
Gdy cesarz chciał iść dalej i zaczął zjeżdżać ręką po klacie blondyna, ten nagle jęknął.
-Nigdzie cię jeszcze nie dotknąłem.
- Głowa mnie cholernie boli.
W tym momencie Ishido także zabolała głowa bo drzwi do łazienki się nagle otworzyły i wleciał przez nie trampek Kitsune trafiając w końcu w czerep cesarza.
- Ała!
-Idziemy do gorących źródeł bo oblegacie nam łazienkę, później robimy turniej ping ponga.
Shuuji warknął masując się po karku.
- Nie chcemy zostać dziadkami.
-Nawzajem - drzwi się zamknęły i od razu po ich wyjściu Aphrodi wyskoczył z wanny i sięgnął po ręcznik.
- Idziesz z nimi?
- Nie, po prostu muszę się położyć. Jak przyjdziesz do łóżka to może dokończymy - owinął się ręcznikiem i wyszedł.
Chwilę się podotykali i pocałowali, ale nie było w tym prawie w ogóle pasji Afuro znowu zaczął się tak niespokojnie zachowywać, że naprawdę rozsądnym wyborem było się przespać.
Białowłosy od razu oddał się Morfeuszowi, dodatkowo mógł się wtulić w swojego chłopaka. Ale chłopak wiercił się niemiłosiernie. Przebierał nogami. Sumienie nie pozwalało mu zasnąć, jakby duch Fukawy próbował go nawiedzić. Tak się zaczął przejmować, że aż się popłakał, bolało go to. Do tego leżała obok niego osoba, w którą również mógł wycelować..
Zerwał się nagle, tamten był jak kamień. Poszedł do "kuchni", takiego bardziej aneksu kuchennego, pod pretekstem napicia się wody. Sam sobie tak wmówił.
Dziewczyny korzystały z luksusów hotelowych aż do 24 gdy wszystko się zamykało, a chłopiec hotelowy wyrzucił je z lobby, za darcie na polityków pokazywanych w telewizji i jazdę po holu wózkiem na walizki. Do pokoju weszły z impetem mało co nie rozbijając lustra.
Kitsune rzuciła Kokoro na ścianę i o wiele bardziej podpita zaczęła ją całować po szyi nie mogąc się nią nacieszyć. Odkleiła się dopiero gdy ujrzała, że w kuchni pali się światło. Weszły głębiej do pokoju, a to co zobaczyły nieźle je zaniepokoiło.
- Afuro...po co ci ten pistolet? - wydukała różowowłosa. Blondyn też je dopiero teraz zauważył, oczy mu się przekręciły w ich stronę, były całe zapłakane i świeciły mu się ten piękny brązowo miodowy kolor. Głupio, że go przyłapały.
Niespodziewanie przyłożył go sobie do głowy.
_________
Mam szał zakupowy na aliexpress, ale teraz dopiero zauważyłam, że jestem głupia. Co jeśli te paczki przywiozą tego nowego wirusa?
Albo głupia jestem, że tak myślę ._.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro