3
Dymitr
Afganistan
Byłem w bazie. Uderzenie gałęzi okazało się lekkie. Nawet nie miałem żadnego siniaka. Siedziałem na prowizorycznym szpitalnym łóżku.
-Gdzie jest Lorenzo Frey?
-Był zbyt blisko bomby. Jego przeżycie było by cudem. To było nieuniknione.
Siedziałem w szoku. Nie chciałem przyjąć tych słów do wiadomości. Lekarz świecił mi po oczach latareczka. Siedziałem w bezruchu. Nie wiem ile tak trwałem. Ciągle myślałem o Enzo i o tym, że przegrał swoją bitwę. Śmierć przyjaciela pozostawiła piętno na mojej duszy. Straciłem kolejną bliską mi osobę. Wszystkie czynności wykonywałem jak robot. Chodziłem pogrążony w myślach. Nawet e-mail od starej znajomej mnie nie ucieszył.
Żałowałem że to nie ja zginąłem. Enzo miał żonę i dziecko. Mnie nie trzymało tu nic. U rodziny nie byłem od studiów, nie akceptowali moich wyborów. Szczególnie ojciec, to przez niego tu byłem. Pod jego presją postanowiłem iść na wojnę. Podtrzymać tradycję i pokazać na co mnie stać, że potrafię przetrwać. Od dziecka chciałem go zadowolić a mu wiecznie było mało. Nigdy nie będę taki jak on, nawet nie chce być.
Poszedłem do przełożonego prosić o skrócenie akcji. Potrzebowałem wolnego. Musiałem odpocząć. Moje myśli musiały się uspokoić a umysł oczyścić z tego syfu. Chciałem znaleźć jakieś zapomnienie. To w tym momencie mogło być moje wybawienie. Później mógłbym stać się potworem. Ludzie przez wojnę się zmieniają. Są wyszkolonymi maszynami do zabijania. A żeby obrać właściwy tor potrzebowałem światła w tunelu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro