Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ TRZECI.

   Po cichu, przez balkon weszła do środka mieszkania. Sama nie do końca wiedziała dlaczego nadal to robi. Nawet się nad tym nie zastanawiała, po prostu postawiła sobie jasny cel, którym było zrównanie Jeffa The Killera z ziemią. W międzyczasie zwyczajnie zaczęło podobać się jej takie życie. Nigdy nie była nadmiernie uczuciowa, wręcz przeciwnie, brakowało jej uczuć i empatii, a ich resztek - z drobną pomocą - było łatwo się pozbyć.

   W środku czuć było intensywny zapach damskich perfum. Chyba ktoś tu lubi się zabawić - stwierdziła. Powoli przechodziła przez kolejne pokoje, oglądając zdjęcia i stojące na półkach kryształy. Ewidentnie ten, kto tu mieszka nie należy do biednych osób - myślała. - Może by tak... Wziąć sobie coś na pamiątkę? - Chwyciła niewielką pozytywkę. - Po śmierci i tak mu się to nie przyda - wzruszyła ramionami, odkładając przedmiot na miejsce.

   Uchyliła drzwi, a jej oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Dwie młode kobiety, a między nimi gruby, owłosiony facet. Pewnie dużo im zapłacił - myślała. - Ja bym się nie zniżyła do takiego poziomu, nawet jeśli oddałby mi cały swój majątek - skrzywiła się.

   Doskonale wiedziała jak to jest parać się tym niewdzięcznym zajęciem jakim jest prostytucja. Sama była zmuszona do tego, by przez jakiś czas się tym trudzić.

   - No i co chesz teraz zrobić? Zostałyśmy bez grosza przy duszy. Nawet nie mamy za co kupić sobie jedzenia. - Viki była na nią wściekła. Wielokrotnie starała się wybić swojej przyjaciółce pomysł ucieczki, ale Natalie była jakby głucha na to co mówiła.

   - Nikt nie kazał ci ze mną iść. - Burknęła. Miała szczerze dość słuchania ciągłych narzekań rudowłosej.

   - Poszłam z tobą bo jesteś moją przyjaciółką i martwię się o ciebie.

   - Niepotrzebnie. Bez ciebie też bym sobie poradziła. - Założyła ręce na piersiach. - Jeśli tak bardzo ci się to nie podoba to śmiało możesz wracać.

   - Nigdzie nie wracam. - Zaprotestowała. - Kiedyś pożałujesz tej decyzji wiesz?

   - Czy kiedykolwiek, czegokolwiek żałowałam? - Spojrzała na nią, a ta jakby poddając się, pokiwała przecząco głową. - Właśnie. Teraz tym bardziej nie będę.

   - Eh... W jaki sposób chcesz zdobyć pieniądze?

   - Nie wiem, może jakaś robota na czarno - wzruszyła ramionami. - Grunt, żeby nas nie znaleźli.

   - Przepraszam - zagaiła pewna kobieta, ubrana w zwiewną, czerwoną sukienkę. - Przez przypadek podsłuchałam waszą rozmowę. Mogę się dosiąść? - Dziewczyny spojrzały najpierw po sobie, a potem na nią. - Pomogę wam.

   Brunetka skinęła głową, a blondynka zajęła miejsce przy stoliku, po czym skinęła ręką na młodego kelnera krzątającego się po lokalu.

   - Poproszę coś dla tych młodych dam i butelkę czerwonego wina - uśmiechała się do niego zalotnie.

   - Co panie sobie życzą?

   - Zwyczajny obiad wystarczy - odparła Natalie. Przystojny młodzieniec skinął głową i odszedł od stołu.

   - Nazywam się Emily - powiedziała; uśmiech nie znikał jej z twarzy. - A wy?

   - Natalie, a ta ruda to Viktoria.

   - Miło was poznać. Wybaczcie, że tak bezczelnie podsłuchiwałam waszą rozmowę.

   - Nic ci nie zrobimy jeśli nikomu nie powiesz - brunetka uśmiechnęła się pod nosem.

   - Jesteś zadziorna, już cię lubię - stwierdziła. - Słuchajcie - przerwała, gdy do stołu podszedł kelner niosący na tacy zamówienie. - Dziękuję Simon.

   - Przepraszam, ale my nie mamy jak za to zapłacić - wtrąciła Viktoria.

   - Nie martw się. Ja zapłacę, oddacie mi kiedyś - puściła im oczko.

   - Dziękujemy.

   - Nie ma za co - uśmiechnęła się ciepło.

   - Mówiłaś, że możesz nam pomóc.

   - Oh, racja - przypomniała sobie. - Jeśli potrzebujecie kasy, to jest jedno zajęcie, do którego nie potrzebne są żadne dane osobowe, ani inne bzdury. Jest to teoretycznie nielegalne, ale można na tym sporo zarobić.

   - Co konkretnie masz na myśli? - Rudowłosa spojrzała na kobietę z nieufnością.

   - Jak myślisz, kim jestem?

   - Prostytutką - rzuciła Natalie.

   - Brawo. Skąd wiedziałaś?

   - Wystarczy na ciebie spojrzeć.

   - Nat. - Viki posłała przyjaciółce karcące spojrzenie.

   - No co?

   - Nic się nie stało - zapewniła blondynka. - W waszym wieku byłam dokładnie taka sama.

   - Więc co, seks za pieniądze? - Zielonooka spojrzała na Emily.

   - Przepraszam, ale ja nie mam zamiaru robić za dziwkę - zaprotestowała Viktoria.

   - Ktoś powiedział, że musisz? - Skomentowała Natalie. - Ja się tym zajmę. Ty nie musisz nic robić.

   - Masz do mnie jakiś problem?

   - Ja do ciebie nie, ale ty do mnie już chyba tak.

   - Po prostu się martwię.

   - O co? Nie ma o co się martwić, załatwiłam sobie pracę i już nie będziemy głodować.

   - To nie jest praca! - Pisnęła, wstając od stołu. - Wiesz co, ja wracam do domu. Zostań sobie tu, pieprz się z obcymi facetami, radź sobie sama. - Powiedziała, po czym zdenerwowana opuściła lokal.

   Patrząc tak na nie miała przed oczami tamtą blond włosą kobietę siedzącą w obskórnym barze, czekającą na nowego klienta. Wiele jej zawdzięczała tak na dobrą sprawę. Ciekawe jaki one miały powód - zastanawiała się.

   Wczołgała się na łóżko i usiadła okrakiem na mężczyźnie. Przez przypadek otarła się o jego krocze, co spowodowało u niego nagły wzwód. Dziewczyna poczuła gwałtowny przypływ mdłości, ale na całe szczęście udało jej się utrzymać ostatni posiłek w żołądku.

   Posłała mu szyderczy uśmiech jak tylko otworzył oczy, a gdy chciał coś powiedzieć, zatkała usta dłonią.

   - Cii... - Nachyliła sie nad nim tak, że jej białe włosy muskały jego policzki.

   Mężczyzna zmarszczył brwi; chyba już domyślał się do czego za chwilę tu dojdzie. Mocno chwycił ją za rękę i odepchnął od siebie.

   - Kim ty jesteś? - Warknął. - Wynoś się z mojego - nie zdążył dokończyć, ponieważ dziewczyna wsadziła mu prowizoryczny knebel do ust, a następnie jakimś kawałkiem materiału, który znalazła w pobliżu, przywiązała ręce do ramy łóżka.

   - Obudzisz swoje przyjaciółki - szepnęła. Wstała z niego i związała obie kobiety nim te się obudziły. Mogłyby uciec, a wtedy zarówno Natalie jak i Viktoria, Jack i Jeff wpadli by w - delikatnie mówiąc - kłopoty. - Co mogę najpierw zrobić? - Spojrzała na niego. Nachyliła się nad łóżkiem i przez śliski materiał pod którym leżał chwyciła przyrodzenie mężczyzny. Przez chwilę pieściła go w ten sposób, aż w końcu zrzuciła pościel na ziemię, mocno chwyciła penisa u jego podstawy i powoli, kuchennym nożem, zaczęła go odcinać, rozkoszując się przytłumionymi krzykami swojej ofiary. Były one na tyle głośne, by obudzić dwie pozostałe, jednak zielonooka nie zwracała na nie większej uwagi.

   Bawił ją grymas bólu jaki jawił się na twarzy mężczyzny, łzy w jego oczach i desperackie próby uwolnienia się. Przez ostatnie pięć lat stała się takim potworem, że prawdopodobnie najwięksi mordercy jacy chodzili po tej ziemi baliby się na nią spojrzeć.

   Wyjęła szmatę z jego ust, a on łamiącym się głosem zaczął błagać o litość. Niestety ona nie znała czegoś takiego i tym razem zamiast kawałka materiału wsadziła mu jego własnego penisa do buzi. Włożyła mu go tak głęboko do gardła, że aż zaczął się dusić.

   Z precyzją wybitnego chirurga rozcięła jego klatkę piersiową i brzuch, a następnie zaczęła grzebać w jego wnętrznościach jakby przeprowadzała operację.

   Krwawił bardzo mocno, brudząc zarówno pościel jak i obie kobiety, które szarpały się tak mocno, że łóżko się trzęsło.

   Dogrzebała się do nerek, przy okazji wyrywając inne narządy, które i tak na nic mu się już nie przydadzą. Kiedy łapał już ostatnie tchnienia, pozbawiła go też serca. Umierał w cierpieniach, czyli w taki sposób, jaki ona najbardziej lubiła.

   Spojrzała na obie dziewczyny, wiąż solidnie przywiązane do łóżka. Jedna z nich leżała nieruchomo, co mogło oznaczać tylko tyle, że zemdlała ze strachu, albo z powodu widoku krwi. Natalie jedynie podcięła jej gardło płynnym ruchem. Straciła ochotę na zabawę z nimi, więc drugiej kobiecie wydłubała oczy i wbiła zabrudzone ostrze noża prosto w jej klatkę piersiową. Wychodząc, zabrała jedynie nerki i pozytywkę, na pamiątkę.

૪૪૪

   Następnego dnia, z samego rana miejska policja dostała zgłoszenie o kolejnych ofiarach. Nathaniel wraz z Olivierem natychmiast udali się na miejsce makabrycznego zdarzenia.

   Przed osiedlowym blokiem kłębiło się mnóstwo niepotrzebnych ludzi.

   - Zawsze jest ich tu tyle? - Spytał blondyn, na co jego partner jedynie wzruszył ramionami. - O proszę, jest nawet i telewizja. Cudownie. - Mruknął pod nosem, udając się ku wejściu.

   W środku jedne z drzwi oznaczone były żółtą taśmą policyjną, która skrywała za sobą scenę zbrodni rodem z filmu.

   - Tu nie wolno wchodzić. - Upomniał ich jeden z funkcjonariuszy. Obaj jednocześnie pokazali swoje odznaki, po części ignorując go.

   - Obrzydlistwo. - Skomentował Olivier lekko się krzywiąc. Niby widział już wiele takich rzeczy, ale od dawna nie mieszka na piątej ulicy, gdzie takie widoki nikogo nie ruszały. Odzwyczaił się od czegoś takiego.

   - No - przytaknął mu blondyn, przyglądając się trzem, nagim trupom.

   - Witam - usłyszeli za sobą. - Jak tam? Żołądki już wam podeszły do gardeł? - Niewysoki, łysy mężczyzna zaśmiał się jakby sam z siebie.

   - Widywałem gorsze rzeczy. - Odparł chłopak o kasztanowym odcieniu włosów. - Co nie zmienia faktu, że to obrzydliwe.

   - No cóż, nie dla tych, którzy to robią - odparł. - Jeśli chcecie jakiś informacji to narazie nic jeszcze nie mamy. Zero odcisków palców, zero materiałów genetycznych lub czegokolwiek co pomogłoby zidentyfikować sprawcę lub sprawców. Możecie jedynie porozmawiać z ludźmi, ale wątpię, by ktokolwiek coś widział, lub słyszał. Oni nigdy nie widzą, ani nie słyszą.

   - Wiadomo chociaż kim są ofiary? - Spytał Nathaniel, spoglądając na mężczyznę.

   - Facet był alfonsem i sprowadzał sobie do domu panie lekkich obyczajów. Nazywał się Robert Withford, na temat kobiet nic jeszcze nie wiemy.

   - Czyli jesteście w dupie?

   - To bardzo łagodne określenie, ale tak. Nawet bardzo, bo nie mamy praktycznie nic.

   - W takim razie nic tu po nas. Dajcie znać kiedy już coś znajdziecie.

   - Ta jest.

   Opuścili budynek z pustymi rękami, w dodatku zostali zaatakowani przez telewizyjne hieny, które tylko czekały na jakieś pikantne informacje. Zostali jednak szybko spławieni przez Nathaniela, który nauczył się, że lepiej z nimi zwyczajnie nie rozmawiać.

   - Mogę o coś zapytać? - Spojrzał na blondyna. - Jak zamierzasz się za to wszystko zabrać?

   - No cóż, najpierw przejrzę to, co do tej pory udało wam się zabrać, a potem... A potem się zobaczy.

   - Chcesz rozwiązać tą sprawę, kompletnie nie wiedząc jak się do tego zabrać? - Prychnął. - No powodzenia życzę.

   - Siedzimy w tym razem, czy tego chcesz, czy nie - odparł beznamiętnie, zatrzymując się na światłach.

   - Jeśli mam być szczery, to wolałbym pracować sam.

   - Ta. Zauważyłem - ruszył z piskiem opon. - Więc dlaczego pracujesz w policji?

   - Bo mam swoje powody.

   - No dobra, ale co cię skłoniło do tej decyzji?

   - To już chyba nie leży w twoim interesie. - Odparł szorstko; nienawidził, gdy ktoś pytał o jego przeszłość, bowiem nie należała ona do zbytnio kolorowych.

   Za to intrygowała Nathaniela. Blondyn był człowiekiem z natury ciekawskim i lubił wiedzieć z kim pracuje. Dlatego szukał informacji na temat Oliviera, ale niestety nigdzie nie było o nim żadnej wzmianki, jakby pracował na czarno. Ale coś takiego było niemożliwe, więc jedyna możliwość kryła się w cieniu przeszłości, który bez wątpienia podążał za młodym, dwudziestoczteroletnim chłopakiem o złotych oczach.

૪૪૪

   Cichy dźwięk dzwoneczka rozbrzmiał, gdy wszedł do kawiarni. Uśmiechnął się, widząc znajomą kobietę, siedzącą przy jednym ze stolików.

   - Cześć mamo - przywitał się z nią, zamykając w szczelnym uścisku. Cieszył się, że znów mógł ją zobaczyć na żywo, a nie na ekranie laptopa.

   - Cieszę się, że wróciłeś - uśmiechnęła się ciepło.

   - Ja też - odparł. - Co u ciebie słychać?

   - Nadal bez zmian - zaśmiała się. - A ty? Już pewnie byłeś u komendanta co?

   - Oczywiście.

   - Cały ojciec - pokręciła głową z politowaniem. - Naprawdę nie mogłeś znaleźć sobie bezpieczniejszej pracy?

   - Nie - odparł. - To jest moje powołanie mamo - uśmiechnął się. - Nie musisz się o mnie martwić.

   - Jestem twoją matką, zawsze będę się o ciebie martwić.

   - Nic mi się nie stanie - zapewnił. - Będę na siebie uważał, obiecuję - chwycił jej dłonie.

   Nathaniel był jedynym synem kobiety i jej oczkiem w głowie. Kiedy wyjeżdżał do Nowego Yorku była przerażona, bała się, że coś może mu się stać i nie pochwalała w żaden sposób jego pasji, bo nie chciała czuć tego strachu przed tym, że jej własny syn może nie wrócić do domu. Ale teraz rozmawiali, po dziesięciu latach, twarzą w twarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro