Dzień 4 - Punkt zwrotny
Janek stoi obok wejścia do klasy, oparty o ścianę, z jedną nogą ugiętą. Przegląda coś w komórce. Włosy opadły mu na twarz. Zatrzymuję się w połowie korytarza i przyglądam się mu przez chwilę, po czym on unosi głowę, a nasze spojrzenia się spotykają. Posyła mi szeroki uśmiech. Dzieli nas zaledwie kilka kroków, ale dla mnie to cała otchłań. Chcę być blisko niego. Ruszam w jego stronę i zatrzymuję się tuż przy nim. Janek przechyla głowę. Patrzy na mnie nieco z góry. Ciągle się uśmiecha, co sprawia, że jest jeszcze przystojniejszy.
– Co tam? – pyta, skupiając na mnie wzrok.
Wokół zaczyna się zbierać coraz więcej osób. Wchodzą do klasy, żeby zająć swoje miejsca. Ledwie ich dostrzegam. Zatracam się w zieleni oczu chłopaka. Przyglądam się jego twarzy i ustom. W końcu mówię:
– Kochaj się ze mną.
– Słucham? – Janek rozgląda się niepewnie po korytarzu. Pewnie sprawdza, czy nikt mnie nie słyszał. Po czym znów spogląda na mnie. Marszczy brwi, a bruzda, która pojawia się na jego czole dodaje mu męskości.
– Kochaj się ze mną.
– To raczej niewykonalne – mówi spokojnie, ale uśmiech znika z jego twarzy.
– Dlaczego? – trochę zbija mnie z tropu.
– Po pierwsze, znajdujmy się na terenie szkoły i są tu tłumy dzieciaków. Po drugie mogłoby nam być trochę niewygodnie, tak na środku korytarza. A po trzecie, może powinnaś mnie lepiej poznać, zanim mnie zaciągniesz do łóżka.
– Znam cię już całkiem dobrze. – Przewracam oczami. – Od tygodnia łazisz za mną, a kiedy proszę cię o przysługę, ty mnie zbywasz wymówkami. Chcę się z tobą kochać. Chcę sprawdzić czy coś poczuję. Muszę wiedzieć, że żyję.
Janek ciężko wzdycha. Spuszcza głowę i nią kręci. Ciekawi mnie, co powie. Zachowuje taki spokój. Mało kto potrafi być taki opanowany w mojej obecności.
Nagle chłopak się prostuje i odsuwa od ściany. Przeczesuje dłonią włosy. Odwraca się w moją stronę i przybliża się. Jego gest sprawia, że teraz ja czuję na plecach chłód muru. Janek jedną rękę opiera tuż przy mojej głowie. Nachyla się. Jest tak blisko, że czuję ciepło jego ciała. Zapach męskich perfum drażni moje nozdrza w bardzo przyjemny sposób. Usta Janka prawie dotykają mojego ucha. Oddech mi przyspiesza, a serce próbuje się wyrwać z klatki piersiowej. Zamykam oczy i marzę o tym, żeby poczuć jego wargi na mojej skórze. Jednak Janek mnie nie całuje, tylko mówi:
– Uwierz mi, że kiedy już będziemy się kochać, to poczujesz wszystko, a już na pewno będziesz wiedzieć, że żyjesz. – Jego głos jest głęboki i zniewalający. Kładzie nacisk na słowo „kiedy", nie powiedział „jeśli". Ciekawe, czy już „o tym" myślał?
Po chwili odsuwa się ode mnie. Otwieram oczy. Janek stoi tuż obok. Mierzy mnie wzrokiem i posyła mi swój zawadiacki uśmieszek. Dobrze wie, jak na mnie podziałał. Wreszcie łapie plecak i moją torbę, po czym wchodzi do klasy.
Chcę iść za Jankiem, ale nie mogę ruszyć się z miejsca. Nogi mam jak z waty. Osuwam się po ścianie. Muszę ochłonąć.
***
Zupełnie nie mogę skupić się na lekcji. Profesorka nawija coś o historii współczesnej. Obok siedzi Janek z zadowoloną miną. Co jakiś czas posyła mi spojrzenia pełne iskier. Ja natomiast próbuję nie podnosić zbyt często wzroku. Ciągle mam wrażenie, że moje policzki płoną. Banalny gest, ale już dawno nikomu nie udało się tak mnie zawstydzić. Liczyłam na to, że to ja zaskoczę Janka, tymczasem on przejął kontrolę nade mną.
Chłopak, tradycyjnie już, podrzuca do mnie karteczkę. Uśmiecham się pod nosem i czytam:
– Teraz ja jestem twoim Jonem Snowem?
Mam ochotę parsknąć śmiechem, ale się powstrzymuję i odpisuję:
– Nie.
Zerkam na Janka. Przygląda mi się. Posmutniał. Kąciki moich ust drżą. Biorę od niego karteczkę.
– Jesteś moim Deanem Winchesterem – dopisuję.
Teraz brwi chłopaka unoszą się. Jest wyraźnie zaskoczony.
– Dlaczego on?
– Bo jest o wiele fajniejszy i przystojniejszy od Jona Snowa.
– Teraz muszę obciąć włosy?
– Nie!!!
Janek uśmiecha się, a jego twarz aż promienieje. Sprawia, że ja również się uśmiecham. W przerwie między robieniem notatek z lekcji, dłoń Janka odnajduje moje kolano. Kładę na niej swoją rękę. Nasze palce się splatają.
Przez chwilę, mam wrażenie, że to może się udać. Jednak, ciągle w mojej głowie kołacze myśl, że zostawi mnie tak, jak wszyscy. Ucieknie z krzykiem, kiedy tylko pozna mnie lepiej. Nie wiem czy będę w stanie unieść ciężar złamanego serca. Czy nie rozsypię się wtedy na milion kawałków?
Odganiam szybko złe myśli. W końcu, po tych wszystkich psychologicznych gadkach, nie jestem tą samą Natalką, którą byłam jeszcze pół roku temu. Może tym razem tego nie spieprzę.
***
Wracam do domu zaraz po lekcjach. Janek musiał gdzieś jechać z rodzicami i nie mogliśmy spędzić popołudnia razem. Nawet nie mieliśmy okazji porozmawiać o naszej scenie na korytarzu. Jedynie pod szkołą cmoknął mnie w policzek na pożegnanie i powiedział, że napisze później. Mam nadzieję, że nie rzucał słów na wiatr.
W domu jest wyjątkowo cicho. Może śpią. Wchodzę na palcach do swojego pokoju. Rzucam torbę na podłogę przy biurku. Dobiega mnie ciche gaworzenie z drugiego pokoju. Przez chwilę się waham. Zaciskam pięści. Jeszcze kilka dni temu nie zrobiłabym tego, co właśnie zamierzam. Jednak czuję, że coś się zmieniło. Muszę przynajmniej spróbować być córką, na jaką zasługuje mój tata, dziewczyną, która zasługuje na takiego chłopaka jak Janusz.
Podchodzę do uchylonych drzwi sypialni i cichutko pukam, po czym wchodzę do środka, Moja nie-macocha chodzi po pokoju tam i z powrotem, z małą Anią na rękach. Dziewczynka ma już prawie trzy miesiące i pewnie jest coraz cięższa. Weronika wygląda na bardzo zmęczoną. Przekrwione oczy, blade usta. Posyła mi słaby uśmiech.
– Hej, Natalia. Już jesteś?
– Śpi? – pytam, wskazując głową na dziecko.
Weronika obraca się tak, że widzę szeroko otwarte oczy Ani. Mała całą piąstkę wsadza do buzi i się ślini.
– Jak zasypia, to góra na piętnaście minut. Już naprawdę nie wiem, co mam z nią zrobić.
– Jadła coś?
– Tak, jakieś półgodziny temu.
– To może ubierzesz ją i pójdę z nią na spacer? Ty sobie odpoczniesz?
Na moje słowa Weronika robi wielkie oczy. Nie potrafi ukryć zaskoczenia. Mam nawet wrażenie, że jej oczy robią się szklane.
– Oczywiście, jeśli nie boisz się zostawić Anię samą ze mną – szybko dodaję.
– Ja, nie... - duka, nie mogąc ciągle wyjść z szoku. – Oczywiście, że nie. Nie spodziewałam się... Nie sądziłam, że byś chciała.
– Tylko pod jednym warunkiem – mówię szorstko – że ty w tym czasie spróbujesz się przespać. Nie będziesz sprzątać, gotować ani nic takiego.
– Ok. – Twarz Weroniki rozpromienia się w uśmiechu.
Nie-macocha ubiera dziecko, w tym czasie ja przegryzam kawałek drożdżówki, zabieram ze sobą butelkę wody. W ciągu piętnastu minut już jesteśmy przed budynkiem. Razem zniosłyśmy wózek. Weronika jeszcze poprawia małej czapeczkę oraz kocyk. Na szczęście dzień jest piękny. To może być nawet przyjemny spacer.
– No, to teraz masz dla siebie godzinę. – Posyłam kobiecie krótki uśmiech. – Może trochę więcej.
Weronika patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby się wahała.
– Nie martw się, nie sprzedam małej na czarnym rynku. – Przewracam oczami, na co ona wybucha śmiechem. Obejmuje mnie, a ja nie bardzo wiem jak się zachować. Pewnie powinnam odwzajemnić uścisk, ale nie potrafię. Może to kwestia tego, że mnie zaskoczyła.
– Dziękuję, Natalia. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
Kiedy drzwi zamykają się za Weroniką, spoglądam na Anię. Leży sztywno w kombinezonie i przygląda mi się tymi swoimi wielkimi szarymi oczami. Ma spojrzenie taty.
– To co? Pora na zaciśnięcie siostrzanych więzi? – zwracam się do dziecka i powoli pcham wózek przed siebie. Ania prawie natychmiast zasypia. – Ta... to sobie pogadałyśmy jak nigdy – mruczę pod nosem.
***
"This, this is the turning point
The rising of the day
No fear inside
This, this is the day that takes the suffering away
No more wasting time"
Killswitch Engage -The Turning Point
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro