Wpis 3
Nastał zatem dzień następny. Rozpocząłem go od śniadania rzecz jasna. Tym razem padło na kanapki z żółtym serem. Zaprawdę powiadam, szaleństwo podniebienia. Do picia przygotowałem sobie herbatę owocową i w towarzystwie takich specjałów minął mi poranek.
Musiałem się powoli zacząć szykować na to wyjście. Uznałem, że najlepiej będzie ubrać się w czarny płaszcz, który już od kilku lat zdobi moją szafę. Poza tym wypadałoby się w nim przejść po mieście, aby się w nim nic nie zalęgło. Szkoda by było takiego eleganckiego odzienia. Swoją drogą, zastanawiam się nad garniturem z kamizelką w kratę księcia Walii. Wydaje mi się, że wyglądałabym wcale nie najgorzej. Jak ten czas szybko leci, już prawie jedenasta. Pora się zbierać. Jak wrócę napiszę więcej- o ile przeżyję. Swoją drogą jakby mnie ktoś tam zatłukł to miałbym z głowy zamartwianie się mglistą wizją starości w pracy i braku emerytury. Idę. Żegnajcie.
Wróciłem. Nikt mnie nie ukatrupił, zatem dalej będziecie się męczyć z tym pamiętnikiem. Tymczasem wróćmy do tego, co się stało po moim wyjściu z domu. Na szczęście nie padało, z czego się radowałem. Ostatnią rzeczą, o jakiej marzyłem były płatki śniegu spadające na ziemię pod różnymi dziwnymi kątami, z których każdy to płatek lądował na mojej twarzy. Tak się przynajmniej czuję zawsze, kiedy pada śnieg a ja jestem poza domem. Może jeszcze będę tęsknił za śniegiem i zimą z dawnych lat. Nie mam nic przeciwko śniegowi, ale niech pada kiedy jestem w domu.
Nawet nie zauważyłem kiedy znalazłem się nad Pilicą. Przechodząc mostkiem na drugi brzeg rozejrzałem się. Patrząc na prawo widziałem ośnieżone brzegi bez drzew. Gdzieś tam pod śniegiem znajdowało się coś jakby pomost dla wędkarzy. Po lewej zaś stronie były już drzewa, porastające oba brzegi rzeczki. Korony ich były ozdobione białym puchem. Dostrzegłem też ogrodzenie, wyrastające z lewej strony ulicy Senatorskiej, przynajmniej od strony, którą szedłem. Następnie minąłem boisko do gry w piłkę, wyróżniające się z ośnieżonej polany jedynie sterczącymi po obu końcach bramkami. Szedłem tak zamyślony i dopiero po czasie zdałem sobie sprawę, że minąłem miejsce spotkania. Zawróciłem więc.
Obok ogrodzenia, które mijałem wcześniej majaczyła sylwetka. Stała tam, gdzie znajdowały się schodki prowadzące do wnętrza ogrodzonego terenu. Z każdym krokiem stawała się wyraźniejsza. Dostrzegłem dym puszczany z fajki. Widać niewiele sobie robił z obostrzeń. Jegomość wyglądał jakby mnie rozpoznał. Zwrócił się do mnie moim imieniem. Spytałem czy się znamy, na co odparł, że rozpoznał mnie po tym, że zawróciłem. Twierdził, że tak się wydarzyło w przyszłości. Potem wspomniał o naszej rozmowie na portalu. W taki oto sposób poznałem tego wędrowca.
Jak na przybysza z przyszłości wyglądał tak, jakby ubierał się w jakiejś sieciówce. Jedynie rzucił mi się w oczy fakt, że obserwował okolicę i szczególną uwagę poświęcał śniegowi. Spytałem, czemu tak się wszystkiemu przypatruje. Odparł, że w jego czasach rzadko pada śnieg. Zimy przyszłości z rzadka zdobią białe pejzaże i piasek na chodnikach. Mówiąc to od czasu do czasu zaciągał się dymem, który po chwili wypuszczał z ust. Trudno było jednak odróżnić tytoniowe obłoki od pary.
Może przejdziemy się do lasu?, spytał. Nie miałem nic przeciwko. W końcu była to dobra okazja by zdjąć maskę i nieco odetchnąć wśród drzew. Nie będę się rozpisywał, jakimi ulicami tam dotarliśmy, gdyż nie jest to najważniejsze. Kiedy jednak znaleźliśmy się z dala od ludzkiego wzroku, mogłem w końcu zsunąć maskę z twarzy.
Mógłbyś przynajmniej bardziej wtopić się w tłum. Jeszcze ktoś by mnie dojrzał i wypytywał, co robiłem w towarzystwie amatora fajek. Tak do niego powiedziałem. Potrzeba mi było, aby jeszcze dopadł nas gdzieś jakiś patrol i zaczął wypytywać, czemu mój towarzysz nie był zamaskowany. Florian tylko się zaś prychnął pod nosem.
Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście żyjąc w tych czasach. Przynajmniej nie zastanawiasz się, czy mijana na ulicy postać to człowiek czy też android. W sumie sami czasem zachowujecie się jak androidy. Idziecie prosto przed siebie i nawet nie wiecie co was otacza. Kiedy, na przykład, po raz ostatni patrzyłeś, jak ślimak czołga się po chodniku aby znaleźć się na trawniku? Ciekawe skąd mu przyszedł do głowy ten ślimak? Raz, siedząc w parku, widziałem owego w trakcie wędrówki na trawnik. Przerąbane jest być ślimakiem. Tyle się namordować, aby i tak skończyć pod butem przechodnia.
Nasza rozmowa toczyła się dość przyjemnie. Florian opowiadał mi o rzeczach, jakie chciałby ujrzeć. Pragnął, abym mu towarzyszył w doświadczaniu rzeczy będących dla mnie codziennością. Co ciekawe wspomniał też, że wcale nie musimy się ograniczać w tym zwiedzaniu jedynie do Szczekocin. Okazało się bowiem, że technologia, jakiej używał do przemieszczania się w czasie pozwalała na to, aby w krótkiej chwili przenieść się w inne, nawet najbardziej oddalone, miejsce. W obrębie tej samej daty rzecz jasna.
Uradowało mnie to, gdyż za jednym zamachem mógłbym zwiedzić wiele miejsc i to za darmo. Nie musiałbym się gnieść w dalekobieżnych autokarach czy pociągach zastanawiając się czy ktoś czycha na mój zegarek. Tylko gdzie się wybrać? Jakie miejsca miałbym do wyboru? Od nadmiaru opcji też można zgłupieć. Jest nawet taka zasada w ekonomii, że zbyt duży wybór powoduje, że osoba nie może się zdecydować. Natomiast tam, gdzie jest tylko kilka opcji, łatwiej podjąć decyzję.
Tak nam mijał czas na rozmowie i nie mogliśmy się nagadać. W końcu oznajmił, że musi naładować swój mechanizm do podróży w czasie i przestrzeni. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak jakiś telefon. Nie mogłem pojąć, jak taką technologię dało się zmieścić w takim małym urządzeniu. Po włączeniu widoczne było coś jakby system, do którego można było wpisać wszelkie potrzebne dane. Z tego, co mówił Florian, można nawet tak ustawić, aby przeniosło posiadacza do łazienki kiedy mu się zachce. Pytanie tylko czy nie teleportuje się do już zajętej kabiny. W ostateczności można by wybrać do tego celu jakiś las, albo pustostan.
Florian oznajmił, że porozmawiamy jutro o tej samej porze. Tym razem już w moim mieszkaniu, do którego się teleportuje. Mam nadzieję, że nie pokusi się o współrzędne mojej łazienki, gdyż wizytuję ją dość często. Wspomniał też, żebym pomyślał nad miejscami, jakie chciałbym zobaczyć w czasie naszej wycieczki po teraźniejszości. Dodał też, że w ciągu jednego dnia dalibyśmy radę obskoczyć kilka miejsc. Obym tylko nie przegrzał zwojów od tych doznań. Wspomniałem mu o tym, że będę zabierał jakiś notes, by opisać to co widzę. Przecież nie powiem mu, że piszę pamiętnik. Co by sobie jeszcze pomyślał? Swoją drogą, jak tak sobie myślę, członkostwo portalu paranormalnego może się wydać nawet bardziej niepoważne. Tak czy inaczej, zakończyliśmy rozmowę i uzgodniliśmy, że wpadnie do mnie w południe.
Po powrocie do domu przejrzałem szafę. Musiałem się zastanowić, co ubiorę w podróż. Nie miałem zbyt dużego wyboru, jednak uznałem, że mój czarny płaszcz jest już dostatecznie wywietrzony i szkoda by mi było go zniszczyć. Padło zatem na kurtkę. Rzuciłem ją na krzesło, a potem dorzuciłem też cienki sweter i jakiś t-shirt. Muszę wziąć też coś do pisania, w końcu planuję spisywać te wycieczki. Na dziś starczy tego pisania, obejrzę jakiś film i do spania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro