Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49

Olivia, Chicago

Schodziłam po schodkach z samolotu na płytę lotniska. Uruchomiłam telefon czekając na jakies powiadomienia.
Zegarek wskazywał 9.38. Już miałam wsadzić smartfona do torebki kiedy rozpoczął serię długich wibracji. Olałam nie odebrane połączenia od ojca i braci. Zajmę się nimi później.  Chwyciłam walizkę podręczną i ruszyłam do wyjścia z lotniska, żeby złapać taksówkę.

W hotelu załatwiłam wszystkie formalności,  za cały pobyt miał zapłacić Aleks. Skoro chciał żebym korzystała z jego pieniędzy będę to robiła.  Dalej może mnie obdarować prezentami, mam to gdzieś.

Zabrałam  się za zbieranie swoich rzeczy do jednego miejsca aby potem je spakować. 
Odebrałam w końcu połączenie od Benjamina, który był strasznie uparty.

-Co się z tobą dzieje?! Próbuje się z tobą skontaktować od kilku godzin-naskoczył na mnie krzycząc do słuchawki.

-Słuchaj, jestem w Chicago. Możesz przyjechać do hotelu? Pogadamy na spokojnie. Weź ze sobą jakąś walizkę-rozłączyłam się i wróciłam do przerwanych czynności.  Dwadzieścia minut później rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam je, żeby przypadkiem nie wypadły z zawiasów.

-Hej braciszku-powiedziałam przepuszczając go w drzwiach. Nie spuszczał ze mnie wzroku.

-Gratulacje. Myślałem, że to ja kolejny będę miał potomka a ty mnie wyprzedziłaś-popatrzył wymownie na mój brzuch z lekkim uśmiechem.

-Ben, nie mam ochoty na żarty.  Miałam zerwać z Aleksem. Wszystko się skomplikowało-usiadłam na łóżko ale szybko wstałam.

-Przecież on nie jest taki zły.  Będziecie rodziną. Pełną.  Chyba nie chcesz, żeby twoje dziecko było poszkodowane?-chwycił mnie za ramiona, był taki poważny. Wiedziałam,  że marzył o dużej szczęśliwej rodzinie. Nie takiej rozbitej jak nasza.

-Proszę skończmy ten temat. Aleks kryje się za maską.  Zadzwonił do ojca przekazać cudowne wieści bez mojej zgody-obruciłam się tyłem wymachując rękoma.

-Ale to nic strasznego.  Poprostu wziął okoliczności na klatę.  Pokazał, że jest facetem.

-Czy ty musisz go bronić?-zapytałam unosząc głos, miałam ochotę powyrywać sobie wszystkie włosy.

-Olivia, nie denerwuj się.  Nie powinnaś.

-Nie mów mi co...-warknęłam przez zęby.

-Dobra nie będę-przerwał mi szybko-To jak pomóc ci się spakować?

-Jeszcze dziś wracam do Meksyku-pokiwałam głową, otwierając walizkę- Taką mam umowę z Aleksem.

-Myślisz, że zamieścisz się w dwie?-uniósł brwi, wyczuwałam kpinę w jego głosie. Klęknał obok mnie, dałam mu kuksańca. Chciałam, żeby się zamknął wiem,  że bawiła go sytuacja mojego problemu. Spakowanie stosu ubrań było nie lada wyzwaniem.

-Nie mam innego wyboru.

Benjamin musiał jechać do pracy.  Podrzucił mnie jednak wcześniej do mieszkania Maureen. Poprosiłam go, żeby starał się zachować nowe wiadomości dla siebie. Sama chciałam powiedzieć dla Dymitra o ciąży.

Kiedy ten brał prysznic robiłam z Mo w kuchni kanapki. Panowała napięta atmosfera, każdy wyczuwał że moment wylotu Dymitra nieubłaganie się zbliżał. Moja przyszła bratowa była poddenerwowana.

-Może jednak pójdę z wami?-zapytała kryjąc ogórka w plastry.

-Lepiej nie. Chce mu powiedzieć,  że jestem w ciąży. Pewnie mnie znienawidzi.

-Co? To cudowna wiadomość. Aleksander pewnie jest przeszcześliwy.

-Oj jest. Nie musisz ukrywać zaskoczenia. Domyślam się,  że Ben zdarzył ci już wspomnieć.

-Nie widzieliśmy się od trzech dni, mamy kryzys więc nie pisnął ani słowem-zmarszczyłam brwi, nie zdążyłam zapytać co się stało,  bo zadała mi kolejne pytanie-Długo wiesz?

-Dwa dni temu zrobiłam test. Dymitr nie przyjmnie tego dobrze.

-No wiesz.. żeby to było by jego dziecko to pewnke skakał by z radości.

-Ale nie jest..-westchnęłam czując jak załamuje mi się głos.

-Jesteś pewna, że chcesz mu powiedzieć? Jedzie na wojnę.  Zakochał się w tobie,  znowu poczuje się zdradzony.  Nie będzie miał po co wracać.  To będzie dla niego jak misja samobójcza-ostatnie zdanie odbijało się echem w mojej głowie.

-Lepiej żeby zobaczył mnie z brzuchem czy z dzieckiem na ramieniu?

Zawahała się.

-Proszę z nikim nie rozmawiaj na ten temat. Zaraz będzie wiedział cały świat a najpierw wolałabym się sama oswoić z tą myślą.  Nigdy nie sądziłam, że tak szybko zostane..matką-te słowo ledwo przeszło mi przez gardło.  Długo nie wymawiałam tego słowa na głos.  Krzywdziło moje serce więc wolałam wykreślić je ze swojego słownika a tymczasem za jakiś czas pewna mała istotka będzie zwracać się tak do mnie.

-Okej. Jestem pewna,  że to zrozumie.  Przecież takie rzeczy się zdarzają.  Nie miałaś na to wpływu..-zamilkła słysząc drzwi otwierającej się łazienki. Chwilę później Dymitr wszedł do kuchni.

-Powinniśmy się już zbierać-powiedział zwracając się do mnie. Położył worek na podłodze przy wejściu.

-Najpierw zjedz kanapki. Mogłam przygotować coś lepszego.

-Daj spokój, nie powinnaś nawet sobie głowy zawracać-usiadł przy stole a ona postawiła przed nim talerz.

-Smacznego.  Liv dotrzyma ci towarzystwa a ja lecę się przebrać. Wyjdę razem z wami-usmiechneła się blado i zniknęła. Dymitr ugryzł pkerwszy kęs kanapki.

-Jesteś jakaś nie swoja.

-Jak my wszyscy dziś. Nikt nie chce żebyś wyjeżdżał.  Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile osób będzie za tobą tęsknić-chwyciłam go za wolną rękę,  którą trzymał na stole.

-Nie wiem co powiedzieć,  nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nikt mnie nie żegnał -spuścił głowę,  pogładziłam go po policzku zachęcając żeby jadł dalej.



Dymitr pożegnał się z Maureen przed budynkiem. Przyznam szczerze, że kiedy patrzyłam jak długo ją przytula czułam zazdrość. Dziewczyna była w eleganckim białym garniturze i wysokich szpilkach.  Udawała twardą ale widziałam jak powstrzymuje łzy.

W taksówce przez cały kurs trzymał rękę na moim kolanie. Przytulałam się do jego boku. Chciałam zapamiętać jego zapach i rysy twarzy.  Chciałam zatrzymać go w pamięci.

-Obiecaj, że wrócisz- powiedziałam patrząc mu w oczy,  byłam zrozpaczona.
Był tak blisko czułam jego ciepło. Brodą potarł o mój nos.

-To nie zależy od mnie, kochana-pocałował mnie w czoło mokrymi wargami, po których przed chwila przesunął językiem. Ten mały gest, a tyle znaczył.

Następne minuty mijały zbyt szybko. Czas pędził jak szalony a jutra miało nie być. Jeśli na lotnisko przychodziło się pożegnać ukochaną osobę był to jeden z najgorszych momentów,  jednak kiedy odbierało się ją po długiej rozłące największa radość.
Część mojej duszy już tęskniła za jego ciałem i pozytywną energią.

Dymitr był fantastyczny. Był troskiwy i ufałam mu bezgranicznie.  On mi też, ale to sie zmieni po dzisiejszym dniu. Już nigdy więcej mi nie zaufa.

Postanowiłam,  że jednak nie powiem mu o ciąży.  Maureen ma racje, nie powinien dowiedzieć się przed wojną. Chcę,  żeby miał czysty umysł.  Niech widzi mnie w nim uśmiechnięta, potrzebującą jego bliskości i czułych słówek. 

Po raz kolejny moje życie wywróciło się i nawet nie było do góry nogami. Było jednym wielkim bagnem. Utknęłam w wielkim gównie.
Nie wiedziałam jak to naprawić.  Nie chciałam być z Aleksem. Musiałam coś wymyślić,  żeby się od niego uwolnić. Jednak wiem że to nie będzie łatwe.  On jest człowiekiem, który musi wygrywać,  po trupach do celu. Będzie walczył jak nie o mnie to o dziecko. Jest prawnikiem więc zna wszystkie sztuczki.

Staliśmy na środku pomieszczenia. Obok nas przebiegali spóźnieni ludzie, wszyscy potrzebowali więcej czasu tak jak my teraz. Przytulaliśmy się licząc na to, że to będzie tylko zły sen, z którego zaraz się obudzimy i Dymitr zostanie, Aleks da mi spokój,  ciąża okaże się nie istnieć a my w końcu bedziemy razem szczęśliwi. 

-Wywołują mój lot, muszę już iść-powiedział cicho Dymitr, przerywając moje chwilowe miłosne uniesienie. Dlaczego to zrobił? Przecież nie chciałam go wypuszczać.

Pokiwałam tylko głową dalej kryjąc twarz w jego klatce piersiowej.  Miał na sobie mundur. Wyglądał tak męsko. W tej chwili mogłam powiedzieć,  że był mój ale to nie mogło długo trwać.

-Liv. Kocham Cię. Wiem, że to wszystko jest skomplikowane i że to za wcześnie ale musisz to wiedzieć-złapał moje oba policzki w dłonie. Wydawał się być całkowicie poważny.  Uśmiechnęłam się smutno.  Cieszyłam się,  że ktoś taki jak Dymitr  wyznał mi swoje uczucia, bo faceci często je ukrywali. A on był dobrym człowiekiem.  Nie chciałam go ranić.

-Uważaj na siebie-odpowiedziałam mu z łamiącym się głosem,  nie byłam w stanie odpowiedzieć mu tym samym. Nie mogłam mu powiedzieć, że go kocham.  I tak widziałam go za nos a teraz czułam wyrzuty sumienia.
Pocałował mnie w czoło,  dalej obejmowałam go ciasno ramionami mocno przytulając.
Czułam jak łzy spływają mi po policzkach. On też płakał i wcale się tego nie wstydził.

-Powiedz,  że bedziesz na mnie czekać.

Milczałam patrząc w jego zielone oczy, były szklane nagle zamrugał i idealna tafla wody zadziała a on pozwolił popłynąć kolejnej łzie.

-Proszę,  Liv. Powiedz to-miał zrozpaczony głos,  szukał w mojej twarzy ratunku. Musiałam mu go dać.

-Będę na ciebie czekać, Dimka.

Pocałował mnie ostatni raz, dynamicznie ale czuło za razem. Zalożył mi włosy za ucho, uśmiechnął się choć widziałam w tym nutkę fałszu. Czułam jego cierpienie. Odwrócił się i odszedł.  Zostałam sama z krwawiącym sercem. Właściwie nie byłam sama, pod moim sercem zaczynało bić mniejsze, które potrzebowało teraz mojej całkowitej uwagi. Pierwszy raz odkąd dowiedziałam się o ciąży położyłam rękę na brzuchu.
Stałam tam wpatrując się w punkt w którym zniknął. Bolało mnie to, że ani razu się nie odwrócił i nie sprawdzi czy nadal tam jestem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro