19
Dymitr
Po dwóch godzinach chodzenia po tym zapełnionym centrum handlowym miałem dosyć. Chciałem jakoś zasygnalizować, że z chęcią bym już wrócił do mieszkania lecz uprzedził mnie telefon Maureen. Podczas rozmowy znacznie się zaniepokoiła.
-Muszę lecieć. Problemy w firmie. Dimka zostawię Ci samochód, odwieź Liv bezpiecznie do hotelu-powiedziała rozłączając się z osobą, która przekazała jej złe wieści. Cmoknęła szybko oba policzki dziewczyny, machnęła do mnie ręką i ruszyła biegiem do wyjścia. W końcu się ruszyłem i oderwałem wzrok od znikającej z mojego pola widzenia przyjaciółki.
-Może masz ochotę na kawę?-zaproponowałem z lekkim zawstydzeniem pocierając ręką kark. Czułem się nieswojo, rzadko kiedy byłem tak onieśmielony.
-Z miłą chęcią. Przyda mi się dawka kofeiny-moje kąciki ust uniosły się ku górze. Wiedziałem, że w ten sposób mieszam jej w życiu ale miałem wymówkę. Wiem, że była kiepska, niestety jedyna jaką miałem.
Poszliśmy do starbucks'a od razu podeszliśmy do kasy złożyć zamówienia.
-Dzień dobry. Poproszę Vanilla Latte-powiedziała dziewczyna kładąc na ladę banknot.
-Zapłacę- zaoferowałem wyciągając portfel, pokręciła przecząco głową.
-Nie lubię gdy ktoś za mnie płaci- dotknęła mojej ręki powstrzymując mnie tym od wyciągnięcia pieniędzy. Miała ciepłą dłoń. Mogłem rozpłynąć się pod jej wzrokiem. W tamtym momencie wszystko inne przestało mieć znaczenie. Dostrzegłem jej jasne brązowe oczy gdzie wokoło tęczówki miała złote cętki. Biła z nich taka łagodność i szczerość. Wystarczyło 7 sekund by zapamiętać ich barwę.
-Pani imię?
-Liv-nadal patrzyła na mnie , uśmiechała się delikatnie. Na jej policzki wypłyną rumieniec, wyglądała tak niezwykle pięknie. Była kobieta idealną nie tylko pod względem wyglądu, miała też cudowny charakter. Wiedziałem to chociaż nie znałem jej dobrze. Jeszcze.
-Czy Pan też życzy sobie kawę?-zapytała sprzedawczyni, w całym pomieszczeniu unosił się aromatyczny zapach kawy. Uwielbiałem go, chyba ten napój był moim jedynym uzależnieniem.
-Tak, Ekspresso Macchiato, proszę-przeniosłem wzrok na dziewczynę za ladą. Rzuciłem pieniądze na blat i podałem swoje imię. Od razu dostaliśmy nasze zamówienie i skierowaliśmy się do stolika pod ścianą. Nastąpiła cisza w której upijaliśmy łyk za łykiem rozkoszując się napojem.
-Co robisz w Chicago?- zapytałem bawiąc się chusteczką. Przerwała picie kawy.
-Odwiedzam brata. Chodzę na treningi-trzeba było przełamać pierwsze lody, przecież każdy kiedyś zaczynał zdobywać nowe przyjaźnie.
-Zgaduje, że tańczysz-puściłem oczko czekając na jej reakcję.
-Skąd wiesz?-wydała się być zaskoczona moim odkryciem, ale chyba zrobiłem na niej wrażenie, przecież jestem facetem a nasza płeć jest głupia.
-Sposób w jaki się poruszasz, świadczy o długich treningach przez lata. Wiem coś o tym. Kiedy byłem w piątej klasie mama zmuszała mnie do tańca towarzyskiego- wow, dlaczego na samym początku znajomości z taką dziewczyną zebrało mi się na zwierzenia z dziecięcych lat, przecież to żałosne. Ale.. zaśmiała się więc chyba nie zrobiłem z siebie takiego debila.
-Zapewne jest przemiłą kobietą. Wiedziała co dobre. Taniec to emocje, uczy cierpliwości, szacunku i dyscypliny.
-Tak jak wojsko. Założę się, że jednego dnia byś nie przetrwała. Widziałem jak laski reagują na błoto lub ciężki wysiłek fizyczny. Nie potrafią strzelać a jak złamie się którejś paznokieć to wielka tragedia, ale to że giną ludzie to już błahostka.
-Ejj.. kobiety to silna płeć. My umiemy walczyć o swoje zachowując przy tym delikatność i wdzięk.
-Owszem, szczególnie kiedy na wystawie jest przecena -50% na torebki i buty, gdzie zostaniesz sterryzowany przez taką małą kobietkę, podrapany paznokciami i nawet nie usłyszysz zwykłego "przepraszam".
-Boże w jakim towarzystwie ty się obracasz- zaśmiała się głośno, zwracając na nas uwagę klientów w lokalu. Miała barwę głosu słodką niczym miód albo najpiękniejsza piosenką, którą chciałbym odtwarzać godzinami.
-Dobra baletnico..-zamierzałem zadać kolejne pytanie ale mi przerwała.
-Czy ty mnie stalkujesz?-Liv zmrużyła niebezpiecznie oczy chociaż ciężko było ukryć jej uśmiech. Pokazywałem zainteresowanie jej osobą i chyba jej się to podobało.
-Wygooglowałem cię w sieci-wzruszyłem ramionami, odpowiadając jej cwanym uśmieszkiem. Czułem się przy niej swobodnie.
-To co o mnie wiesz?-zapytała oblizując łyżeczkę ze śmietanki, nawet nie wiedziała jak to podziałało na mojego przyjaciela. Czy ona jest świadoma jak seksowna jest?
Była ciekawa jakie informacje o niej zyskałem. W sumie mogłem zadzwonić do jednego kolegi z branży, żeby zebrał więcej informacji albo sprawdził czy była kiedyś karana ale to było by jej naruszenie, przecież wolę sam ją poznawać a jakby coś miała na sumieniu to z czasem by mi powiedziała.
-Masz urodziny 14 grudnia, w ten dzień zmarła francuska baletnica Clarisse Pierre uważasz, że jej talent przeskoczył na ciebie. Masz 2 braci, twój ojciec jest aktorem a o matce nie lubisz mówić. Kochasz Paryż i wszystko co z nim związane. Kiedyś w wywiadzie wspomniałaś, że chciałabyś tam zamieszkać. Lubisz kolor czerwony, uważany za namiętność, miłość i pasję, którą pokazujesz w tańcu. A ulubionym kwiatem jest róża, która kojarzy ci się z walentynkami. Chyba wszystko-upiłem łyk kawy, bo zaschło mi w gardle od tego monologu.
-Jeszcze może mi powiesz jakie jest moje ulubione święto i danie?-prychnęła rozbawiona.
-Boże narodzenie, nie masz ulubionego.
Rozchyliła lekko usta, ten gest znaczył, że była pełna podziwu.
-Wow ty naprawdę mnie stalkujesz-rzuciła we mnie serwetką. Złapałem ją w locie.
-To tylko tak wygląda, nie masz się czego bać. Uważam cię za naprawdę interesującą osobę.
-Oczywiście, że tak bo przecież ja jestem interesująca. W takim razie musisz mi teraz powiedzieć coś o sobie.
-Moja szczęśliwa liczba to 6, ulubiona pora roku wiosna podczas której wszystko budzi się do życia, jestem wielkim fanem Harrego Pottera-w tym momencie do Olivii przyszedł esemes, zignorowała go i dalej słuchała mnie opierając brodę na ręce-lubię biegać, na studiach interesowałem się podróżami teraz nie mam na to czasu. Jestem jedynakiem, temu Maureen traktuję jak siostrę.
-Wiesz też jesteś dość ciekawy, no nie tak jak ja bo do pięt mi nie dorastasz ale możesz nad tym popracować- powiedziała zgryzając wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Jesteś wredna wiesz?
-Ja? nigdy-udała zdzwioną-Chyba muszę się już zbierać. Zrobiło się późno. Naprawdę miło mi się rozmawiało.
-Przecież mam cię odwieźć, polecenie Mo. Jej trzeba słuchać, wiesz jaka jest straszna? Jak nie wykonam jej polecenia będę musiał pół dnia szorować kibel własną szczoteczką do zębów-teraz nie wytrzymała a ja znowu mogłem słuchać jej śmiechu, zebraliśmy swoje rzeczy i poszliśmy na parking. Droga pod jej hotel minęła strasznie szybko. Aż żałowałem, że nie wziąłem od niej numeru. Byłem taki osłupiały kiedy pocałowała mnie w policzek, że nie mogłem się ruszyć, potrzebowałem chwili na ocknięcie się. Jej zapach towarzyszył mi do końca dzisiejszej drogi. Trans trwał dopóki Maureen nie wróciła przed północą trzaskając mocno drzwiami.
✖❌✖
Zachęcam do lajkowania i komentowania. Może macie jakieś pomysły którymi chcielibyście się podzielić? Piszcie priv.
Pozdrawiam :)
U x.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro