7
Dymitr
Chicago
Dwie godziny później patrzyłem jak Maureen robi obiad. Niechcący spadł jej na ziemię garnek. Przyznaję, że huk mnie wystaszył. Przyjąłem szybko pozycje obronną jakbym był gotowy do walki.
-Hej, spokojnie-powiedziała podnosząc go i odkładając na blat, odwróciłem głowę w stronę okna by na nią nie patrzeć-Wszystko w porządku?
Położyła rękę na moim ramieniu, wzdrygnąłem się.
-Tak- mruknęłem opierając się o blat. Zacząłem kręcić tym garkiem w miejscu, żeby ukryć drżenie rąk.
-Może jednak zjemy na mieście? Taka niezdara ze mnie, że zaraz jeszcze kuchnie spalę-jej żart mnie nie rozśmieszył. Kiedyś tak ale nie dziś. Zmieniłem się.
-Nie. Po prostu usiądź a ja to zrobię.
Usiadła przy wyspie bez żadnego sprzeciwu. Obserwowała każdy mój ruch. Chciałem jakoś załagodzić sytuacje.
-Więc opowiadaj co u Ciebie. Kim jest ten nieszczęśnik, który skradł twoje serce?
Na studiach dałbym wszystko, żeby być na miejscu tego faceta. Teraz widzę, że nie byliśmy sobie pisani. Poprostu spotkaliśmy się w złym czasie. Chociaż gdyby nie to nie miałbym tak wspaniałej przyjaciółki, dla której mogę zrobić każdą rzecz, nawet tą najgłupszą.
Mówiła długo z najdrobniejszymi szczegółami, nawet tymi pikantnymi. Śmiałem się kiedy widziałem rumieniec na jej twarzy. Gdy postawiłem przed nią talerz z kurczakiem i wazywami postanowiłem się odezwać.
-Ten Benjamin wydaje się być świetnym facetem.
-Bo jest. Poznasz go wieczorem wpadnie na chwilę. Teraz ma strasznie dużo pracy. A ja siedzę sama jak palec. Temu bardzo się cieszę, że jesteś, to przynajmniej nie będzie mi się nudzić.
-Jasna sprawa. Czemu jeszcze nie zdecydowaliście się razem zamieszkać?-zapytałem ciekaw, wkładając kolejną porcję ryżu do ust.
-Wiesz jak jest. Nie chce się wiązać na poważnie..
-Czyli stara Mo nie zniknęła-przerwałem jej wypowiedź. Widocznie się zdenerwowała. Spojrzała spod byka zaciskając usta w linię. Stąpałem po cieknim lodzie. Następnym razem ugryź się w jezyk idioto.
-Ej! To nie tak. Chce zaczekać i być pewna.
-Czego?-zmarszczyłem brwi-Czy to jest odpowiedni facet, żeby sypiać z nim do końca życia? Znam Cię. Wiem jak zachowywałaś się na studiach. Jeśli Ci na nim naprawdę zależy to go nie zdradzaj.
-Przecież tego nie robię. Zaraz będę żałować, że zaprosiłam Cię pod swój dach. Nie praw mi kazań ani nie wywlekaj niczego na światło dzienne. Było minęło.
Podniosłem ręce w geście poddania. Przecież to, że Maureen pieprzyła się z kim popadnie to teraz nie miało znaczenia. Najpierw nie mógł mieć jej nikt a później przez mnie miała ją 3/4 część chłopaków ze studiów. Już nie wspominając o jej przygodach z dziewczynami. Do tej pory zastanawiam się po co to robiła. Chciała zwrócić na siebie uwagę? Zainponować komuś? A może w ten sposób wołała o pomoc? Nie wiedziałem co działo się w jej głowie ale wiem, że nie było najlepiej. Chciałem jej pomóc jak zawsze zresztą. Tylko jak?
➖➖➖
Tak jak mówiła, wieczorem pojawił się Benjamin. Po naszej sprzeczce nie było śladu. Postanowił zostać dłużej. Widziałem jak przyjaciółka na niego patrzy. Zapunktowal u niej, pokazując, że nie praca jest najważniejsza. Chciał mnie poznać i dowiedzieć się jaka Mo była kiedyś. Uważałem na słowa tak jak prosiła. Opowiadałem śmieszne historie z jej udziałem, żeby narobić trochę obciachu. Siedzieliśmy w salonie rozmawiając i co chwila wybuchając śmiechem. Rozumiałem się z Benem jakbyśmy się znali kilka lat.
Dzieczyna zamówiła na kolację pizzę. Rozsiedliśmy się we trójkę na sofie oglądając jakiś film w telewizji. Benjamin przyniósł schłodzone piwo z lodówki. Wyciągnął rękę w moim kierunku podając trunek.
-Dzięki nie tym razem-powiedziałem patrząc w ekran telefonu.
-Na wyluzowanie, przecież masz wolne-przecież to tylko jedno piwo. Umysł dalej będę miał trzeźwy. Chwyciłem butelkę.
-W sumie racja-otworzyłem i upiłem dużego łyka. Pizza leżała już na stoliku. Wziąłem kawałek. Dawno nie miałem wolnego wieczoru. Maureen siedziała wtulona w klatkę piersiową Bena trzymając w jednej ręce jedzenie a w drugiej picie. Tak w tym momencie była szczęśliwa. Uśmiechała się pod nosem.
Byłem wdzięczny jej chłopakowi, że nie pyta o wojsko. I tak Mo mu wszystko powtórzy to przynajmniej raz będę musiał przez to przejść.
Po kolejnej godzinie siedzenia już zacząłem ziewać, byłem zmęczony podróżą. Najwidoczniej dziewczyna to zauważyła.
-Chodź pokaże Ci pokój gościnny. Już i tak jest późno-uderzyła mnie lekko w ramię. Przetarłem twarz dłońmi.
-W takim razie ja będę się zbierał-Benjamin podchwycił aluzje, że na niego już pora. Pomimo tego, że mógł zostać, bo przecież często któreś z nich nie wracało na noc do siebie.
Pożegnaliśmy się uściskiem dłoni. Patrzyłem jak Mo odprowadza go do drzwi. Tak całowali się i wcale nie czułem się niezręcznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro