12
Olivia
Chicago
Wybudził mnie głos narzeczonego. Mówił coś o tym, że jestem śpiochem. Jęknęłam niezadowolona i odwróciłam się do niego plecami. Aleksander pocałował mnie w policzek. Doskonale czułam zapach jego ulubionego żelu pod prysznic. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak za nim tęskniłam. Postanowiłam się nie droczyć i spojrzeć na jego twarz. Ciemne brązowe włosy były idealnie przystrzyżone i ułożone przy pomocy żelu. Oczy w odcieniu zimnego brązu patrzyły na mnie czujnie, chyba chciał sprawdzić jaki mam humor, bo wiedział, że nie lubiłam jak wyrywa się mnie ze snu. Jak zawsze ogolony i perfekcyjny. Próbowałam sobie przypomnieć kiedy ostatni raz widziałam go bez garnituru. Zmarszczyłam brwi. Uśmiechnął się pod nosem widząc moja minę. Po przebudzeniu straciłam rachubę czasu i potrzebowałam chwili by umysł zaczął pracować. Podniosłam się na łokciu żeby go pocałować ale gdy poczuł mój oddech momentalnie się odsunął.
-Chyba powinnaś umyć zęby-stwierdził dotykając mojego policzka. Opadłam z powrotem na poduszki. No tak przecież on zawsze od razu biegł myć zęby po nocy, bo w dzień nie sypiał. Czasem wkurzały mnie jego nawyki. Prychnęłam cicho, jak nie chce się całować to nie, przecież nie będę ubiegać się o czułości w moim kierunku.
-Jak lot?-zapytał wstając, zapewne żeby zdjąć marynarkę. Przetarłam ręką oczy.
-Najgorszy lot w moim życiu. Jakaś kobieta zaczęła rodzić. Rozumiem, że nie mogła tego powstrzymać ale te wszystkie krzyki, panika. Już nawet turbulencje przy tym to nic. Powstało takie zamieszanie, eh, sama nie wiedziałam co robić, bo nawet nie umiałabym pomóc. Jak wylądowaliśmy to na lotnisku czekała karetka z opieką medyczną i komitet powitalny dla malucha-wstałam i ruszyłam w kierunku toalety. Dwie umywalki były bardzo użyteczne, a najlepsze jest to, że w hotelach nie trzeba sprzątać bo przecież ktoś zrobi to za ciebie. Nie dość, że wymienią ci ręczniki, dostarczą śniadanie do pokoju to jeszcze zabiorą rzeczy do pralni. Jednak na dłuższą metę bym tak nie mogła.
-No cóż..
-Wiedziałeś o tym, że jak dziecko urodzi się w powietrzu to ma darmowe przeloty tymi liniami gdzie tylko chce przez całe swoje życie i w dodatku dostaje obywatelstwo? Bo matka nie była amerykanką..-przerwałam mu, w tym czasie nałożyłam na szczoteczkę trochę pasty i zaczęłam myć zęby.
-Kiedyś coś tam może słyszałem. Zresztą kochanie to nie jest istotne.
-Oczywiście-wyplułam pianę i przejrzałam się w lusterku. Nie wyglądałam najlepiej, pod oczami miałam wory. Patrząc na skórę stwierdziłam, że się trochę odwodniłam. Dlatego od razu złapałam za butelkę wody i zrobiłam dużego łyka-Jak w pracy?
-Urwanie głowy- podszedł do mnie i położył ręce na moich biodrach, przyciągając do siebie. Przejmował kontrolę- Zresztą nie rozmawiajmy o pracy. Mam teraz chwilę wolnego. Chciałbym ten czas spędzić z moją piękną narzeczoną. Najlepiej na przyjemnych rzeczach.
Opierałam się dłońmi o jego klatkę piersiową. Czy mu ulec czy zrobić na złość? Jeszcze chwile temu mnie uraził. Był słodki a ja mu nie potrafiłam się oprzeć.
-Myślałaś już może o dacie? Poszperałem trochę w internecie, mam kilka pomysłów co do ślubu-zapytał składając pocałunek koło ucha. Stanęłam wmurowana. Czy on właśnie sam, dobrowolnie zaczął temat o ślubie?
-Zaskoczyłeś mnie. Co Cię naszło?
-Wiesz chciałbym, żebyś w końcu przejęła moje nazwisko. Zresztą mama upiera się, że już czas na wnuka-przeczesał ręką włosy, tłumaczył się. Lubiłam widzieć go zakłopotanego, nie był wtedy taki pewny siebie. Wiedziałam, że jego matka ma na niego ogromny wpływ.
-Mamy XXI wiek mówiłam, Ci że nie zrezygnuje ze swojego nazwiska. A dzieci dopiero po ślubie, przecież mamy na to czas. I chce byś zrozumiał dokładnie. Nie jestem gotowa by być matką-zaczęłam chodzić w kółko po tym jak go odepchnęłam, nie czułam instynktu macierzyńskiego, nawet nie chciałam o tym myśleć.
-Myślę, że czas już o tym porozmawiać.
-Może ustalmy coś w kwestii ślubu a nie wybiegamy tak w przyszłość, mam dopiero 21 lat-złożyłam ręce jak do modlitwy i dotknęłam nosa, ostatnio często i bardzo szybko się denerwowałam. Między nami była duża różnica, jemu za dwa tygodnie stuknie czterdziestka.
-Dobrze przepraszam- przytulił mnie i poprosił bym usiadła na łóżku. Pokazał mi kilka czasopism z zakreślonymi fragmentami. Niektóre pomysły były bardzo dobre. To że ślub miał być w Meksyku było przesądzone z góry.
-Myślę, że moglibyśmy się pobrać na plaży..-zaczęłam licząc, że rozmowa potoczy się sama.
-Doskonały pomysł, myślę że nie będzie problemu ściągnąć tam pastora. Mamy przyjaciela rodziny, który z pewnością się zgodzi. A wiesz jest taka plaża, przy hotelu pięciogwiazdkowym. Będzie idealny dla gości. Za wszystko zapłacę, więc kosztami się nie martw.
-Myślałam, że podzielmy się jakoś wydatkami..-nie zgadzaliśmy się w tej kwestii od samego początku, lubiłam za siebie płacić, czułam się wtedy niezależna.
-Przecież będziesz moją żoną, będziemy mieli wspólne pieniądze i konto. A wracając do tematu będzie można rozstawić parkiet na plaży i zrobić bardziej elegancki wystrój.
-To jaki kolor przewodni? Może pomarańcz? Żeby przełamać biel.
-Tak, będzie dobrze wyglądać na tle zachodu słońca- czyżby romantyczna strona Aleksandra dała o sobie znać? Wzięłam kartkę by wszystko zanotować. Nareszcie coś ruszyło do przodu.
-Ile myślałeś zaprosić gości?-zapytałam przygryzając wargę, tej odpowiedzi się obawiałam.
-Mam dużą rodzinę i wypadało by zaprosić klientów. Myślę, że około 250 osób.
-Ja zaproszę tatę, Marcela z rodziną, Benjamina z Maureen i kilka ciotek. No i Cataley'e. Góra 20 osób-wyliczyłam szybko.
-Czemu tak mało? A mama?
-Bo chciałabym, żeby to była skromna uroczystość. Nie potrzebuje dużo świadków. Zresztą po co mam zapraszać ludzi z którymi nie utrzymuje kontaktu? Mamie wyślę zaproszenie, ale wątpię że się pojawi.
Nie rozmawiałam z nią odkąd miałam 13 lat, wtedy kiedy jej najbardziej potrzebowałam zostawiła nas. Wyprowadziła się, nawet nie wiem w której części świata teraz była. Do tej pory nie znałam prawdziwego powodu, równie dobrze mogło być to przez jej partnera. Chyba się pobrali. W sumie nie interesowało mnie to. U Marcela się nie pojawiła na weselu, więc u mnie też jej nie będzie. Pomimo, że za nią tęskniłam nie chciałam jej znać.
-Jeszcze na dziś kwestia podróży poślubnej..-odłożył wszystkie kartki na stolik, zabierając mi z ręki długopis.
-Tajlandia-rzuciłam pierwsze co przyszło mi na myśl, w sumie chciałam sama o tym zdecydować. Odkryje nową kulturę. Tam jeszcze nigdy nie byłam, więc może mi się spodoba.
-Dobrze-nie kłócił się ze mną, po prostu pozwolił zdecydować. Byłam zadowolona. Poczułam jego usta na swoich dając ponieść się chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro