Epilog
Osiemnaste urodziny, umowny koniec dzieciństwa, pewny koniec Killer Queen
-----
pov. Afuro
Minęło 5 lat, a mógłbym rzec, że to było zaledwie 5 miesięcy...
Tempo mojego życia znacznie zwolniło, niby już nie żyję z dnia na dzień, gdy sen był jedynym ukojeniem i to ten gdy słońce dopiero wstawało. To czuję jak serce mi znacznie przyspiesza, jakbym odzyskiwał młodość, którą straciłem.
Już nie budzę się obok nieznajomych, a obok tej jednej ukochanej osoby. Gdy widzę jego plecy uśmiecham się mimo wolnie.
Młody Terumi nigdy nie żył swoimi marzeniami, a marzeniami swojej matki, lecz pod tą blond czupryną skrywało się parę marzeń, które chyba dopiero teraz zaczęły się spełniać...
Na początku nie mogłem się przyzwyczaić do wyglądu swojej dłoni. Niby nic się w niej nie zmieniło, ale z pierścionkiem zaręczynowym, a potem z obrączką wyglądała tak jakoś... ładniej?
Po oświadczynach zaczęły się wielkie plany o wielkim ślubie, wielkim weselu na 200 gości, wielkiej niezapomnianej nocy, a wyszło z tego wielkie nic.
Czemu w kraju kwitnącej wiśni, w kraju z tak rozwiniętą technologią, brnącego do przodu, dalej dziwotą jest dwóch kochających się mężczyzn? Naprawdę nie rozumiem tego fenomenu.
Zaproponowano nam ślub za granicą, gdzieś w Europie by potem sobie popodróżować. Shuuya się napalił, że weźmiemy ślub w Hiszpanii, na plaży, już nawet zaczął się języka uczyć. Na co nam to, jak tutaj dalej będziemy dla siebie obcymi osobami?
Nie mogłem przestać o tym myśleć. Niby od zawsze to wiedziałem, ale dopiero gdy zacząłem się tym interesować, a nasz związek poważnieć, zrozumiałem jaki to problem i jakie miałem szczęście trafiając na tak akceptujące środowisko.
- Matko święta, ale smęcisz - przepraszam was, Gou wcina mi się w monolog.
No więc ostatecznie dowiedzieliśmy się o istnieniu czegoś takiego jak ślub humanistyczny. To jest taki bardziej osobisty ślub, który w świetle prawa nie jest ważny, ale ma charakter osobistej ceremonii i przysięgi. To jest powiedzenie "Kocham cię", ale nie przed Panem Bogiem czy urzędnikiem, a przed ukochanym.
Ja sobie myślę "po co nam taka pierdoła"? Przecież mówię mu "kocham" prawie co dziennie, czym będzie to się różnić poza tym, że założymy garnitury, będzie to w jakimś ckliwym miejscu i wydamy na to kupę siana? Ale ten jak się napalił...
- Ale to nie ja 3 razy płakałem ze szczęścia...z naszej dwójki zawsze myślałem, że to ty przywiązujesz wagę do takich rzeczy.
Zapomniałeś chyba jak uwielbiam oszczędzać pieniądze.
- No właśnie nie wiem czy to skąpstwo nie przybyło ci wraz z tymi siwymi włosami.
NIE MAM SIWYCH WŁOSÓW.
- Nie masz, bo zafarbowałeś. To i tak były zaledwie 4 włoski.
Będziesz się tak wymądrzać, bo masz naturalnie białe włosy?
- Na siłę robisz z siebie starego dziada!
Co to ma do oszczędzania pieniędzy?!
- Że strasznie zdziadziałeś, odkąd zacząłeś się opiekować Miyu.
ZDZIADZIAŁEM?! To ty przerzuciłeś się z whiskey na piwo i tylko siedzisz na kanapie i pijesz oglądając telewizję. Przeżyłbym gdyby to jeszcze były jakieś mecze, ale to są tureckie telenowele, na których ryczy jakby mu matkę zabito!
- ALE LUIZA ZMARŁA NA RĘKACH ALEJANDRO, GDY TEN WYJECHAŁ PO TYM JAK JĄ ZDRADZIŁ Z DOLORES PRZEZ CO NIE MÓGŁ JEJ URATOWAĆ!
Łał.
Odkąd oboje skończyliśmy 30 lat, naszym hobby stało się wyzywanie się od dziadków.
- ALEJANDRO PO TEJ TRAGEDII ZOSTAŁ MNICHEM, ALE OTRZYMAŁ LIST, ŻE DOLORES JEST W CIĄŻY!
Ja pierdolę. Z kim ja żyję?
Życie toczyło się dalej. Rozdział 5 sektoru został całkowicie zamknięty. I dobrze, gdyż przez ten cały czas wyświadczałem przysługę Gou i stałem się jego psychologiem.
Daigo niejednoznacznie stwierdził co zrobi Ishido. Cały czas mieliśmy się na baczności, pilnowalismy siebie nawzajem przed kulką w głowie. To było potworne uczucie, zwłaszcza gdy sądaże nie były za korzystne. Cieszyliśmy się oczywiście, że rebelia wygrywa, plan Gou w teorii się powiódł, Jennett pewnie też by się cieszyła. Ale im wyżej słupek rebelii szedł w górę tym bardziej czuliśmy chęć zemsty sektoru na karku.
Chyba nigdy nie widziałem Ishido w tym stanie. Nie potrafił spać, kontaktował się z kim mógł i dowiadywał o planach sektoru, zaczął więcej palić. Jego cesarskie serce z kamienia kruszyło się, a ja nie wiedziałem co mogę zrobić. W tym wszystkim bał się też o mnie. Zwłaszcza, że Kidokawa i Kishibe przegrali mecz z Raimon.
Co nas mogło uratować to jedynie cud, a wiecie, że ja mam kontakty z tymi na górze.
Ishido wystawił swoją drużynę do finału, ale Daigo uknuł plan za jego plecami, że zamieni go na swój team. Oczywiście, że przegrał, bo magia przyjaźni i piłki nożnej zawsze działa. Zadziałała niegdyś na mnie, więc na Sengujjiego także zadziałała.
Ale na tym koszmar się nie skończył i nie kończy do dziś. Największą karą jaką może doświadczyć człowiek nie jest wcale wyrok śmierci czy dożywocie, tylko wyrzuty własnego sumienia. Chyba, że jest się psychopatą bez kszty empatii, za takiego uważał się Shuuya, ale chyba przeceniał sam siebie.
Pozwolę sobie powiedzieć, że Gou wcale nie zabił 10 osób, on zabił siebie i swoje uczucia. Bez graniczna miłość, która wypełniała tego człowieka pchnęła go do zbrodni. Przekonanie, że wyjdzie na tym bez szwanku mocno go omamiło, bo tak naprawdę wyniszczało go od środka.
Przeprowadziłem się na stałe do jego posiadłości, swój stary dom sprzedałem, z wielkim żalem Kishibe, że nie będzie mnie podglądać, ale w końcu udało mi się spłacić długi ojca w całości. Nie żyło nam się fajnie, gdyż nasz dom jak to powiedział Ishido, nawiedzało.
Nie raz widział twarze osób, które zabił w lustrze, czuł na sobie czyiś oddech, śniły mu się koszmary po czym budził się z nich z krzykiem...Najgorsza była Ryoko, wystarczyło, że minęliśmy jakąś brunetkę na ulicy, a twarz kobiety przypominała mu ją.
To był obłęd, większy czar niż ten rzucony przez Rize. Coś we mnie pękało gdy przytulałem go jak tonął we własnych łzach.
Przepraszał mnie za każdą krzywdę, która i mi się przydarzyła. Czasem patrzył na mnie z żalem w oczach, nigdy się chyba nie dowiem o co chodzi. Jakby on coś pamiętał, a ja kompletnie nie.
Jego ból dochodził do takiego stanu, że miał ochotę pójść na policję i się przyznać do wszystkiego. Ale pociągnęłoby to za sobą sznur komplikacji i niechcianych wydarzeń, dlatego powiedziałem "dość".
Żaden z nas nie nadaje się na psychologa, i chociaż tata go tak bardzo pchał w tym kierunku, on sam interesował się tym w dzieciństwie, to to on potrzebuje pomocy. Ja również. Czas wyczyścić wszelkie traumy. j
Jak zaczynać od początku to porządnie.
Utrzymywaliśmy się ze złotej karty Ishido i mojej pracy jako trenera, ale Kishibe skończył szkołę, więc już nie było tak zabawnie i zrezygnowałem.
Komputery rzuciłem w cholerę, zostałem technikiem-informatykiem tylko dlatego, że niby z tego są pieniądze. Koniec końców zarobiłem więcej kurwiąc się niż skręcając kabelki. Ani przez myśl mi nie przeszło by się przebranżować. Trzeba znaleźć pracę lekką i z łatwą kasą. I wiecie co znalazłem? Kursy programów typu microsoft i programowania takie na najprostrzym poziomie. Mądre prawda?
Ishido zaś już miał się pchać na tego lekarza, pójść na jeszcze jedne studia by się dokształcić, ale...
Jego "najdrożyszy" przyjaciel, z którym dzielił udziały w klubie "Metro" został złapany za sprzedaż i hodowlę marihuany i go zamknęli. Wierzcie bądź nie, cały lokal zleciał na barki Ishido. Ci na górze lubią nas aż za bardzo.
Shuuya, najbardziej sztywna osoba na ziemskim padole ma kierować klubem? Nieee.
Nie było mi tak do śmiechu gdy malowałem tam ściany, bo lokal wymagał odświeżenia by się odrodzić na nowo i zapomnieć o błędzie poprzedniego właściciela. Dlatego "Metro" zmieniło się w "Meteorę". Dobre nie? Sam to wymyśliłem. Hera mnie chyba zabije, że robię mu konkurencję.
Kitsune i Kokoro...mieszkają dalej w tym samym mieszkaniu, Ozawa pracuje w księgarni, Kitsune dalej ogarnia Vitaplex, z tego co wiem planują dziecko. Tsuyuki skończył studia prawnicze, wyprowadził się od rodziców i zatrudnił się w salonie samochodowym. W wolnych chwilach gra ze swoim zespołem, nawet są na drodze do wydania albumu. Dalej jest w związku z Akirą. Nigdy nie zapomnę jak przyszedł do nas po porady w "tych sprawach". Wyobraźcie sobie, że moja siostra wyjechała na studia do Yokohamy i tam sobie pomieszkuje...z Taigą. Na samą myśl co się tam może dziać moje braterskie serce płacze. Nigdy nie sądziłem, że zwykły klubik fotograficzny do którego poszła za przyjaciółką zainspiruje ją do przyszłej pracy fotografki.
Nom, to chyba tyle...
- Chyba sobie żartujesz.
Co? Czemu?
- Nie powiedziałeś o najważniejszym!
Że zapisałem się na pole dance?
- To też, ale wiesz o czym mówię...
Dobrze, więc...
Wziąłem udział w "Asia got talent". To było szybkie i spontaniczne. Reklama castingów w pobliżu naszego miasteczka. Nie wiem czemu poczułem impuls, że powinienem spróbować. W życiu nawet o tym nie myślałem, ale tyle osób mnie tam pchało. Mam wrażenie, że Jennett też by tego chciała. Dlatego musiałem wydobyć z siebie Tenshiego, którego wydobywam już tylko na lekcjach pole dance.
Stres jaki mi towarzyszył sięgał zenitu, nawet na pierwszej rozmowie o pracę się tak nie stresowałem. W szatni i poczekalni było wielu ludzi. Bawiłem się w obstawianie komu się powiedzie, a komu nie. Na precastingu poszło mi bezproblemowo, ale przy kamerze, boję się, że coś zawalę.
Był przy mnie oczywiście Shuuya i Miyu, którzy przynosili mi jeść i pić, bo zapomniałem o tych czynnościach tylko zajadałem paznokcie u rąk. Minęły 2 godziny...3...4... a do mojego numeru dalej daleko...5...6...nie obchodziło mnie nic. Byłem tak śpiący, zmęczony, miałem tak bardzo dość i chciałem do domu, że stwierdziłem, że wywalone. Będzie co będzie i chuj. Wyjdę tam, zarzucę biodrem jak zwykle i spierdalam.
-Afuro Terumi proszony za kulisy!
O kurwa...
W tamtym momencie zapomniałem jak mam na imię,nawet nie ogarnąłem, że mówię coś do kamery. Na szczęście Tenshi wyszedł sam z siebie i zajął się sprawą.
Zostałem poproszony na scenę, otrzymałem ostatniego buziaka od Ishido i pewnym krokiem w wysokich kozakach za kolano na obcasie wszedłem na scenę.
Flesh mnie oślepił, brawa też mnie ogłuszyły.
- Jak się nazywasz? - zapytał David Foster. Patrząc na jego minę miał problem ze stwierdzeniem mojej płci.
- Afuro Terumi, ale możecie mnie nazywać Tenshi - zarzuciłem włosami jak to miałem w zwyczaju.
- Mam rozumieć, że będziesz śpiewać? - zapytał.
Pokiwałem głową. W końcu uśmiech wpełzł mi na twarz.
- W takim razie scena jest twoja - oczywiście, że jest moja, publiczność także i każdy centymetr waszego ciała i serca.
Rozległy się brawa.
She keeps her Moet et Chandon
In her pretty cabinet
"Let them eat cake", she says
Just like Marie Antoinette...
Co innego mogłem zaśpiewać? Stwierdziłem, że nie będę nic kombinować.
Ponieważ nie mogłem bawić się w dziwkę postanowiłem się zabawić w samego Freddiego Mercurego. Przechadzać się po scenie, artykułować, troszkę się dotykać...na jury nawet nie spojrzałem, wiem, że i tak na nich działam uzależniająco. Byłem w swoim żywiole, jak ta ryba w wodzie.
Nawet nie wiem kiedy się tak dobrze czułem śpiewając, chyba za tym tęskniłem i za sceną. Meteora będzie mnie na pewno jeszcze gościć.
To absolutely drive you wild, wild
She's all out to get you~
Pozwoliłem sobie puścić oczko.
Na końcu zarzuciłem tylko włosami, miałem ochotę rzucić mikrofonem o ziemię, czułem że mogę wszystko, bo to był mój najlepszy występ.
Gdy zrobiło się cicho znowu zamarłem nawet nie wiem co widziałem, oślepiały mnie reflektory. Halo...gdzie moje oklaski?
Publiczność została wryta w fotele, ale nie mogli pozostawić mnie bez braw i gwizdów. Shuuya z tyłu też głośno klaskał, uśmiechał się, a to dobry znak.
Nasłuchałem się po tym o swojej charyzmie, swoim charakterze, że widać że ta piosenka coś dla mnie znaczy. Słyszę to nie pierwszy i ostatni raz...ale 4 razy na tak się nie spodziewałem.
Podziękowałem, się ukłoniłem i zszedłem z tej sceny jak totalny beton nie ogarniając co się właśnie stało. Shuuya w tamtym momencie rzucił mi się w ramiona i zaczął całować po twarzy. Miło go było zobaczyć tak szczęśliwego i to z mojego powodu.
Przez kolejne tygodnie wydzwaniali do mnie znajomi mówiąc, że widzieli mnie w telewizji. Filmik z moim występem na YouTubie też zbierał niezłe żniwo wyświetleń. Ale to czekanie było w tym wszystkim najgorsze...Cały ten stres po to by i tak nie dostać się do finałowej czterdziestki.
Mówi się trudno.
A potem znowu sielskie życie, które można nazwać szarą rzeczywistością. Praca, zajęcia, wbicie raz na jakiś czas do klubu, terapie. Czy tak wyobrażałem sobie moje życie? W miarę spokojne i ze stablizacją? Za dzieciaka nigdy nie zakładałem, że ktoś mnie pokocha. Będąc prostytutką wyłączałem uczucia, ale nie potrafiłem ich się całkowicie wyzbyć, bo kto zaznał miłości chociaż raz, będzie chciał jej skosztować ponownie.
Przypominałem sobie to za każdym razem jak kładliśmy się spać, jak patrzyłem w jego oczy, jak dyszałem mu do ucha, nawet jak kazał mi do siebie mówić "panie" i związywał w pasy.
Dlatego koniec końców wzięliśmy ten ślub.
Był to lipiec.
Ciepłe letnie powietrze, chmury ni ćwierć, zapach polnej trawy roznosił się w powietrzu.
Zrezygnowaliśmy z ogromnego luksusowego hotelu czy ślubu na plaży. Miało być skromnie i ckliwie. Wieś pozbawiona cywilizacji zdawała się być idealna.
Wpatrywałem się przez okno w pole pszenicy,wyglądało to jak sen, ale nim nie było, naprawdę miałem brać ślub. Chyba po raz pierwszy od przygotowań się zestresowałem, żołądek mi się zacisnął. Odwróciłem się i spojrzałem na marynarkę zawieszoną na wieszaku. Kurwa to się naprawdę dzieje. Ponownie spojrzałem na zboże, ale tym razem mignęła mi polana znanych mi białych kwiatów. Był to tylko moment, Rize chciała mi dać trochę otuchy i mimowolnie poczułem jakby ktoś mnie obejmował.
Z naszych rodzin będzie tylko tata Shuuyi, który z czasem całkowicie nas zaakceptował. Dalej z Shuuyą lubią się gryźć i sobą gardzić, ale przynajmniej nie ma do mnie wątów. Wręcz się pyta kiedy go znów odwiedzę, to chyba dlatego, że razem możemy ponarzekać na Gou. Oczywiście Yukka, której zawdzięczamy pomoc w organizacji, też przybyła.
Ode mnie była oczywiście Hanae, to bardzo trafne stwierdzenie, że widzimy się tylko na ślubach i pogrzebach. Moja kochana młodsz siostra Miyu, której życie też w końcu stanęło na nogi, będzie nam robić zdjęcia wraz z wynajętym fotografem.
I oczywiście nasze kochane dziewczyny, Shu, Akira, nawet Hera, będą towarzyszyć nam w tym dniu. Nie przeszkadza mi brak ojca i matki, bo mam ich i jego...
Wynajęliśmy ogromną wiejską chatkę, byśmy wszyscy się pomieścili. Dzisiejszej nocy nawet spaliśmy z Shuuyą w osobnych pokojach, ponoć zobaczenie panny młodej w sukni przed ślubem zwiastuje nieszczęście, dlatego zabawiliśmy się w odrobinę czystości. Nawet nie wiem jaki ma garnitur.
Zaraz się zleci tu pewnie Kitsune ze swoim kuzynem i moją siostrą by mnie przygotować. W przypadku Gou ta rola przypadła Kokoro, Tsuyukiemu i Yuce.
Makijaż zrobiłem sobie sam, bardzo delikatny, ale zawsze.
Białe kwiaty...będą nam towarzyszyć przez całą uroczystość. Z początku wyśmiałem Kitsune gdy zaproponowała mi by je wpleść w moje włosy. Jednak gdy tylko otworzyłem oczy stojąc przez lustrem z długim warkoczem spoczywającym mi na ramieniu oczy same mi się zaszkliły. Odebrało mi mowę na swój własny widok.
Wszystkie te ekstrawaganckie stroje założone jako Tenshi były niczym w porównaniu z tym. Wyglądałem jak z bajki, nigdy nie sądziłem, że mógłbym tak wyglądać. Zatkałem sobie usta dłonią, ale nie byłem w stanie nic powiedzieć. Było to tak piękne, multum emocji kołotało we mnie na raz.
Moja siostra przytuliła mnie, a pozostała dwójka poszła w jej ślady.
Chciałbym wiedzieć co u Shuuyi, pewnie też beczy jak dziecko, chociaż jak się zakładaliśmy kto pierwszy się popłacze to wszyscy stawiali na mnie.
W ogrodzie naszego domku wszystko było gotowe. Zagajnik był bardzo klimatyczny. Korony drzew z owocami i promienie światła, które przez nie padały na ułożone krzesełka. Łuczek z kwiatów, lampiony i lampeczki na drzewach, które w nocy zabłysną. A na środku dywan usypany z płatków róż.
Dochodziła godzina 14
Zebrani już siadali na miejscach, mistrz ceremonii też już przyszedł, zostaliśmy już tylko my.
Patrzyłem na to wszystko nie za bardzo wiedząc co robić, czy nie uciec jak to robią w tych wszystkich filmach. Wtem na swoich ramionach poczułem czyiś dotyk i przeszedł mnie delikatny dreszcz.
- Gotowy? - odwróciłem się ujrzałem mojego prawie nieoficjalnego męża. Wyglądał jak jakieś bóstwo, czarny garnitur, włosy spięte w kiteczkę samuraja i również parę kwiatów w nie zaplecionych. Zauroczyłem się na nowo.
- Chyba tak... - mruknąłem - Tak się rozpoczynała trzecia część Greya z tego co pamiętam
Shuuya pokręcił głową z dezaprobatą śmiejąc się. Chwycił moją dłoń i poczułem, że także jest zestresowany. Nie mam pojęcia co roi się w jego głowie, ale jestem z niego dumny, że razem ze mną dotarł do tego miejsca.
Goście ucichli, a wynajęty skrzypek zaczął przygrywać. Pora na nasze wielkie wejście!
Jebią nas stereotypy, żadnego z nas nie będzie ojciec wyprowadzać czy wchodzić z bukietem. Oboje jesteśmy równie ważni.
Wzrok ludzi na mnie działał podniecająco lecz w tym momencie miałem ochotę zapaść się pod ziemię, mam nadzieje, że nie wyjdę na spiętego na fotografiach. Droga do tych krzeseł wydawała się nie mieć końca.
(...)
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.
(...)
Celebrant wygłosił wybrany przez nas wiersz. Walczyłem długo z Shuuyą by było to coś innego niż poezja jego autorstwa.
- Zebraliśmy się tu dziś by dwóch kochających ludzi mogło wyznać swoją miłość i połączyć na zawsze swoje serca i swoje losy. By mieli swój dzień, 14 lipca, dzień który dwa razy się nie zdarzy, nigdy nie przytrafi się także związek tak wyjątkowy jak Terumiego i Shuuyi. Może historia ta nie zaczęła się zbyt szczęśliwie, ale początki zawsze są trudne. "Wypatrzył mnie sobie z drzewa" powiedział Shuuya - Terumi zaśmiał się na myśli, że rzeczywiście, jego hobby to była wspinaczka na drzewa i skakanie z okna - "Chociaż to ja chciałem mu tylko pomóc". Przyjaciół znajduje się w biedzie, po trudnych momentach w życiu Terumiego pojawia się światełko w tunelu, tylko jeszcze trzeba ten tunel przejść. "Zakochałem się w tobie, bo nigdy nie zaznałem miłości, ale trudno nie zakochać się w człowieku o tak pięknych oczach, karnacji i chęci niesienia pomocy" powiedział Terumi. " Najgorszy rok w moim życiu stał się równocześnie tym najlepszym". Oboje się cieszyli po cichu gdy wylądowali w jednym pokoju i łóżku na obozie, a jakie było ich zdziwienie gdy przyznali przed sobą, że się w sobie kochają. To było 16 lat temu, ale jak to się mówi, stara miłość nie rdzewieje. Dalej były wzloty i upadki "To było dno dna, przez jedno głupie niedomówienie, ale jak to mawiała moja matka, gdy się sięga dna, trzeba się z niego wybić"...Tylko, że potem był jeszcze większy dół. Panowie kazali wyciąć parę lat z ich życiorysów - mężczyzna zażartował i niektórzy z gości też się zaśmiali, kochankom nie było do śmiechu, to był czas pełen cierpienia i tęsknoty - Jedyny komentarz jaki zostawił nam Shuuya to "Tęskniłem, wmawiałem sobie, że go odnajdę za wszelką cenę. Ale miałem słabsze chwile, każdy mój kolejny związek oddalał mnie od Afuro, ale i pogłębiał desperację. Jednak gdy całkowicie odpuściłem, dopiero wtedy się przede mną objawił, jak ten anioł, którym jest" Na co Afuro "przez x lat mieszkałem w tym samym mieście". Zburzoną relację trzeba budować na nowo, od fundamentów aż po ostatnią dachówkę. Przeżyli wspólny bal, porwanie, wiele chwil który kształtowały dom w ich sercach. Czasem użyto złej farby albo nie szło skręcenie szafy, ale na pewno dom by nie stanął gdyby nie rodzina. Może nie ta prawdziwa, a przyjaciele, najbliżsi, którzy zawsze stali obok. Kitsune, Kokoro i Tsuyuki, może nie zawsze było im łatwo, ale dzięki wam było to zdecydowanie łatwiejsze. "Miłość to głupota robiona we dwoje, w takim razie my to chyba robimy w piątkę". Każdy zasługuje na życie w szczęściu i miłości, niezależnie od orientacji, wyglądu, rasy, religii. Mam nadzieję panowie, że ten ślub będzie pełnią waszego życia w szczęściu.
Mistrz ceremonii pokłonił się. Słowa te ustalali razem z nim, ale czytane na forum, w takich cudownych okolicznościach było czymś wyjątkowym i pięknym. Sięgającym niemal sfery astralnej. Tadashi już dawno się zaryczała, tuliła Shu, który też płakał, do cyca na zmianę z Hirano. Ja się jeszcze trzymam
Po przemówieniu skrzypek zaczął przygrywać melodię Queen "Somebody to love" co na skrzypcach brzmiało jeszcze bardziej elegancko i ckliwie niż sam oryginał. Kocham tą piosenkę, nie mogło jej zabraknąć. Jeszcze w zwolnionym tempie, brzmiało to jak jakaś ballada.
Dalej swoje przemówienia na nasz temat wygłaszali wszyscy po kolei, wszyscy światkowie naszej relacji. Każdy mówił coś innego, coś równie ważnego i wyjątkowego. Co ich nauczyliśmy, co im daliśmy i czego oni życzą nam.
- Terumi, ty tego pewnie nie pamiętasz, ale dla mnie to był dzień jedyny w swoim rodzaju - przekrzywiłem głowę zaciekawiony - Mecz Zeusa i Raimon. Znalazłam się tam przez zupełny przypadek, Hanae mnie zaciągnęła by pooglądać Shuuyę. Już w momencie gdy wyszedłeś na boisko, wiedziałam, że jesteś kimś specjalnym, kimś kogo muszę poznać. Szybko oceniłam cię po wyglądzie i do końca żyłam tym wyobrażeniem. Po twojej porażce, pobiegłam za tobą, próbowałam przedrzeć się przez ochroniarzy krzycząc "Aphrodi nie poddawaj się". W głowie miałam "muszę uratować tego chłopaka", "ze mną będzie mu dobrze". Widziałam jak porażka na ciebie wpłynęła. Ty tylko odwróciłeś głowę. Jak udawaliśmy związek przez parę dni byłam w niebo wzięta, i chociaż uśmiech nie schodził mi z twarzy to po tobie tego nie widziałam, twoje serce należało do kogoś zupełnie innego. Ktoś inny zdążył cię uratować przede mną. I jestem mu za to po tylu latach bardzo wdzięczna. Kocham was, życzę wszystkiego dobrego i powodzenia na nowej drodze życia.
Tamten moment...moment gdy przegraliśmy...moje serce wypełniała pustka, a głowę jedynie myśli o zrobieniu TEGO. W oczach matki już byłem nikim, i tak umierała, więc co mi zostało? Wchodząc do szatni usłyszałem niemy krzyk "Aphrodi, nie poddawaj się", ostatnia pozytywna myśl w mojej głowie? Tamtej nocy zrobiłem sobie tylko krzywdę, ale żyję do dziś.
- Ehh... - Ozawa speszyła się widząc, że wszyscy się na nią gapią - Dziękuję za pokolorowanie mojego życia, dziękuję za przyjaźń, okazanie mi szacunku i odrobiny atencji, dziękuję za tą walkę w zaułku i pokazanie mi bym nie ukrywała prawdziwej siebie. Podziwiałam od zawsze Terumiego za jego ekscentrymz, za pokazywanie bez wstydu tego kim jest. Chociaż Gouenji jest bardzo przystojnym i mądrym mężczyzną, to chyba nigdy go nie kochałam. To była tylko przykrywka, oszukiwałam samą siebie. Nie chciałam pokazywać swojego prawdziwego ja Powiem to głośno, jestem lesbijką i Shuuya ty szujo, nigdy nie wybaczę ci zajebania mojej dziewczyny. Dziękuję i powodzenia a nowej drodze życia
Słowa Kokoro wryły mnie w fotel, widzę, że Gou również, zapanowała cisza, skrzypek który miał przygrać aż zastygł i zapomniał, że ma to zrobić.
Nieśmiało do mikrofonu podszedł Tsuyuki.
- Ja chciałem tylko powiedzieć, że nigdy się nie spodziewałem, że zatrudniając się jako szofer, przeżyję więcej niż przez całe moje życie. Chociaż dzielą nas chyba 3 lata różnicy, to śmiało mogę powiedzieć, że jesteście chłopaki dla mnie jak dwójka ojców i mam nadzieję, że nie uciekniecie ode mnie po mleko. Życzę wam wytrwałości przede wszystkim i stabilizacji, bo co za dużo przygód to też niezdrowo.
Zacząłem bić mu brawo, czy Shuhei jest dla jak syn? Trochę tak. Ale bardziej jak kumpel ratujący mnie z potrzasku. Spojrzałem w stronę Gou, wstał, złapał Tsuyukiego za ramię i go...przytulił.
Nigdy nie widziałem by białowlosy wykazał jakiekolwiek inne uczucie w stronę Shu niż pogardę. Tak naprawdę zawdzięcza mu bardzo wiele. Emoś też odwzajemnił uścisk.
- Nawet krawatu nie umiesz zawiązać? - szepnął mu na ucho, by wyjść z tej uroczej sytuacji z twarzą.
Teraz przyszła nasza kolej.
Spojrzałem w twarz Shuuyi. Patrzyłem w jego oczy codziennie, co rano i wieczór patrzyłem na tę twarz, a i tak nie mogłem się napatrzeć. Nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy, uśmiechałem się niezręcznie czując, że zaraz polecą mi łzy.
Złapaliśmy się za racę. Jego dotyk sprawił, że znów się uspokoiłem, wysyłał mi sygnał "będzie dobrze, spokojnie"
W naszą stronę przywędrował mój mały i kochany, w sumie już nie taki mały siostrzeniec Takuto z obrączkami na białej poduszeczce.
- Czas by Afuro Terumi i Gouenji Shuuya przysięgli przed sobą wzajemną miłość - celebrant rozłożył ręce i spojrzał to na mnie to na Gou.
No ja na pewno nie będę pierwszy mówić.
Ścisnąłem mu dłoń by był pierwszy, a ten wytrzeszczał gałki bym to ja zaczął.
Po grze kto pierwszy mrugnie zaczął jednak mój ukochany.
- Teru...długo się zastanawiałem od czego zacząć, jak to ugryźć, ale chyba powiem co mi ślinę na język przyniesie...
...Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
Te ponad 10 lat rozłąki, dało mi mocno w kość. Moje życie bez ciebie nie ma sensu. Kocham każdą rzecz w tobie, każdą wadę i zaletę, kocham twoją śliczną twarzyczkę, włosy, pewność siebie. Kocham twój charakterek i to że mi się stawiasz. Kocham buziaki z tobą, wspólne oglądanie telewizji, kocham seks z tobą. Nie potrafię już sobie wyobrazić życia bez ciebie.
Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w jego słowa, były wypowiedziane z głębi jego skamieniałego serca. Chciałbym by schlebiał mi tak na co dzień. Wziął obrączkę od Takuto i ponownie chwycił moją dłoń.
- Afuro Terumi. Biorę sobie ciebie ukochany mój aniołku za męża i ślubuję Ci miłość, wierność, i że nie opuszczę cię aż do śmierci. Obiecuję, że zawsze będę u twego boku, nie pozwolę by cokolwiek się stało.
Na moim palcu spoczął pierścionek ze złota z wygrawerowanymi naszymi inicjałami.
Ta chwila biła na głowę wszystkie poprzednie...ale że teraz ja?
- Kocham cię - Może to żałosne, może to zbyt klasyczne,ale tylko to cisnęło mi się na usta.
Spuściłem głowę.
- Tak bardzo cię kocham!
Krzyknąłem zakrywając sobie dłonią usta i zaciskając oczy by nie popłynęły mi łzy. Nic to nie dało...
- Myślałem, że nie potrzebuję tego ślubu, a tymczasem to rzecz na którą czekałem całe życie. Czekałem w wieży na mojego księcia z bajki. Ta twoja cholerna technika przyciągania przed odpychanie kurwa działa! - chyba już emocje wymykają się spod kontroli.
- Ja też nie umiem bez ciebie żyć! Może i jestem tym yandere, psychopatą czy nieszczęśliwie zakochanym. Ale ja potrzebuję ciebie przy mnie. Potrzebuję to cholerne uczucie ciepła i bezpieczeństwa.
Podniosłem głowę i w końcu odważyłem się mu spojrzeć w oczęta. Te czekoladowe, wypełnione urokiem i miłością oczka.
- Gouenji Shuuya, biorę sobie ciebie za męża i ślubuję Ci wierność i dozgonną miłość, że nie opuszczę cię aż do śmierci. Wspólnie zostaniemy królem i morderczą królową, dlatego przyjmij ten pierścionek jako znak mojej miłości.
Palcami chwyciłem złoty przedmiot i założyłem mu na palec.
- Możecie się pocałować!
Możemy? My musimy pójść w ślinę, bo tu nie wytrzymam!
Od razu wbiliśmy się sobie w usta, a zebrani zaczęli bić brawa i obrzucać nas ryżem. Nie obchodził mnie surowy ryż we włosach. Liczył się on, mój nieoficjalny mąż, i jego usta. Skubnęliśmy się z pasją po wargach i daliśmy jeszcze buzi po policzku. Objąłem Gou szczęśliwy zatapiając się w jego ramieniu, a po chwili dołączyła się Kitsune, potem Kokoro, na samym końcu Shuhei. Lecz wyrwaliśmy im się i wybiegliśmy spod ataku ryżem przez dróżkę z płatków róż.
Jak wspominam wesele?
Świerszcze i cykady na polu, świecące lampiony, a my pod namiotem.
Dużo picia, tańca, schodziliśmy z parkietu tylko gdy było to niezbędne. Buty tak mnie obtarły, że musiałem je zmienić na moje czarne Jordany.
Biedny Shu chyba pierwszy raz się naprawdę upił, a raczej został upity przez Hirano.
Gdy nikt nie patrzył uciekliśmy i schowaliśmy się w polu by popatrzeć sobie w niebo. Chociaż miałem wrażenie, że jestem w tym niebie albo we śnie. Że się obudzę i znów znajdę nagi w obcym mieszkaniu.
- Zamieszkajmy tutaj - powiedział nagle Gouenji i spojrzał się na mnie co ja na to.
- Chyba uderzyłeś się w głowę wariacie - pff, co on wymyśla pijany. Pochyliłem się nad nim tak, że mój warkocz muskał go po twarzy.
- Tylko wariaci są coś warci - zaśmiał się przyciągając mnie do siebie i do swoich ust.
Nie, to nie mógł być sen.
Mordercza królowa nareszcie znalazła zabójczego króla.
Bo każdy zasługuje na swój happy end.
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro