Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ SZESNASTY.

   - Boli - mruknęła, powoli otwierając oczy. Czuła nieprzyjemny, rwący ból w okolicach brzucha. Niczym w amoku podniosła się z łóżka i od razu runęła na ścianę, sycząc z bólu. Dwoiło jej się w oczach, a wszystko wokół wirowało. Mimo to wyszła z pokoju podpierając się o ścianę. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że jest w domu.

   Nogi jej się trzęsły. Były niczym z waty i ledwo szła powłucząc nimi na przemian. Zatrzymała się u szczytu schodów, spojrzała w dół i poczuła jak leci. Jednak zamiast zderzenia z twardą podłogą poczuła miekki materiał. I lawendę.

   - Czy ty możesz choć raz nie włazić mi pod nóż i grzecznie siedzieć na dupie? - Syknął, niosąc ją z powrotem do pokoju.

   - Boli - ściskała w ręce jego bluzę.

   - Więc się zamknij.

   Delikatnie ułożył dziewczynę na łóżku. Czuła jego niechęć. Zastanawiało ją jednak, dlaczego nie pozwolił jej spaść.

   - Boli - powtarzała, zwijając się w kłębek.

   - To się kurwa zamknij, albo poderżnę ci gardło. - Warknął, przystawiając jej zimną stal do szyi. Starała się go odepchnąć, ale nie miała na tyle siły. Ból ją obezwładniał. Chłopak ustąpił jednak pod wpływem niewielkiego nacisku. - Siedź tu. Nie będę cię pilnował. - Oznajmił, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.

   - Jeffrey... - Nie miała nawet sił, by pożądnie przeklnąć.

   Tak łatwo go zdenerwować - pomyślała. - Ale pomógł mi. Jest psycholem, ale chyba jednak coś tam w środku nadal walczy. Mały chłopiec krzyczący, że nie chce tego robić. Jednak cała reszta, ta otoczka, którą wokół siebie zbudował, zwyczajnie go zagłusza przez co jest, jaki jest - stwierdziła. - Zagubiony sam w sobie.

   Natalie dużo myślała odkąd morderca wyszedł z pokoju. Powoli zaczynało do niej docierać, że chyba sama krok po kroku upodabnia się do niego. Od dziecka zapatrzona w siebie z syndromem "nic mnie to nie obchodzi" wypisanym na twarzy, teraz zaczęła to naprawdę dostrzegać. Przez te pięć ostatnich lat, odkąd "zaprzyjaźniła" się z Jackiem i Jeffem bardzo się zmieniła. Kiedyś wyrzuty sumienia dawały o sobie znać, chciały ją od tego odciągnąć, ale ta wiedząc, że nie może uciec, bo i tak ją znajdą, nie ważne gdzie się schowa, udawała, że ich nie słyszy. Im dłużej je ignorowała tym bardziej ich głos cichł, aż w końcu zniknął całkowicie. Bywają chwile, w których Natalie znów pragnie je usłyszeć i próbuje je ożywić, ale to nic nie daje. One już nie wrócą.

   Stała nad łóżkiem, na którym leżała zamordowana kobieta. Ręce jej się trzęsły, a serce obijało się o klatkę piersiową tak mocno, że dziewczyna była pewna, iż zaraz zrobi w niej dziurę i wyskoczy. Nie mogła uwierzyć, że to ona ją zabiła, że naprawdę posunęła się do tak makabrycznej zbrodni.

   - Oh, no brawo - usłyszała za plecami. - Zrobiłaś to bez mojej pomocy. Szczerze wątpiłem, że ci się to uda.

   Zielonooka powoli obróciła się w stronę Jeffa i powiedziała:

   - Nie jestem tak słaba za jaką mnie masz. - Nagle wstąpiła w nią niezmierzona odwaga i pewność siebie.

   - Przepraszam, że cię nie doceniłem - powiedział, lekceważącym tonem głosu.

   - No ja mam nadzieję. - Przyglądała mu się uważnie, studiując jego twarz. Blizny ciągnące się od kącików ust wcale nie dodawały mu uroku. Jeszcze te cienie wokół oczu. Ale jedno musiała przyznać, ten diabelski odcień jego tęczówek był piękny.

   - Mam coś na twarzy? - Zbliżył się do niej. On również wzrokiem lustrował drobną sylwetkę brunetki. Nie było w niej nic szczególnie wyjątkowego; brązowe włosy upięte w niedbały kok, oczy w odcieniu głębokiej zieleni i subtelnie zaznaczone krągłości, ochlapane krwią niewinnej osoby.

   - Nie - mruknęła. Korciło ją, by dotknąć tych blizn. Powoli więc wyciągnęła dłoń w jego stronę i położyła ją na policzku Jeffa. Ten nie protestował, gdy ta opuszkami palców przejechała wzdłuż blizny. - Dlaczego to zrobiłeś? - Wyszeptała.

   - To bardzo smutna historia - odparł, chwytając ją za rękę. - Nieistotna.

   - Ale...

   - Nie ma żadnego ale.

   - Powiedz mi. - Rozkazała

   - Po co?

   - Bo chcę wiedzieć.

   - Może kiedyś ci powiem. Jeśli do tego czasu będziesz jeszcze żyć.

   - Nie zamierzam umierać w najbliższym czasie - oznajmiła.

   - To nawet lepiej - szepnął, a następnie wpił się w jej usta, mocno przyciągając do siebie. Musiał dać uspust żądzom, które powoli trawiły go od środka.

   Natalie nie protestowała, wręcz przeciwnie, pogłębiła pocałunek, stając na palcach, bowiem morderca był od niej wyższy. Pchnął ją na to samo łóżko, na którym leżał trup, a następnie szybko zaczął zdzierać z niej ubranie, eksplorując ciało siedemnastolatki. Ta nie pozostając dłużna zdjęła z niego białą bluzę, odsłaniając brzuch.

   Miękkie usta Killera wędrowały po biuście brunetki, pieszcząc jej piersi. Ciepła dłoń chłopaka dotknęła jednej z nich, ugniatając ją i intensywnie masując. Słychać było ciche jęki dziewczyny, gdy ten delikatnie przygryzał jej sutka.

   Taka zabawa bardzo szybko go jednak znudziła i po chwili zrzucił na podłogę martwą kobietę, a na jej miejscu położył Natalie. Byli cali we krwi, ale nie przeszkadzało im to w żaden sposób. Można było nawet stwierdzić, że bardziej ich podniecało.

   Dziewczyna sięgnęła do jego spodni i rozpięła zamek, kiedy on pozbywał się jej dolnej części garderoby. Nie miał zamiaru dłużej zwlekać i mocnym ruchem wszedł w brunetkę, która odchyliła głowę do tyłu, wciągając powietrze. Zaczął mocno poruszać biodrami, składając pocałunki na jej szyi. Jęki zielonookiej były coraz głośniejsze, ale kto by się tym przejmował.

   Natalie wydawało się, że Jeff z każdą chwilą popada w coraz większe szaleństwo, bo jego ruchy były coraz szybsze i mocniejsze. Mocno wbiła paznokcie w jego plecy, starając się nie dojść zbyt szybko. Natomiast spragniony seksu Jeffrey nie zamierzał przestawać, jęki dziewczyny tylko bardziej go pobudzały, przez co jeszcze energiczniej penetrował jej wnętrze. Brunetka jednak nie mogła długo wytrzymać, ale on i tak nie przestawał, mimo iż ta osiągnęła już szczyt.

૪૪૪

   - Miałeś mi powiedzieć - napomknęła, gdy razem leżeli na łóżku w mieszkaniu tamtej kobiety.

   - Niby o czym?

   - O tym co się stało.

   Ten jedynie westchnął, a następnie zaczął opowiadać swoją historię. Moment z przeszłości, którego nigdy nie zapomni.

૪૪૪

   Musiała wyjść i się przewietrzyć, bo dostawała powoli jakiegoś szału. Kiedy wróciła do domu nigdzie nie mogła znaleźć Jack'a. Miał pilnować Nat - myślała, lekko zaniepokojona. Wbiegła po schodach i weszła do pokoju, w którym aktualnie leżała jej przyjaciółka. Poczuła niesamowitą uglę kiedy ją tam zobaczyła całą i nietkniętą. Jednak coś było nie tak, dziewczyna leżała odkryta, a na bandażu kwitła szkarłatna plama. Poszedł po opatrunki? - Zajrzała do czarnej torby. Niczego nie brakowało. - Czyli tak po prostu ją zostawił. - Stwierdziła, zakładając ręce na piersiach. - No pięknie. - Była zła. Liczyła, że chociaż Jack zachowa się odpowiedzialnie, ale i ten ją zawiódł.

   Viktoria postanowiła sama się tym zająć i wyjęła czysty bandaż oraz spirytus. Jałową szmatkę nasączyła roztworem i przemyła ranę.

   - Zimne - usłyszała.

   - Obudziłaś się - odetchnęła z ulgą, wracając do poprzedniego zajęcia.

   - Boli.

   - Muszę ci zmienić opatrunek - oznajmiła; miała ochotę się uśmiechać.

   Zielonooka delikatnie poruszyła nogami, wciąż powtarzając, że boli.

   - Nat, nie kręć się tak.

   - Przytrzymaj ją - obok rudowłosej znikąd pojawił się Jack. Szarooka bez słowa wykonała jego polecenie.

   - Miałeś jej pilnować. - Powiedziała ostrym tonem głosu.

   - Wyszedłem tylko na chwilę. Kazałem Jeffowi do niej zaglądać.

   - Przecież ten skurwysyn prawie ją zabił. - Syknęła.

   - Dramatyzujesz - stwierdził beznamiętnie. - Uratował jej życie. Gdyby naprawdę chciał ją zabić to by ją tam zostawił. Przestań ciągle się rzucać i lepiej zacznij uważać na siebie. - Sięgnął po strzykawkę, a następnie całą jej zawartość wstrzyknął w ramię Natalie.

   - Co to jest?

   - Środek przeciwbólowy. Nic jej od tego nie będzie.

   Mam nadzieję. - Odparła w myślach, siadając na brzegu łóżka.

   - Jak się czujesz? - Spytała.

   - Źle - mruknęła; nie miała sił by otworzyć oczy.

   - Chcesz czegoś? - Dziewczyna jedynie pokręciła przecząco głową. - Pamiętasz co się stało? - Przytaknęła. - Wiesz, że to wina Jeffa?

   - Wiem.

   - Ostrzegałam cię. Mówiłam, że on coś knuje. Pewnie to wszystko zaplanował.

   - Nie - odparła. - Na pewno nie. To zwykły przypadek.

   - A ty dalej swoje. Przejrzyj na oczy Nat. On chciał cię zabić.

   - Wcale nie - pokręciła głową. - Cały czas tak mówi, ale to nie znaczy, że naprawdę ma zamiar to zrobić.

   - Więc wytłumacz mi, dlaczego zrobił ci to? - Wskazała palcem na owinięty bandażem brzuch przyjaciółki.

   - To moja wina. To ja weszłam mu pod nóż.

   - Dlaczego tak zaciekle go bronisz? - Wstała. - Zależy ci na nim czy jak?

   - Próbuję ci wytłumaczyć, że to nie wina Jeffa.

   - Wierz sobie w to dalej. I nie licz na to, że ci pomogę jeśli znów cię skrzywdzi. - Oznajmiła, a następnie wyszła, trzaskając drzwiami.

   - Viki - spojrzała na drzwi. - Ona mnie nienawidzi.

   - Ma paranoję - stwierdził Jack. - Przejdzie jej. Wróci. Nie zostawi cię.

   - Skąd ta pewność?

   - Tak mi się po prostu wydaje. Lepiej się prześpij. Przyjdę potem - powiedział i sam opuścił pokój. Dziewczyna znów została sama ze swoimi myślami.

   - Przeprosisz ją. - Usłyszał Eyeless, stając na korytarzu.

   - Nie - prychnął jego przyjaciel.

   - Zrobisz to. - Syknęła, przykładając nóż do jego szyi.

   - Jak mnie zabijesz to tego nie zrobię idiotko.

   - Jak tego nie zrobisz to cię zabiję. - W jej oczach widać było wręcz ogień. Płonącą nienawiść.

   - Będę na to czekał z niecierpliwością - odrzekł, a odwaga Viktorii nagle gdzieś zniknęła.

   - Masz ją przeprosić. - Podniosła się z niego. - I to jak najszybciej. - Rzuciła nożem, a ten wbił się w podłogę. - A jeśli jeszcze raz zrobisz taki numer to obiecuję, że twoje truchło osobiście dostarczę policji. - Dodała na pożegnanie.

   Stojący na korytarzu Jack słyszał każde słowo i coraz bardziej niepokoiło go to, co roiło się w głowie rudowłosej.

   Akurat wracał do domu, gdy obok niego przebiegła Viktoria. Musiała go nie zauważyć, co wcale nie przeszkadzało dwudziestopięciolatkowi. Przez chwilę stał i zastanawiał się czy iść za dziewczyną. Miał przeczucie, że ta coś kombinuje.

   Po chwili na namysłu ruszył w stronę domu. Jednak nie był w  stanie przezwyciężyć ciekawości i zawrócił, idąc śladem rudowłosej. Ta zaprowadziła go na osiedle, a dokładniej pod blok Oliviera. Stał spokojnie w cieniu, próbując zrozumieć jej intencje. Rozumiał, że kocha Natalie, ale jej zachowanie przekraczało już pewne granice.

   Kiedy Viktoria zniknęła, chłopak wspiął się na balkon, a następnie przez otwarte okno wsadził rękę i otworzył drugie tak, by mógł wejść do środka. Znalazł jedynie małą karteczkę i to mu wystarczyło, nie musiał wiedzieć co jest na niej napisane. Szybko opuścił mieszkanie policjanta i rozdrażniony wrócił do domu.

૪૪૪

   Niewielki zegar na ścianie wskazywał godzinę piątą. Muszę się powoli szykować - stwierdziła, zaglądając do szafy. Wybrała coś skromnego: ciemne jeansy i jasną, gładką koszulkę z długim rękawem. Nie chciała się za bardzo odznaczać, a tak wygląda jak zwykła, dwudziestojednoletnia dziewczyna.

   Przed lustrem w łazience upięła rude loki w kok i przejrzała się w nim kilka razy. Może być - stwierdziła. Narzuciła na siebie skórzaną kurtkę, a do kieszeni wcisnęła ciemne okulary przeciwsłoneczne. Miała jeszcze prawie godzinę, ale miejsce spotkania znajdowało się spory kawałek drogi stąd, więc szybko wyszła z domu i z rękoma w kieszeniach spodni ruszyła do cukierni.

   Wybrała to miejsce bo wydawało jej się najbardziej bezpieczne. Z dala od komendy i ludzi, którzy znają jej rozmówcę. Będą mogli w spokoju podyskutować, a przynajmniej miała taką nadzieję, bo nie mogła mieć pewności, że ten nie poprosi Nathaniela o towarzystwo.

   Ale Olivier nie miał zamiaru nikomu mówić o tym spotkaniu. Przynajmniej nie teraz. Chciał najpierw sam wybadać sytuację, zresztą Nathaniel był ostatnimi czasy bardzo nieobecny w rzeczywistości. Cały czas siedział z nosem w komputerze, szukając poszlak. Jeździł wielokrotnie na miejsca, w których doszło do morderstw i przesłuchiwał kilkakrotnie rzekomych świadków. Może i Lavelle za nim nie przepadał, ale mimo to powoli zaczynał się martwić o stan jego partnera. Niedługo może całkowicie zwariować, a wtedy nie będzie w ogóle przydatny - myślał.

   Kiedy wsiadał do samochodu, zegar wskazywał trzy po szóstej.

૪૪૪

  Weszła do lokalu dokładnie o wpół do siódmej. Powoli rozejrzała się po jego wnętrzu, po czym podeszła do stolika przy którym siedział policjant i bez słowa zajęła miejsce naprzeciw niego. Uważnie mu się przyjrzała zza ciemnych szybek okularów i dopiero po chwili powiedziała:

   - Dziękuję, że przyszedłeś.

   - Napisałaś, że potrzebujesz pomocy - starał się zapamiętać każdy szczegół jej wyglądu. - O co chodzi?

   - Obiecasz mi coś? - Złotooki skinął głową. - Zachowaj te informacje przez jakiś czas dla siebie dobrze? Wiem, że pracujecie nad tą sprawą wspólnie, ale to dla mnie bardzo ważne. Powiem ci kiedy będziesz mógł zaznajomić z tym swojego przyjaciela.

   - Niech będzie - stwierdził.

   - Ja wiem kim oni są. - Podniosła głowę. - Ja... Znam ich.

   - Jak to? - Zmarszczył brwi. Był coraz bardziej ciekaw tego, co dziewczyna ma mu do powiedzenia.

   - Miałam nieprzyjemność się z nimi spotkać. Ale to nie czas na tą historię - oznajmiła. - Macie już jakiś podejrzanych? Oczywiście jeśli wolno wiedzieć.

   Olivier westchnął ciężko. Nie powinien jej o tym mówić, nawet nie powinien jej ufać. Przecież może ich ostrzec. Ale raz kozie śmierć - pomyślał.

   - Jeffrey Woods, Jack Graham, Viktoria Kelly i Natalie Mitchell - wymienił półszeptem.

   Serce rudowłosej na chwilę stanęło. Jakim cudem? - Zaczynała panikować. - Skąd wiedzą? Przecież zatarłyśmy wszystkie ślady - ręce zaczęły jej się pocić, a nogi trząść. Mimo to przełknęła stojącą gulę w gardle i powiedziała:

   - Z dwoma pierwszymi się zgodzę. Pozostałych nie słyszałam - oznajmiła spokojnym głosem. - Rozumiem, że zna pan ich historie?

   - Tak.

   - Grożą mi. - Wypaliła. - Dowiedziałam się, że teraz terroryzują to miasto więc tu przyjechałam. Żeby wam pomóc.

   - Co o nich wiesz?

   - Są niebezpieczni. Musicie uważać. Naprawdę. Jeff jest bardzo nieprzewidywalny i jedynie udaje głupka. Ale Jack go powstrzymuje, gdy ten posunie się za daleko.

   - Mówisz tak, jakbyś ich dobrze znała.

   - Już mówiłam. To nie jest teraz istotne. - Musiała bardzo uważać na słowa, by nie powiedzieć mu zbyt dużo. - Nie wiedzą, że tu jestem. Jeszcze. Ale jeśli chcecie ich znaleźć, to jak najszybciej, bo niedługo stąd znikną.

   - Jak to znikną?

   - Myślisz, że cały siedzą w tym samym miejscu? O nie. Idą tam, gdzie im się podoba, gdzie ich nogi poniosą. Nigdy nie zostają w jednym mieście zbyt długo. Kiedy poczują zagrożenie, uciekają. Jak zwierzęta. - Chłopak słuchał tego z zaciekawieniem. - Postarajcie się trzymać śledztwo w tajemnicy, żeby ich tu trochę zatrzymać.

   - Powiedz mi po prostu gdzie ich znajdę.

   - Nie wiem gdzie są. Mogą być wszędzie.

   - Szukaliśmy wszędzie.

   - To zabawne jak naiwny i głupi jesteś Olivierze Lavelle - uśmiechnęła się lekko. - Mają za sobą lata wprawy. Nie dadzą się złapać tak łatwo. Czasem wydaje mi się, że chroni ich tajemnicza siła.

   - Mam rozumieć, że sama ich szukasz? Po co?

   - To już moja sprawa. Zwyczajnie pragnę zemsty. To powinno ci narazie wystarczyć.

   - Co wiesz jeszcze?

   - Pan Woods jest bardzo nieogarnięty. Najpierw robi, potem myśli. Jednak nie zostawia żadnych odcisków palców, bo w jego przypadku to jest niemożliwe.

   - Niemożliwe? Chyba czegoś nie rozumiem.

   - Podobno rosyjskim szpiegom wypalano opuszki palców, by nie pozostawiali odcisków. Jeffrey Woods został podpalony żywcem.

   Z początku dwudziestoczterolatek myślał, że się przesłyszał jednak mina jego rozmówczyni wyraźnie mówiła, że tak nie jest. Naprawdę to powiedziała - myślał.

   - Więc jakim cudem on jeszcze żyje?

   - Złego diabli nie biorą - odparła. - Udało się go uratować, niestety jego wygląd został bezpowrotnie zniszczony. Jego skóra jest chorobliwie blada, bo wcześniej został oblany wybielaczem.

   - Kto mu to zrobił?

   - Rówieśnicy. Ale to nie wszystko. Po wyjściu ze szpitala doszczętnie zwariował, zabił swoją rodzinę i uciekł.

   - To wiem.

   - A wiesz, że się uśmiecha?

   - Co?

   - Zanim zamordował bliskich, rozciął sobie kąciki ust tak, by kształtem przypominały uśmiech - przejechała palcami po swoich policzkach. - Więc ten, którego szukacie nie wygląda jak normalny człowiek.

   - Z tego co mówisz to wręcz się odznacza na tle innych. Więc dlaczego wciąż nie możemy go złapać? - Zacisnął pięści; powoli zaczynał myśleć, że dziewczyna zmyśla.

   - Bo działa tylko w nocy, gdy nikt nie widzi. Jest zbyt brutalny, dlatego jego ofiary nie przeżywają. Nie ma nikogo, kto wyszedł cało spod noża Jeffa The Killera.

   - Że jak?

   - Tak kazał na siebie mówić. Jest niezrównoważony i psychicznie, i emocjonalnie - mówiła. - Co do Jack'a... Jest ślepy. Nie ma oczu, polega na echolokacji. Potrafi usłyszeć nawet bicie twojego serca z kilku metrów. Za to jest bardzo dobrym "lekarzem" - narysowała w powietrzu cudzysłów.

   - Lekarzem? Jak skoro jest ślepy? - Rudowłosa wzruszyła ramionami.

   - Mówię ci to co wiem - zaznaczyła. - Eyeless Jack, jest nie tylko lekarzem, ale i kanibalem. Upodobał sobie ludzkie nerki. Dlatego ofiarom brakuje narządów. Nosi maskę, a z jego oczodołów wydobywa się czarna maź, jakby krew, ale nie wiem. Jest bardzo szybki i zwinny. I prawdopodobnie choruje na bardzo dużą ilość chorób.

   - To wszystko brzmi jakby zostało żywcem wyjęte z jakiejś posranej książki - stwierdził.

   - Wiem. Ale mówię prawdę, musisz mi uwierzyć. Inaczej... Inaczej ktoś może zginąć. Ktoś bardzo bliski memu sercu.

   - Coś jeszcze masz mi do powiedzenia?

   - Tak. Szukajcie w lesie. I miejcie się na baczności, nie jestem tego stuprocentowo pewna, ale być może ktoś od was z nimi współpracuje - po tych słowach nastała cisza. Wpatrywała się w niego, ale ten milczał jak grób. - No coż - wstała z krzesła - to byłoby na tyle. Jeśli czegoś się dowiem, to skontaktuję się z tobą. A i jeszcze jedno, zamykaj okna - poleciła, a następnie opuściła lokal, zostawiając Oliviera z mętlikiem myśli w głowie.

   Siedział tam jeszcze z dobrą godzinę, próbując jakoś poukładać to, co mu powiedziała. Nie miało to większego sensu, ale jeśli mówiła prawdę, to sam wygląd powinien dużo pomóc. W końcu ktoś taki nie może wiecznie ukrywać się w mroku nocy.

   Jednak zaniepokoiła go ostatnia informacja: nie jestem tego stuprocentowo pewna, ale być może ktoś od was z nimi współpracuje. Jeśli jej wierzyć, to mieli niemałe problemy. W dodatku Olivier już domyślał się kto to mógłby być.

૪૪૪

   Z każdym kolejnym dniem Natalie czuła się coraz lepiej. Nadal miała problemy z utrzymaniem się na nogach, ale Jack zapewniał ją, że to minie. A ona mu ufała.

   Siedziała na łóżku, kreśląc ołówkiem kreski na kartce, gdy drzwi pokoju lekko się uchyliły.

   - O proszę, a któż to postanowił mnie odwiedzić? - Zaszydziła, spoglądając na niego. Podświadomie cieszyła się, że przyszedł.

   - Masz. - Rzucił jej mały słoik dżemu truskawkowego. - Twoja durna przyjaciółka kazała mi cię przeprosić. - Mówił jakby lekko speszony z rękami w kieszeni bluzy.

   Zielonooka zachichotała cicho pod nosem. Wiedziała, że Viktoria się zdenerwowała, ale nie sadziła, że będzie kazać Jeffowi ją przeprosić. Cud, że go nie zabiła - myślała.

   - Wybaczam - powiedziała, uśmiechając się do niego. - Ale i tak się kiedyś zemszczę.

   - Powodzenia.

   - Jeśli przeniesiesz sobie drugą łyżeczkę to się z tobą podzielę - oznajmiła. Nie sądziła, że Killer przyjdzie, ale jednak to zrobił i usiadł na łóżku, naprzeciw niej. Czasami zdarzało się, że siadali razem tylko po to, żeby zjeść cały słoik dżemu. Dziewczyna to lubiła, ale nigdy nie powiedziała tego głośno.

   - Jeff.

   - Co?

   - Dlaczego mi pomogłeś? - Spojrzała na niego. - Odkąd pamiętam, powtarzasz mi, że chcesz mnie zabić, a kiedy miałeś ku temu okazję, to jej nie wykorzystałeś.

   - Sam nie wiem - przyznał. - Tak jakoś wyszło.

   - To nie jest odpowiedź wiesz?

   - Ale musi ci wystarczyć.

   - Oh przyznaj, że byłoby ci beze mnie nudno. Nie miałbyś komu uprzykrzać życia - zaśmiała się.

   - Tak - wyczuła nutkę rozbawienia w jego głosie. - Chcę cię jeszcze trochę pomęczyć zanim zabiję cię, gdy będziesz spać - w tym momencie ich oczy się spotkały. I to było coś dziwnego. Między nimi przeszła jakby iskra, jakaś dziwna nić porozumienia. Ktoś stojący z boku nie dostrzegłby nic dziwnego, ale oni to poczuli. Nikt inny nie musiał.

   - Jeff - zaczęła znowu po chwili. - Kim jest Weronika?

   - Nie twój interes. - Odprał, wkładając do ust kolejną łyżeczkę dżemu.

   - Skoro tak twierdzisz - wzruszyła ramionami. Nie miała zamiaru drążyć tematu. Wystarczyła jej wiedza, że Viktoria nie kłamała w tej sprawie. - Wiesz co? Jesteś chorym zwyrolem, ale pomimo twoich wad i tak cię lubię.

   - Ja nie mam wad. Jestem chodzącą perfekcją.

   - Oczywiście - zaśmiała się cicho.

૪૪૪

   W samych spodniach i staniku zbiegła po schodach. Wreszcie odzyskała pełną sprawność fizyczną, a rana przestała krwawić. Była wdzięczna Jackowi za pomoc, bo gdyby nie on, to zapewne już dawno wąchałaby kwiatki od spodu.

   - Cześć wam! - Miała ochotę cały czas się uśmiechać.

   - Założyłabyś coś na siebie. - Skrytykowała ją Viki.

   Natalie jedynie przewróciła oczami i rozsiadła się wygodnie między Jeffem, a Jackiem. Wiedziała, że im nie przeszkadza jej strój.

   - E.J - położyła głowę na jego ramieniu. - Chyba przydałoby mi się zmienić opatrunek, a sama sobie raczej nie poradzę.

   - Wiem. Masz dwie lewe ręce.

   - Dzięki.

   Jeszcze przez chwilę tak siedzieli, bo dziewczynie nie chciało się podnosić z kanapy. W końcu Eyeless cudem ją z niej ściągnął.

   Oparła się rękoma o szafkę i czekała aż będzie po wszystkim. Przypomniała sobie jak w dzieciństwie mama zawsze trzymała ją za rączkę, bo panicznie bała się lekarzy. Dziś uważała ten lęk za irracjonalny.

   Jack podwinął rękawy granatowej bluzy i zabrał się do odwijania poszarzałego bandaża.

   - Możesz mi przy okazji zdjąć szwy - zaproponowała.

   - Jeszcze nie. Później. Może ci się coś stać.

  - Martwisz się o mnie? - Spytała, ale ten jej nie odpowiedział. Nawet nie musiał, bo wiedziała jaka byłaby jego odpowiedź.

   Jego jego palce delikatnie muskały brzuch dziewczyny, gdy zakładał jej nowy opatrunek. Natalie przygryzła lekko wargę i gdy tylko chłopak się od niej odsunął, ta złapała go mocno za bluzę, a następnie złączyła ich usta w namiętnym pocałunku.

   - Nie możesz, wiesz o tym?

   - Gówno mnie to obchodzi, potrzebuję tego. - Odparła, ponownie wpijając się w jego usta. Złapał ją za pośladki i przyciągnął bliżej siebie. Nie miał nic przeciwko jej zachowaniu, wręcz przeciwnie, podobało mu się to.

   Ściągnęła z niego bluzę, odsłaniając brzuch pokryty bliznami. Ten nie pozostając dłużny pchnął ją na sofę i pozbawił spodni. Całował ją w pobliżu jej kobiecości, kierując się coraz niżej. Zębami chwycił materiał cienkich majtek dziewczyny, a następnie sprawnym ruchem zsunął je z niej. Delikatnie rozchylił jej nogi, aby móc dostać się do doliny rozkoszy zielonookiej.

   Językiem penetrował jej wnętrze, zlizując wypływające z niej soki. Jego ręce spoczęły na bokach dziewczyny, trzymając ją kiedy ta z rozkoszy ściskała oparcie kanapy. Chłopak powoli zaczął wędrować ku górze, jednocześnie nie przestając pieścić jej intymnego miejsca. Smukłymi palcami wchodził w nią i pieścił nagie piersi. Uwielbiał słodki smak ciała Natalie.

   Dziewczyna wiła się pod nim, jęcząc z rozkoszy. Objęła rękoma jego kark i palce jednej ręki wplotła we włosy, drugiej zaś paznokcie mocno wbiła w plecy Jack'a. Wiedziała, że on jeszcze nawet nie zaczął, że dopiero się rozkręca. Nie mogąc tego dłużej znieść przejęła inicjatywę i przewróciła go na plecy. Złapała za pasek jego spodni i sprwnym, szybkim ruchem go rozpięła, a następnie pozbawiła dolnej części garderoby razem z bielizną. Widziała wraz podniecenia na jego twarzy, gdy jej drobne ręce chwyciły przyrodzenie chłopaka. Poruszała nimi powoli w górę i w dół, czując jak ten napręża się coraz bardziej. Zbliżyła do niego twarz, a następnie ze spokojem wzięła go do ust. Pieściła go dokładnie i wręcz z miłością, całując i liżąc. Widząc, że jej ofiara ma już dość - przestała. Morderca postanowił to wykorzystać i znów znalazł się nad nią.

   Natalie wygięła się w pół, gdy Eyeless mocnym ruchem wszedł w nią. Czuła jak ogarnia ją przyjemna rozkosz, a fala ciepła na nowo rozlewa się po jej ciele. Paznokciami mocno wbiła się w jego plecy, gdy ten wykonywał coraz szybsze ruchy. Poczuła jak wsuwa ręce pod nią, a następnie powoli podnosi do góry. Zielonooka sama zaczęła poruszać biodrami, tworząc razem z Jackiem jeden, zgodny rytm. Czuła jego przyśpieszony oddech i bicie serca. Cieszyła się, że doprowadza go do takiego stanu.

   Osiągali już szczyt, ale pragnęli więcej i więcej. To ich nie zaspokajało, więc nie przestawali ani na chwilę.

૪૪૪

   Leżala wtulona w chłopaka, słuchając spokojnego bicia jego serca. Było jej tak wygodnie i ciepło, że nie miała zamiaru się podnosić, a leżący pod nią dwudziestopięciolatek tym bardziej; mocniej przyciągnął ją do siebie, a dziewczyna jedynie uśmiechnęła się pod nosem.

   Tymczasem kilkanaście kilometrów od nich w mieszkaniu do życia budził się Nathaniel. Nie wyglądał zbyt dobrze w dodatku czuł się strasznie zmęczony, choć wczorajszej nocy poszedł spać dość wcześnie. Pozbawiony jakichkolwiek sił leżał, tępo wpatrując się w sufit. Z ogromną niechęcią wygrzebał się spod ciepłego koca i jeszcze przez dłuższą chwilę siedział na brzegu materaca, przecierając twarz. Spojrzał na budzik stojący na białej szafce; zielone cyferki wskazywały dwie po ósmej. Eh, nie mogłeś obudzić się trochę później? - Skarcił sam siebie, wstając i na boso drepcząc do łazienki. Lekko się przeraził widząc swoje odbicie w lustrze; posklejane włosy, sine wory pod oczami i lekki zarost na brodzie. Westchnął ciężko, a następnie leniwie pozbył się z siebie ubrań. Miał wrażenie, że te kleiły się do jego ciała.

   Odkręcił kurek z ciepłą wodą i napuścił trochę. Kiedy uznał, że jej ilość jest już wystarczająca wszedł do wanny i wygodnie się w niej ułożył. Gorąca woda zadziałała na niego jak odżywczy eliksir. Tak. Tego potrzebowałem - uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie wiedzieć czemu przypomniał sobie pewną dziewczynę, którą spotkał kiedyś pod komisariatem. - Miała chyba pracować w tej kawiarni. Może się tam potem przejdę? - Pomyślał.

   Wylegiwał się tak dopóki woda nie zrobiła się lodowata. Dopiero wtedy wyszedł z wanny i z ręcznikiem przewiązanym wokół bioder powędrował do pokoju, zostawiając za sobą mokre ślady. Po jego wysportowanym i wyrzeźbionym ciele spływały małe kropelki, zapewne niejedna kobieta oszalałaby widząc go w tym momencie. Ale w jego życiu od dawna nie było miejsca na miłostki i jednonocne zabawy. Więc Nathaniel Green spędzał noce samotnie z laptopem na kolanach, włączonym telewizorem i ciepłą herbatą. Dwudziestosześciolatek nie miał nawet psa, choć wielokrotnie rozważał tą opcje. Ostatecznie jednak dochodził do wniosku, że nie miałby się kto nim zająć. Ta samotność czasem dawała o sobie znać, ale ten zazwyczaj ją ignorował.

   Ubrany w białą koszulkę i czarne, dresowe spodnie udał się do kuchni. Nalał wodę do czajnika, a następnie postawił go na gazie. Co by tu zjeść? - Zastanawiał się, szperając po szafkach. - Trochę tu pusto - stwierdził, znajdując jedynie chleb tostowy, ser, trochę masła i pusty słoik dżemu wiśniowego. - No to będą tosty - westchnął.

   Zajadał śniadanie, popijając herbatę i słuchając radia. To był prawie każdy jego poranek. Choć zegar aktualnie wybijał godzinę dziesiątą czterdzieści siedem.

૪૪૪

   Późnym popołudniem wyszedł z domu i spacerowym krokiem udał się do kawiarni. Uśmiechnął się lekko pod nosem, widząc znajomą dziewczynę stojącą za ladą.

   - Dzień dobry - powiedział.

   - Oh, dzień dobry - posłała mu ciepły uśmiech. - Miło cię znów widzieć.

   - Ciebie również - usiadł na wysokim krześle.

   - Więc co panu podać? - Spytała.

   - Poproszę czarną kawę i kawałek ciasta.

   - Jakiego?

   - Zdam się na pani gust.

   - Dobrze - skinęła głową, odwracając się plecami do niego. Obserwował płynne ruchy jej smukłego ciała. Wreszcie znów patrzył na jakąś kobietę jak na obiekt pożądania, jak na prawdziwą kobietę. Nie jak człowieka żyjącego obok niego.

   W lokalu nie było zbyt dużo ludzi, ale to dlatego, że jego znajomi z pracy mieli już przerwę. Zazwyczaj przychodzą tu funkcjonariusze, bo inni są zbyt zabiegani by się zatrzymać i zwyczajnie wypić filiżankę kawy w tak cudownym miejscu.

   - Proszę bardzo - postawiła przed nim zamówienie.

   - Dziękuję - uśmiechnął się. - Może usiądziesz i dotrzymasz mi towarzystwa?

   - Nie mogę. Pracuję.

   - Oj no weź - marudził. - I tak nie ma tu nikogo poza mną. Co ci szkodzi?

   Natalie spojrzała na niego ze zdumieniem, ale w środku czuła pewną satysfakcję.

   - Pan policjant, a nakłania mnie do takich niecnych czynów - założyła ręce na piersiach.

   - Cii - położył palec na ustach. - Jestem tu incognito - puścił jej oczko, a ta cicho się zaśmiała.

   - Dobrze - oznajmiła. - Ale to będzie twoja wina jeśli stracę pracę.

   - Znajdę ci wtedy nową.

   - Trzymam cię za słowo - odwróciła się i zaparzyła sobie herbatę. Z kubkiem w dłoni obeszła ladę i usiadła obok blondyna. - Więc co u ciebie słychać?

   - Nic ciekawego - odparł zrezygnowany. - A u ciebie?

   - W sumie też nic nowego.

   - Czyli oboje mamy tak samo nudne życie - zaśmiał się.

   - Na to wygląda - przyznała. - Chyba przydałoby się coś z tym zrobić.

   - No - przytaknął. - Mama na mnie krzyczy, że nie mam dziewczyny.

   - A czy to takie ważne? - Uśmiechała się do niego szeroko.

   - No dla niej najwidoczniej. Chyba liczy, że niedługo zostanie babcią.

   - Mamy już takie są - odparła. - Moja też cały czas tylko wypytuje kiedy wreszcie sobie kogoś znajdę - kłamała jak z nut.

   - Chyba by się ze sobą dogadały.

   - Na pewno - pokiwała głową.

   - Słuchaj - spojrzał jej w oczy. - Może dasz się gdzieś zaprosić? Skoro i tak oboje nie mamy co robić, to może...

   - Razem byśmy coś ponierobili?

   - O tym właśnie myślałem.

   - Dlaczego by nie - stwierdziła. - Nie mam żadnych planów. Gdzie pójdziemy?

   - Lubisz tańczyć?

   - Zdarza mi się czasami.

   - Więc możemy iść do jakiegoś klubu czy coś.

   - Niech będzie.

   - Przyjdę po ciebie tylko daj mi swój adres.

   Zielonooka chwyciła serwetkę i na niej zapisała swój adres, a następnie z uśmiechem podsunęła ją Nathanielowi pod nos.

   - Proszę bardzo.

   - Będę jutro o siódmej - oznajmił zadowolony.

   - Dobrze - wszystko szło po jej myśli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro