P R O L O G
UWAGA: Prolog czeka KOREKTA, którą zajmę się, kiedy będę miała trochę więcej wolnego czasu, ACZKOLWIEK nie będzie ona wpływała na zmianę fabuły opowieści.
Akines, bogini gwiazd, stała przy oknie sali tronowej. Czarne jak noc włosy spływały falami po jej ramionach, a w każde pasmo miała wplecione drobne, błyszczące kamienie szlachetne. Blada cera zawsze była lekko zarumieniona na policzkach, a oczy w kolorze srebra zdawały się lśnić. Biała, niemal siegająca ziemi suknia została wykonana z delikatnego materiału, co więcej, sam gorset w całości wyszyto malutkimi diamencikami. Sprawiało to wrażenie, że kobieta jeszcze bardziej roztaczała blask wokół siebie. Na stopach miała srebrne balerinki.
Podłogę tworzyły iskrzące, obsydianowe kafelki, a ściany pokryte malowidłami przedstawiały wydarzenia za panowania pierwszych bogów. Okna zrobione z odłamków kryształów nie przeszkadzały w podziwianiu malowniczego krajobrazu. Miała doskonały widok na każde wzniesienie, na których znajdowały się siedziby pozostałych bóstw. To one stanowiły główną część Królestwa.
Choć obojętność i opanowanie dominowały na jej twarzy, myśli co chwilę odtwarzały ostatnie zdarzenia tego dnia. Nie potrafiła powstrzymać rozmyślań. Dzisiejszy incydent wywarł na niej niemałe wrażenie, to musiała przyznać. Tylko jedna osoba potrafiła ją tak wyprowadzić z równowagi.
I to niejednokrotnie.
Nie podobało jej się to. Nie podobało jej się, że ktoś miał inne zdanie, a potem wyraźnie sprzeciwiał rozkazom. Kobietę denerwował brak posłuszeństwa. Obowiązkiem wszystkich było okazywanie należytego szacunku władczyni. Nikt nie miał prawa podważać jej autorytetu bez względu na okoliczności. To ona stanowiła porządek i potęgę. Nie mogła sobie pozwolić na bunt.
Słońce niedawno zaszło, a wewnątrz pałacu zapanował mrok. Na niebie pojawiły się dwa księżyce, których światło padało na tron pokryty czarną tkaniną, wysadzoną setkami drobnych diamentów. Wyglądał podobnie jak jego obecna właścicielka. Dumnie i majestatycznie.
— Pani.
Nie spojrzała na nowo przybyłego. Dobrze wiedziała, że niski, chropowaty głos należał do jednego ze służących Akines Rycerzy. Był to olbrzym mierzący kilka metrów. Całe jego ciało składało się z kryształu, oczy emanowały białym światłem, zaś szczupła sylwetka bardzo przypominała ludzką. Przy pasie nosił miecz dopasowany do jego siły. Wszyscy jej słudzy wyglądali łudząco podobnie do siebie, jedynie ich Dowódca wyróżniał się spośród innych. Posiadał charakterystyczne znamię wyrzeźbione w piersi, które przedstawiało sierp księżyca i nadchodzącą na niego pięcioramienną gwiazdę.
Bogini nie poruszyła się. Cały czas ręce miała splecione na piersi, obserwując pewien punkt w oddali.
— Rycerzu, Aliante jest na Ziemi. Sprowadź go z powrotem. Zezwalam na użycie mojego portalu.
— Tak jest. — Usłyszała brzęk miecza, co oznaczało, że olbrzym złożył ukłon, a następnie wyszedł, stawiając ciężkie kroki.
Minęła jeszcze chwila, zanim kobieta wykonała jakikolwiek ruch. Gwałtownie odwróciła się i skierowała w stronę tronu. Brzeg sukni falował przy każdym stawianym przez nią kroku, a oczy wypełniły się determinacją. Mimo że stąpała szybko, gracja jej nie opuszczała. Stanęła przy niewielkiej, wąskiej kolumnie z czarnego kamienia, przy której szczycie wyrastały płomienie jasnego światła, opadające w dół, niczym płatki kwiatu. Otaczały one półprzezroczystą kulę, umieszczoną w miejscu dla niej przeznaczonym. Znajdowała się na wysokości klatki piersiowej Akines.
— Pokaż mi go.
Chmury wypełniły wnętrze przedmiotu, a następnie zaczęły stopniowo znikać. Obraz stawał się coraz bardziej widoczny i wyraźny. Przedstawiał młodzieńca, mającego nie więcej niż czternaście lat. Siedział w ogrodzie, rozmawiając z dziewczyną niewiele młodszą od niego. Wyglądało na to, że znaleźli wspólny język, blondyn z uśmiechem na twarzy przytakiwał jej słowom. Szatynka nosiła suknię wyszywaną najróżniejszymi ozdobami, co wskazywało na to, że nie była zwykłą mieszczką. Bogini gwiazd zmarszczyła brwi.
— Co zamierzasz zrobić, Aliante?
† † †
Równą dobę temu chłopiec przeszedł przez portal, nie pytając boginki o zgodę. Wiedział, że przeniesie go w miejsce, jakie sobie zażyczy, lecz czy na Ziemię? Podróże były możliwe, jeśli wybrany cel znajdował się w tym samym wymiarze, gdzie dana osoba obecnie przebywała, to wiedział na pewno. Ale czy mógłby się przenieść ze świata bogów do świata ludzi? Nie miał pewności, ale postanowił spróbować.
Nim zauważył, znalazł się w ludzkim zamku. Wąski korytarz wygladał na nieco inny niż sobie wyobrażał. Co kilka metrów na kamiennej ścianie wisiała pochodnia, oświetlająca niewielki obszar, a kręte schody prowadziły w dół. Panująca cisza była nadzwyczaj dziwna. W jakiej części twierdzy przebywał?
Nagle usłyszał dziecięce śmiechy, które zdawały się być coraz bliżej niego. Nie uciekał. Nie odczuwał lęku na myśl, że ktoś go zobaczy. Po prostu czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Zza rogu wybiegły dwie dziewczynki, niewiele młodsze od niego. Obie nosiły na sobie piękne suknie. Ganiały się, bawiąc w berka. Zauważył, że ta, która goniła miała na głowie niewielki diadem. Poznał, że to mała księżniczka. Były tak pochłonięte zabawą, że zauważyły go dopiero, gdy jedna z nich wpadła na nieproszonego gościa. Zaskoczona podniosła wzrok, cofając o krok. Następczyni przystanęła równie zdziwiona i zdezorientowana.
— Przepraszam! — Uniosła brzegi sukienki i zgrabnie dygnęła, spuszczając wzrok.
Młodzieniec przekrzywił głowę zaciekawiony. Nie posiadała tiary ani innego nakrycia głowy, więc jedyne, co mógł stwierdzić to to, że była dwórką królewny. Może córka hrabiów? Nie wydawało mu się. Brązowe włosy miała całkowicie rozpuszczone i w nieładzie, a nie idealnie zaplecione jak przyjaciółka za nią, a jednak... Coś dostrzegł. Czuł, że biła od niej jakaś niewyjaśniona cudowność, którą mógłby zachwycać się bez końca. Zastanowiło go to.
Kiedy szatynka podniosła wzrok, Aliante spojrzał w jej oczy. Wstrzymał oddech. Dziewczynka zamrugała dwa razy, nie rozumiejąc, a chłopiec zaśmiał się nerwowo, kiedy zorientował się, jak musiał wyglądać. Księżniczka stała i uważnie go obserwowała, nie kryjąc zainteresowania. Przeczesał dłonią swoje blond włosy.
— Wybacz proszę, ale chyba zabłądziłem. Mogłabyś mi pokazać wyjście?
Nie odpowiedziały od razu. Obie mierzyły go wzrokiem nieco zdziwione jego zachowaniem. Wahały się. Po dłuższej chwili, dziewczynka przed nim się odezwała.
— Tam. — Wskazała palcem przed siebie. — Jeśli tamtędy pójdziesz, wyjdziesz na zewnątrz do ogrodu.
Bóg uśmiechnął się.
— Zaprowadzicie mnie?
— Jasne! — pisnęła księżniczka i jako pierwsza pobiegła do wyjścia. Za nią podążyła brązowowłosa, a na końcu szedł Aliante.
Kiedy wyjdą, porozmawia z szatynką. Czuł, że musiał dowiedzieć się o niej jak najwięcej.
Witam wszystkich, którzy oczekiwali premiery opowiadania, a także pozostałych, co tutaj zawitali!
Wreszcie mogę podzielić się tym oto niedługim prologiem. Nie macie pojęcia jak podekscytowana jestem! Nie trzymajcie mnie w niepewności, dajcie znać, co myślicie! Chętnie poczytam wasze komentarze! :D
Na pytanie ,,kiedy następny" odpowiem tak: wszystko zależy od was. Jesteście baterią zasilającą moją motywację (nie bijcie mnie za to porównanie, hah XD).
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro