11
Dymitr
Chicago
Odetchnięcie od zgiełku wojny nie jest łatwe. Nawet jeśli już w niej nie uczestniczysz nawiedza Cię po nocach. Oczy przyjaciela, kiedyś tak bliskie i roześmiane a teraz za mgłą. Nawet nie chcesz pamiętać jaki miały kolor. Urata boli za każdym razem mocniej. Ty przetrwałeś więc musisz żyć dalej. Jakby nic się nie stało. Jakbyś nigdy go nie spotkał..
Z Maureen próbowaliśmy spędzić wolny czas w miarę możliwości, jednak nie było to łatwe, iż każde z nas było pogrążone w myślach a rozmowa nie kleiła się tak jak trzeba. Między nami było dziwne napięcie. Wiem, że nie była zła o to co cię stało. Za to ja byłem zły na siebie, posunąłem się za daleko. Granice były przekroczone co nie powinno mieć nigdy miejsca. Próbowałem ją jeszcze przerosić ale kazała mi o tym nie wspominać. Czułem się cholernie winny, przecież mogłem ją zabić.
Żeby zapewnić mi rozrywkę postanowiła oprowadzić mnie po swojej firmie. Ochoczo opowiadała jak ciężko było zbudować imperium i wyrobić markę oraz o trudzie pracy. Ale widać, że była usatysfakcjonowana. Uśmiech i duma nie schodziły z niej. Przez cały czas żywo gestykulowała. Zleciła pracownikom pracę właściwie mnóstwo pracy. Zaczynali nowe projekty a mi było głupio, że musiała mnie niańczyć. Po podpisaniu kilku dokumentów wyszliśmy na obiad do przytulnej knajpki. Wspominaliśmy studia, oboje przy tym się rozluźniliśmy. Omijaliśmy trudne tematy. Imprezy i nauka były na językach. A nasze kontakty intymne i jej romans z nauczycielem skrywaliśmy jak najgłębiej w sobie.
Wiedziała, że nie przepadam za sztuka a i tak zabrała mnie do muzeum sztuk pięknych (Art Institute of Chicago) przy South Michigan Avenue 111, miała sentyment do tego miejsca. Brat ją przyprowadził tu po raz pierwszy jak była nastolatka, uwielbiała sztukę i zachwycała się nią przy każdej nadarzającej się okazji. Znałem ją jak nikt inny. Nawet po zerwaniu kontaktu dalej pamiętałem wszystkie jej dziwactwa i upodobania. Temu była to bezwarunkowa przyjaźń, już bez uczucia. Tak przyjaźń damsko-męska istnieje ale jest cholernie skomplikowana. Dopóki, któraś ze stron się nie zakocha. Po burzliwych przejściach nasza relacja była na podłożu rodzinnym, brat-siostra. Chciałem jej szczęścia i przede wszystkim bezpieczeństwa. Wiem, że wczorajszej nocy się tym nie wykazałem. Moja psychika teraz była w kawałkach i potrzebowałem jej pomocy. Musi mnie skleić. Tak jak ją kiedyś, bo tylko w niej widzę ratunek. To nie jest jakaś forma spłacenia długu, po prostu wiem, że czas spędzony z nią złagodzi ból, a rany się zabliźnią.
Zwiedzanie zajęło nam kilka godzin, zrobiłem się przez ten czas marudny ale wszystko było winą zmęczenia. To bardziej męczące niż wysiłek fizyczny. Maureen bawiła się w przewodnika i szczegółowo wszystko opowiadała. Miała świetną pamięć. Nawet nie potrzebowała broszurki. W sumie teraz każde dzieło było już dla mnie takie same, nic się nie wyróżniało. Chciałem wyjść i to jak najszybciej.
-Możemy już iść?-zapytałem przerywając jej monolog, spojrzała na mnie oburzona.
-Już prawie koniec, ale widzę, że nie jesteś zainteresowany sztuką. Nawet nie udajesz, żeby mnie uszczęśliwić-stanęła nagle i splotła ręce pod piersiami, chłód jej głosu doszedł do moich uszu. Nie lubiłem kiedy mówiła do mnie w ten sposób.
-Mo, sama mnie nauczyłaś, żeby mówić samą prawdę i tylko prawdę. Nie lubisz jak ktoś kłamie-uśmiechnąłem się chytrze, a ona walnęła mnie ulotka. Widziałem jak mimika jej twarzy delikatnie drgnęła, już nie była na mnie zła. Próbowała po prostu trzymać pozory.
-Masz racje. Wiesz poczułam się tak jak kiedyś-przysiadła na ławeczce a ja obok niej-Shane też miał ten błysk w oku jak widział, że się tym wszystkim zachwycam. Lubił się wyłączać jak ja gadałam o sztuce. Dzięki tobie dziś znowu się tak poczułam. Jakby on tu był, obok mnie-szepnęła patrząc na tatuaż z imieniem na nadgarstku. Zasmuciła się, więc objąłem ją ramieniem.
-Wiem, że nie mogę Ci go zastąpić ale pamiętaj jestem obok. Niestety nigdy się nie dowiem jak wygląda prawdziwa więź między rodzeństwem, bo staży nie planują kolejnego potomka-zaśmiała się głośno na mój wywód dlatego nie przerywałem-ale jeśli chodzi o robienie sobie żartów i dopiekanie chamskimi tekstami to jesteś idealną kandydatką na moją siostrę.
-Dimka, to nie studia-pokręciła rozbawiona głową- Jesteśmy dorosłymi ludźmi i tak też musimy się zachowywać.
-Ale musisz przyznać, że mam gadane- zaczęliśmy kierować się do wyjścia. Ramię w ramię jak za starych czasów.
-O tak, szczególnie po pijaku-jej dobry humor wrócił, byłem z siebie zadowolony. Nie wyszedłem z wprawy i dalej umiałem ją rozśmieszać.
W nocy znowu mieliśmy przygodę. Skończyło się na tym, że wyszedłem z mieszkania Maureen. Wyczuwałem, że patrzyła albo po prostu miałem świadomość, że słyszała moje krzyki. Nocne koszmary były już codziennością. Męczyły mnie a ja walczyłem. Taka była kolej rzeczy. Szukasz pomocy u kogoś bliskiego a nie u specjalisty, który przypisze Ci gówniane leki.
Noc była chłodna, właściwie dochodził ranek a ja szedłem ulicami Chicago szukając jakiegoś otwartego jeszcze baru. Chciałem zapić smutki. Poczuć smak mocnego alkoholu i nie przejmować się, że złamie swoje postanowienie o trzeźwości. Problemy nie zniknął jednak zaćmienie umysłu w tej chwili było jednym rozsądnym wyjściem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro