Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

50

Dymitr, Iran

Wylądowałem w miejscu przeznaczenia. Musiałem zgłosić się do dowództwa. Już na lotnisku w Chicago byłem w mundurze. Ludzie, którzy przechodzili obok mnie kiwali głowami z wyrazu szacunku. Poprawiłem worek na ramieniu ruszając do samochodu dla żołnierzy, których właśnie ściągnął rząd.

Od naszej imprezy Olivia zachowywała się dość dziwnie. Wydaje mi się, że ściągnęła Cataley'e do Chicago nie bez powodu, równie dobrze może być to mylne wrażenie. Nasze spotkania trwały krótko. Mówiła, ze planuje wrócić do Nowego Jorku, bo bez mnie nie będzie miała co tu robić. Zresztą mówiła coś o powrocie do szkoły tańca.
Chyba jednak przejęła się tym, że wracam na wojnę. Nie chciałem tego ale nic nie mogłem poradzić.
Pożegnania były trudne, nie lubiłem ich. Może wyszedłem na ciotę ale się popłakałem. Przecież to mogło być nasze ostatnie spotkanie pomimo, że mówiła że będzie na mnie czekać.

Odprowadziła mnie na lotnisko, siedziała ze mną do momentu aż nie wywołali mojego lotu. Trzymała mnie za rękę, pomimo że jej się pociła. Przejmowała się bardziej od mnie. Starała się ukryć zdenerwowanie za bladym uśmiechem ale jej nie wychodziło.
Na pożegnanie mnie mocno przytuliła a potem sie pocałowałowaliśmy. Nasze łzy zmieszały  się nawzajem ale nie przeszkadzało nam to. Już czuliśmy tęsknotę.

Obiecałem dla Maureen, że zadzwonię do niej jako pierwszej gdy wyląduje. Miałem chwilę więc to zrobiłem. Odebrała od razu jakby pilnowała telefonu.

-Hej. Wylądowałem-powiedziałem na wstępie.

-Uff. To dobrze. Proszę Cię odzywaj się do mnie jak będziesz mógł.

-Jasne-chciałem szybko zakończyć rozmowę, żeby móc zadzwonić jeszcze do Olivii.

-Dalej jestem zła, że nie chciałeś, żebym cię doprowadziła-brzmiała jak małe dziecko, jej głosik czasami był śmieszny.

-Miałaś ważne spotkanie, zresztą Liv była ze mną.

-Rozmawiałeś już z nią?-zapytała lekko ściszając głos, zapewne w tym momencie przygryzała wargę.

-Jeszcze nie.

-Domyślam się, że pewnie jesteś zły i to była dla ciebie szokująca wiadomość ale mam nadzieję, że nie powiedziałeś jej nic nie miłego. Nie jest w najlepszej formie. Powinna dużo odpoczywać w jej stanie i przede wszystkim się nie stresować. Niby ciąża to nie choroba ale jednak powinna się oszczędzać-trajkorała jak najęta a ja próbowałem otrząsnąć się z szoku. Momentalnie byłem zły.

-Czekaj, o czym ty mówisz?

-Liv spodziewa się dziecka Aleksa. Nie powiedziała ci? Cholera miała to zrobić, ale namieszałam.. teraz będzie na mnie wściekła.

Nie obchodziło mnie co mówiła i że Olivia będzie na nią wkurwiona. Teraz ja się wkurwiłem na nią. Dlaczego mi do cholery nie powiedziała?
Teraz rozumiałem jej zachowanie, musiała skończyć ze mną znajomość a nie wiedziała jak. Wybrała drogę ucieczki.

-Dimka? Jesteś tam?

Odkaszlnełem, żeby pozbyć sie chrypki. Stałem w miejscu jak kołek. Rozejrzałem się do okoła. Ludzie znowu pędzli a ja stałem w miejscu. Wypadało by zrobić krok do przodu ale ja niestety się cofałem. Ponownie wkraczałem w mrok.

-Głupio mi, że dowiedziałeś się tego od mnie.

-Maureen. Muszę. Kończyć-przerwałem jej akcentując każde słowo. Byłem zły na Olivię, że mi nie powiedziała, na Maureen że się wyglądała. Nie chciałem się dowiedzieć w ten sposób. W ogóle nie chciałem o tym wiedzieć. 

Mo nie zdarzyła nic powiedzieć, bo się rozłączyłem. Ściskałem mocno telefon w ręku. Byłem cholernie wściekły.
Jak to się mogło stać? Dymitr glupi jesteś? Przecież wiesz skąd się biorą dzieci. Są zaręczeni, zaraz biorą ślub więc dzieci to była kwestia czasu. Teraz rozumiem czemu nie powiedziała że z nim nie zerwała, bo tego nie zrobila. Mieli mieć swojego  potomka. Liv nosiła dziecko Aleksa. Mieli zostać rodzicami. Mój mózg działał na  najwyższych obrotach. Widziałem wszystko w czerwonych barwach. Chciałem wyrzucić telefon gdzieś daleko i najlepiej, żeby się rozbił ale to był najnowszy model iphona więc było mi go szkoda. Wziąłem dziesięć głębokich oddechów z zamkniętymi oczami. Wyłączyłem smartfona bo to była jednak najlepsza opcja. Ruszyłem znowu na złą przygodę życia.

Staliśmy na zbiórce w namiocie przełożonego. Wytłumaczył nam czemu zostaliśmy wezwani. Właściwie mnie to nie obchodziło. Byłem maszyną do zabijania. Albo przeżyje albo nie. Już nie mam po co wracać. Kolejna kobieta złamała moje posklejane serce na pół. Dziecko z jej łona wszystko zaprzepaściło.
Przedłużyli nam służbę, zgodziliśmy się wszyscy bez żadnego gadania. Z samego rana mieliśmy wyruszyć. Przyznam, że byłem zmęczony ale nie mogłem spać. Myślałem o niej.

Myślałem co by było gdyby. Myślałem czemu mi nie powiedziała.

Zdałem sobie sprawę jak namieszałem w swoim życiu. Zakochałem się w niej chociaż nie powinienem. Była dla mnie kobietą idealną. Chciałem ją. Chciałem stworzyć z nią coś pięknego. Wszystkie moje plany odeszły z  chwilą,  gdy Maureen przekazała mi tą informację.

Liv odpędzała każdy koszmar. Przy niej zapomniałem o wszystkim. Była moim płomieniem w ciemności. Ratowała mnie kiedy tonąłem ale to nie wypaliło. Teraz spadałem w ciemną odchłań. A to ona miała być moim nowym początkiem.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ


Dziękuję wszystkim czytającym, dzięki wam wybiło już 2tys. wyświetleń! Jesteście kochani!

Rozdział dedykuje Siesiu dla mojej fanki #no.1 <3

Ps. Wiesz na co już czekam xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro