ROZDZIAŁ SIÓDMY.
Leżała w łóżku Jeffa, zastanawiając się, co robić. Muszę powiedzieć o tym Viktorii i Jackowi, i to jak najszybciej. - stwierdziła, podnosząc się. - Za chwilę wstanę - pomyślała z uśmiechem, kładąc się z powrotem.
- Tu jesteś. - Drzwi otworzyły się z hukiem. - Co ty robisz? - Rudowłosa spojrzała na nią, krzyżując ręce na piersiach.
- Śpię. Idź sobie.
- Gdzie Jeff?
- A skąd ja mam to wiedzieć? Był i już go nie ma. Nadal się do tego nie przyzwyczaiłaś? - Prychnęła.
Viktoria jedynie pokręciła głową z politowaniem. Nie mogła znieść tego, że Natalie robi z siebie dziwkę i zabawia się jak nie z Jeffem to z Jackiem. Wmawiała sobie, że nie jest zazdrosna, że tylko troszczy się o swoją przyjaciółkę. Ale prawda była inna.
- Wstawaj - szarpnęła kołdrę, odsłaniając skąpo ubraną dziewczynę. Przydługa koszulka, w której sypiała białowłosa podwinęła się, odsłaniając jej udo, na którym widniała spora blizna. Viktoria zmarszczyła brwi widząc ją.
- Na co się tak gapisz? Oddawaj - szarpnęła materiał.
- Nie. Wstawaj.
- Po co? Jaki jest sens wstawania z samego rana? Jesteśmy wolne, możemy spać cały dzień i nikt nam nie zabroni - wypaliła zielonooka.
- Nat, jest już po dwunastej - oznajmiła.
- Oh marudzisz - z powrotem przytuliła się do miękkiej poduszki. - Oglądałaś wiadomości? - Spytała nagle. - Ja oglądałam.
- I?
- Nasz kochany pan Jeff The Killer wpakował nas w niezły bajzel.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? - Mruknęła pod nosem. - Co tym razem zrobił?
- Ktoś zrobił mu zdjęcie.
- To chyba nic strasznego? - Powiedziała, choć nie była co do tego taka pewna.
- Nie - pokręciła głową, podnosząc się. - Kiedyś wdałam się w ciekawą dyskusję z Jackiem. Opowiedział mi historię Jeffa i że bardzo łatwo będzie można go znaleźć, gdy zostawi po sobie jakiś ślad.
- Więc jeśli znajdą jego, znajdą też nas.
- Tak - wstała z łóżka. - Dlatego trzeba się pozbyć pewnego Nathaniela Green'a - uśmiechnęła się.
- Po co? Nie łatwiej się stąd po prostu wynieść? Tak jak zawsze?
- No niby łatwiej - przyznała. - Ale chcę tu jeszcze zostać na jakiś czas. Męczy mnie to ciągłe uciekanie - powiedziała. - No i z chęcią bym się trochę zabawiła.
- To idiotyzm. Samobójstwo.
- Możliwe - wzruszyła ramionami. - Ale niewiadomo ile życia na wolności nam zostało.
- Nat, to jak igranie z ogniem - bardzo nie podobał jej się ten pomysł.
- A to my z nim nie igramy? - Spojrzała pytająco na szarooką. - Ja ci nie każę się w to mieszać. Sama to załatwię.
I właśnie to mnie najbardziej martwi - odparła w myślach. Wiedziała, że ma marne szanse i że nie przekona Natalie, ale musi spróbować. Przecież ją kocha. Nie tak jak przyjaciółka przyjaciółkę, nie, ona kocha ją inaczej.
Siedziały w starym domku na drzewie, należącym kiedyś do ojca Viktorii. Znajdował się na skraju lasu, kilka kilometrów od ulicy przy której mieszkały. Był niewielki, wielokrotnie naprawiany i skrywał takie sekrety, o których wiedziały tylko one. W środku stały dwa kolorowe worki, wypełnione styropianem, stolik, stare komiksy i książki przeczytane już milion razy, i kilka innych drobiazgów, które tu chowały.
- Nudzi mi się - marudziła brunetka, kładąc głowę na kolanach rudowłosej. Dziewczyna zaśmiała się cicho pod nosem.
- Pewnie za chwilę przestanie padać - stwierdziła, wyglądając przez okno. Były nowe, bo jej tata niedawno je wymienił.
Na zewnątrz szalała burza więc czternastolatki zostały uwięzione we własnym zamku. Nie było tu zbyt wiele do roboty, ale lubiły tu przesiadywać.
Viktoria sięgnęła po duży, szary koc leżący na podłodze i przykryła siebie i swoją przyjaciółkę. Mała drzemka wydawała się być całkiem dobrym pomysłem.
Kiedy się obudziły, słońce chowało się już za horyzontem, a burza ustała. Rudowłosa szturchnęła lekko Natalie, budząc ją.
- Możemy wracać.
Brunetka natychmiast zerwała się z miejsca i szczęśliwa wyskoczyła na zewnątrz, a szarooka zaraz za nią, lądując w błocie.
- Ścigamy się, która pierwsza do domu? - Spytała z zadziornym uśmiechem.
- I tak ze mną nie wygrasz - zakpiła. Viktoria zawsze była odrobinę szybsza i wyższa. Ale Natalie nadrabiała to sprytem i zwinnością.
- Jeszcze się przekonamy! - Krzyknęła, ruszając przed siebie.
- Ej! To nie fair!
Nogi ślizgały im się na błocie i z każdą chwilą robiły się coraz cięższe, bo błoto przyklejało się do ich butów.
- Lecę! - Pisnęła brunetka, lądując na ziemi tuż przed rudowłosą. Ta nie zdążyła się zatrzymać i wylądowała prosto na niej.
Leżały, śmiejąc się i tarzając w rozmiękłej ziemi. Bawiły się w błocie jak małe dzieci, obrzucając się nim wzajemnie. Dopiero po dłuższej chwili wstały, pomagając jedna drugiej i ruszyły do domu. Brudne, ale szczęśliwe.
Nim Natalie weszła do środka, jej przyjaciółka zatrzymała ją, łapiąc za rękę.
- Nat... Ja... - Stała przed nią ze spuszczoną głową, nadal trzymając jej rękę. Właśnie teraz Viktoria Kelly postanowiła wyznać prawdę i obnażyć swoje uczucia.
- Co się stało? - Spytała, przyglądając się rudowłosej. Dziewczyna zebrała się na odwagę, ujęła twarz brunetki i pocałowała ją. Ta jednak nie odwzajemniła gestu, przez co Viktoria uciekła do domu wystraszona.
Następnego dnia, wszystko było takie jak zawsze. Natalie normalnie z nią rozmawiała jakby nic się nie stało. Jedyne co powiedziała to to, że nigdy nie będzie w stanie odwzajemnić uczyć swojej przyjaciółki. Nie tak, jakby ona tego chciała.
Dziś wydawało się, że dziewczyna o tym nie pamięta. Ale Viktoria pamiętała. Bolało ją to, ale nie specjalnie mocno, bo Natalie wciąż była obok, nie odwróciła się od niej. Została, przez co rudowłosa kochała ją jeszcze bardziej. Dlatego nie chciała, by zielonooka mieszała się w coś tak niebezpiecznego. Zabawa - prychnęła. - Samobójstwo, a nie zabawa.
- Mówiłaś Jackowi? - Spytała, schodząc za nią do kuchni.
- Nie - przyznała. - Nie wiem gdzie on jest, jak go spotkam to mu powiem.
Mam nadzieję, że wybije ci ten pomysł z głowy - pomyślała.
- Co ty chcesz właściwie zrobić?
- Hm... Dobre pytanie - stwierdziła. - Muszę się jakoś do niego zbliżyć, a potem... Wieczny odpoczynek racz mu dać panie.
- Yhym, a jak zamierzasz się do niego zbliżyć?
- Oh musisz zadawać tyle pytań? - Machnęła rękami. - Nie wiem. Coś wymyślę.
- Czyli teoretycznie nie masz żadnego pomysłu - uśmiechnęła się. - Cała ty.
- Oj no bo to wszystko wina Jeffa. - Powiedziała.
- A mimo to, ty i tak się z nim przespałaś - skomentowała rudowłosa.
- Nie przespałam się z nim. - Warknęła.
- Ale kiedyś to zrobiłaś.
- Tak, ale nie dziś. Zresztą co ci do tego? Będę się pieprzyć z kim mam ochotę.
- Ależ oczywiście, że tak.
- Jesteś zazdrosna. O to, że nie jestem taka jak ty. - Nawet jeśli była na nią teraz wściekła, to nie chciała używać słowa "lesba", które cisnęło jej się na usta.
- Nie. Po prostu nie chcę żebyś robiła z siebie dziwkę - odparła z troską.
- Kogo to obchodzi? - Wzruszyła ramionami. - Nikogo!
- Mnie obchodzi.
- Nie przestanę się kochać, tylko dlatego, że tobie nie pasuje fakt, że czerpię z tego przyjemność.
- Wiesz co, nie będę z tobą na ten temat dyskutować. - Stwierdziła, po czym wyszła z domu. Natalie jedynie prychnęła pod nosem, zakładając ręce na piersiach i usiadła na kanapie.
Denerwowało ją zachowanie Viktorii. Znalazła się, wielce dorosła - myślała. - Zachowuje się tak, jakby była moją matką. Czy ona nie może trochę wyluzować? Co jej szkodzi się zabawić? Nic jej się nie stanie - toczyła w myślach monolog. - Ale nie. Będzie się wymądrzać i mówić mi jak mam żyć. No jasne.
Tymczasem rudowłosa postanowiła znaleźć Jeffa. Albo Jack'a. Wołała spotkać Eyeless'a, bo z Killerem nie dogaduje się zbyt dobrze i zapewne doszłoby do kłótni. Nie pierwszej zresztą. Nienawidzi go, bo uważa, że to przez niego Natalie tak bardzo się zmieniła. To poniekąd prawda, bo Woods wydobył z zielonookiej to, co było w niej najgorsze. Choć tak naprawdę przyczyniło się do tego wiele czynników.
Pechowe szczęście postanowiło jednak zainicjować ich spotkanie.
- Jeff. - Zaczęła.
- Czego chcesz? - Nawet się nie odwrócił, po prostu szedł dalej przed siebie.
- Możesz mi coś wytłumaczyć?
- Niby co? - Zatrzymał się i odwrócił twarzą do niej. Zawsze uważała, że jest odrażający.
- Miałeś uważać. - Zaczęła. - Ktoś ci zrobił zdjęcie. Przez ciebie musimy znowu uciekać.
- Straszne. Tylko tyle ode mnie chciałaś? Super. - Ruszył ponownie z miejsca.
- Czekaj. - Złapała go za ramię. - Nat coś planuje i-
- A co mnie to obchodzi?
- Powinno cię obchodzić, bo to twoja wina. - Warknęła.
- No i?
- Czy ty możesz, choć raz, zainteresować się kimś innym poza sobą?
- Nie. Zresztą, czego się mnie czepiasz? - Powoli zaczynała go denerwować, a liczył, że dzisiejszy dzień będzie w miarę spokojny. - Kazał wam ktoś za nami iść? Nie. Nawet nie wiem dlaczego nadal was nie zabiłem.
- Może jesteś za miękki?
- Uważaj. - Syknął. Czuł jak ból głowy nasila się coraz bardziej.
- Bo co? Zabijesz mnie? - Spytała lekceważąco. - A może to ja powinnam zabić ciebie? Tak naprawdę jesteś tylko mocny w gębie.
Jej idiotyczna gadka wystarczyła, żeby doszczętnie wkurzyć chłopaka, który rzucił się na nią ze swoim nożem.
- Ty jebana lesbo! - Warknął. - Zajebię cię i przestaniesz sprawiać tyle problemów. - W jego błękitnych oczach znów dało się dostrzec szaleństwo. Teraz dziewczyna się bała. - Nienawidzę cię wiesz? - Ostra strona noża coraz mocniej napierała na jej szyję. - Wystarczy tylko... Jeszcze troszkę mocniej - jego to bawiło. - Powinienem zrobić to już dawno. Pozbyć się ciebie. Jej może nie, nie teraz. Ale ciebie... Jesteś wkurwiająca, a ja nienawidzę takich osób. Wiesz co z tobą zrobię? - Poczuła jak po jej skórze spływa krew. Starała się go odepchnąć, ale był dla niej zbyt ciężki. - Poderżnę ci gardło i zostawię tutaj. Myślisz, że będzie za tobą płakać? Pewnie nie - nie była pewna, ale chyba dostrzegła łzy w jego oczach.
Wykorzystała chwilę słabości i z całej siły do odepchnęła. Jeffrey wylądował na ziemi, zanosząc się śmiechem zmieszanym z płaczem. A ona uciekła najszybciej jak mogła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro