ROZDZIAŁ PIERWSZY.
Siedziała przy stole, na którym znajdowało się mnóstwo niepotrzebnych rzeczy i jadła kisiel truskawkowy. Nawet robiąc tak prostą rzecz zachowywała się jakby była najważniejsza na świecie.
- Hej Killer - rzuciła do chłopaka, który właśnie wszedł do domu. Ten jednak jej nie odpowiedział, co wcale nie zdziwiło dziewczyny. Żadne z nich nie potrafiło żyć z drugim w zgodzie i tak było od samego początku. Być może to kwestia zbyt dużego podobieństwa charakterów, a może po prostu Natalie chciała mu udowodnić swoją rzekomą wyższość? Jedno jest pewne, Jeff The Killer i tak ma to wszystko gdzieś, i poza nim samym nie obchodzi go praktycznie nic.
Niewzruszona nadal konsumowała deser, podczas gdy on wrócił z powrotem do salonu. Paradował w samych bokserkach kompletnie nie przejmując się dziewczyną, która ukradkiem na niego spoglądała. Lubiła go obserwować, a raczej jego sylwetkę, jego zarysowane mięśnie i dość cherlawą - jak na pierwszy rzut oka - posturę. Można powiedzieć, że fascynował ją tylko jego wygląd i, że tylko to w nim naprawdę lubiła, bo charakter to miał paskudny. Ona zresztą też.
Może jeszcze oczy, cudownie błękitne z nutką czystego szaleństwa, może jeszcze to ją do niego ciągnęło. Czasem nawet zastanawiała się jaki był wcześniej jednak nie chciała go o to pytać, bo - jak twierdziła - i tak powie, że to nie jej interes.
- Co się tak gapisz? - Spytał beznamiętnie, podchodząc i wyrywając dziewczynie miskę z rąk.
- Co to miało być? - Obróciła się na krześle, spoglądając na niego. - Oddawaj to. - Powiedziała stanowczo. Ten jednak całkowicie ją zignorował. - Jeffrey. - Chłopak zmierzył Natalie morderczym spojrzeniem; doskonale wiedziała, że nienawidzi, gdy mówi się do niego pełnym imieniem. Za to on powinien wiedzieć, że dziewczyna uwielbia grać mu na nerwach. - Jeffrey.
- Spierdalaj. - Syknął. - Jem, nie wkurwiaj mnie.
- Tak się składa, że jesz mój kisiel. - Wstała od stołu i założyła ręce na piersiach. - Mógłbyś czasem pomyśleć o innych.
Na jego różowiutkich ustach, odznaczających się od jasnego odcienia skóry pojawił się uśmiech. To trochę odbiegało od normy zwłaszcza, że on zawsze jest uśmiechnięty, czy tego chce czy nie. Ale przecież on cały odbiega od normy.
Nie mogąc znieść widoku znikającego deseru musiała jakoś zareagować. Powolnym krokiem zbliżyła się do chłopaka i delikatnie położyła ręce na jego klatce piersiowej, przytulając się do Killera.
- Jeffrey... - Mruknęła, zjeżdżając ręką niżej. - Nie bądź taki.
Woods stał praktycznie nieruchomo i jedynie z ukosa spoglądał na Natalie, która uśmiechała się do niego zadziornie. Jego wzrok wyraźnie mówił, żeby przestała, ale ona miała to gdzieś. Jej drobna dłoń dotknęła szklanej miski i już miała odebrać swoją zdobycz, ale chłopak gwałtownie obrócił ją tyłem do siebie, jedną ręką łapiąc za ręce dziewczyny, a drugą za jej gardło. Sam kisiel wylądował zaś na podłodze.
- Co mi teraz zrobisz? - Wykrztusiła, nadal się uśmiechając.
- Może wreszcie się ciebie pozbędę? - Jego dłoń mocniej zacisnęła się na jej szyi.
- Viki cię zabije - wydusiła z trudem.
- Myślisz, że mnie to obchodzi? Może mnie pocałować w dupę. - Wysyczał prosto do ucha Natalie.
Czuła na karku jego ciepły oddech; był taki miarowy i spokojny. Naga klatka piersiowa bruneta uniosła się i opadała w takim samym, wolnym tępie. Tymczasem dziewczynie coraz ciężej było złapać oddech, a mimo to nie stawiała żadnego oporu.
- Puścisz mnie, czy może chcesz czegoś więcej?
Jeff jakby przez chwilę jeszcze się zastanawiał, ale ostatecznie mocnym ruchem pchnął dziewczynę do przodu. Ta nie zdążyła złapać równowagi przez co wylądowała na blacie stołu. Z niekrytą pogardą spojrzała na Killera, który ze stoickim wręcz spokojem położył się na kanapie.
- A to kto posprząta? - Wskazała ręką na rozbitą miskę. Cisza była jednoznaczną odpowiedzią.
Wzdychając, uklękła i zaczęła zbierać odłamki szkła oblepione kiślem. Ich relacje od początku takie były, oni po prostu nie potrafią ze sobą rozmawiać. Nic w tym dziwnego, on jest w końcu mordercą i to on zaczął tą niekończącą się karuzelę nienawiści.
Czyjeś ciało z głuchym hukiem właśnie spadło na ziemię tuż przed dziewczynami.
- Nie powiem, trochę to obrzydliwe - skomentowała Natalie. - Ale zarazem dziwnie fascynujące.
- Nie. To jest po prostu obrzydliwe. - Odparła Viktoria. Rudowłosa chciała zniknąć stamtąd jak najszybciej. Dziewczynie od początku nie podobał się pomysł przyjaciółki i wielokrotnie jej go wypominała, lecz ta uspokajała ją mówiąc, że wszystko będzie w porządku.
Brunetka natomiast wpatrywała się w rozplaskane ciało, parę chwil temu jeszcze ładnej, młodej kobiety. Patrzyła jak krew rozpływała się powoli po chodniku, a z roztrzaskanej czaszki wypływa - chyba - mózg. Przypominała taki ludzki dywanik.
Uciekaj. - Podpowiadała jej podświadomość, ale ona wiedziała, że nie może. Zawarła pakt, umowę, z której musi się wywiązać, by przeżyć. Ale czy naprawdę nic jej nie grozi? Może dają im złudne nadzieje, a tak naprawdę zabiją przy pierwszej, lepszej okazji. Choćby teraz.
- To mój warunek. - Odezwał się stojący za nią Jack. - Jeśli uda wam się kogoś zabić, to zgodzę się w stu procentach na twoją propozycję.
- Pff. Jakbyś nie mógł ich od razu zajebać! - Prychnął Jeff, wychylając się z okna. - Ups! - Rzucił nóż w stronę dziewczyn, jednak udało im się uniknąć tego marnego ataku. - Teraz mi go przynieś.
Zielonooka podniosła przedmiot z ziemi i spojrzała w okno. Killer jedynie machnął na nią ręką.
- Chodź Viki. - Zarządziła, wchodząc do budynku. Bała się, że ktoś już zdążył się obudzić od tych krzyków i zaraz będzie tu policja. Ale co mogła zrobić? Uciekać i skazać przyjaciółkę na śmierć? O ile już tego nie zrobiła.
- Natalie. - Rudowłosa złapała ją za rękę, zatrzymując. - Mamy szansę - szepnęła, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
- Będzie dobrze - uśmiechnęła się. Kłamała, to było oczywiste, a Viki o tym wiedziała. - To jedyny sposób.
- Jest jeszcze ucieczka.
- Nie. Będziemy miały jeszcze mniejsze szanse.
- A teraz jakie mamy? - Pisnęła. - Mogą nas zabić w każdej chwili!
- Cii - zatkała dziewczynie usta dłonią. - Spokojnie, zaufaj mi, czy kiedyś cię zawiodłam? - Pokręciła przecząco głową. - Właśnie - zabrała rękę z ust Viktorii.
- Ale ja nie pisałam się na zarzynanie ludzi po nocach.
- Myślę, że nikt się na to nie pisał. Tylko oni to jacyś popierdoleńcy.
Miała rację. Jednak Viktoria czuła gdzieś tam w środku, że gorzko pożałują bratania się z mordercami. Teraz czy później, bez różnicy, ale pożałują.
- Idź. - Natalie pchnęła przyjaciółkę w stronę najbliższych drzwi. - Ja idę znaleźć Jeffa.
Starała się uspokoić to cholerne serce, które biło tak głośno, że była w stanie je usłyszeć. Nie miała za grosz pojęcia gdzie mógł być chłopak w białej bluzie, więc weszła do jednego z mieszkań, cały czas trzymając przy sobie zakrwawiony nóż.
Wszędzie wokół panowała nieprzenikniona ciemność, której nie mogło rozproszyć żadne światło. Doskonale wiedziała jak ma się zachowywać, bo to nie był pierwszy raz, gdy włamywała się do domu. Nie ważne, że to nie był akurat jej.
Delikatnie uchyliła drzwi prowadzące do sypialni, które cicho zaskrzypiały. W środku paliła się niebieska lampka; najwidoczniej ktoś boi się ciemności - pomyślała. - Szkoda tylko, że tym ktosiem jest niewiele starszy ode mnie chłopak.
I co? Ja mam go teraz zabić? - Myślała. - Tak po prostu? - Patrzyła na niego, biorąc nóż w obie ręce. Trzęsła się jak galareta, a jej umysł cały czas podpowiadał: uciekaj, nie rób tego.
- Długo masz zamiar tak nad nim stać? - Usłyszała za sobą; Killer stał oparty o framugę drzwi i patrzył na nią z niekrytą pogardą. Chciała mu odpowiedzieć, ale nie była w stanie. - Wiedziałem, że tak będzie. - Oznajmił, podchodząc do niej. Jego ręce oplotły się wokół pasa dziewczyny; była tak sparaliżowana, że nie mogła się ruszyć. - Jeśli tego nie zrobisz, to ja zabiję ciebie - głos bruneta był taki wesoły i beztroski. - No już, przecież to tylko jeden człowiek. Tylko jeden, jedno życie, jeden śpiący facet. Światu nie zrobi to różnicy - szeptał, a jej przeszły ciarki po plecach.
- Ja... Nie mogę - wydukała.
- Gówno prawda. - Pchnął ją na łóżko, a ona wylądowała na śpiącym chłopaku. Ten powoli zaczął się budzić, przez co dziewczyna popadła w panikę.
Poczuła jak ciepłe, szorstkie dłonie ujęły jej ręce. Serce Natalie nagle jakby zamarło i przestało bić.
- Ja ci pokażę jak to się robi.
- Nie, nie chcę. Przestań - błagała, ale w odpowiedzi usłyszała tylko cichy śmiech, a potem Jeffrey uniósł ręce zielonookiej do góry i gwałtownym ruchem wbił go w klatkę piersiową mężczyzny. Jego krew tryskała na nich, gdy Killer raz po raz, za pomocą Natalie zatapiał ostrze w ciele ofiary. Obrzydzenie, które czuła do siebie i do niego mieszało się z czymś na kształt ekscytacji.
W końcu puścił ręce dziewczyny, które opadły bezwładnie na materac.
- Super zabawa - stwierdził. - Wyglądasz tak cudownie. Cała we krwi z wymalowanym na twarzy przerażeniem. To jest dopiero prawdziwe piękno - mówił, odwracając jej twarz ku swojej.
- Co ty pieprzysz? - Syknęła. - Zabiłeś niewinnego człowieka. Moimi rękami! Gdzie ty tu widzisz piękno?
- Wszędzie - oznajmił. - Wystarczy spojrzeć na ciebie. Byłbym nawet skłonny stwierdzić, że w tym momencie jesteś piękniejsza ode mnie - delikatnie uniósł podbródek brunetki. - Jednak czegoś nadal ci brakuje - stwierdził. - Musisz się wreszcie uśmiechnąć. - Pchnął ją prosto na trupa i przygniótł swoim ciężarem. Dziewczyna zawyła z bólu, gdy ten delikatnie rozciął kącik jej ust.
- Puszczaj! - Warknęła, odpychając go nogami. - Nie pozwolę ci mnie oszpecić ty chory pojebie.
- Oszpecić? Chciałem, żebyś była piękniejsza.
- Pierdol się. - Syknęła.
Nagle chłopak gwałtownie wpił się w jej usta spijając z nich krew. Miała tak wspaniale metaliczny smak, który on tak bardzo kochał.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem - szepnął, jakby zaciągając się zapachem brunetki. - Nasza zabawa dopiero się zaczyna - delikatnie przejechał językiem wzdłuż szyi, zlizując spływającą po niej stróżkę ciemnoczerwonej cieczy. - Nie miałaś pojęcia na co się porwałaś i gorzko tego pożałujesz - powiedział, wpatrując się w jej oczy.
Powoli podniósł się z niej i jak gdyby nigdy nic ruszył ku drzwiom.
- Możesz go zatrzymać - dorzucił, spoglądając na nóż leżący obok dziewczyny. - Potraktuj to jako prezent. Widzimy się później.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro