Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Dymitr

Chicago

Dwie godziny później patrzyłem jak Maureen robi obiad. Niechcący spadł jej na ziemię garnek. Przyznaję, że huk mnie wystaszył. Przyjąłem szybko pozycje obronną jakbym był gotowy do walki.

-Hej, spokojnie-powiedziała podnosząc go i odkładając na blat, odwróciłem głowę w stronę okna by na nią nie patrzeć-Wszystko w porządku?
Położyła rękę na moim ramieniu, wzdrygnąłem się.

-Tak- mruknęłem opierając się o blat. Zacząłem kręcić tym garkiem w miejscu, żeby ukryć drżenie rąk.

-Może jednak zjemy na mieście? Taka niezdara ze mnie, że zaraz jeszcze kuchnie spalę-jej żart mnie nie rozśmieszył. Kiedyś tak ale nie dziś. Zmieniłem się.

-Nie. Po prostu usiądź a ja to zrobię.

Usiadła przy wyspie bez żadnego sprzeciwu. Obserwowała każdy mój ruch. Chciałem jakoś załagodzić sytuacje.

-Więc opowiadaj co u Ciebie. Kim jest ten nieszczęśnik, który skradł twoje serce?

Na studiach dałbym wszystko, żeby być na miejscu tego faceta. Teraz widzę, że nie byliśmy sobie pisani. Poprostu spotkaliśmy się w złym czasie. Chociaż gdyby nie to nie miałbym tak wspaniałej przyjaciółki, dla której mogę zrobić każdą rzecz, nawet tą najgłupszą.
Mówiła długo z najdrobniejszymi szczegółami, nawet tymi pikantnymi. Śmiałem się kiedy widziałem rumieniec na jej twarzy. Gdy postawiłem przed nią talerz z kurczakiem i wazywami postanowiłem się odezwać.

-Ten Benjamin wydaje się być świetnym facetem.

-Bo jest. Poznasz go wieczorem wpadnie na chwilę. Teraz ma strasznie dużo pracy. A ja siedzę sama jak palec. Temu bardzo się cieszę, że jesteś, to przynajmniej nie będzie mi się nudzić.

-Jasna sprawa. Czemu jeszcze nie zdecydowaliście się razem zamieszkać?-zapytałem ciekaw, wkładając kolejną porcję ryżu do ust.

-Wiesz jak jest. Nie chce się wiązać na poważnie..

-Czyli stara Mo nie zniknęła-przerwałem jej wypowiedź. Widocznie się zdenerwowała. Spojrzała spod byka zaciskając usta w linię. Stąpałem po cieknim lodzie. Następnym razem ugryź się w jezyk idioto.

-Ej! To nie tak. Chce zaczekać i być pewna.

-Czego?-zmarszczyłem brwi-Czy to jest odpowiedni facet, żeby sypiać z nim do końca życia? Znam Cię. Wiem jak zachowywałaś się na studiach. Jeśli Ci na nim naprawdę zależy to go nie zdradzaj.

-Przecież tego nie robię. Zaraz będę żałować, że zaprosiłam Cię pod swój dach. Nie praw mi kazań ani nie wywlekaj niczego na światło dzienne. Było minęło.

Podniosłem ręce w geście poddania. Przecież to, że Maureen pieprzyła się z kim popadnie to teraz nie miało znaczenia. Najpierw nie mógł mieć jej nikt a później przez mnie miała ją 3/4 część chłopaków ze studiów. Już nie wspominając o jej przygodach z dziewczynami. Do tej pory zastanawiam się po co to robiła. Chciała zwrócić na siebie uwagę? Zainponować komuś? A może w ten sposób wołała o pomoc? Nie wiedziałem co działo się w jej głowie ale wiem, że nie było najlepiej. Chciałem jej pomóc jak zawsze zresztą. Tylko jak?

➖➖➖

Tak jak mówiła, wieczorem pojawił się Benjamin. Po naszej sprzeczce nie było śladu. Postanowił zostać dłużej. Widziałem jak przyjaciółka na niego patrzy. Zapunktowal u niej, pokazując, że nie praca jest najważniejsza. Chciał mnie poznać i dowiedzieć się jaka Mo była kiedyś. Uważałem na słowa tak jak prosiła. Opowiadałem śmieszne historie z jej udziałem, żeby narobić trochę obciachu. Siedzieliśmy w salonie rozmawiając i co chwila wybuchając śmiechem. Rozumiałem się z Benem jakbyśmy się znali kilka lat.
Dzieczyna zamówiła na kolację pizzę. Rozsiedliśmy się we trójkę na sofie oglądając jakiś film w telewizji. Benjamin przyniósł schłodzone piwo z lodówki. Wyciągnął rękę w moim kierunku podając trunek.

-Dzięki nie tym razem-powiedziałem patrząc w ekran telefonu.

-Na wyluzowanie, przecież masz wolne-przecież to tylko jedno piwo. Umysł dalej będę miał trzeźwy. Chwyciłem butelkę.

-W sumie racja-otworzyłem i upiłem dużego łyka. Pizza leżała już na stoliku. Wziąłem kawałek. Dawno nie miałem wolnego wieczoru. Maureen siedziała wtulona w klatkę piersiową Bena trzymając w jednej ręce jedzenie a w drugiej picie. Tak w tym momencie była szczęśliwa. Uśmiechała się pod nosem.
Byłem wdzięczny jej chłopakowi, że nie pyta o wojsko. I tak Mo mu wszystko powtórzy to przynajmniej raz będę musiał przez to przejść.
Po kolejnej godzinie siedzenia już zacząłem ziewać, byłem zmęczony podróżą. Najwidoczniej dziewczyna to zauważyła.

-Chodź pokaże Ci pokój gościnny. Już i tak jest późno-uderzyła mnie lekko w ramię. Przetarłem twarz dłońmi.

-W takim razie ja będę się zbierał-Benjamin podchwycił aluzje, że na niego już pora. Pomimo tego, że mógł zostać, bo przecież często któreś z nich nie wracało na noc do siebie.
Pożegnaliśmy się uściskiem dłoni. Patrzyłem jak Mo odprowadza go do drzwi. Tak całowali się i wcale nie czułem się niezręcznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro