Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31+bohaterowie

Dymitr , Malibu

Wysiadając z samolotu uderzyło we mnie ciepłe powietrze. Pomimo jesieni w Malibu można było chodzić w krótkim rękawku. Wynajętym jeepem skierowaliśmy się w kierunku domu rodzinnego Bena u Liv. Z tylnego obserwowałem widoki za oknem. Pierwszy raz byłem w tym mieście. Z przodu siedziała moja przyjaciółka trzymając swojego chłopaka za rękę. Uśmiechnąłem się widząc ten gest. Dziś Olivia nie miała kaca, za to miała zły humor.

-Ej pokażesz mi miasto?-zapytałem cicho odwracając głowę w jej stronę.

-Jasne, po obiedzie jak się przywitamy ze wszystkimi-zauważyłem że była lekko spocona, związała włosy. Miała na sobie bluzkę na ramiączkach a i tak było jej gorąco.

-Jakimi wszystkimi?

-Mój drugi brat z rodziną. Jest już w domu. Czekają na nas-wzruszyła ramionami jakby to było coś normalnego. Postawili mnie przed faktem dokonanym.

-Czemu nikt mi nie powiedział? Będę czuć się dziwacznie.

Podśmiewywali się ze mnie. Zacisnąłem usta w cienką linię.

-Zdrajcy-fuknąłem.

-Nie przesadzaj. Będzie fajnie-powiedziała wesoło Maureen oglądając się za ramię.

Do końca drogi już się nie odezwałem. Olivia złapała mnie za rękę ale delikatnie ją zabrałem, nie mogliśmy pozwolić sobie na takie gesty.

Benjamin zaparkował przed dużym domem. Na podjeździe stały już dwa samochody. Przed dom wyszedł starszy mężczyzna, domyślałem się że to był ojciec rodzeństwa. Liv wpadła w jego ramiona długo go przytulając. Najwidoczniej byli zżyci. Potem przywitali się nasi towarzysze. Stałem lekko z boku, nie chciałem przeszkadzać. Mężczyzna zwrócił na mnie uwagę.

-Przedstawisz się młodzieńcze?

-Oczywiście, proszę Panie Clark. Dzień dobry. Nazywam się Dymitr Nazimow. Miło Pana poznać.

-Proszę mów mi Greg-uściskał mi rękę z uśmiechem lecz w jego oczach widziałem jak mnie lustruje. Olivia miała takie samo spojrzenie. Pokiwałem głową.

-Chodźcie do domu dzieci. Czekamy z obiadem-zachęcił nas patrz w stronę drzwi. Wymieniłem spojrzenia z Liv.

Kiedy przekroczyliśmy próg do nóg Olivii przykleił się jakiś malec. Miał góra dwa latka.

-Cześć Nick! Słoneczko moje-wzięła go na ręce i zaczęła całować po obu policzkach. Chłopczyk się zaśmiał i zaczął gaworzyć. Liv wydawała śmieszne odgłosy. Wyglądała uroczo z dzieckiem na rękach. Odeszła z nim w stronę tarasu.

-Ukradła moje dziecko i nawet się nie przywitała widzisz to Sherry?

-Daj jej spokój, musi nacieszyć się chrześniakiem, dawno go nie wdziała.

-Marcel, braciszku-uśmiechnęła się kpiąco-Trzeba było od razu powiedzieć, że się stęskniłeś.

-Nie prawda-zrobił oburzoną minę.

-No i się zaczyna- powiedział ich ojciec ze śmiechem.

-Witajcie-Sherry przywitała się z każdym z nas. Wiele o niej słyszałem, była dziewczyną Shane'a kiedy żył. Z opowieści Mo, mieli córkę. Jedyna potomkini Rayanów z młodszego pokolenia. Dostrzegłem ją na sofie, siedziała i grała na telefonie.

Pierwsze spotkania były sztywne. Ale miło mnie przyjęli.

Zasiedliśmy do stołu.

Marcel jest wysokim facetem z atletyczną budową i poważną twarzą, ma brązowe włosy i pełne usta. Rodzeństwo miało wspólne cechy ale bardzo się od siebie różnili. Jego żona była lekko ruda. Z wielkim uśmiechem na twarzy. Perfekcyjny makijaż odejmował jej lat, wcale nie wyglądała na swój wiek. Byli zgranym małżeństwem, widać że się kochali. Siedzieli obok siebie i co chwila się śmiali, obserwując kątem oka dzieci.

-Lili, jemy. Zapraszam do stołu-Sherry uniosła brew gdy jej córka nie zareagowała-Chyba musimy rozważyć terapie od uzależnień-powiedziała nieco głośniej i zaraz obok pojawiła się dziewczynka.

-O co ci chodzi mamo?-skrzyżowała ręce niezadowolona jednocześnie marszcząc czoło.

-Dobrze mieć Was znowu wszystkich razem-żeby nie wdawać się w dyskusje Greg podniósł szklankę z sokiem wznosząc mały toast. Zaczęliśmy posiłek, jedzenie było przepyszne.

-Jak długo zostaniecie?-padło pytanie, nie było ono skierowane do kogoś konkretnie.

-Musimy wracać do Portland w niedziele rano-powiedział Marcel rozkładając bezradnie ręce.

-My lecimy wieczorem-wtrącił Ben z pełnymi ustami. Maureen go skarciła niemiłym komentarzem.

-Rozumiem-zadumał się na chwilę- A więc Dymitr.. czym się zajmujesz? Benjamin wspominał, że zatrzymałeś się tymczasowo u Maureen, długo się znacie?

-Poznaliśmy się na studiach-powiedziała Mo zanim zdarzyłem otworzyć usta.

-Sierżant w siłach specjalnych-wydusiłem z siebie, na prawdę nie lubiłem o tym rozmawiać. Z pomocą pośpieszyła mi Olivia.

-Tatusiu Di lubi serfować. Może pożyczysz mu jakaś deskę i jutro pójdziemy na plaże?

Ojciec popatrzył na mnie z szacunkiem. Chyba byłem wart jego uwagi.

-No no. To już wiem o czym będziemy rozmawiać- potarł ręce z zadowolenia a Liv uśmiechnęła się przygryzając wargę-Ile masz lat chłopcze?

-Kolejny raz jestem na takiej kolacji, może być interesująco-szepnął Ben do Maureen z lekka chrypką.

-26-odpowiedziałem spokojnie i czekałem na kolejne pytanie.

-Pochodzisz z...?

-Petersburga.

-Jesteś katolikiem?-zapytał podejrzliwie, wypytywał mnie tak jakbym się spotykał z jego córką. A przecież ona miała narzeczonego. Ciekawo jak on sobie poradził na tym przesłuchaniu. Słyszałem, że nie przepadają za sobą.

-Tak.

-Tatusiu dosyć tego przesłuchania-Liv przestała jeść, położyła ręce po obu stronach talerza.

-Przecież Dymitr nie ma nic przeciwko.

-A może niech on o tym zdecyduje? Jest tutaj gościem. Chciałabym, żeby czuł się u nas dobrze-patrzyli na siebie mierząc się wzrokiem, jakby dopowiadali sobie słowa nie mówiąc ich głośno. R

-Jak sobie życzysz kochanie-dolał sobie soku i znowu zaczął jeść. Ja też wróciłem do posiłku.

Pół godziny potem jechałem z Liv do miasta. Prowadziłem bo dziewczyna nie chciała, wolała być pilotem. Pokazała mi park w którym przesiadywała ze znajomymi w wolnym czasie. Kilka młodych chłopaków jeździło tam na deskorolkach. Rampa miała już wiele lat. Potem poszliśmy do małego studia gdzie zaczynała przygodę z tańcem. Sala była stara ale z charakterem. Lustra wyszczerbione na kantach, głośniki lekko przerywały, podłoga miała lekkie wgniecenia.

Poszliśmy do jej ulubionej kafejki a później do liceum. Wiedziałem który stolik lubiła, przy oknie zaraz po prawej stronie na wejściu, wiedziałem która szafka należała do niej kilka lat temu, miała numerek 237.

Czas mijał szybko, kolacje zjedliśmy na mieście. Mogliśmy się wyluzować i odetchnąć od problemów.

W drodze powrotnej prowadził mnie gps, Olivia zasnęła dlatego musiałem ją wnieść do domu. Wszyscy byli czymś zajęci. Jej ojciec siedział w salonie. Pokazał mi gdzie jest jej pokój, położyłem ją do łóżka. Przebudziła się kiedy ją przykrywałem.

-Nie idź-jęknęła łapiąc mnie za rękę.

-Twój ojciec chce porozmawiać-szepnąłem całując ją w schroń. Uśmiechnęła się przez sen.

-Jeśli będzie dla ciebie niemiły daj mi znać. Obrażę się na niego-zachichotała słodko z zamkniętymi oczami, miała zarumienione policzki. Była taka piękna.

-Dobranoc Liv-przymknąłem drzwi i ruszyłem w stronę salonu na kolejne przesłuchanie. To był świetny dzień ale jeszcze się nie skończył.

➖➖➖

Robert De Niro jako

Gregory Clark

Paul Wesley jako

Marcel Clark

Rachel McAdams jako

Sherry Danko-Clark

Thylane Blondeau jako

Liliana Rayan

❌✖❌

Wiem, że długo nic nie dodawałam... niestety totalny brak czasu. Postaram się teraz częściej tu zaglądać

Pozdrawiam

Ux.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro