Rozdział 65.
Hej! Tak jak przewidywałam, nie uda mi się wykrzesać materiału ani weny na 3 rozdziały z rzędu... ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;-;
Jeśli to Was jakoś pocieszy, zostało mi do opisania naprawdę niewiele akcji, coś tam ruszyło do przodu, więc może uda się zakończyć tę historię jeszcze w tym roku - ale to zależy od weny.
No i jeszcze raz (jak przy poprzednich opowiadaniach) - życzę Wam wszystkim wesołych świąt, dużo zdrówka, szczęście, spokoju ducha i radości. Jak najmniej zmartwień i wszystkiego co najlepsze! <3
***
Touya odzyskał przytomność, gdy trzasnęły drzwi od pomieszczenia, w którym był przetrzymywany. W życiu by się do tego nikomu nie przyznał, ale bał się. Nie miał bladego pojęcia, kto go uprowadził. Przez cały czas miał zasłonięte oczy i knebel w ustach, a jego kończyny były skrępowane łańcuchami. W dodatku więziony był w niewygodnej pozycji, przykuty do zimnej i wilgotnej ściany. Najbardziej bolały go ręce. Żelazo wpijało mu się w skórę i był pewien, że zostaną mu po tym niemałe ślady. Najgorsze jednak było to, że nie miał nawet najmniejszej szansy na to, by zaplanować ucieczkę.
Co jakiś czas ktoś przychodził, by chwilę się nad nim poznęcać. Stracił już rachubę, ile ciosów przyjął od momentu, gdy obudził się w tym miejscu. Osoba, która go „odwiedzała", ani razu się nie odezwała. Sądząc po ciężkich krokach i sile uderzeń, był to mężczyzna. Nie miał jednak pojęcia, czego od niego chciał i nie zapowiadało się na to, że się tego dowie. Samo to sprawiało, że przytłaczały go negatywne myśli i emocje.
Ponadto - był głodny, spragniony i chętnie by się udał za potrzebą. Zastanawiał się też, czy ktoś w ogóle go szukał. Nie wiedział, ile czasu tu spędził, ale obstawiał, że niepełny dzień. Istniało więc duże prawdopodobieństwo, że nikt się nawet nie zorientował, że zniknął z radaru. No, chyba że ktoś zgłosił, że jego Skoda rozbiła się o latarnię, a jego nie było w środku. Nie miał pojęcia, czy był jakikolwiek świadek całego tego zajścia. Porywacze mogli też usunąć jego auto z tamtego miejsca, aby pozbyć się wszelkich śladów.
Mogłem powiedzieć Tetsuo, gdzie się wybieram, czy nawet zadzwonić do lekarza prowadzącego Izuku, zamiast tak pochopnie wsiadać za kółko. Mogłem zrobić cokolwiek... a teraz skończyłem tutaj. Gdziekolwiek jest to „tutaj".
Drgnął lekko, gdy usłyszał, że drzwi ponownie się otwierają. Kroki przybysza zbliżały się do niego, więc odruchowo napiął ciało, szykując się na cios. Ku jego zaskoczeniu, ów jednak nie padł. Zamiast tego, ktoś wyciągnął mu z ust knebel i podetknął pod usta butelkę z wodą. Upił łapczywie kilka porządnych łyków, ale zanim całkiem przyssał się do butli, została mu ona z powrotem zabrana. Oblizał spierzchnięte wargi i odchrząknął, przygotowując gardło do wyduszenia z siebie słowa.
- Kim jesteś? Gdzie mnie zabrałeś? - wychrypiał wreszcie. Dziękował w myślach wszystkim świętościom za to, że głos go nie zawiódł. Brzmiała w nim pewność, której nie czuł.
Jeśli okażę strach, on zyska przewagę. Kimkolwiek, kurwa, jest.
- Jeszcze nie nadszedł moment, w którym udzielę ci odpowiedzi na te pytania - odparł zapytany. Miał głęboki głos, w którym słychać było nie tylko powagę, ale i obojętność. - Musisz cierpliwie poczekać, aż wszyscy gracze będą na miejscu.
- Gracze? O czym ty mówisz? - Touya zacisnął dłonie w pięści, czując narastający niepokój.
Był pewien, że nie słyszał wcześniej tego głosu, więc nawet nie mógł go dopasować do konkretnej osoby. Słowa mężczyzny wskazywały zaś na to, że Touya był po prostu częścią jakiegoś większego planu. Nie wiedzieć czemu, od razu do głowy przyszedł mu ojciec, który zawsze miał go za nieudacznika. Może ten koleś był jego pachołkiem? Może ściągnął tutaj Touyę, bo był łatwiejszym obiektem do wyciągnięcia z rezydencji, niż Tetsuo, o którego tak naprawdę chodziło? W końcu jego bliźniak ostatnio praktycznie nie ruszał się z domu, który tętnił życiem, co utrudniało do niego dostęp.
- Ach, sam zobaczysz i to całkiem niedługo. Nie martw się, dożyjesz momentu wyjaśnień. Ale teraz... trochę cię uszkodzę. W końcu byłoby nudno, gdybyś tylko tak sobie wisiał. Dodajmy sytuacji nieco dramatyzmu. - Mężczyzna zaśmiał się cicho. Zacisnął dłoń na szyi Touyi sprawiając, że się zakrztusił. Drugą ręką zaś uderzył go z pięści w brzuch.
Nic nie rozumiem. Kompletnie nic.
Chciał zadać więcej pytań, które mogłyby nakierować go chociaż na to, z kim ma do czynienia, ale dłoń porywacza zaciskała się coraz mocniej, wręcz miażdżąc mu krtań. Stracił dech. Odruchowo szarpnął się do tyłu, co sprawiło, że uderzył głową w ścianę, a to dodatkowo go zamroczyło.
- Jesteś w takiej sytuacji i wciąż próbujesz walczyć? Czysta głupota - stwierdził mężczyzna, ze słyszalną pogardą w głosie. Nagle puścił jego szyję, co sprawiło, że tlen zbyt nagle wdarł się do płuc Touyi. Rozkaszlał się, a w jego oczach pojawiły się łezki, które natychmiast wsiąkły w materiał pozbawiający go wzroku.
Facet złapał go za włosy i przysunął się bliżej. Touya poczuł jego oddech na swoim policzku, a zaraz potem z niejakim przerażeniem stwierdził, że ręka porywacza wślizguje się pod jego koszulkę. Miał naprawdę zimną dłoń, ale za to miękką i delikatną. Długie palce pomknęły wprost do sutka Touyi, by go uszczypnąć.
- Co ty robisz? - warknął Todoroki, szarpiąc się w łańcuchach. Nie miał jak uciec od tego dotyku, co tylko wzmagało poczucie bezradności, jakie odczuwał w tej popieprzonej sytuacji. W jego głowie zaświeciła się czerwona lampka, wzmagając chęć ucieczki jak najdalej stąd.
- Muszę przyznać, że jesteś znacznie przystojniejszy, niż twoi bracia. Ujrzenie cię nago to pewnie miły dla oczu widok - mruknął mu facet do ucha. Touya warknął ostrzegawczo i ponownie się szarpnął, dając tym samym do zrozumienia, że nie życzy sobie tego dotyku.
Wiem, że jestem ciasteczkiem, ale jakoś mi to w tej chwili nie pochlebia.
W życiu nie spodziewał się, że sam znajdzie się w sytuacji, w której to on będzie musiał modlić się o to, by nie zostać ofiarą molestowania. Przyzwyczaił się już do schematu, w którym nieudolnie do kogoś zarywa, by potem dostać kopa w dupę. Raz jedyny zdarzyło się, by to on powiedział, że nic z tego nie będzie - w przypadku Midoriyi.
A teraz maca mnie ktoś, kogo nawet nie znam i kto ewidentnie będzie chciał pozbawić mnie życia. Czy to ukryta kamera?
- Powiedz... jesteś z tych delikatnych, wstydliwych? Czy wręcz przeciwnie? - zapytał cicho mężczyzna, miziając palcami podbrzusze Touyi. W jego głosie było słychać niemałe rozbawienie. Przysunął się bliżej, co ani trochę nie poprawiło białowłosemu humoru.
- A co cię to obchodzi? - prychnął, rozeźlony.
Nie podobało mu się to, że facet ewidentnie chciał sprowadzić go do roli pasywa, a przynajmniej takie miał wrażenie po usłyszeniu tego głupiego pytania. Mocno to godziło w jego rolę samca alfa. Nie wyobrażał sobie siebie samego na dolnej pozycji, mimo wszystko.
Nad czym ja się w ogóle zastanawiam? Popieprzone.
- Ach, czysta ciekawość, słoneczko - odparł porywacz, teraz już ewidentnie ubawiony. Wysunął rękę spod koszulki Touyi i poklepał go po kroczu, a potem lekko je ścisnął, zapewne chcąc zobaczyć jak na to zareaguje.
- NIE OBMACUJ MNIE, TY PIEPRZONY ZBOCZEŃCU! - wykrzyknął Touya czując, że jego policzki zalewa rumieniec wstydu i wściekłości. Ten dotyk był niechciany i nieprzyjemny, wręcz go odrzucał.
- Oi, od razu zboczeńcu - żachnął się porywacz. - Przecież nic złego nie zrobiłem. Lepiej bądź cicho, jeśli nie chcesz, żebym zrobił ci krzywdę - dodał, z jawnym ostrzeżeniem w głosie. Uderzył pięścią w brzuch Touyi, wyrywając jęk bólu z jego ust.
Nie chcę nawet myśleć, jak źle musi się czuć Katsu po tym, co przeszedł. Mam nadzieję, że nie będę musiał się przekonywać osobiście, jak to jest.
Wraz z tą myślą przyszła fala emocji. Na pierwszy plan wysunęło się współczucie dla Bakugo i rozpacz związana z tym, że jego ukochany tyle przeszedł w swoim krótkim, dwudziestosześcioletnim życiu. Ostatnie wydarzenia pozwoliły mu zrozumieć, dlaczego chłopak nie pozwalał nikomu się do siebie zbliżyć. Ukrywał swoje prawdziwe uczucia i każdy szczegół swojej przeszłości, bo była zbyt trudna, by się nią tak po prostu podzielić.
- Po co mnie porwałeś? Żeby pomacać? - wydusił z siebie, poruszając się niespokojnie. Mimo że facet już nie stał tak blisko niego i trzymał ręce przy sobie, Touya nie czuł się ani trochę bezpiecznie i żałował, że nie ma jak przyłożyć temu cholernemu idiocie.
- Hm, nie. Ale powinieneś się cieszyć, że ktoś w ogóle chciał cię dotknąć. Z tego co się orientuję, mimo twojej niewątpliwej urody, nie kręci się przy tobie żaden adorator. W tej chwili mogłeś dostawać porządny wpierdol, ale trochę szkoda mi tej twojej już i tak obitej buźki - odparł porywacz, wyjątkowo czymś rozbawiony.
- To ja już wolę wpierdol, niż twój dotyk - stwierdził Touya, wyjątkowo poważnie. Cały czas zbierało mu się na wymioty, a jego serce waliło w piersi jak szalone.
- Jesteś zabawny. - Facet zaśmiał się cicho, muskając ustami kącik jego warg. - Wiesz, jeśli byś się dobrze postarał, może nawet dzięki mnie byś przeżył... ale skoro tak bardzo chcesz umrzeć, to kimże ja jestem, żeby cię powstrzymywać? - zapytał retorycznie, z udawanym smutkiem w głosie. - Możemy trochę ponegocjować. Byłbyś piękną ozdobą mojego domu.
- Masz na myśli, że miałbym grzecznie dawać ci dupy za gwarancję zachowania życia? Żartujesz sobie? - Touya skrzywił się lekko, a zaraz potem jego gardło opuścił krzyk bólu, gdy mężczyzna uderzył go z pięści w krocze. Trzeba przyznać, że miał dużo siły i raczej nie zamierzał się powstrzymywać.
- Nie ma czegoś takiego jak „gwarancja zachowania życia", słońce. Nie w tym przypadku, niestety - odparł porywacz z udawanym współczuciem.
- To jeszcze mniej opłacalny interes. - Touya przewrócił oczami, czego jednak facet nie mógł zobaczyć.
Zacisnął dłonie w pięści, szykując się na kolejny cios, który padł chwilę później, prosto w żebra. Wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, orientując się przy tym, że mężczyzna założył kastet.
To i tak lepsze niż seks z kimś, kogo twarzy nawet nie widzę przez tę cholerną opaskę.
Mężczyzna nie odpowiedział. Bił go w różne części ciała, głównie skupiając się jednak na twarzy i torsie. Touya klął głośno, w ten sposób dając wyraz swej frustracji i bólowi, jaki odczuwał. W pewnym momencie oberwał w szczękę tak mocno, że aż wypluł na podłogę kawałek zęba.
- Chyba na razie wystarczy - stwierdził porywacz. Pogłaskał Touyę po policzku i przesunął kciukiem po jego spierzchniętych usta. - Wpadnę do ciebie później. Może będziesz bardziej skory do współpracy - zamruczał, po czym wcisnął Todorokiemu knebel do ust, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć.
Touya warknął, okazując tym samym swoją złość. Porywacz cicho się zaśmiał, po czym faktycznie wyszedł, o czym mógł świadczyć dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi.
Błagam, niech mnie ktoś szybko znajdzie.
Wiedział, że wymaga za dużo. Z jego szczęściem, ów facet nie tylko zdąży go zgwałcić, ale i zabić, zanim pojawi się odsiecz. Jęknął przez knebel, pozwalając negatywnym emocjom wynurzyć się na wierzch. Przez ból klatki piersiowej ledwo był w stanie oddychać. Każde uniesienie się torsu sprawiało, że miał ochotę wrzeszczeć. Czuł się okropnie obolały, a pozycja, w jakiej był przykuty do ściany wcale nie poprawiała sytuacji - kończyny mu już ścierpły i wręcz marzył o tym, aby choćby usiąść, opuścić ręce, a najlepiej to się położyć.
Był całkowicie bezradny. Nie widział dla siebie żadnej szansy ani na ucieczkę, ani na przekonanie porywacza, aby go wypuścił. Mógł niby wykorzystać jego zainteresowanie na swoją korzyść, ale z drugiej strony jeśli coś by poszło nie tak, to skończyłby martwy szybciej, niż miał skończyć.
Co ja mam teraz, kurwa, zrobić...?
**
- To jaki masz plan? - zapytał Kirishima Katsukiego. Przytulał do siebie bladą jak ściana Minę i głaskał ją po włosach, powoli i uspokajająco.
- Bardzo prosty. Patrzcie tutaj - wskazał na drzwi główne, znajdujące się na schemacie budynku, który wydrukował im Sero. - Drzwi główne, którymi wejdzie Dabi. Kurogiriemu na nim zależy, więc nie będzie musiał się martwić, że zginie już od progu.
- Coś zbyt pięknie to brzmi. Już chcesz się mnie pozbyć? - zapytał Dabi ironicznie, krzyżując ręce na piersi.
- Zamknij się i słuchaj. - Bakugo przewrócił oczami. - Ja, Kaminari, Aizawa i Kirishima wejdziemy tędy. - Przeniósł palec na obrazek przedstawiający klapę od piwnicy. - A Mina, Shoto i tych dwóch policjantów tędy. - Wskazał na tylne drzwi. - To jest bardzo oczywiste zagranie i Kurogiri będzie się go spodziewał. Jestem pewien, że złapią nas wszystkich zaraz po wejściu.
- I to niby twój plan? Dać się złapać? - Shoto spojrzał na niego jak na wyjątkowo upośledzone dziecko, które nie zdaje sobie sprawę z tego, co mówi. Zresztą, wszyscy pozostali też mieli podobne wyrazy twarzy.
- Tak, ale będziemy mieli tajną broń. - Bakugo uśmiechnął się zadziornie i spojrzał na Togę, która otworzyła szeroko oczy z zaskoczenia, jakby domyślając się, że to ją miał na myśli. - Toga jest drobna i szczupła, więc da radę wkraść się do systemu wentylacyjnego. Weźmie ze sobą nie tylko broń, ale też strzałki usypiające. Gdy goryle doprowadzą nas do Touyi, wykorzysta to.
- A skąd niby będzie wiedziała, gdzie jesteśmy i jak ma się tym szybem przemieszczać, geniuszu? - zapytał Aizawa sceptycznie.
Nikt nie wierzy w moją inteligencję. Jeszcze zobaczą, że to najlepsze, co możemy zrobić.
- Umieścimy na Dabim mały czujnik, który będzie mogła z łatwością namierzyć. Kiedy dotrze szybem na miejsce, zaczeka aż i my zostaniemy tam doprowadzeni. W odpowiedniej chwili dam jej znak. Taki. - Przesunął kciukiem po swojej brodzie, demonstrując go wszystkim. - Wtedy zacznie strzelać strzałkami, a my rozpętamy jatkę.
- W tym i tak jest luka. Co, jeśli nas unieruchomią? To byłoby najrozsądniejsze posunięcie z ich strony - zauważyła Mina. Nikt nie wyglądał na przekonanego co do słuszności pomysłu.
- O tym też pomyślałem. Jeżeli nie będę mógł dać sygnału gestem, Toga strzeli na słowa „no to jesteśmy w dupie". Jakby nie patrzeć, nie będą wydawały się podejrzane. - Bakugo wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Strzelisz prosto w Kurogiriego. Jeśli nagle padnie, jego goryle pewnie na moment spanikują. Na pewno większość z was umie posługiwać się wytrychami i będzie w stanie otworzyć nimi kajdanki. A jeśli zwiążą nam ręce linami, wystarczy użyć scyzoryków. Jestem pewien, że przynajmniej jedno z nas będzie w stanie się uwolnić.
- Mocno to naciągane. I nie podoba mi się, że Toga ma wziąć w tym udział - odparł Dabi, krzywiąc się z niezadowoleniem. Widać było, że martwi się o dziewczynę.
- Toga będzie najbezpieczniejsza. Najwięcej nieprzewidzianych sytuacji rozpęta się w momencie, gdy zaczniemy się napierdalać. Jakaś zabłąkana kula może trafić nie tam, gdzie powinna. Ktoś może umrzeć. Wiem, że ten plan nie jest wybitnie dopracowany, ale nic lepszego nie wymyślimy. Kurogiri nie jest głupi i wie, że nie przyjdziesz sam. A jeśli byś to zrobił, to tylko by się ucieszył. A wtedy nie tylko Touya by zginął, ale ty też - odparł Katsuki, krzyżując ręce na piersi.
- Dlaczego nie chcesz wprowadzić Ojiro i Shoji'ego w sytuację? Co mam niby powiedzieć Iidzie, jak zapyta, dlaczego znowu robimy coś wbrew prawu? - Shoto lekko się skrzywił. Przeczesał swoje dwukolorowe włosy palcami, niezbyt przekonany.
- Nie ufam tym dwóm. Może i wam pomogli odbić mnie i Dabiego, ale to by było na tyle. Dlatego powiemy im, że plan był inny. Mieliśmy się wkraść dwoma wejściami, wyłączyć korki i złapać zakładników, którzy powiedzieliby nam, gdzie Touya, ilu mają ludzi i tak dalej. A to, co powiesz swojemu szefowi, to nie moja sprawa. Zawsze możesz go ze sobą zabrać, ale jeśli będzie chciał później nas wszystkich aresztować, to będę pierwszym, który strzeli mu łeb - stwierdził, patrząc na mężczyznę poważnie.
Nigdy nie ufałem policji, a Shoto powinien być ostatnią osobą, która się temu dziwi.
- Jesteś szalony - jęknął Kiri, przesuwając dłonią po twarzy. - Przecież możemy wszyscy tam zginąć. No i skąd pomysł, że goryle nie dostali polecenia, żeby od razu sprzątnąć intruzów?
- W takim układzie na ogień odpowiemy ogniem, ale nie sądzę, by to było konieczne na tamtym etapie. Kurogiri będzie chciał zrobić z egzekucji Touyi widowisko, dlatego im więcej osób to zobaczy, tym lepiej. Zawsze taki był, pewny siebie dupek. - Bakugo spojrzał po każdym po kolei, próbując znaleźć w nich jakieś poparcie. Jedynie Toga, Aizawa i Mina wyglądali na przekonanych.
- Jak to mówią, bez ryzyka nie ma zabawy - stwierdził nagle Denki, zwracając na siebie spojrzenia wszystkich zgromadzonych. - To głupi i niebezpieczny plan, ale jedyny, jaki mamy. Nawet jeśli ktoś zginie, to cóż... w każdym, nawet najlepszym planie zawsze są luki. Zawsze może wydarzyć się coś nieprzewidzianego. Nie możemy zostawić Touyi, więc jeśli nikt nie ma innego pomysłu, proponuję zaryzykować.
- Nie musicie brać w tym udziału, jeśli nie chcecie. Nie będę was namawiał - dorzucił od siebie Katsuki. Dla niego liczyło się to, aby wszyscy byli zgodni.
Zapadła cisza, przerywana przez ciche westchnienia. Bakugo stał wyprostowany i czekał, nie zamierzając przekonywać ich do wzięcia udziału w tym szaleństwie. Doskonale wiedział, że sporo ryzykował. Wręcz wszystko.
Gdyby istniało z tego jakieś dobre wyjście, chętnie bym je im podał na tacy.
- Dobra. Ja jestem za - mruknął Aizawa, ziewając przy tym przeciągle. Mina, Kiri, Denki i Toga również pokiwali głowami na znak zgody. Sero nie miał tutaj nic do powiedzenia. Jedynie Shoto i Dabi wyglądali, jakby mieli zamiar go zamordować.
Jak to mówią, nie można mieć wszystkiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro