Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45

Dymitr, Chicago

Kiedy się przebudziłem zegarek wskazywał że było zaledwie kilka minut po ósmej. Rozejrzałem się dookoła chcąc zlokalizować gdzie dokładnie się znajduję. Pokój hotelowy był ogromny, urządzony w dziwnym stylu z przesadnym przepychem. Obok mnie na wielkim łożu spała Olivia. Miała na sobie szlafrok, w którym wczoraj zasnęła. Lekko jej się rozchylił przez co widziałem jej jędrne piersi. Był to naprawdę kuszący widok. Jeszcze nie ochłonął em po nocy a już znowu mi staje.
Nie chce, żeby dziewczyna miała wyrzuty sumienia. Dobrze, że się odsunęła i do niczego nie doszło. Zdrada jest chamstwem, nie znoszę jej. Właściwie i tak posówaliśmy się za daleko. Nie wiem kiedy się tak zmieniłem. Nigdy nie podrywałem zajętych lasek. Liv namieszała mi w głowie. Jest taka młoda, piękna i niewinna.

Patrzyłem na jej twarz pogrążoną w śnie. Miała pieprzyk po prawej stronie nad górną wargą. Długie rzęsy drgały co chwilę. Oddychała miarowo. Dalej obejmowała moją rękę, tak jak przed zaśnięciem.

Powinienem wyjść i to teraz zanim jeszcze wstanie. Muszę załatwić kilka rzeczy. Znając życie będę musiał się tłumaczyć Maureen gdzie bylem, niby jestem dorosly a to tylko moja przyjaciółka ale się martwi. Wie jakie demony we mnie istnieja.

Wstałem wyplątując z jej objęcia rękę i się po cichu ubrałem. Na szybko nabazgrałem na kartce że przyjadę po nią o 15 i zabiorę ją w fajne miejsce. Jeszcze nie wiedziałem w jakie ale coś wymyślę.

Jak wychodziłem z hotelu recepcjonistka się na mnie dziwnie spojrzała. Była inna niż ta jak wchodziliśmy ale patrzyła takim wzrokiem jakby wiedziała co się działo na górze.
Ruszyłem przez park do samochodu, już na szczęście zdążyłem wytrzeźwieć.

Gdy tylko przekroczyłem próg Mo stanęła w korytarzu. Była już całkowicie ubrana i gotowa do wyjścia.

-Przesłałeś się z nią?-zapytała prosto z mostu.

-Co? Za takiego drania mnie masz? Przecież wiesz, że nie toleruje zdrady. Rozmawialiśmy do rana a potem zasnęła.

-Ohhh... wiesz bo ja już muszę wychodzić do pracy. Zaparzyłam kawę więc jak masz ochotę to stoi tam gdzie zawsze.

-Dzięki. Najpierw wezmę prysznic.

-Zdecydowanie, to dobry pomysł. Strasznie śmierdzisz-powiedziała z wielkim przejęciem, zamykając sobie nos. Podszedlem to niej chcąc ją objąć. Ale ta się odsunęła.

-No chodź tu, chce cię przytulić.

-Spadaj. Lecę. Miłego dnia-zaśmiała się przebiegając obok mnie tak żebym jej nie dotknął.

-Wzajemnie!-krzyknełem zanim zatrzasnęła drzwi.

Po tym jak skończyłem się ogarniać i zjadłem śniadanie postanowiłem obejrzeć wiadomości. W takich sprawach powinienem być na bieżąco. Przecież w każdej chwili mogą zadzwonić.

Chciałem zabrać gdzieś Olivię. Oczywiscie to nie miała być randka, przecież na randki pewnie zabiera ją narzeczony. Zwykle spotkanie między dwójką znajomych. Wiedziałem że gdziekolwiek byśmy nie wyszli będziemy baiwć się świetnie.

Miałem jeszcze do spotkania kilka godzin. Znudziło mnie bezczynne leżenie na kanapie. Przypomniało mi się, że Maureen prosiła, żebym zobaczył kran w kuchni, bo zaczął kąpać. Podniósłem tyłek z wygodnego posłania , żeby znaleźć jakieś narzędzia. W sumie wątpię by przyjaciółka miała coś konkretnego. Ona zawsze dzwonila po fachowaca. Po rozpatrzeniu sprawy stwierdziłem, że wystarczy wymienić uszczelkę i dokręcić śrubę.

Skoczyłem do sklepu, który mieścił się kilka minut od mieszkania. Przechodząc koło witryny z telewizorami zauważyłem reklamę z zimowymi aktywnościami. Lubiłem sport, przecież na studiach byłem najlepszym atletą. Studiowanie wychowania fizycznego dużo mi ułatwiło w obecnym miejscu mojego życia.

Przystanąłem na chwilę. Na ekranie pojawili się ludzie na lodowisku i tym sposobem wiedziałem gdzie zabiorę Olivię.

Z kranem uwinąłem się szybko. Tak samo jak z obiadem, na ten moment kanapki musiały mi wystarczyć.

Pojechałem po Liv, nie czekałem długo. Dziewczyna wychodząc z hotelu szeroko się uśmiechała. Kiedy uchyliłem okno zaczęła machać.

-Chodź! Jedziemy się zabawić.

Wsiadła i dała mi buziaka w policzek na przywitanie.

-Gdzie jedziemy?-zapytała pobierając ręce-Ubrałam się ciepło tak jak mówiłeś.

Pod płaszczem miała kolorowy sweter. Już w świąteczne wzorki, chyba jelonki i płatki śniegu ale miałem za dużo czasu żeby się przyjrzeć.

-Zobaczysz, będzie fajnie-powiedziałem tak, bo szczerze na to liczyłem. Odwróciłem się i z tylnego siedzenia wyjąłem mała paczuszkę owinięta w brązowym papier z czerwoną wstążka.

-Dla ciebie-podałem jej prezent a ona wyglądała na zaskoczona.

-Co to?

-Otwórz-poleciłem uśmiechając się do niej tak tajemniczo jak ona wczoraj do mnie.

Rozerwała papier i wyjęła czapkę i rękawiczki do kompletu. Zaśmiała się perliściee ukazując rząd białych zębów.

-Urocze. Dziękuję. Czy to ma coś wspólnego z tym co będziemy zaraz robić?

-Możliwe-puściłem oczko, nie mogłem ukrywać swojego zadowolenia. Lubiłem kiedy ona była szczęśliwa i taka beztroska.

Nałożyła czapkę na głowę, żeby ją przymierzyć. Leżała perfekcyjnie. Zauważyła, że mój telefon leży na widoku. Wzięła go i zrobiła nim sobie kilka selfie robiąc przy tym śmieszne miny.

Zatrzymaliśmy się na dużym parkingu.

-Zostaw płaszcz, nie będzie ci potrzebny-doradziłem. Kiedy dochodziliśmy do miejsca przeznaczenia na jej twarzy dostrzegłem przerażeni. Strasznie zbladła.

-Ej, wszystko okej?

Patrzyła na mnie dużymi oczami. Pomachała przecząco głową.

-Ja.. nie umiem.. jeździć na łyżwach-zaczęła się jąkać, stanęła w miejscu i zawierała się, że nie pójdzie dalej.

-Naprawdę? To nic trudnego. Nauczę cię-objąłem ją w pasie i pociągnąłem do wypożyczalni łyżew. Miała mała stupkę.

-Oddychaj-poleciłem, gdy pomagałem sznurować jej łyżwy. A ona jedynie wciągnęła głośno powietrze. Czułem jak się trzęsła.

Przed wejściem ma lód chwyciła mnie za rękę.

-Obiecaj, że nie pozwolisz mi upaść.

-Obiecuję-pocałowałem ją w czoło. Na początku Olivia trzymała sie bandy, z każdą chwilą stawiała odważniejsze kroki. Tańczyła balet więc nie miała problemu z utrzymaniem równowagi. Niby trochę się chwiała ale trzymałem  ją ze rękę.

Dookoła ludzie jeździła wykonując różne figury. Z głośników leciała muzyka. Wszyscy się śmiali, wydawało się jakbyśmy byli w bańce szczęścia. Tafla lodu już nie była taka śliska, miała już kilka szram od upadków.  Jazda na łyżwach była świetna odskocznią od zmartwień.
Trzymałyśmy się za ręce. Ktoś zakłócił naszą chwilę spokoju. Telefon uparcie dzwonił. Olivia wyciągnęła go z tylnej kieszeni jeansów, żebym jej nie złapał już by leżała na lodzie.

-Hej Cat. Co tam?

-Gdzie ty kurwa jesteś?-usłyszałem krzyk po drugiej stronie słuchawki-Czekam na ciebie w lobby hotelowym. Ta babka nie chce mnie wpuścić. Byłyśmy umówione.

-Czekaj-spojrzała na zegarek na moim nadgarstku-Miałyśmy się zobaczyć dopiero za godzinę.

-Ale wtedy nie zdążymy wyszykować się na imprezę!-najwidoczniej Cataley'a potrzebowała o wiele więcej czasu na poprawienie swojej urody.

-Dobra, będę za 15 minut. Wyluzuj-zakończyła rozmowę i spojrzała na mnie-Przepraszam, z nią nie da się dyskutować.

-Nic się nic stało. Odwiozę Cię a o 20 spotkamy się pod klubem-powiedziałem spokojnie zakładając jej kosmyk włosów za ucho.

Nadszedł ten wieczór kiedy grzeczna dziewczynka chce zaszaleć, a ja jej w tym pomogę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro