Dzień 2 - Rodzina
Siedzę pod gabinetem dyrektorki. Chociaż w pobliżu są przynajmniej dwie puste ławki, to siedzę na ziemi. Plecami opieram się o ścianę, jest zimna i taka stabilna.
Ojciec przywiózł mi ciuchy na zmianę. Staruszek zapomniał o staniku – jakoś to przeżyję. Teraz jest u dyrektorki – tata, nie stanik. Nie słyszę krzyków, więc nie jest źle.
Ktoś podchodzi. Rzuca przy ścianie plecak – zielona kostka. Nie, znowu on. Ten sam, który ratował moją torbę przed tajemniczym zaginięciem. Uparł się na mnie. Chłopak od wczoraj siedzi ze mną na każdej lekcji. Zaczynam czuć się prześladowana. Może powinnam powiedzieć tacie, albo najlepiej od razu wezwać policję?
Janek siada obok, wzdychając jakby właśnie pokonał Mount Everest. Stykamy się ramionami. Ja chyba zaraz oszaleję. Podciąga do siebie kolana. Z kieszeni wyciąga komórkę. Grzebie przez chwilę, po czym pokazuje mi na niej zdjęcie.
– Ooo jakie ładne ujęcie. – Uśmiecham się. – Moje koleżanki zdążyły już to rozesłać po całej sieci pewnie?
– Jesteś sławna – przytakuje Janek.
Na zdjęciu stoję nad brzegiem basenu, w mojej czarnej bluzce i czarnych figach. Uroczo wystawiam środkowy palec.
– Masz ładne nogi – dodaje.
Wbijam Jankowi łokieć w bok.
– Szkoda, że nie zrobiły zdjęcia, jak wychodzisz z wody. Byłaś miss mokrego podkoszulka? – pyta.
– Miałam na sobie stanik, a to czarne, to koszulka, a nie podkoszulka – tłumaczę.
– Dałaś czadu. Musi coś być w tych plotkach o tobie.
– W plotkach? – Zerkam na Janka zaciekawiona.
– Może jednak spotkamy się gdzieś poza szkołą? – Zmienia temat.
– Obawiam się, że teraz będę mieć szlaban do końca życia. Albo raczej do końca świata.
– Szkoda – mówi zachrypniętym głosem.
– A kto powiedział, że mam zamiar go przestrzegać? – Posyłam mu krzywy uśmiech.
Otwierają się drzwi gabinetu. Wychodzi z nich nauczycielka w-fu. Zapłakana. Nawet nie spogląda w naszą stronę.
– Cóż za szatański uśmiech? – pyta Janek, a ja nawet nie zauważyłam, że się uśmiecham.
Tata pewnie dał popalić biednej kobicie. On ma gadane. Jak go znam, wszystko tak obrócił, że to ona wyszła na tą złą i niekompetentną.
To nie tak, że tata za mnie wszystko załatwia i zawsze mam taryfę ulgową. Po prostu, w domu też nadal działa mój „okres ochronny".
Za nauczycielką wychodzi tata. Wysoki, postawny mężczyzna. Lekko siwiejący brunet. Wstaję na jego widok. Kątem oka widzę, że Janek też się podnosi.
– Natalia, do domu – mówi krótko.
– Mogę wiedzieć na czym stanęło? – pytam. – Nie muszę już chodzić do szkoły?
– Natalka, ty nie przeginaj! – Ojciec podchodzi do mnie i zamaszyście podnosi rękę.
Z zewnątrz, może wyglądać jakby chciał mnie właśnie uderzyć. Stajemy ze sobą twarzą w twarz. Prowadzimy walkę na spojrzenia. Ja wygrywam.
– Do końca szkoły nie musisz chodzić na zajęcia na basenie. – Tata mięknie. – A teraz wracamy do domu – mówi już spokojniej.
Obracam się do Janka. Posyłam mu szeroki uśmiech i pokazuję język. Na odchodne widzę jego roześmianą twarz.
***
Całą drogę do domu, nie odzywamy się. Cisza aż świszczy w uszach. Mam ochotę puścić głośno muzykę, żeby ją zagłuszyć. Dopiero w domu, kiedy chcę już iść do swojego pokoju, tata się odzywa.
– Natalia, pozwól na chwilę. – Wchodzi do dużego pokoju. Idę za nim. – Dlaczego ty mi Natalia to robisz?
To ma być pytanie retoryczne, prawda? Chyba tak, bo ja na pewno nie znam na nie odpowiedzi.
– Myślałem, że już to wszystko przerabialiśmy. Że doszliśmy do porozumienia. Wiesz, że nie musisz na siłę zwracać mojej uwagi. Jestem tu zawsze dla ciebie.
Tata opiera się o szafkę, ja, o framugę w progu – w każdej chwili gotowa na ucieczkę. Ja naprawdę nie chcę mu tego robić. To samo tak wychodzi.
– To nie chodzi o ciebie – mówię cicho.
– To o co?
– O system – tłumaczę. – Zmuszają nas, dorosłych ludzi, do rzeczy, na które nie mamy ochoty. Ja rozumiem matematyka, polski, historia, nawet chemię mogę zrozumieć, ale w-f?
– Natalko, ale o to chodzi w dorosłości. O robienie rzeczy, na które nie mamy ochoty. Zajebiście, jak możesz w życiu zajmować się tym, co lubisz. Jednak tak naprawdę, najczęściej idziemy do roboty i zajmujemy się rzeczami, których nie lubimy, ponieważ życie nas do tego zmusza.
No ja pierdziele. Ojciec filozof mi się trafił. Mam ochotę klepnąć się w czoło, ale z grzeczności tego nie robię.
Z pokoju obok, słychać płacz dziecka. Mała Ania się obudziła. Pewnie znów jest głodna. Tata się spina.
– Idź – mówię smutno. – Twoja nowa rodzina cię wzywa.
W dwóch krokach, tata jest tuż przy mnie. Łapie mnie za ramię, trochę zbyt mocno.
– Natalka, ty jesteś moją rodziną. – Patrzy mi w oczy. Chyba zaczyna tracić do mnie cierpliwość.
– Z mamą byliśmy rodziną.
Tata puszcza ramię i ujmuje moją twarz w dłonie. Zatracam się w jego szarym spojrzeniu.
– Jej nie ma, ale mam ciebie i nie mogę ciebie stracić. Bez ciebie będę nikim. Rozumiesz?
Łzy napływają mi do oczu. Przytakuję. Ja już naprawdę nie chcę go ranić. Beze mnie byłoby mu lepiej.
– Co to był za chłopak? – pyta tata mimochodem i zaczyna się kręcić po pokoju.
– Jaki chłopak? – Nie nadążam za nim.
– No, ten w szkole.
– Nie wiem. – Wzruszam ramionami – Przyplątał się. To nowy.
– To dobrze. Może się zaprzyjaźnicie.
Serio? Tata namawia mnie do przyjaźni z obcym chłopakiem? Niech mu od razu kupi paczkę prezerwatyw.
– Ma długie włosy – kontynuuje ojciec. – Też miałem kiedyś takie. – Rozmarzył się.
Kręcę głową i uśmiecham się pod nosem. Ten to wie jak rozładować atmosferę.
Drzwi z pokoju otwierają się i wychodzi z niego ruda kobieta. Mogłabym ją nazwać macochą, ale ona tego nie lubi. Na rękach niesie zapłakane dziecko. Przyglądam się małym rączkom dziewczynki, jej błękitnym oczom. To chyba jedyna dobra rzecz w tym całym bagnie.
– O jesteście – mówi – to dobrze, już mam dość. Cały czas płacze. Nie chce jeść, chyba znów ma kolkę. Noszę ją cały dzień.
Moja nie-macocha wciska małą Anię tacie do rąk. Zaczynają dyskutować o jej bolącym brzuchu. Wolnym krokiem, wycofuję się do swojego pokoju. Znów jestem niezauważalna.
Leżę na swoim łóżku. Zza ściany dobiegają głosy, płacz dziecka. Próbuję nie myśleć o dzisiejszym dniu, ale się nie da. Mina babki z w-fu – bezcenna. Tak pięknie zapowietrzała się z tym gwizdkiem. Twarze dziewczyn z klasy. Znów dałam im powód do plotek na następne dwa miesiące.
Zapach Janka siedzącego obok mnie. Dotyk jego ramienia. Jego uśmiech. Co ja głupia sobie wyobrażam? Jestem pewnie tylko kolejnym dziwadłem. Wzbudzam zainteresowanie. A nawet jeśli, to przecież on mnie w ogóle nie interesuje. Co z tego, że ma długie włosy i chodzi ubrany na czarno.
Mój telefon zaczyna brzęczeć. Zerkam na niego. Nieznany numer wysyła mi smsa:
I jak tam szlaban? Jest bardzo źle? J.
Przewracam oczami. Nie no, skąd on ma mój numer? Teraz to już na pewno powinnam wezwać policję.
Ja: Mam gdzieś szlaban.
J: To może jednak jutro po lekcjach kawa? Albo pizza? Albo cokolwiek, na co będziesz miała ochotę?
Ja: O co ci chodzi? Uwziąłeś się na mnie?
J: Mówiłem ci już – masz ładne nogi.
Co za pajac.
***
"Another day in this carnival of souls
Another nights ends, end as quickly as it goes
The memories are shadows, ink on the page
And I can't seem to find my way home"
Five Finger Death Punch - Far From Home
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro