Rozdział 4.
Isabelle:
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu z mocnym bólem głowy. Nie wiedziałam, jak się tutaj znalazłam, ani gdzie jestem. Gorzej, ja nawet nie potrafiłam sobie przypomnieć, kim ja jestem. Czułam się tak, jakby ktoś wymazał moje wspomnienia, zostawiając tylko imię oraz fakt, że w świecie istnieją istoty nadprzyrodzone.
Kiedy moje oczy już trochę przyzwyczaiły się do mroku, panującego w tym pokoju, spróbowałam się rozejrzeć. Smugi światła, które wpadały przez maleńkie okienko, nie pomogły za wiele, ponieważ oświetlały tylko grube, drewniane drzwi. Wstałam i pociągnęłam za klamkę, jednak drzwi ani drgnęły. Zostałam porwana i uwięziona - to było jedyne logiczne wyjaśnienie. Przynajmniej chciałam, żeby tak było.
–Kim jesteś? – Usłyszałam cichy głos, dochodzący z zaciemnionego rogu pomieszczenia.– I nie szarp za klamkę, bo to i tak nic nie da.
Odskoczyłam jak poparzona. Czyli nie byłam tutaj sama, być może przetrzymywali nas tutaj jako zakładników? Przeklinałam w duchu to, że nic nie pamiętam. Tylko jakieś głupie wampiry i swoje imię.
–Jestem Isabelle –powiedziałam po chwili, przypominając sobie o jej pytaniu. – A ty?
Dziewczyna nie odpowiedziała, więc podeszłam do niej. Mogła być w moim wieku, może trochę starsza. Nie była wychudzona, co mnie pozytywnie zaskoczyło - przynajmniej nie umrę tutaj z głodu.
– Od kiedy tutaj jesteś? –spytałam spokojnie.
Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Może tydzień albo dwa.
Zrezygnowana usiadłam obok niej. Chciałam się dowiedzieć jak się tutaj znalazła, jednak miałam wrażenie, że ona również nic nie pamięta.
–Mam na imię Korin –powiedziała, przerywając ciszę.
– Ładnie – skomentowałam. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Nienawidzę tego imienia, z chęcią bym się z tobą zamieniła.
– Dlaczego? Jest świetne i oryginalne.
– Moja mama nazwała mnie tak, tylko dlatego, że w dzieciństwie uwielbiała oglądać Barbie...
– Och... - uśmiechnęłam się.
– Sama więc widzisz. Jak byłam mała to przezywali mnie różową muszkieterką.
– Chłopacy również?
–Tak, oni wymyślili to przezwisko, a co? - zastanowiła się przez chwilę, po czym wybuchnęła śmiechem. - Jak widać, nie tylko moja mama lubiła tę bajkę. Co się stało? - spytała, widząc, że nagle posmutniałam.
– Pamiętasz swoją przeszłość? Pamiętasz jak się tutaj znalazłaś, prawda?
Korin wyglądała na zdziwioną moim pytaniem.
– Oczywiście, a ty nie? – Pokręciłam przecząco głową.
– Wiem, jak mam na imię i, że istoty nadprzyrodzone istnieją.
Nic z tego nie rozumiałam. Dlaczego ktoś wymazał mi pamięć, a innej dziewczynie nie. Co to w ogóle miało na celu? W pewnym momencie łzy napłynęły mi do oczu. Tak bardzo chciałam się dowiedzieć, co się tutaj dzieje. Korin pozwoliła mi się wypłakać, chociaż byłoby lepiej gdyby mnie pocieszyła, powiedziała, że wróci mi pamięć. Miałam przeczucie, że tak właśnie robiła moja mama. Nie pozwalała mi się smucić, przytulała mnie.
– Zaraz pewnie się wszystko wyjaśni– stwierdziła moja towarzyszka.
Pociągnęłam nosem.
–Skąd wiesz?
Dziewczyna wskazała głową na drzwi, które nagle otworzyły się z piskiem. W pokoju pojawił się mężczyzna około trzydziestki. W ręku trzymał jakieś papiery, ale kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko.
–Widzę, że już się obudziłaś, Isabelle. Jak ci się podoba twój nowy pokój?
– Nie podoba –odpowiedziałam. –Jest za ciemno.
Mężczyzna zaśmiał się:
– Oczywiście, że jest ciemno. Musi być, inaczej ten pokój nie spełniałby swojego zdania.
– Zadania?– Zdziwiłam się.
–Och tak... chodź ze mną. Chcę ci coś pokazać.
Spojrzałam przestraszona na Korin. Ona niezauważalnie skinęła głową.
–Niklaus ci nic nie zrobi. To dobry mężczyzna – szepnęła mi.
Z lekkim oporem wstałam i przyjęłam ramię Klausa. Nie miałam nic do stracenia.
***
Rosemary:
Chodziłam niespokojnie po przydzielonym mi pokoju w domu wuja. Nie mogłam zasnąć całą noc, ponieważ dziwne zachowanie i zniknięcie siostry nie dawało mi spokoju. Teraz oprócz odnalezienia mamy, trzeba będzie jeszcze odnaleźć Isabelle. Przeklinałam ją w duchu.
– Nie mogła znaleźć sobie lepszego momentu na swoje humory – powiedziałam pod nosem.
– Być może cię to zdziwi, ale mamy większe problemy. –Wzdrygnęłam na dźwięk głosu Kola.
– Co może być większego? Zresztą, nie możesz sobie tak wchodzić do mojego pokoju! Puka się! –oburzyłam się.
–Tak właściwie to mogę. Kiedyś to była moja sypialnia.
Zarumieniłam się.
– Przytulnie tutaj.
– Oczywiście, że jest przytulnie. Musi być.
- Kol!
– Słucham, buraczku? Przeszkadza ci coś?
- Tak, ty. Złaź z tej kanapy albo zdejmij buty! - Tupnęłam nogą i skrzyżowałam ręce na piersi. - Masz już ponad tysiąc lat, a zachowujesz się jak Isabelle.
– Wiem, mówiłaś mi już –odpowiedział już wyraźnie znudzony moim zachowaniem.
– To nie był komplement.
- Czyżby? - Zrobił zdziwioną minę. – Twoja siostra jest całkiem urocza i właśnie stanie się wampirem. Czego chcieć więcej?
– Ona nie jest urocza, jest... zaraz. Co?!
– Po to właśnie przyszedłem. Doszliśmy z Elijahem do wniosku, że twoja siostra została zahipnotyzowana, dlatego zgodziła się pójść z Klausem i Caroline.
Przygryzłam nerwowo wargę - czyli moja siostra nie poszła z nimi dobrowolnie, została do tego zmuszona, tylko że to jeszcze bardziej pogarszało sytuację.
– Czy grozi jej niebezpieczeństwo?
Kol prychnął, jakbym go uraziła tym pytaniem.
– Oczywiście. Została zahipnotyzowana, a to oznacza, że Niklaus ma plan. Inaczej nie byłaby mu potrzebna.
Usiadłam obok niego i ukryłam twarz w dłoniach. Mimo że nienawidziłam swojej siostry, to jednak byłam za nią w jakimś sensie odpowiedzialna i nie chciałam, żeby stało jej się coś złego.
– Co z tym zrobimy? – spytałam cicho.
– Będziemy jej szukać, nie mamy innego wyjścia.
– A wiemy chociaż co to jest za plan?
Kol lekko pokręcił głową, na co ja wybuchnęłam płaczem.
***
Klaus prowadził mnie przez plątaninę korytarzy, w których znajdowało się dużo pomieszczeń, podobnych do mojej. Z niektórych dochodziły jęki, krzyki czy nawet płacz, który przyprawiał mnie o dreszcze, a z innych śmiech.
– Gdzie mnie prowadzisz? – odważyłam się spytać.
– Wszystko w swoim czasie.
Po długim marszu, Niklaus wreszcie zatrzymał się przed masywnymi, metalowymi drzwiami.
– Panie przodem – powiedział.
– Oczywiście– odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem i mocno popchnęłam drzwi.
Myślałam, że pójdzie ciężej, jednak drzwi otworzyłyby się nawet przy lekkim nacisku, a ja przez nie z impetem wylądowałam na podłodze.
– Przeklęte drzwi – wymruczałam.
–Skąd wiedziałaś? – Zaśmiał się. – Z czasem nauczysz się dobierać siły do uderzenia. –Podał mi rękę, jednak ja, jak przystało na obrażoną dziewczynę, nie przyjęłam jej.
Rzuciłam ostatnie spojrzenie na drzwi, myśląc, czy faktycznie były zaczarowane, po czym wstałam i rozejrzałam się po sali.
–Czy to...
– Sala tortur? - dokończył za mnie. – Oczywiście, że nie, kochanie. To sala ćwiczeń.
Trudno mi było uwierzyć w jego słowa, bo wszystko wskazywało na to, że to był pokój do torturowania. Na ścianach wisiały różnego rodzaju bronie. Począwszy od noży i mieczy, skończywszy na biczach. Po środku stała ogromna klatka, która gdzieniegdzie miała zastygłe ślady krwi.
– Co znajduje się w tej skrzyni? - Wskazałam na wielkie pudło, stojące obok klatki.
– Tutaj - podszedł i otworzył wieko. –Znajduje się Śmierć albo Życie.
Przestraszona spojrzałam mu przez ramię, po czym parsknęłam.
– Chodzi ci o tą krew i to drewno?
Z hukiem zamknął skrzynię.
– Być może teraz cię to śmieszy, ale za parę lat będzie cię to przerażać.
Odsunęłam się od niego.
– Za parę lat?
–Oczywiście. Twoja koleżanka, Korin, jest już tutaj czwarty rok. Niektórzy nawet już dziesiąty.
– Co... - zaczęłam cofać się w kierunku drzwi. - Dlaczego?
– Zastanów się. Pomyśl o tym co zobaczyłaś oraz o tym co pamiętasz.
– Przemieniacie nas w wampiry - wyjąkałam przerażona. Oczy zaczęły mnie niebezpiecznie piec.
– Bingo. - Klaus wyglądał na uszczęśliwionego moją odpowiedzią. – Ale nie od razu. Najpierw każdy musi przejść odpowiednie szkolenia, nie będziemy rzucać na głęboką wodę osób niegotowych, bo to by było bezsensu.
– Niegotowych do czego?
– Do wojny, słońce - usłyszałam kobiecy głos za plecami.– Tworzymy armię.
***
Jeśli rozdział wam się spodobał, to pozostawcie po sobie jakiś ślad :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro