Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nienazwana część 1

-Mullo przecież nie mam 3 lat-spojrzałam na latające dookoła mnie małe zwierzątko.
-Od kiedy władca ciem ma ,, przyjaciółkę,, jest bardziej niebezpieczny. Pawica jest bardzo potężna.
-daj spokój jesteśmy bezpieczni. Od kiedy biedronka i czarny kot są w Paryżu. A teraz się schowaj-wleciała do najmniejszej kieszeni mojej torby. Miała wzory z wielkiej Brytanii chociaż ja sama przeprowadziłam się ze Szkocji. Znaczy bardzo dawno temu i nie pamiętam już języka.
-hej ty jesteś tą nową?-zapytał chłopak o czarno niebieskich włosach.
-tak-podszedł się z tyłu głowy.
-plotki szybko się roznoszą. Jestem Luka.-otworzyłam szerzej oczy.
-Kiki. Kiki Mars.
-choć pewnie będziesz chodzić do klasy mojej siostry. Przedstawię cię.
-dziękuje. Jestem dość myszo...znaczy -spojrzałam na plecak.-nieśmiałą osobą.
-polubisz ich. Są spoko.
-hej Juleka!-krzyknął a dziewczyna z czarno fioletowymi włosami spojrzała w naszą stronę. Myślę że włosy u nich są rodzinne.
-cześć brat. Co ty tu robisz? Nie masz zajęć?
-jeszcze nie. To jest Kiki. Jest nowa i raczej będzie u was w klasie. O idzie pani profesor.
-och przyjechałaś już. Świetnie ty musisz być Kiki-odezwała się ruda kobieta.
-tak.
-choć. Jesteś zapisaną do mojej klasy
-bardzo mi miło-zaczęłam bawić się palcami ale podążałam za kobieta i jej wychowankami. Usiadłam w ostatniej ławce i wyciągnęłam książki. Z racji iż przenieśliśmy się z bratem do Paryża musiałam powtarzać klasę.
-coś się stało?-z mojego plecaka wyleciała Mullo chowając się w piórniku.

-nie po prostu straszna nuda-jęknęłam a dziewczyna w czarno fioletowych włosach odwróciła się do mnie.

-ostatnio z tego pytała. jest dość trudne jak patrzeć na to z drugiej strony-otworzyłam usta.-jestem Juleka siostra Luki.

-tego od gitary?-przekręciłam głowę.

-tak. ten co przyprowadził cię do nas.

-a no tak-podrapałam się z tyłu głowy.

-Kiki Mars. słyszałam że powtarzasz klasę byłaś za głupia żeby zdać?-zaśmiała się blond-włosa dziewczyna w żółtej kurtce. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego że już dawno był dzwonek na przerwę...chyba zasnęłam.

-Chloe odpuść-dziewczyna o granatowych włosach.

-a ty co Dupain-Cheng? Obrończyni wszystkich?-zaczęłam się delikatnie trząść ale spojrzałam na piórnik gdzie myszka mrugnęła do mnie.

-nie musi mnie bronić-wstałam-umiem mówić sama a ty nie bądź tak do przodu bo cię sznurówki wyprzedzą-zostawiłam ją z otwarta buzią, spakowałam się i wyszłam z sali słysząc jeszcze za sobą śmiech.

-jeszcze chyba nikt jej tak nie zgasił-zaśmiał się chłopak z ciemniejszą skórą.

-oj Nino pamiętam jak kiedyś Mari te ż zostawiła ja w takim, stanie-dziewczyna o granatowych włosach zaśmiała się na uwagę blondyna. Czyli ciemnoskóry to Nino a dziewczyna to Mari.

-hej-zawołał Nino. Odwróciłam się i spojrzałam w ich stronę.

-hej jestem Adrien, to Nino, Marinette i Alya-dopiero teraz zauważyłam, że obok ich idzie dziewczyna.

-Kiki.

-skąd jesteś?

-Szkocja-odpowiedziałam trochę za szybko ale oni się tylko uśmiechnęli.

-chodźcie zaraz biologia-powiedział Adi i ruszyliśmy za nim.

-no dawaj powiedz mu-szepnęła Alya.

-wiesz że nie mogę. Jak tylko przy nim stoję to się jąkam.

-nie martw się

-właśnie-zaczęłam iść tyłem.-wyobraź sobie że to Alya.

-o świetny pomysł. Wyobraź sobie że on to ja i mu to powiedz.-nagle potknęłam się i byłam gotowa na upadek ale ktoś mnie złapał. Spojrzałam w górę i spotkałam zielone oczy blondyna.

-uważaj-postawił mnie a ja lekko się zaróżowiłam.

-dzięki Adi.

-Adi?-stanął przede mną.

-przeszkadza ci o? mogę do ciebie mówić normalnie. Po prostu w Szkocji wszyscy skracaliśmy sobie imiona. Wiesz ja mam krótkie ale tam wszyscy mają bardzo skomplikowane i nie sądziłam że tu może komuś przeszkadzać...

-ej-położył mi rękę na ramieniu-jest spoko. To nawet fajne-znów się zaróżowiłam ale odetchnęłam.

-takie przyzwyczajenie. Chodźmy bo się spóźnimy-weszliśmy a ja spojrzałam na ławki. Nie było jeszcze nauczyciela.

-chodź siądziesz ze mną-złapał mnie za rękę siedzieliśmy przed Mari i Alyą.

-nigdy nie kumałam biologii.

-jak chcesz mogę ci pomóc. Jestem w tym dobry.

-naprawdę? Byłoby wspaniale.

-jasne-lekcja minęła dość szybko jak kilka kolejnych. Po ostatniej ruszyłam do szatni i zabrałam stamtąd kurtkę.

-ona jest jak Lila mówię ci Alya.

-ma problem z biologią. Ty jesteś z tego dobra ale w przyszłym tygodniu jest sprawdzian lepiej odłóż tworzenie kostiumów dla ,,kociej muzy,, i zajmij się nauką.

-jasne. Skąd mam wiedzieć że nie kłamie-wyszłam z szatni mijając dziewczyny. Przy drzwiach stał już chłopak o czarnych (farbowanych) włosach i morskich oczach.

-Ksi!-krzyknęłam a chłopak rozłożył ręce w które wpadłam.

-już się stęskniłaś?

-najbardziej na świecie.

-głupiutka-poczochrał mi grzywkę, bo gdyby dotknął moich koczków na głowie to bym go udusiła. Go-czyli mojego brata Krisa. Wsiadłam do jego nowego samochodu który miał wbudowanego autopilota.

Nagle coś mocno uderzyło w ulicę. Spojrzałam tam i zobaczyłam olbrzymi pąk kwiatu...

-braciszku....

-Kiki-chłopak skręcił w lewo zasłaniając nas samochodem.

-Mullo mysi ogon-po chwili miałam już na sobie szaro różowo czarny kostium a moje koczki zdobiły dwie różowe wstążeczki.

-Zigg kozie rogi!-chłopak faktycznie miał kozie rogi a jego strój był biały z czarnymi ,,butami,, i ,,rękawicami,,.

-dobra idziemy-wskoczyliśmy na dach piekarni i po chwili biegliśmy w stronę olbrzymiej rośliny w centrum Paryża.
-co to może być?
-myśle że to i czym mówili w wiadomościach...-nie dokończył bo za nami stanęła dziewczyna w czerwonym kostiumie w czarne kropki a obok niej kucnął chłopak z uszami kota i czarnym kostiumie a przy szyi miał złoty dzwoneczek.
-gdzie mogą mieć akume kocie?-zapytała a ja nachyliłam się gotowa do ataku.
-Myszo spokojnie. Jestem Kas. To moja siostra Mysza. Nie jesteśmy pod wpływem akumy.
-a kto jest?-wskazał na roślinę.
-dałas im miraculum i nie wiesz...
-nie dała nam-przerwał mu brat. Ja dalej miałam obniżona pozycję obronną.
-powinnismy zacząć akcję zanim cały Paryż zostanie zniszczony-wdtalam i zaczęłam biec a za mną Kas i tamci.
-panienka pozwoli-kot wyciągnął do mnie rękę która pochwyciła on złapał mnie w pasie i dzięki swojemu kijowi przeniósł nas dużo szybciej na następny dach. W tym samym czasie biedronka przeniosła mojego brata.
-trzymaj łapy przy sobie dachowcu.
-eeee...jasne.-szybko pokonaliśmy dziewczynę która stała się zła przez to że ludzie niszczyli przyrodę i władze zaczęły przyczyniać się do celów charytatywnych dla natury i coś tam.
-musimy iść. Zaraz się przemienimy.
-jasne to część.
Parę minut później.
Byliśmy już w domu gdzie całe jedno piętro zajmowało mój i brata pokój a niżej była kuchnia i toaleta a także salon. Między naszymi pokojami nie było ściany ale nam to nie przeszkadzało. Na jego ciemnoszarej ścianie wisiała gitara i kilka plakatów ulubionych zespołów. Na mojej jasnoróżowej były pułki z jakimiś bibelotami. Za to druga i trzecia ściana,jasnoszarą były kredowe. Na ,,mojej,, czyli naprzeciwko drzwi były szkice...wszystkiego.
-co tam?-zapytał braciszek.
-rodzice pisali?-olałam jego pytanie szukając kredy.
-nie. Ale ciocią dzwoniła że jest w Paryżu i zaprasza na herbatę.
-napisz jej że...
-jesteśmy umówieni na 17.
-al...al...ale...
-wychodzimy z domu.-spojrzał na mnie krzywo i zamrugał. A jego oczy były hypnotyzujace. Zamrugałam i zamknęłam buzie.
-wiesz co? Jesteś straszny.
-tak ale ty mnie kochasz-wyszczerzyl się jak głupi. szybko się przebrałam w czarne rurki, krótka bluzkę odkrywającą brzuch z długim rękawem na to bordowa kurtkę i koturny.
-zadowolony?-zapięłam małe kokardki przy moich koczkach.
-jak najbardziej-wstał i narzucił na siebie kurtkę dżinsową a pod spodem miał bluzę zakładana przez głowę w kolorze ciemnoszarym. Wyszliśmy z domu a z racji iż nasze kwalifikacje to straszne śpiochy to dopiero teraz się obudziły od momentu kiedy wróciliśmy do domu.
-gdzie idziemy?-zapytał Mullo.
-właśnie. Bo ja to bym pospała-mruknęła Zigg. Zaśmialiśmy się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #ggb#lkjo