Rozdział IX
Kolejny dzień przyniósł kolejne złe wieści.
- Przejmujecie ją - Joe z nocnej zmiany złapał Sarę, gdy weszła do budynku, podążając za jego ręką kobieta zobaczyła roztrzęsioną nastolatkę, która siedziała przy biurku wraz z rodzicami.
- Co się stało? - zapytała
- Mówi, że coś zaatakowało ją i jej koleżankę, gdy szły obok lasu.
- Co robiły tam tak wcześnie rano?
- Nie wiem – Joe wzruszył ramionami – nie chce powiedzieć
- A koleżanka?
Joe pokręcił smutno głową.
- Grupa poszukiwawcza wyruszyła prawie dwie godziny temu, przeczesują okolicę
Sara zamarła.
- Myślisz, że to to samo co zabiło chłopaków i byka?
- Jeśli tak - zaczął Joe – wolałbym nie być na miejscu tej dziewczyny
Sara podeszła do nastolatki i usiadła obok niej. Dziewczyna miała oczy opuchnięte od płaczu i ręce zaciskała na poręczach krzesła.
- Jestem Sara Gonzalez a ty? - przedstawiła się
- Mia Johnson - wyszeptała
- Jak się czujesz?
Nastolatka zaśmiała się.
- Jestem tu od dwóch godzin i nie mogę przestać płakać a moja najlepsza przyjaciółka zaginęła, jak się mogę czuć? - dziewczyna otarła oczy
- Wiem, że to trudne, ale czy mogłabyś powiedzieć mi czemu tak wcześnie wyszłyście z domu? To może nam pomóc
- Nie chce o tym mówić
- Mia, proszę to bardzo ważne
- Dobrze, ale nie chce, aby rodzice przy tym byli - szepnęła
Państwo Johnson i Sara wymienili spojrzenia.
- Dobrze - powiedziała w końcu Sara
- Jeżeli tak chcesz córeczko - dodała pani Johnson po czym oddaliła się wraz z mężem
- Rosa i ja zabrałyśmy wieczorem wino z piwniczki moich rodziców - powiedziała dziewczyna – Rosa nie chciała, aby jej rodzice wyczuli alkohol więc przenocowała u mnie, rano chciałyśmy się przemknąć do niej do domu tak aby nikt się nie zorientował, ale gdy szłyśmy - głos jej się załamał - coś nas zaatakowało, uciekałyśmy, ile sił w nogach, nie zauważyłam, że Rosy ze mną nie ma aż do momentu, w którym znalazłam się pod jej domem, mam nadzieje, że udało jej się uciec – nastolatka zaczęła płakać
Sara oddała Mie w ręce rodziców i poszła omówić sprawę z innymi śledczymi. Czterech funkcjonariuszy stało nad radiem czekając na wieści.
- Chyba ją znaleźliśmy - zaskrzypiało w odbiorniku
- Tu kapitan czy nic jej nie jest? - Herrera niemal natychmiast odpowiedział
Przez chwilę panowała ogromna cisza.
- Kapitanie - coś zakłócało odbiór - obawiam się, że ona nie żyje
///////////////////
Dzisiaj krócej, ale w weekend pojawi się krótki maraton!
Kisess and Hugs!
Amin
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro