4."Nie płacz."
AMY
Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje. Właśnie jestem w drodze do mojego dawnego domu. W Sydney. Tak dobrze słyszycie, Sydney. I tak nie sprzedałam mojego domu. Nie umiała bym. Zanim przyjechaliśmy do domu jedną noc przespałyśmy w hotelu niedaleko lotniska.
Taksówka stanęła, a ja ujrzałam swój dom. Ja tu jestem. Wróciłam. Może na miesiąc, ale jestem. Wysiadłyśmy z samochodu płacąc mężczyźnie. Zabrałyśmy walizki i ruszyłyśmy w stronę drzwi.
- No siostra nieźle. - powiedziała Stella.
- Czasami warto oszczędzać. - powiedziałam i przekreciłam klucz w drzwiach. Po chwili byłyśmy już w środku. Dziewczyny zaczęły chodzić po domu i wszystko oglądać z podziwem.
- To gdzie są nasze pokoje? - usłyszałam głos Zoe, która razem ze Stellą pojawiły się przede mną. Kazałam im iść za mną na górę. Zaprowadziłam je do ich pokoi, a na samym końcu weszłam do swojego. Położyłam walizki obok łóżka i postanowiłam gdzieś wyjść na spacer. Poszłam do dziewczyn zapytać się czy chcą iść ze mną, oczywiście, że chcą.
- To gdzie najpierw chcecie iść? - zapytałam gdy wyszłyśmy z domu.
- Do parku. - odpowiedziały jednoczesnie. Zaśmiałam się i poszłyśmy w stronę parku. Bałam się, cholernie się bałam, że ich spotkam. Weszłyśmy do parku, a ja zaczęłam się trząść. Szłyśmy alejkami, a ja za wszelką cenę chciałam uniknąć ulubionego miejsca Ashton'a.
- Patrzcie jak tam ładnie. - krzyknęła Stella wskazując właśnie TO miejsce. Cholera. - Chodźcie tam! - No i co miałam zrobić? Poszłam razem z nimi. Usiadlysmy na trawie i podziwiałyśmy widoki.
- No i patrzcie na nich. - wskazała palcem przed siebie Zoe. - Gdybym nie zerwała z Jack'iem to też byśmy byli teraz tacy szczęśliwi. - westchnęła. Z ciekawości popatrzyłam w tamto miejsce i.... Nie, nie, nie, nie kurwa nie!
Jakieś dziesięć metrów przed nami siedział Calum ze swoją dziewczyną.
- Ej, wiecie trochę zgłodniałam, może pójdziemy do sklepu? - zapytałam, a dziewczyny przytaknęły. Zeszłyśmy z trawy i ruszyłyśmy w stronę wyjścia z parku. Weszłyśmy do supermarketu i rozdzieliłyśmy się na trzy strony, każda po coś innego. Miałyśmy się spotkać przy wyjściu. Poszłam w stronę słodyczy, może chociaż to mi trochę humor poprawi. Weszłam w odpowiedni dział i zaczęłam szukać moich ukochanych żelek. Tak mam dwadzieścia jeden lat i dalej kocham te żelki. Zaczęłam ich szukać i co? I niema ich! - Szlag! - krzyknęłam.
- Co jest? - przestraszyłam się gdy usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Zoe.
- Weź mnie tak nie strasz!
- Już dobrze, dobrze. - zaśmiała się. - To co się stało?
- Wycofali moje kochane żelki! - powiedziałam oburzona, a ona wybuchnęła śmiechem. No ej! To poważna sprawa!
- Okey, a teraz słuchaj. - powiedziała poważnie. - Wpadłam na takiego zajebistego blondyna! Później doszło do niego jeszcze dwóch chłopaków jeden też blondyn, a drugi miał czarne włosy! Jacy oni byli seksowni. - rozmarzyła się. - I ten zajebisty kolczyk w wardze. - gdy to usłyszałam zaniemówiłam. Czyli Luke i Michael, i.... o cholera. Jak mam z tąd spieprzyć? - Chodź szybko! - pociągnęła mnie. Kurwa czemu ja? Czy oni są wszędzie?
- Nie, proszę nie! Nie rób mi tego! - krzyczałam na cały sklep. - Puść mnie do cholery jasnej! Nie rozumiesz! - nawet nie wiedziałam kiedy stanęłyśmy w miejscu. Ona uśmiechała się do Luke'a i Mike'a, a oni patrzyli na mnie z szokiem. Chciałam z tąd spierdolić jak najszybciej, ale Zoe mnie trzymała.
- Luke nie ma tego twojego pieprzonego żelu. - usłyszałam tak dobrze znany mi głos.
- Ashton, nie wchodź tu! - krzyknął Mike.
- Zoe puść mnie. - powiedziałam.
- Nie, nie licz na to.
- Nie mówcie mi co mam kurwa robić! - on nigdy tak nie mówił. Po chwili zobaczyłam GO. Nasze spojrzenia się skrzyrzowały. Stał jakieś pięć metrów przede mną. Zaczęłam szarpać ręką.
- Zoe kurwa puść mnie! Zostaw mnie! - krzyczałam i w końcu wyszarpałam rękę. Uciekłam, ale coś mnie zatrzymało. Uderzyłam w coś twardego i upadłam. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Luke'a. Jak on tak szybko się tu znalazł?
- Amy co ty tu robisz? - zapytał. - Nie płacz. - dodał i pomógł mi wstać.
- Staram się uciec. - powiedziałam i wytarłam policzki z łez.
- Ale dlaczego?
- Chyba już go wystarczająco zraniłam.
- Owszem zmienił się od twojego wyjazdu, bardzo się zmienił. Nawet rękę sobie dwa dni temu pociął. - wyznał i poczułam kolejne gorące łzy na policzkach. - Ale wiem, że on tęskni. Ty też, widzę to! - ostatnie zdanie wykrzyknął. Bałam się.
- Amy. - usłyszałam za sobą głos, który był tak obojętny, ale tak bardzo kochałam ten głos, który kiedyś był ciepły i radosny, a teraz był zupełnie wyprany z uczuć.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
NO I JEST TAK BARDZO UPRAGNIONY ROZDZIAŁ!!!
PODOBA SIĘ?
KOFCIAM 💙💙💙
-IDIOT-
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro