Rozdział VII
Gdy Ethan odszedł Sara patrzyła za nim jeszcze chwile, nie mogła pozwolić mu wpakować się w kłopoty, w końcu byli partnerami. Przeklinając przyjaciela w myślach ruszyła tłumaczyć się kapitanowi Herrerze. Po kilku pokrętnie złożonych zdaniach szef zgodził się puścić ich na poszukiwania doktorka. Choć nie był co do tego przekonany argument, że i tak nie ma nic ważnego do roboty ostatecznie wygrał spór. Kapitan nie chciał stracić kolejnych detektywów, już i tak zostało mało policjantów po tym jak większość mundurowych przeniosła się do większych jednostek. Herrera nie mógł więc zrobić nic innego jak zaaprobować wyjazd. Ethan czekał na Sarę przed autem trzymając w rękach dwa duże termosy z kawą.
- Wiedziałem, że przyjdziesz - powiedział rozpromieniony, na jego twarzy nie było śladu grymasu, który pojawił się wcześniej - Wsiadaj czeka nas długa droga
Sara nie odzywała się przez pierwsze dwadzieścia minut drogi. Wciąż była obrażona za to jak zachował się Ethan. Zostawił ją samą, aby tłumaczyła wyjazd a sam odszedł jak naburmuszone dziecko.
- Gdzie jedziemy? - zapytała w końcu
- Do Nashville - rzucił lekko Ethan
Sara niemal wypluła kawę prosto na niego.
- Co! To prawie trzy godziny stąd! - wiązanka przekleństw przeleciała przez myśli Sary, sama się w to wpakowała
- Powinniśmy być na miejscu około szesnastej - zauważył Ethan – to wcale nie tak późno
- Może nie no chyba, że jedziemy tam tylko pocałować klamkę, podasz konkretny adres? - Sara chciała sama wyszukać drogę
W samochodzie zapanowało milczenie.
- Nie znasz adresu?!
- Znam ulicę a przynajmniej część jej nazwy, ostatnia strona w książce, która zawierała adres była zalana.
- Nashville jest ogromne
- Wiem, Hall mieszka na ulicy zaczynającej się na "Fre" jak znajdziemy stacje benzynową to kupimy mapę
Sara pokiwała głową, to był rozsądny plan. Nie było sensu krzyczeć na Ethana, byli już w drodze i choć zawsze mogli zawrócić, coś mówiło Sarze, że ich śledztwo obrało dobry kierunek. Godzinę później wciąż kierowali się do Nashville z tym wyjątkiem, że robiąc krótki postój zaopatrzyli się w dodatkowe litry kawy i mapę. Sara rozłożyła przed sobą mapę i wyciągnęła długopis, jej misją do końca podroży było odnalezienie jej celu.
Dziesięć ulic zaczynających się na "Fre" tyle udało jej się znaleźć w całym Nashville. Ethan spojrzał na mapę.
- Może tu - wskazał jedną z ulic - wygląda na odludzie
- Frederick Cooper Street - przeczytała - brzmi obiecująco, co wcale nie oznacza, że doktorek tam mieszka, równie dobrze może być bezdomnym lub mieszkać w centrum miasta
- Zawsze warto spróbować - stwierdził Ethan – co mamy do stracenia?
Na usta Sary cisnęło się wiele rzeczy, ale nic nie odpowiedziała, zamiast tego wprowadziła dane do nawigacji i usiadła wygodnie, czekało ich jeszcze trochę drogi, które dziewczyna postanowiła spędzić na spokojnym śnie.
Gdy Sara się obudziła byli już w Nashville. Chwila snu pozwoliła jej się uspokoić i poukładać myśli. Ethan nie zauważył jej przebudzenia i bębnił palcami o kierownice nucąc cicho piosenkę, która aktualnie leciała w radiu. Zamyślone spojrzenie miał wbite w drogę przed sobą.
- Zaraz będziemy musieli skręcić - powiedziała Sara sygnalizując swoje przebudzenie, Ethan niemal natychmiast przestał nucić i szeroko się uśmiechnął.
- Obyśmy go znaleźli
Sara wyjrzała za okno, z każdą chwilą, gdy zbliżali się do celu mijali coraz mniej domów. W końcu nie było już żadnego a wokół nich wszędzie roztaczały się pola. Na samym końcu drogi stał tylko stary, opuszczony kościół
- Może się mylimy i na tej ulicy nawet nie ma żadnego domu - nabrała wątpliwości Sara
- Spójrz tam – Ethan wskazał jej punkt w oddali – to chyba jakieś domy, według nawigacji to tam zaczyna się Frederick Cooper Street
Parę minut później byli już pod pierwszym domem, nie znali numeru mieli jednak nadzieje, że znajdą chociaż sąsiada Halla, aby ten poinstruował ich, gdzie powinni się udać. Sara zapukała do pierwszych drzwi, zza których dobiegło ujadanie psa. Otworzyła im starsza pani z grymasem zniesmaczenia na twarzy.
- Czego chcecie? - zapytała
-Dzień dobry, szukamy doktora Roberta Halla czy mieszka on może w pobliżu? - zapytał Ethan niezrażony nieuprzejmością kobiety
- Ten doktorek, co teraz pielgrzymki się będą do niego zjeżdżać - prychnęła właścicielka domu – nie dostaniecie ode mnie żadnych informacji, nie pomogę temu błaznowi, jak ten pożal się Boże doktorek chce mieć odwiedzających to niech znaki postawi a nie! On nawet recepty nie potrafi wypisać - to mówiąc zatrzasnęła drzwi przed nosem detektywów
- No cóż przynajmniej wiemy, że mieszka gdzieś w okolicy - skwitowała Sara
- Na szczęście nie mamy zbyt dużo domów do sprawdzenie
Ethan miał racje, na Frederick Cooper Street stało raptem kilka domków.
- Może inni sąsiedzi będą bardziej przychylni doktorkowi
Nie przestawiając samochodu ruszyli piechotą do kolejnego domu. Tym razem otworzył im młody mężczyzna mniej więcej w ich wieku. Miał równo przyciętą brodę i ubrany był w elegancką koszulę. Sara pomyślała, że być może spodziewa się gości.
- Dzień dobry - zaczęła - szukamy doktora Roberta Halla
- To dobrze trafiliście, gdyż stoi właśnie przed wami - zaśmiał się mężczyzna
Sara nie potrafiła ukryć zdziwienia. Mężczyzna ani trochę nie przypominał tego ze zdjęcia w kartotece.
- Jak mogę pomóc - zapytał Robert po chwili niezręcznej ciszy, Sara od razu się opanowała
- Zainteresowała nas twoja książka, chcielibyśmy uzyskać trochę więcej informacji na temat... - nazwa wyleciała Sarze z głowy
- Likantropi - dokończył za nią Ethan – W naszym miasteczku dzieją się dziwne rzeczy i pomyśleliśmy, że twoje badania mogłyby pomóc
- Wejdźcie - powiedział Hall – od lat już się tym nie zajmowałem, ale postaram się pomóc
- Zmieniłeś obiekt swoich badań? - zapytała Sara wchodząc do wielkiego salonu. Wnętrze domu Roberta Halla zdecydowanie bardziej odpowiadało jej wizji o szalonym naukowcu. Stare meble i powypychane zwierzęta sprawiały chwilami przerażające wrażenie domu z horroru
- Tak, po tym jak zrozumiałem, że magiczne twory jak Wilkołaki czy wampiry nie istnieją zająłem się badaniami nad wilkami. To naprawdę niesamowite zwierzęta - powiedział - są bardzo rodzinne i kochają zabawę zawsze myślałem, że są jak wilkołaki, ale one są bardziej jak psy. NIe będę was zanudzać powtórzcie czego potrzebujecie?
- Informacji o likantorpi - podsunęła mu Sara - obawiamy się, że jeden z mieszkańców naszego miasteczka mógł się nią zarazić
Po tym jak opowiedzieli mu co się wydarzyło Robert stał przez chwilę zamyślony.
- Likantropia jest chorobą, którą zarażają wilkołaki, ale one nie istnieją, może jest choroba, która ma podobne objawy - powiedział Hall
- Też tak myśleliśmy, ale szukaliśmy bardzo długo i tylko informacje z twojej książki pasowały - odparł Ethan
- Może jednak miałeś racje – Sara nie dawała za wygraną - wszystkie notatki jakie sporządziłeś o wilkołakach masz je jeszcze może?
Oczy Halla pojaśniały.
- Wydaje mi się, że mam
Kolejną godzinę spędzili na wertowaniu zapisków Roberta Halla. Bez żadnych skutków.
- Jest tu masa informacji, ale nic nie pasuje do tego co już mamy – Sara pokręciła głową - To na nic, jest już późno powinniśmy się zbierać
- Sara ma racje - powiedział Ethan - dziękujemy za twój czas
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro