Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY.

   Wytarł ostrze noża w rękaw już i tak brudnej bluzy. Nie przeszkadzało mu to, że ubranie, które nosi praktycznie dzień w dzień jest przesiąknięte zapachem zgnilizny i wygląda koszmarnie. Lubił to, bo było nieodłączną częścią jego wizerunku. Uśmiech i biała bluza, nakrapiana szkarłatem.

   Delikatnie obrócił nogą głowę kobiety. Patrząc tak na nią myślał o pewnej dziewczynie, której nie widział już od dłuższego czasu. Schował więc ręce do kieszeni i opuścił miejsce zbrodni, kierując się do miasta. To było niebezpieczne, ale czuł potrzebę by zobaczyć się z Nat. Był święcie przekonany, że nie mogłaby ich zdradzić tak jak zrobiła to Viktoria.

   Okno było otwarte. To jak zaproszenie - pomyślał zadowolony, wchodząc przez nie do środka. W mieszkaniu było ciemno, co oznaczało, że dziewczyny jeszcze nie ma. Jeffrey postanowił to wykorzystać i rozejrzeć się trochę. Położył nóż na stole, po czym zdjął bluzę i rzucił ją na podłogę. Było mu stanowczo za gorąco.

   Zaczął przechadzać się po pokojach jak gdyby nigdy nic. Było tu dużo miejsca, a ściany miały ładne, jasne kolory. Przypomniał mu się jego dom. Ten sprzed przeprowadzki, sprzed tamtej felernej nocy. Podświadomie pragnął tam wrócić, chciał aby nie doszło do tego wszystkiego. Tęsknił. Najbardziej za bratem.

   Tymczasem Natalie właśnie weszła do domu. Wydawała się być ciut zmęczona, ale to tylko dlatego, że wczorajszej nocy nie mogła zasnąć. Myślała o Jack'u. Domyślała się o co mogło mu chodzić, ale musiała się upewnić, bo inaczej nie dałoby jej to spokoju.

   Kiedy zobaczyła znajomą bluzę leżącą na ziemi poczuła jak wraca jej energia. Uśmiechnęła się pod nosem, a następnie krzyknęła:

   - Nie zeżryj wszystkiego! - Była pewna, że chłopak buszuje w kuchni.

   Zaniosła znalezisko do łazienki i włożyła do pralki. Nie miała pojęcia dlaczego to robi, ale po włączeniu maszyny było już za późno, by się nad tym zastanawiać. Wzruszyła więc ramionami i zaczęła się rozbierać. Potrzebowała gorącej kąpieli z dużą ilością piany.

   Leżała w wannie, prawie zasypiając, gdy nagle do pomieszczenia wszedł Killer.

   - Czego tu chcesz? - Spytała, nawet na niego nie patrząc.

   - Niczego. - Ale czuła na sobie jego wzrok. Może i Jeffrey Woods stał się mordercą, ale nadal jest człowiekiem, rządzą nim te same pobudki co innymi, względnie normalnymi ludźmi. I choć starał się zajmować sobą, to jego spojrzenie wciąż uciekało w stronę dziewczyny. Mocniej zacisnął dłonie na umywalce, starając się opanować. Ta natomiast postanowiła zrobić mu na złość i wyszła z wanny, robiąc to w najbardziej ponętny sposób jaki umiała. Powoli owinęła się ręcznikiem i ruszyła do drzwi.

   - Jeśli tak bardzo masz na to ochotę, to najpierw się umyj - szepnęła mu do ucha, a on jedynie prychnął cicho.

   Ze zwycięskim uśmiechem udała się do sypialni, gdzie naciągnęła na siebie przydługą bluzkę, która ledwo zasłaniała jej pośladki. Ale lubiła w niej spać, choć zazwyczaj w nocy było jej zimno. Tak wystrojona ruszyła do kuchni, żeby coś zjeść. Zastała w niej okropny bałagan, który chcąc czy nie, musiała posprzątać. Inaczej wszystko zaczęłoby się kleić, a tego by nie zniosła.

   Po zrobieniu porządków postanowiła z czystej ciekawości zajrzeć do łazienki, bo morderca długo z niej nie wychodził. Okazało się, że nieudolnie próbował umyć głowę i szampon naleciał mu do oczu. Z początku Natalie nie mogła powstrzymać się od śmiechu, ale ostatecznie zdecydowała się mu pomóc.

   - I po co sobie spaliłeś powieki? Teraz cierp - mówiła przemywając zaczerwienione oczy chłopaka. Ten siedział naburmuszony i obrażony na cały świat. - Pomogę ci - oznajmiła trochę zbyt słodkim tonem głosu. - Odwróć się - nalała sobie niewielką ilość płynu na ręce i zaczęła wcierać go we włosy Killera. - Może lepiej zamknij oczy - zaśmiała się.

   - Pierdol się kurwa! - Chwycił słuchawkę, a następnie odkręcił wodę, oblewając nią dziewczynę. Przynajmniej była ciepła.

   - Ej! - Starała się bronić, jednocześnie nie mogąc przestać się śmiać. - Przez ciebie jestem cała mokra! - Pisnęła. Tak naprawdę wcale jej to nie przeszkadzało.

   - I dobrze ci tak. - Odparł, wystawiając jej język jak małe dziecko. - Zasłużyłaś.

   - Dobra. - Przytaknęła. Przez przemoczoną koszulkę prześwitywała jej smukła sylwetka. - Więc radź sobie sam. A jak spróbujesz zwalić sobie w mojej łazience, to cię zabiję. - Oznajmiła.

   - No okey. - Chwycił ją mocno za rękę. - Nigdy stąd nie wyjdę jak mi nie pomożesz. - Niebywale ciężko było mu to przyznać. Nienawidził przyznawać się do tego, że potrzebuje pomocy. To krzywdziło jego dumę i przeogromne ego.

   - Wiem - zaśmiała się, po czym wróciła do przerwanego zajęcia. Reszta zabiegu minęła jedynie przy akompaniamencie pralki, która spisała się na medal, usuwając z bluzy wszystkie plamy.

   Zielonooka powiesiła ją przy grzejniku, by ta wyschła jak najszybciej. Jestem dla niego za dobra - powtarzała w myślach. Mimo to, nie zaprzestała swoich działań i mało brakowało, by nie spytała, czy przypadkiem nie jest głodny. Na samą myśl o tym uderzyła się w czoło. Jak ja go nie znoszę - myślała, spoglądając na rzeczonego jegomościa, który siedział roznegliżowany na kanapie.

   - No i czego się gapisz? - Rzucił, a ta jedynie wystawiła mu język i z założonymi rękami udała się do kuchni. Po chwili Jeff również podążył za nią i oparty o futrynę drzwi przyglądał się temu co robi. - Ale ty mnie drażnisz. - Stwierdził w końcu, podchodząc do niej i namiętnie wpijając się w jej usta. Dziewczyna odwzajemniała łapczywe pocałunki, opierając się o kuchenny blat. Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, całując jej żuchwę i szyję. Ich oddechy zlewały się jeden, a serca biły tym samym, przyśpieszonym rytmem. Jego szorstkie ręce błądziły po jej nagim ciele, szukając zapięcia od stanika.

   Łapiąc dziewczynę za pośladki, posadził sobie na biodrach i zaniósł do sypialni, nie przerywając zachłannych pocałunków. Oplotła się nogami wokół jego pasa, odchylając głowę do tyłu. Pożądanie Killera względem Natalie rosło z każdą sekundą, a ona miała zamiar go zaspokoić, przy okazji trochę się z nim drocząc. Bo właśnie to uwielbiała robić najbardziej: denerwować Jeffa The Killera.

   Opadli razem na łóżko. Czuła przyjemną rozkosz pod wpływem jego dotyku, choć nie był on tak delikatny i zmysłowy jak ten Jack'a. Jeffrey bowiem nie lubił się rozdrabniać i od razu przechodził do sedna sprawy. Czasem bywał nawet odrobinę brutalny, ale jej to nie przeszkadzało.

   Wygięła się mocno, gdy przyssał się do jednej z jej piersi. Myślała, że zaraz oszaleje, więc musiała coś z tym zrobić. Przewróciła go na plecy i posłała mu zadziorny uśmiech. Toczyła z nim przyjemną walkę, przyciskając swoje ciało do jego i delikatnie ruszając biodrami. Czuła jak się pręży i wiedziała, że już dłużej nie da rady utrzymać Jeffa w ten sposób. W końcu Natalie znów znalazła się pod nim, a on zaczął zjeżdżać z pocałunkami coraz niżej. Nawet się nie zorientowała kiedy zdarł z niej dolną część bielizny. Zielonooka jednak chciała jeszcze trochę go podenerwować więc ponownie przejęła inicjatywę i zaczęła całować nagi tors mordercy, łapiąc za jego czułe miejsce. To sprawiało jej prawdziwą radość, a jego doprowadzało do szaleństwa.

   Powoli zdjęła jego bokserki, a on przyciągnął ją do siebie i podniósł się razem z nią. Dziewczyna nie czekając usiadła na nim i zaczęła energicznie poruszać biodrami. Killer nawet nie starał się tłumić jej głośnych jęków. Chciał tylko więcej i więcej, taka zwyczajna zabawa mu nie wystarczała, więc sam zaczął się w niej poruszać. Nie przerywając swoich działań delikatnie położył zielonooką na plecach, co dawało mu znacznie więcej możliwości. Mógł ją teraz rozpieszczać na wszystkie sposoby.

૪૪૪

   Leżała wtulona w niego, a on wpatrywał się w sufit. Spojrzał na twarz Natalie, która najzwyczajniej w świecie spała u boku mordercy z lekkim uśmiechem na ustach. Delikatnie, jakby ze strachem, musnął szorstkimi opuszkami palców jej nagiej skóry. Cofnął rękę, gdy dziewczyna lekko się poruszyła i upewniwszy się, że nadal śpi, objął ją, tuląc do siebie. Nigdy wcześniej tego nie robił. Nie aż tak świadomie.

   Mocniej przyciągnął ją do siebie, czując niewyobrażalny ból w klatce piersiowej. Do jego błękitnych oczu napłynęły łzy, by po chwili zacząć spływać po policzkach Jeffa. Jego cichy szloch zdołał obudzić zielonooką, która podniosła się lekko i spojrzała na niego nieco zaspanym wzrokiem. Ten bez słowa wtulił się w nagą dwudziestojednolatkę, zanosząc się płaczem jak małe dziecko. Nie wiedzieć czemu ona również w tamtej chwili miała ochotę się rozpłakać. Mimo to, objęła dwudziestoczterolatka i przełknęła łzy, choć serce kołatało jej w piersi, a ciało trzęsło się niczym galareta.

   Zastanawiała się czy coś powiedzieć, ale ostatecznie zdecydowała, że cisza będzie najlepsza. Wiedziała, że jej potrzebuje, by normalnie funkcjonować. Dlatego tak często znikał. Zaszywał się w różnych miejscach, by zebrać się do kupy, bo oprócz chęci mordu krył się w nim również żal i smutek. Zwyczajnie nie radził sobie ze światem, bo ten go przerastał.

   Krople łez spływały po jej biuście w dół, jednak dziewczynie to nie przeszkadzało. Noce były dla niego najgorsze i wiedziała to odkąd go poznała.

   Nie wiedziała kiedy zasnął, ale wiedziała, że ona jeszcze długo nie będzie mogła zamknąć oczu.

૪૪૪

   Obudziła się późnym popołudniem. Zdziwiło ją, że Jeff nadal tu był. Zazwyczaj kiedy się budziła jego nie było obok. A teraz spał, odwrócony plecami do niej. Uśmiechnęła się pod nosem, wstając. Narzuciła coś na siebie i udała się do kuchni, gdzie jak gdyby nigdy nic zaczęła robić śniadanie.

   Serce jej zamarło, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. No pięknie - pomyślała. - Nie otworzę. Mowy nie ma - stwierdziła, po cichu podchodząc do drzwi i je zamykając.

   - Co d-

   Podbiegła do niego i zatkała mu usta dłonią, wpychając z powrotem do sypialni.

   - Cicho bądź. - Syknęła. - To pewnie Nathaniel. Niech myśli, że jeszcze śpię.

   - Otwórz mu. Zabawimy się trochę.

   - Nie. On jest tylko mój. A teraz siedź już cicho. - Siłą posadziła go na łóżku. W duchu modliła się, by blondyn jak najszybciej zniknął spod jej drzwi.

   Wreszcie po kilku długich minutach kryzys ustał, a Natalie odetchnęła z niemałą ulgą.

   - Zrobiłam śniadanie - oznajmiła. - Ubierz się i chodź.

   Sam Killer był wyraźnie zdziwiony jej zachowaniem. Owszem, czasem zielonooka była dla niego wsparciem, ale nigdy nie zrobiła dla niego aż tyle.

   - Dlaczego? - Spytał, wchodząc do salonu.

   - Dobre pytanie. Chyba mi odwala.

   - Chyba nawet bardzo - stwierdził.

   - Wiesz, mógłbyś chociaż podziękować.

   - Dzięki - rzucił beznamiętnie, zajadając się tostami. Dziewczyna jedynie przewróciła oczami i sama zaczęła jeść przyrządzony przez siebie posiłek.

   - Nie są za długie? - Spytała, patrząc na Jeffa.

   - Co niby?

   - Włosy debilu.

   - Nie. Dlaczego miałyby być?

   - Tak pytam. Mogę je trochę podciąć jak chcesz.

   - Zastanowię się.

   Wyglądali dziwnie. Zazwyczaj nie jadali przy wspólnym stole, bo ciężko było im się ze sobą dogadać. Gdyby zobaczył ich Jack, albo nawet Viki, to stwierdziliby, że to nie mogą być oni.

   - Był u mnie Jack. - Oznajmiła. - Dziwnie się zachowywał. Zapytał mnie o to, co mu, w sensie Nathanielowi, powiedziałam. O co chodzi? - Chłopak milczał. - Jeff. O co chodzi? - Ponowiła pytanie. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że zielonooka nie ma z tym nic wspólnego.

   - Twoja zasrana przyjaciółka na nas doniosła. - Odparł.

   - Co? - Miała wrażenie, że się przesłyszała. Domyślała się, że chodzi o to, że prawdopodobnie ich znaleźli, ale nie sądziła, że to z winy rudowłosej. - Po co miałaby to robić? Przecież to jakby przyznanie się do winy. 

   - Jej to powiedz. I lepiej zrób coś s tym bo tego pożałuje. - Ostrzegł ją, wstając od stołu.

   - Postaram się - odparła półszeptem.

૪૪૪

   Było kilka minut po czwartej, gdy Olivier wszedł do mieszkania. Miał dziś niebywale dobry humor i nic, ani nikt nie był w stanie tego zepsuć.

   - Cześć kochanie - przywitał się z blondynką krótkim całusem. - A ty jeszcze nie gotowa?

   - A na co miałabym być gotowa? - Zdziwiła się.

   - Pójdziemy gdzieś. Na randkę, bo możemy - wzruszył ramionami, uśmiechając się zawadiacko.

   - No dobrze - odparła. - Daj mi chwilę.

   Czuł, że musiał ją jakoś przeprosić za to, co ostatnio się wydarzyło, więc w drodze do domu wpadł na pewien pomysł. Chciał zabrać ją do jakiejś restauracji i może na spacer, tak jak robili to wcześniej.

   Miała na sobie koronkową sukienkę w odcieniach jasnego fioletu, a.blond loki dziewczyny upięte były w niedbałego koka, z którego wystawały pojedyncze kosmyki. W prawdzie dla niego nie miało znaczenia w co jest ubrana, ani jaką ma fryzurę. Dla niego zawsze wyglądała pięknie.

   - Chodźmy - podał jej rękę, a ona chwyciła ją delikatnie. Czuła się przy nim cudownie bezpieczna, bo wiedziała, że jeśli Olivier jest obok to nic jej nie grozi. Jego przeszłość nie obchodziła dziewczyny, liczyło się to, co tu i teraz, a teraz szli razem do restauracji.

   Ana rzadko go o coś prosiła. To on zawsze wychodził z inicjatywą, a ona nie miała zamiaru mu niczego niszczyć. Złotooki był czuły i niesamowicie cierpliwy. Emanował dziwnym spokojem, który wpływały również na dwudziestotrzylatkę. Jednak czasami jego natura niegrzecznego chłopca brała nad nim górę. Choćby na przykład teraz, kiedy skończyli już kolację i powolnym krokiem szli chodnikiem.

   - Zrobiłbym coś niekoniecznie zgodnego z prawem - powiedział.

   - Co na przykład? - Spojrzała na niego z zaciekawieniem. Ten się zatrzymał, a następnie pociągnął ją w stronę jakiegoś domu. - Co ty robisz? - Zaśmiała się.

   - Cii - przyciągnął ją do siebie. - Nikt nie może nas usłyszeć.

   - Dobrze - szepnęła.

   Ze zwinnością kota przeskoczył niewielki murek, by następnie otworzyć dziewczynie furtkę.

   - Zapraszam - powiedział, a ona niepewnie weszła na czyjeś podwórko.

   - Jesteś pewny, że to bezpieczne?

   - Nie - przyznał. - Ale chyba ich nie ma w domu. Z tego co wiem, wyjechali na jakiś czas.

   - Skąd ta pewność?

   - Tajemnica - puścił jej oczko, tym samym zapalając lampki w basenie. - Będzie fajnie - stwierdził, zdejmując koszulkę. Dziewczyna spojrzała najpierw na niewzruszoną taflę wody, a potem na Oliviera.

   - To będzie twoja wina jak nas złapią - stwierdziła z uśmiechem, pozbywając się ubrań.

   - E tam. W razie czego powiem, że się topiłaś, a ja cię uratowałem - zbliżył się do niej.

   - No jasne, zwal winę na mnie.

   - To nie moja wina, że jesteś taka niegrzeczna - blondynka jedynie pchnęła go do basenu, a ten chwycił jej rękę i pociągnął za sobą. Z głośnym pluskiem wpadli w objęcia zimnej wody.

   - Olivier! - Pisnęła. - Przecież ja tu zamarznę.

   - Ja cię ogrzeję - popłynął do niej i przyciągnął do siebie, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku. Na niebie nad nimi nie było żadnej chmurki. Tylko gwiazdy lśniły. - Wyjdź za mnie - wypalił.

   - Co powiedziałeś?

   - Wyjdź za mnie - powtórzył. Żadne z nich się tego nie spodziewało. Znaczy, myślał o tym już od jakiegoś czasu, ale chciał to zaplanować inaczej. Tymczasem oświadczył się jej w basenie, bez pierścionka schowanego w jakimś dziwnym miejscu. To było zwyczajnie, a przede wszystkim wyszło prosto z jego serca.

   - Dobrze - miała łzy w oczach. Nie tak to sobie wyobrażała, ale to biło wszystkie jej pomysły na głowę.

   - Kocham cię.

   - Ja ciebie też kocham skarbie.

૪૪૪

   - Gdzie ona jest? - Z hukiem weszła do domu. Nikt jej jednak nie odpowiedział. Wyraźnie zdenerwowana ruszyła po schodach na górę i mocnym kopnięciem otworzyła drzwi do pokoju w którym niegdyś rezydowała. Na szczęście zastała tam przyjaciółkę. - Coś ty kurwa narobiła?

   - O co ci chodzi?

   - O co mi chodzi? O co tobie do jasnej cholery chodzi!? - Krzyknęła. - Chcesz nas wszystkich pogrążyć?

   - Nat, ja naprawdę nie rozumiem o czym ty mówisz.

   - Przestań udawać głupszą niż jesteś. Wiem, że doniosłaś na nas policji.

   - Wcale nie doniosłam. - Sprostowała. - Zrobiłam to, by nas ratować.

   - Niby jak chcesz nas dzięki temu ratować!? - Myślała, że zaraz nie wytrzyma i zrobi jej krzywdę. To byłoby wielce prawdopodobne bowiem Natalie należała do osób nieco wybuchowych i nie panujących nad sobą. - Ja pierdole, tobie resztki rozumu odjęło czy jak? Przez ciebie mogą nas zamknąć.

   - Nas nie. Tylko ich. Nie powiedziałam im o nas - starała się ją jakby pocieszyć, ale Natalie miała już dość. Nie chciała dłużej dyskutować z Viktorią. Chciała po prostu stamtąd wyjść i o niej zapomnieć. Na zawsze. 

   - Miałam cię za przyjaciółkę. A ty robisz coś takiego.

   - Przecież nadal się przyjaźnimy.

   - Nie. - Odparła. - Mam nadzieję, że kiedyś tego pożałujesz. - Dodała, po czym wyszła trzaskając drzwiami.

   Rudowłosa miała wrażenie, że świat jej się wali. Właśnie straciła osobę, dla której dobra była w stanie poświęcić wszystko. Była poniekąd zła, że zielonooka nie docenia jej starań, bo wciąż nie docierało do niej jak wiele krzywd wyrządzi decyzja przez nią podjęta.

૪૪૪

   Prawie nad ranem Weronika szła do lasu, gdzie umówiła się z Jeffem. Serce jej rosło na myśl o tym, że za chwilę znów będzie mieć Kaia obok siebie. Miała łzy w oczach i z każdym krokiem szła coraz szybciej. Była gotowa nawet pobiec, byleby jak najszybciej znów zobaczyć narzeczonego.

   Za nią natomiast podążał Nathaniel, który całkowicie przez przypadek usłyszał jej rozmowę z mordercą. Wiedział, że pakuje się w paszczę lwa, ale nie mógł pozwolić jej iść tam samej.

   Zatrzymali się gdzieś w środku lasu i kiedy tylko Jeffrey się tam pojawił, blondyn wymierzył w niego z pistoletu. Był gotowy w każdej chwili nacisnąć spust.

   Morderca natomiast z zadowoleniem spojrzał na twarz dziewczyny. Wiedział, że to już ich ostatnie spotkanie, bowiem dotrzymała ona swojej obietnicy, więc i on dotrzyma swojej. Ten jeden raz może to zrobić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro